Nogi, które doszły

Pięćdziesięcioro akceptujących rodziców osób LGBT w jednym miejscu, na konferencji KPH, to jest taka moc, że chce się płakać z radości

 

fot. arch. pryw.
Styczeń 2016 – spotkanie rodziców osób LGBT w Łodzi „Nogi, które doszły”

 

Tekst: Mariusz Kurc

Jeśli sukces mierzyć ilością wylanych łez, to ta konferencja była bardzo udana – śmieje się Kasia Remin, koordynatorka Akademii Zaangażowanego Rodzica, działającej od 4 lat przy Kampanii Przeciw Homofobii. Na dzień przed tegoroczną Paradą Równości Kampania wspólnie z Fundacją im. R. Luksemburg zorganizowała konferencję „Rodzice osób LGBT – kropla drąży skałę”. Wzięło w niej udział około pięćdziesięcioro rodziców osób LGBT. Ponad czterdzieści mam i kilku ojców.

Kasi chodzi o łzy radości i wzruszenia, nie smutku. I nie słabości – w tych „mokrych” oczach mam gejów, lesbijek, osób bi- i trans naprawdę widać siłę. Te oczy mówią: „Już wszystko zrozumiałam”, „Jestem z Wami i jesteśmy razem”. Niektóre mamy dodawały, że nie tylko zaakceptowały homo- czy biseksualność swego dziecka, ale wręcz cieszą się z niej. Mój świat był jakiś szary w porównaniu z tym, co widzę teraz, pokolorował mi się. Wszystkich postrzegałam jako hetero, a teraz wiem, że oprócz hetero jest jeszcze cała tęcza – mówi jedna z nich, lico uśmiechnięte, w oczach – determinacja. Te mamy są naprawdę gotowe zmieniać świat.

Sabi i Tamari

Gruzinka Tamari Dzamukashvili, mama zamordowanej dziewczyny trans, nie dojechała, bo złamała nogę. Jej historię opowiedział zastępca, gruziński działacz LGBT Levan Berianidze. Zaczął od tego, że wg badań ok. 90% ludzi w Gruzji uważa, że homoseksualności nie można zaakceptować.

Sabi Beriani była nieustraszoną działaczką i piękną dziewczyną. Wyoutowała się publicznie jako osoba trans w 2010 r., gdy miała 19 lat. Udzielała się społecznie, przyjmowała zaproszenia do programów TV. 10 listopada 2014 r. napastnicy włamali się do jej mieszkania, zadali jej wiele ciosów nożem, potem podpalili mieszkanie. Sabi zmarła. Śmierć córki uczyniła z Tamari naszą sojuszniczkę i działaczkę. Matka stara się nagłośnić toczącą się sprawę sądową. Zabójstwo Sabi nie zostało uznane za zbrodnię z nienawiści motywowanej transfobią, mało tego, sprawcy nie odpowiadają za morderstwo, tylko za pobicie i podpalenie.

Aneta Ostrowska ze stowarzyszenia Akceptacja, mama Wiktorii, opowiedziała o książce „Rodzice, wyjdźcie z szafy”, którą gratis otrzymują prenumeratorzy/rki „Repliki” jako bonus do tego numeru (patrz: strona 7).

Krzysztof Kacprowicz, tata Michała opowiedział o dwóch blogach, które są prowadzone przez ośmioro rodziców osób LGBT. Właśnie odnieśli swój pierwszy blogerski sukces: podczas gdy zwykle zaliczają ok. 30 wejść dziennie, dzień przed konferencją mieli nagle… 13 tysięcy wejść! To dzięki Danucie Zarzecznej, mamie Patrycji, która napisała, jak na demonstracji KODu wręczyła Mateuszowi Kijowskiemu tęczową parasolkę, cyknęła fotkę, fotka poszła na blog. (rodzicelgbt.blox. pl, rodzicelgbt.wordpress.com)

Zarówno Krzysztof jak i Danuta należą do nieformalnej grupy „Rodzice przy KPH”. Działają praktycznie bezkosztowo. Jedna osoba nic nie może? Oj, może sporo, może. 2 lipca Dana trafi ła na okładkę „Wysokich Obcasów”.

