Kropla drąży skałę

dorota_stobieckaRelacja z konferencji Kampanii Przeciw Homofobii „Kropla drąży skałę”, w której wzięło udział pięćdziesięcioro rodziców osób LGBT;

 

Dorota Stobiecka, mama geja:

Jakiś czas temu usłyszałam od pewnej pani, której sąsiadami została para gejów: „Nie mam nic przeciw, niech sobie mieszkają, byle by krzywdy nikomu nie robili”. To jest ta liberalna postawa? Zagotowałam się. A dlaczego oni by mieli robić komuś krzywdę? Skąd zaraz „na wejściu” takie zastrzeżenie? Czy gdyby wprowadził się chłopak z dziewczyną, to by też zaraz o tej „krzywdzie” wspominała? Albo, że niech sobie żyją, tylko aby się nie „obnosili. A hetero mogą się obnosić? Więc mi chodzi o to, że nie powinniśmy zwracać uwagi tylko na te drastyczne przypadki dyskryminacji. Mnóstwo uprzedzeń i stereotypów siedzi w języku, w tekstach tolerancyjnych, ale tylko pozornie.

Przeszłam fazy rozmawiania i nierozmawiania ze znajomymi o moim synu. Był czas, że weszłam do szafy, a teraz zaczynam dostrzegać nawet drobiazgi dotyczące różnego traktowania. Dlaczego mnie znajomi nie pytali, czy mój syn wziął ze swoim chłopakiem kredyt na mieszkanie czy nie wziął? Dlaczego nie pytali, jak synowi się wiedzie w związku, jaki jest ten jego chłopak? Jak mówię, że się pokłócili, to dlaczego mnie nie zagadną potem, czy już się pogodzili? Przy naszych dzieciach hetero to tak działa – ich życie szczegółowo ze znajomymi się omawia. To nie może być tabu i to jest nasza sprawa, rodziców, by to przełamywać. Jak się wybierałam na spotkanie Akademii Zaangażowanego Rodzica, to pytali: „Jedziesz na „to swoje spotkanie do Warszawy?”. Ludzie szukają różnych wybiegów, by nie nazwać rzeczy po imieniu.

W styczniu zorganizowałyśmy w Łodzi spotkanie. Było nas kilka mam. Zaprosiłyśmy innych rodziców osób LGBT, ale nie tylko – wszelkich sojuszników/czek, krewnych, rodzeństwo, zstępnych, wstępnych i wszelkich przyjaciół królika. Warunkiem wstępu na spotkanie było przyniesienie ciasta. Bo stwierdziłyśmy, że przy cieście i kawce lepiej się będzie gadało. I przerosło nas to spotkanie. 70 ciast było! Całe stosy, jak to zjeść wszystko? Zaczęłyśmy gadać, były łzy, jak zwykle. Potem zaprosiłyśmy pedagożki. Przyszły, zobaczyły kilkadziesiąt mam gejów i lesbijek plus kilku ojców. Oczy im się zrobiły bardzo okrągłe, że nas tak dużo.

Kilka miesięcy później organizujemy następne spotkanie, a ja szukam w komputerze zdjęć z tego pierwszego, styczniowego – bo to przecież fajna pamiątka. I nagle sama siebie przyłapuję: przecież na tym spotkaniu nie było zdjęć, sama nie chciałam! Teraz zachodzę w głowę, dlaczego? Bośmy jednak trochę w tych szafach siedziały. Mam jedno zdjęcie – tylko nogi widać! (patrz: obok) No, więc to są nogi, które kilka miesięcy później doszły tam, gdzie trzeba – do punktu, w którym nie ma wstydu, że się jest mamą geja czy lesbijki.

Jestem mamą geja i dla mnie nawet „sojuszniczka osób LGBT” to nie jest zbyt adekwatne określenie. Słowo „sojusz” kojarzy mi się politycznie, kojarzy mi się, że jak się z kimś zawiera sojusz, to wcześniej czy później się ten sojusz łamie. A ja z moim synem sojuszu ani nie zawierałam, ani go nie złamię. Ja go kocham, ja go znam, jestem po jego stronie i już.

 

Cały tekst do przeczytania w „Replice” nr 62.

Foto: Magdalena Braniewska

spistresci