Jestem nudny

Długo się głowiłem, o czym napisać kolejny felieton do „Repliki”. Żeby tak było o życiu, ale jednocześnie zahaczało o ważkie problemy oraz kwestie istotne. Po kilku tygodniach daremnych rozmyślań doszedłem w końcu do wniosku, że nie mam o czym pisać, bo jestem nudny i nieciekawe życie prowadzę – niezależnie od tego, z której strony na nie spojrzeć.

Bo tak: po pierwsze jestem nudny jako Polak, czyli mieszkaniec średniej wielkości kraju pogrążonego w swoich obsesjach, choć jednocześnie od kilku lat będącego członkiem Unii Europejskiej, a więc rozwijającego się powoli, lecz systematycznie. Nasze świry i schizy nikogo poza nami nie obchodzą, o czym dobitnie przekonuję się za każdym razem, gdy jestem zagranicą. Mówię tam, skąd pochodzę, na co pada nieśmiertelne: „What? Holland?”. Coś tam próbuje tłumaczyć, daremnie! Mówimy przecież najtrudniejszym językiem świata, a po angielsku ciężko wyrazić specyfikę naszej, za przeproszeniem, duszy. Jako kochankowie także jesteśmy umiarkowanie pożądani – gdzie nam do Hiszpanów, Włochów czy Latynosów!

Ostatnio, kiedy znowu przebywałem w kraju zagranicznym, dowiedziałem się, że Polacy to zatwardziali katolicy, którzy  kradną samochody. Ponieważ krzyżem nie leżałem i niczego nie ukradłem, szybko straciłem zainteresowanie towarzystwa. Nawet w stereotyp się nie chciałem wpasować. Cóż począć?

Mógłbym oczywiście zaszokować mych rozmówców informacją, że jestem gejem, ale doprawdy, kogoż na Zachodzie jeszcze takie rewelacje szokują? A i w Polsce, mam wrażenie, bycie, ot tak, po prostu zwykłym gejem to za mało. Ja tymczasem gej ani zniewieściały, ani przesadnie męski. Uwielbiam przebierać się, gdy trzeba odstawić jakieś widowisko, jednak w cywilu nie czuję się wcale transseksualny. Przeciwnie – całkiem jestem ze swych atrybutów płciowych zadowolony.

Bywam dość konkretny, za to mało dyskretny. Zbyt krotko żyłem w komunie, by zostać PRL-ówską ciotą, ale za wcześnie się urodziłem, by dzisiaj uchodzić za hipstera. Jestem niby ze środowiska, lecz czasami zmieniam to środowisko na inne środowisko, bo, jak wiadomo, przeciętny człowiek to istota społeczna i ciężko mu żyć poza jakimś środowiskiem. Z drugiej strony, głębokie pokłady mizantropii każą mi unikać igrzysk, eventów, plenerowych koncertów, meczów, imprez masowych i medialnych sensacji. Tracę w ten sposób okazję, by trafi ć na pierwsze strony mediów i skomentować coś, co komentuje milion pięćset innych osób. Ergo, jestem nie na czasie i nie na czacie.

Wiek mam średni, ciało takie sobie. Na gwiazdora porno się nie nadaję, zresztą na siłowni byłem w swoim życiu raz – potem przez tydzień bolał mnie palec wskazujący lewej ręki. Misiem jednak też się nie nazwę, twinkiem tym bardziej nie, a słowo „normalny” przyprawia mnie o spazmy i paroksyzmy. Rekordów seksualnych nie biję, choć za kołnierz nie wylewam. Zarazem nie palę się do zakładania rodziny, normatywnej czy nienormatywnej. Dzieci nie zamierzam posiadać (ani po ojcowsku, ani po kapłańsku), gdyż za Antonim Słonimskim uważam, że „dzieci są zakałą ludzkości”, a ludzkość jako taka nie zasługuje na kontynuację.

Gdzie nie spojrzeć – banał. Już dawno się z tą myślą pogodziłem i właściwie chciałem wycofać się w domowe pielesze, by w spokoju pić ziółka, gdy nagle zostałem – wraz z Mariuszem Kurcem i kilkudziesięcioma innymi widzami comiesięcznego, rutynowego pokazu kina LGBT w Krytyce Politycznej – zaatakowany przez grupę „nieznanych sprawców”, którzy rzucili w nas granaty dymne. I wtedy zrozumiałem, że nudny, przeciętny gej to w Polsce wciąż oksymoron. Gdyż bycie gejem (lesbijką, transseksualistą etc.) – nie tym zakłamanym i nie tym z pudelka – jest tutaj nadal wyzwaniem. Marzeniem ściętej głowy. Bo jak będziesz chciał uprawiać swój ogródek, to zawsze znajdzie się ktoś, kto – z zawiści, chamstwa, frustracji itd. – do tego ogródka ci narobi. Taki kraj, taka tradycja. Tu nie pozwolą ci się nudzić czy być nudziarzem. Oba przywileje zarezerwowane są wyłącznie dla prawdziwych Polaków. Czyli pewnie takich, którzy leżą krzyżem, kradną samochody i rzucają granatami dymnymi.

 

en → pl
Nadal