Jak wygląda gej?

Pokaz dokumentalnego filmu „Moje dziecko” (reż. C. Candan) o rodzicach osób LGBT z Turcji. Zrobiony najprościej jak można – ot, gadające głowy. Ale człowiek siedzi zahipnotyzowany autentycznością tych twarzy, min, gestów i słów. I znów – łez. Jedna z tureckich mam opowiada, jak to dała się namówić na spotkanie z gronem kolegów syna, gejów: Zobaczyłam grupkę postawnych mężczyzn, większość z brodami i od razu do syna z pytaniem „To są ci twoi geje? Przecież geje tak nie wyglądają!” I zaraz się złapałam: a skąd ja niby wiem, jak wyglądają geje?

Po seansie Tamara Uliasz, mama homoseksualnego Leszka, uśmiecha się do mnie: Ja miałam tak samo parę lat temu. Poszłam z Leszkiem na Paradę, patrzę, a tu nagle koło nas stoi cały „oddział” takich bysiów. Wystraszyłam się, pomyślałam, że to te osiłki, narodowcy – tak blisko nas?! Mówię to Leszkowi, a on: „Mama, no co ty! Przecież to są nasze miśki”.

70 ciast

Furorę zrobiło wystąpienie Doroty Stobieckiej z Łodzi, mamy geja. Jakiś czas temu usłyszałam od pewnej pani, której sąsiadami została para gejów: „Nie mam nic przeciw, niech sobie mieszkają, byle by krzywdy nikomu nie robili”. To jest ta liberalna postawa? Zagotowałam się. A dlaczego oni by mieli robić komuś krzywdę? Skąd zaraz „na wejściu” takie zastrzeżenie? Czy gdyby wprowadził się chłopak z dziewczyną, to by też zaraz o tej „krzywdzie” wspominała? Albo, że niech sobie żyją, tylko aby się nie „obnosili”. A hetero mogą się obnosić? Więc mi chodzi o to, że nie powinniśmy zwracać uwagi tylko na te drastyczne przypadki dyskryminacji. Mnóstwo uprzedzeń i stereotypów siedzi w języku, w tekstach tolerancyjnych, ale tylko pozornie.

Przeszłam fazy rozmawiania i nierozmawiania ze znajomymi o moim synu. Był czas, że weszłam do szafy, a teraz zaczynam dostrzegać nawet drobiazgi dotyczące różnego traktowania. Dlaczego mnie znajomi nie pytali, czy mój syn wziął ze swoim chłopakiem kredyt na mieszkanie czy nie wziął? Dlaczego nie pytali, jak synowi się wiedzie w związku, jaki jest ten jego chłopak? Jak mówię, że się pokłócili, to dlaczego mnie nie zagadną potem, czy już się pogodzili? Przy naszych dzieciach hetero to tak działa – ich życie szczegółowo ze znajomymi się omawia. To nie może być tabu i to jest nasza sprawa, rodziców, by to przełamywać.

Jak się wybierałam na spotkanie Akademii Zaangażowanego Rodzica, to pytali: „Jedziesz na „to swoje spotkanie do Warszawy?”. Ludzie szukają różnych wybiegów, by nie nazwać rzeczy po imieniu.

W styczniu zorganizowałyśmy w Łodzi spotkanie. Było nas kilka mam. Zaprosiłyśmy innych rodziców osób LGBT, ale nie tylko – wszelkich sojuszników/czek, krewnych, rodzeństwo, zstępnych, wstępnych i wszelkich przyjaciół królika. Warunkiem wstępu na spotkanie było przyniesienie ciasta. Bo stwierdziłyśmy, że przy cieście i kawce lepiej się będzie gadało. I przerosło nas to spotkanie. 70 ciast było! Całe stosy, jak to zjeść wszystko? Zaczęłyśmy gadać, były łzy, jak zwykle. Potem zaprosiłyśmy pedagożki. Przyszły, zobaczyły kilkadziesiąt mam gejów i lesbijek plus kilku ojców. Oczy im się zrobiły bardzo okrągłe, że nas tak dużo.

