Geje w totalnym zwisie

Bartosz Żurawiecki

Felieton z numeru 41. “Repliki” (styczeń/luty 2013 r.)

W Berlinie na ulicy, przy której czasami mieszkam, zorganizowano protest. Dotyczył on… planów zamiany latarni gazowych na elektryczne. Na protest  ów przyszło więcej ludzi niż na Marsz Tolerancji w Poznaniu, który, zdaje się, dotyczył spraw istotniejszych niż rodzaj ulicznego oświetlenia.

Wciąż mnie zadziwia, że – jeśli sądzić po manifestacjach, po akcjach społecznych, po podpisach pod różnego rodzaju petycjami, po liczbie członków organizacji i odbiorców kultury gejowskiej – szeroko pojęte środowisko LGBT składa się w Polsce, kraju trzydziestoośmiomilionowym, z kilkuset osób. To wielkość, która właściwie się nie zmienia. Jeśli rośnie, to w tempie żółwim (a może raczej maleje? – frekwencja na poznańskim marszu była przecież najniższa od lat). Wyciągnąć stąd należy logiczny wniosek, że w Polsce gejów z lesbijkami niet. Lub też, że stanowią jakiś mikry promil społeczeństwa, dla którego nie tylko, że nie warto zmieniać prawa, ale nawet otwierać ust.

Sytuacja przedstawia się inaczej z perspektywy portali randkowych. Na nich wyglądamy całkiem konkretnie. Jaki stąd wniosek? Ano taki, że geje w Polsce są cali spoza środowiska. Czyli, że nie ma środowiska, bo wszyscy są poza nim. Przeglądam niektóre profile – owszem, stosunkowo niewiele już tych bez twarzy, opatrzonych nickiem typu „totalnadyskrecja”. Za to nierzadko trafia się tekst w stylu: „prędzej zjem tłuczone szkło niż dam na KPH”.  Dlaczego?  – pytam czasami autorów. Odpowiedzi otrzymuję (jeśli w ogóle otrzymuję) mętne:  bo „jestem normalny”, bo „psują wizerunek”, bo „się obnoszą”. O co, kamon? Czas płynie, a śpiewka wciąż ta sama.

Mam jeszcze inną hipotezę – środowiska LGBT w Polsce nie ma, gdyż przebywa na emigracji. W Londynie albo we wspomnianym Berlinie. O! Tam to dopiero można spotkać rodzimych gejów (a nawet i lesbijki) aktywnie (i pasywnie)  uczestniczących w paradach, podpisujących listy obecności w klubach i saunach, czytających branżowe media, oglądających wiadome filmy itd. itp. Polak potrafi, szkoda że zagranicą – taka była piosenka w minionym (ponoć) systemie.

Dlaczego? Dlaczego pedały w ojczyźnie mają wszystko w dupie, podczas gdy na obczyźnie potrafią tę dupę nadstawić? Pewnie dlatego, ze nic im za to nadstawienie nie grozi, poza odrobiną przyjemności. Ktoś bowiem wcześniej zebrał na swoim tyłku cięgi, by innym wolno było radośnie nim kręcić.

Można oczywiście wzruszyć tyłkiem na tę milczącą większość i dalej uprawiać heroicznie swój ogródek, gdyby nie zatrważające widoki, jakie oglądam chociażby przy okazji Marszów Niepodległości. Są w Polsce liczne środowiska, tylko, niestety, nie są to środowiska LGBT.

I tu krotochwile się kończą, chyba że rzeczywiście wszyscy wyjedziemy do Londynu albo Berlina, zgodnie z życzeniem polskiej prawicy. Bo już naprawdę nie chodzi o to, że nas ciocia z wujkiem zobaczą w telewizyjnej migawce na Paradzie Równości i „sobie pomyślą”. To już w ogóle nie jest kwestia orientacji seksualnej takiej czy siakiej. To jest kwestia orientacji światopoglądowej. Kwestia tego, jakiej Polski chcemy lub, przynajmniej, jakiej nie chcemy.

Ja wiem, że wszyscy jesteśmy wyjątkowi, różnorodni, zgoła queerowi. Ja wiem, że okoliczności obiektywne nie sprzyjają zbiorowym uniesieniom na świeżym powietrzu. Deszcz zacina, PKP nie dowozi, nagłośnienie nie działa, łysi rzucają prowiantem. Z tych powodów i mnie czasami na pikiety i parady uczęszczać się nie chce. Ale nawet nie musimy wychodzić na ulicę.  Nie opuszczając sieci, popatrzmy sobie najpierw w lewo (bida z nędzą), a potem w prawo. Uff, tłoczno i duszno jak w saunie gejowskiej! Napiszę więc coś szalenie niepopularnego – weźmy wreszcie przykład z kiboli, katoli i obrońców Telewizji Trwam. Choćby tylko po to, by oni nie mogli wziąć się za nas.

Wyimki:

Sądząc po akcjach społecznych, środowisko LGBT w Polsce to kilkaset osób, ale na portalach randkowych wyglądamy całkiem konkretnie.

Weźmy przykład z kiboli, katoli i obrońców Telewizji Trwam