Kilka miesięcy później organizujemy następne spotkanie, a ja szukam w komputerze zdjęć z tego pierwszego, styczniowego – bo to przecież fajna pamiątka. I nagle sama siebie przyłapuję: przecież na tym spotkaniu nie było zdjęć, sama nie chciałam! Teraz zachodzę w głowę, dlaczego? Bośmy jednak trochę w tych szafach siedziały. Mam jedno zdjęcie – tylko nogi widać! (patrz: obok) No, więc to są nogi, które kilka miesięcy później doszły tam, gdzie trzeba – do punktu, w którym nie ma wstydu, że się jest mamą geja czy lesbijki.

Jestem mamą geja i dla mnie nawet „sojuszniczka osób LGBT” to nie jest zbyt adekwatne określenie. Słowo „sojusz” kojarzy mi się politycznie, kojarzy mi się, że jak się z kimś zawiera sojusz, to wcześniej czy później się ten sojusz łamie. A ja z moim synem sojuszu ani nie zawierałam, ani go nie złamię. Ja go kocham, ja go znam, jestem po jego stronie i już.

Jeden syn może wziąć ślub, a drugi nie?

Sabina Brennan z Irlandii elektryzuje wszystkich. Mówi z prędkością światła i z zapałem komentatora sportowego. Wcale nie planowała być działaczką LGBT, ale jej syn jest gejem i gdy w zeszłym roku zaczęła się kampania przed referendum w sprawie małżeństw jednopłciowych, to po prostu nie mogła tylko siedzieć i czekać na wynik. Trzeba było się zaangażować. Zaczęła twittować, zaczęła chodzić po sąsiadach od drzwi do drzwi.

Przekaz? Najprostszy z możliwych. Mam dwóch synów. Jeden może wziąć ślub, drugi nie – to jest nierówność.

Jej syn, Gavin Brennan, muzyk wrzucał do youtube’a kolejne covery piosenek z przerobionymi tekstami tak, by pasowały do referendum. Na jednym z wieców chłopak Gavina klęknął przed nim, oświadczył się… Domyślacie się już? Tak, Sabinie głos zaczyna drżeć, na sali szmer od wyciągania chusteczek z torebek.

W kuluarach – luźne rozmowy. Jedna mama pyta mnie, jak powiedzieć 9-letniemu synowi, że starszy, Kuba, jest gejem. Bo na razie Kuba, jak przyprowadza swego chłopaka, Damiana, do domu, to funkcjonują jak koledzy – przed dziewięciolatkiem jest szafa. Mówię: Proszę spokojnie powiedzieć młodemu, że Kuba zakochał się w Damianie. Młody zrozumie szybciej, niż się wydaje.

Druga mama mówi, że jej syn jest w związku z chłopakiem od dwóch lat, mieszkają razem i gdy przyjeżdżają do nas, to ani się nie całują, ani nie obejmują, ani nic. Tak to jest w związkach gejowskich? Mówię, że jest czułość, tylko homofobia ich nauczyła, że mogą być czuli dla siebie tylko wtedy, gdy nikt nie widzi.

Jeden tata mówi mi: A z osiem lat miał i ja już wiedziałem, że jest gejem. Jak jest rodzic uważny i nie wypiera informacji, to można się domyśleć naprawdę wcześnie – i uśmiecha się od ucha do ucha. Dodaje, że już kilku młodym chłopakom i dziewczynom dawał rady, jak się wyoutować przed rodzicami.

Trzecia mama o nic nie pyta, tylko się cieszy, bo jej córka wraz z żoną w Wielkiej Brytanii spodziewają się dziecka. Wtóruje jej czwarta mama, która, szczęśliwa, opowiada, że jej syn ma fantastycznego partnera w Niemczech i ona już też niedługo zostanie babcią. Piąta mama… Szósta mama… Siódma mama… No, po prostu musicie przyjść na następną konferencję KPH z rodzicami i posłuchać ich. Jest moc.

Jak wielka, słychać było dzień po konferencji na Paradzie Równości. Na platformie przemawiali Marzanna Latawiec, mama trzech synów – jednego heteryka i dwóch gejów oraz Adam Małecki, tata geja, o którym pisaliśmy w numerze 50. „Repliki”. Oboje dostali ogromne brawa. Wszyscy akceptujący rodzice – dzięki!

 

Tekst z nr 62/7-8 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Marcinkowskie

Ewelina i Marta opowiadają o swej córeczce Madzi, o wspólnym nazwisku, o coming outach, o tym, jak się zakochały i jak razem idą przez życie

 

od lewej Madzia, Marta i Ewelina Marcinkowskie                                                 foto: Angeline Glk

 

Ewelina: Najpierw tylko ja byłam Marcinkowska. Bo to moje rodowe nazwisko.

Marta: A decyzję o zmianie naszego, mojego i naszej córeczki Madzi, dostałam w maju tego roku. Ale zaczęłyśmy o tym myśleć już w styczniu, po naszym ślubie.

E: To był ślub nieformalny. Poprosiłyśmy dwoje świadków, kupiłyśmy obrączki i pojechałyśmy do Parku Cytadela. Średni pomysł, taki spacer w środku mroźnej zimy (śmiech). Ale było warto. Złożyłyśmy przysięgę, wymieniłyśmy obrączki i wróciłyśmy ze świadkami na szampana. Wieczorem zorganizowałyśmy duże spotkanie w pubie. Przywitali nas chlebem i solą, był tort weselny, pierwszy taniec, toasty, mnóstwo radości i szczęścia. Formalnie niczego to nie zmieniło, ale nas bardzo zbliżyło, w końcu przysięgałyśmy (śmiech). Wtedy pomyślałyśmy, że wspólne nazwisko byłoby swoistym przypieczętowaniem przysięgi. Zapytałyśmy adwokata i okazało się, że nie ma przeszkód. W Polsce można przyjąć nazwisko partnera, jeśli pozostaje się w związku nieformalnym, niezależnie od tego, czy to para homo czy hetero. Teoretycznie, bo poradzono nam jednak, by na wstępie nie informować, że homo.

M: A urzędnik i tak szybko się zorientował: „Dlaczego po prostu nie weźmie pani ślubu?”. „Bo zgodnie z obowiązującym prawem, nie jest to możliwe”. Odmówił mi przyjęcia wniosku. Wyszłam roztrzęsiona, zadzwoniłam do Eweliny. Płakałam. Ewelina mnie zmotywowała: jeśli nie teraz, to nigdy – wracaj tam. Wróciłam – i od razu do dyrektora złożyłam skargę. Dwa tygodnie później świętowałyśmy pozytywną decyzję.

Zakochane

M: Pierwszy raz zobaczyłam Ewelinę na imprezie kobiecej w 2011 r. Urzekła mnie tym, że pomogła jednej dziewczynie założyć płaszcz.

E: Ja cię wtedy nie zauważyłam. Żałuję.

M: Kolejny raz, kiedy się widziałyśmy, byłam już w ciąży. To było w klubokawiarni. Przechodziłam obok Eweliny i upadła mi serwetka, miałam zajęte ręce, więc poprosiłam: „Podniesiesz?”. A ona: „Nie jesteś niepełnosprawna ani w ciąży, sama sobie podnieś” (śmiech).

E: Do dziś się tego wstydzę…

M: Przez resztę wieczoru mi usługiwała. Jeśli ktoś w lokalu jeszcze nie wiedział, że jestem w ciąży, to się dowiedział. Potem był rok przerwy, a potem piknik w Parku Cytadela. Byłam tam z maluteńką Adzią i ówczesną dziewczyną.

E: A ja nie mogłam oderwać od Marty wzroku.

M: Myślała, że jak ma ciemne okulary, to tego nie widać (śmiech).

E: Potem zupełnie przypadkiem spotkałyśmy się w jednym z poznańskich klubów. Marta dała mi oficjalny komunikat, wypowiedziany chorem z jej już-nie-dziewczyną, że nie są razem, ale mają jeszcze wspólne sprawy i dlatego wciąż utrzymują kontakt.

M: Tego wieczoru całym towarzystwem przyjechaliśmy do mnie i Madzia pierwszy raz widziała Ewelinę. Wpatrywały się w siebie jak zaczarowane. Po prostu miłość od pierwszego wejrzenia (śmiech).

E: Dokładnie, zakochałam się. I w Marcie, i w Adzi.

M: Bo Madzia tak na siebie mówi – Adzia.

E: Nie potrafiłam przestać o nich myśleć. W końcu zadzwoniłam i zaproponowałam Marcie spotkanie. Powiedziała: „Godzina z tobą czy książka? Hmm… wybieram ciebie”. Pamiętam, że nie mogłyśmy się rozstać. Siedziałyśmy na ławeczce, a obok odjeżdżały kolejne tramwaje.

Potem Marta poznała moją rodzinę, przyjaciół. Wspólne śniadania, kolacje, czułam, że zaczynam ją kochać. Pomagałam przy kąpieli małej, przy wieczornym karmieniu, czasem kładłam ją do łózka. Na weekendy dziewczyny przyjeżdżały do mnie, miałam w pokoju łóżeczko turystyczne. Którejś nocy Madzia płakała, Marta poprosiła, bym do niej wstała i przyniosła ją do łózka. Położyłam ją między nami, a ona chwyciła swoją malutką rączką mój palec. Wiedziałam już, że ten maluch mi ufa i że zaczynamy tworzyć we trojkę coś ważnego. Pewnego dnia zaproponowałam, żeby zostały ze mną już na zawsze. Zamieszkałyśmy razem.

Inni ludzie

M: Kiedyś jedna z sąsiadek podeszła do mnie i mówi wprost: „Słuchaj, ty i ta czarna jesteście razem, tak?”. Przytaknęłam. „No, tak sądziłam. Mówiłam mężowi, a on się upiera, że jesteście siostrami”. Albo taka historia: Koleżanka z pracy zaprosiła nas na obiad, gdzie byli też jej znajomi, heteryckie małżeństwo w naszym wieku…

E: …ten mąż, Darek, zadał mi kilka poważnych pytań. O moją orientację, związki, stanowisko w kwestii wychowania Adzi. Udzieliłam mu swoistego wywiadu, ale chętnie, bo rozumiałam, dlaczego pyta. Wyznał, że nie uważa się za tolerancyjnego i nie do końca wszystko pojmuje, ale widzi radosne, uśmiechnięte dziecko i dwoje kochających rodziców. Miłość – zdrową szczęśliwą rodzinę.

M: Oczywiście wśród naszych przyjaciół są też inne lesbijki. Spotykamy się często. Grill, spacer, wypad nad jezioro. To taka nasza mała rodzinka. Adzia jest zachwycona, wszystkie ciotki chętnie się z nią bawią, noszą na rękach. Ciotkom też to odpowiada (śmiech). Ale przebywamy też sporo wśród rodzin z dziećmi. Czasem w weekend idziemy na kinderbalik dla maluchów. Wiesz, takie standardowe spotkania rodziców. Wielka frajda! Większość to oczywiście rodziny, gdzie rodzice są hetero, ale nie tylko. Mamy parę znajomych mam, które wychowują od niedawna córeczkę.

E: A minionego lata wybrałyśmy się na wakacje z jedną z mam (w tym układzie taty brak) i jej synkiem. Fajna rodzinna atmosfera. Adzia buszowała na plaży i wsypywała piasek do każdego pojemnika, a ja z małym Marcelem grałam w piłkę. Poza tym mamy stały kontakt z naszym rodzeństwem, kuzynostwem, którzy w większości wychowują dzieci.

M: Z ojcem na razie Adzia nie ma relacji. Ale nie dlatego, że nie chcemy, tylko, że on bardzo zawiódł. Poznał ją, ale nie zdał egzaminu. Wszystko ustali więc sąd i póki Adzia nie będzie mogła samodzielnie się wypowiedzieć, będziemy stosować się do zaleceń.

Dla mnie to była jednorazowa sprawa, żaden związek, nieplanowana ciąża, ale prezent, o jakim marzyłam.

E: Za jakiś czas planujemy powiększyć naszą rodzinę. Obie mamy rodzeństwo i chcemy, by Magda też tego doświadczyła. Tym razem od początku przejdziemy przez to razem. Jesteśmy zgodne: to Marta urodzi dzidziusia, a ja będę przy niej i razem będziemy przeżywać tę ciążę.

W rodzinie

E: Trzy lata temu wyoutowałam się przed tatą i jego żoną. Nikt mnie nie wydziedziczył (śmiech), ale wiadomo, stopień akceptacji i zrozumienia w rodzinie jest rożny. Pamiętam, jak przyszły mąż kuzynki, wręczając mi zaproszenie na ich ślub, powiedział:

„Oczywiście z osobą towarzyszącą, ale wolałbym, żebyś przyszła z kolegą”. Efekt? Wcale nie poszłam. Oczywiście niektóre kuzynki, ciotki czy najbliżsi przyjaciele – bo to dla mnie też rodzina! – przyjmują Martę i Magdę serdecznie. Traktują naszą rodzinę na równi z tymi tradycyjnymi.

M: Mnie siedem lat temu wyoutował brat. Moja mama już wtedy nie żyła – powiedział babci, która jest skrajnie nietolerancyjna i wyrzuciła mnie z domu. W wieku 18 lat byłam już samodzielna i pracowałam. Jeszcze do niedawna próbowałam się z babcią porozumieć, ale… „Ty i Madzia zawsze możecie mnie odwiedzić, ale bez Eweliny”. Moja rodzina jest trzyosobowa, póki babcia tego nie zaakceptuje, nie będziemy się widywać.

Damy radę

M: Ewelina jest bardzo odpowiedzialnym rodzicem i geny nie mają tu nic do rzeczy, ale formalnie – nie jest mamą Madzi. To przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu. Przykład: Madzia zaczyna gorączkować, a ja akurat tego dnia zaczynam szkolenie w nowej firmie, nie mogę pozwolić sobie na L-4.

E: A ja nie mogłam wziąć zwolnienia lekarskiego na dziecko, bo formalnie dziecka nie mam. Nie mogłabym pójść z nią do lekarza, bo jedynym prawnym opiekunem jest Marta.

M: Jak Magda pójdzie do przedszkola, będę musiała wpisywać własną żonę na listę upoważnionych do odbioru dziecka. Potem w szkole to samo: zawsze jakaś pisemna zgoda, upoważnienie. Myślałyśmy oczywiście o wyjeździe za granicę, ale uznałyśmy, że spróbujemy tutaj – gdzie nasza rodzina, przyjaciele i gdzie jesteśmy u siebie.

E: Są sytuacje, kiedy wiele zależy od nas samych. Jeżeli pozwolimy traktować siebie jak obywatela drugiej kategorii, to tak zostanie. Jasne, że niełatwo wieść otwarte życie, ale nie boimy się, nie wstydzimy, otwarcie jesteśmy razem, otwarcie wychowujemy Adzię, i każda z nas, na przykład w pracy, jest otwarcie lesbijką. Komuś to przeszkadza? Jego sprawa.

Ja zawodowo zajmuję się windykacją, a z wykształcenia jestem magistrem filologii polskiej.

M: A ja pracuję przy nowym projekcie związanym z motoryzacją. Zawsze mnie to pasjonowało. Dominuje płeć męska, ale potrafię się odnaleźć (śmiech). Pracujemy obie w tej samej, niemieckiej korporacji, ale w pracy nie mamy kontaktu, nasze biura są w dwóch rożnych częściach Poznania.

E: Każdego dnia staramy się Magdę uczyć nowych rzeczy, przygotowywać na dobre i złe aspekty życia. Póki co, uczymy ją, że gorącego się nie dotyka, a przy ruchliwej ulicy – tylko z mamusią za rękę (śmiech), ale ona widzi też wiele więcej: wzajemną troskę, szacunek, że się przytulamy, kochamy i że bardzo mocno kochamy ją. Czuje się z nami pewnie i bezpiecznie. Myślę, że to podstawa – wyposażyć ją w określony system wartości, nauczyć szacunku do siebie i innych, wypracować poczucie własnej wartości.

M: Nie na wszystko mamy i będziemy miały wpływ. Za jakiś czas jej wyjaśnimy, że miłość nie może być zła, że rodziny bywają rożne, że koledzy i koleżanki z przedszkola czy szkoły najczęściej mają mamę i tatę, a ona ma nas dwie i że tak czasem bywa. Żaden z tych modeli nie jest lepszy ani gorszy, a miarą prawdziwej rodziny są uczucia i wzajemny szacunek.

Dzieci dokuczają sobie z rożnych powodów, ważne, by przekuć takie doświadczenia w coś pozytywnego. Liczę na naszą kreatywność i na inteligencję Adzi.

Damy radę!

 

Tekst z nr 46/11-12 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Tercet (nie)egzotyczny

Poznajcie rodzeństwo Frankowskich: Agnieszka żyje ze swą partnerką, Marta – z partnerem feministą, a Marcin ma chłopaka

 

od lewej Marta, Marcin i Agnieszka Frankowscy                                                    foto: Angeline Glk

 

Oto wzorcowa rodzina genderowa. Każdy inny, wszyscy połączeni silną więzią uczuciową. Agnieszka żyje ze swoją partnerką, Marta z partnerem- feministą, Marcin ma chłopaka. Śmiejemy się, że nasi rodzice powinni dostać medal – jak rodzice żołnierzy wysyłanych na front – bo znacząco zasilili szeregi mniejszości seksualnych.

Olśniło mnie, gdy zobaczyłam k.d. lang

Agnieszka, Marta i Marcin Frankowscy pochodzą z Zaniemyśla, wielkopolskiej wsi. Ich matka jest z wykształcenia ekonomistką, ojciec budował silniki w fabryce imienia Hipolita Cegielskiego. Rodzice, zwłaszcza mama, mieli parcie, byśmy zdobyli wyższe wykształcenie – mówi Agnieszka, od 15 lat pracująca w Polskim Stowarzyszeniu na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym, także poetka, działaczka feministyczna i lesbijska. Dlatego cała nasza trojka trafiła w końcu do Poznania, gdzie teraz mieszkamy. Między rodzeństwem są spore różnice wieku. Najstarsza, Agnieszka ma lat czterdzieści jeden, Marta jest od niej o dziesięć lat młodsza, a Marcin aż o siedemnaście. Dla mnie siostry zawsze były autorytetem – deklaruje brat, student ostatniego roku zootechniki, całując obie w policzki – Uczyłem się na waszych błędach.

No tak! – wzdycha Aga – Mnie było najtrudniej, bo nie miałam żadnych wzorców, osoby, która wskazałaby mi drogę inna niż ta, którą podążali moi rodzice. Gdy dorastałam, nie było jeszcze Internetu, mediów społecznościowych, do 24 roku życia nie znałam ani jednego geja czy lesbijki. Próbowałam z chłopakami, ale coś mi nie pasowało, nie mogłam jednak zrozumieć, co. Olśniło mnie, gdy zobaczyłam… k.d. lang w telewizji. Początkowo myślałam, że to facet. Ale dlaczego on mi się tak podoba? Potem odkryłam, że to kobieta. Poczułam najpierw zdziwienie, później dumę. Dopiero w kontekście k.d. lang zaczęłam myśleć o sobie, o swojej tożsamości.

W Zaniemyślu, jak to na polskiej prowincji, najważniejsze są pozory. Co ludzie powiedzą, co powie ksiądz. Ja też przeszłam swoje – wyznaje Marta, która właśnie zaczęła pracę w Stowarzyszeniu „Na Tak”, pomagającym osobom niepełnosprawnym – Kiedyś miałam chłopaka, który był niewykształcony, ze „złej” rodziny, nie mogłam go więc przyprowadzić do domu. Czułam niechęć mojej matki wobec niego.

Historie rodzinnych coming outów są śmieszne i straszne zarazem. W Poznaniu trafiłam do feministycznego stowarzyszenia „Konsola”, w którym nabrałam świadomości i politycznej, i lesbijskiej – rozpoczyna Agnieszka. Jego założycielce, Marcie Maciejewskiej, wysłałam raz swoje wiersze. Ale o coś się poróżniłyśmy i Marta odesłała mi je z powrotem na adres rodziców w Zaniemyślu. Koperta przyszła naruszona, wypadły z niej wiersze, no i tata zaczął je czytać. Czyta, czyta i mówi do mojej siostry, że Agnieszka jest chyba „lizbijką. Zadzwonił do matki, matka się wkurwiła i zaczęła się ostra jazda.

Gejowskie porno? Zwaliłem na Agę

Tobie, Marcinie, byłłatwiej po doświadczeniach Agnieszki? – pytam, ale siostry nie dopuszczają go do głosu. Także miałeś dziewczyny! – śmieje się Marta. Szczególnie w przedszkolu – dorzuca Aga. Przepraszam! W liceum też miałem – protestuje nieśmiało brat. Agnieszka opowiada ze śmiechem, że, gdy Marcin skończył cztery lata, to już podejrzewała, że będzie transem. Bardzo lubił się przebierać, chodził w mamy chustach, rajstopkach, w butach na korkach. A mama go goniła z laczkiem, on biedny uciekał, nie wiedział, o co chodzi. Nawet z polecenia matki poszłam z nim do psychologa, który orzekł, że to tylko taka faza. Marta wtrąca: Z drugiej strony, jak matka szykowała go do kościoła, to robiła mu włosy na lokówkę, żeby był śliczny jak dziewczynka. I kontynuuje „wrabianie” brata: Mieliśmy w Zaniemyślu wspólny komputer. Kiedyś, z dziesięć lat temu, szukam czegoś w „historii”, patrzę, a tu jakieś strony porno. Wchodzę i widzę, że to porno gejowskie. To sobie myślę: albo ojciec, albo młody, bo wątpię, żeby matka. Zapytałam Marcina wprost, ale się wyparł.

Zwaliłem wszystko na Agę – Marcin wreszcie dochodzi do głosu – że to pewnie ona jako lesbijka oglądała gejowskie porno. Jakoś trzeba się było bronić. Ostatecznie, przed siostrami wyoutowała brata koleżanka, która widziała go w dyskotece gejowskiej i „doniosła” Marcie. Bardziej dramatycznie przebiegła konfrontacja z rodzicami. Miałem 19 lat i byłem z dużo starszym ode mnie facetem, żonatym, z dwójką dzieci. Akurat się rozwodził, a żona z teściową przyjechały do moich rodziców i powiedziały, że rozbijam szczęśliwą rodzinę. Ta teściowa zaczęła płakać i klękać przed moją mamą, prosiła, żeby coś z tym zrobiła. Matka nie była jeszcze wtedy świadoma orientacji syna, wpadła w depresję, spędziła dwa tygodnie w łóżku, groziła samobójstwem. Kazała Marcinowi natychmiast wracać do domu, on jednak nie uległ szantażowi emocjonalnemu, więc przez miesiąc nie miał z rodzicami kontaktu.

Siostry przyznają, że gdy wyszła na jaw orientacja brata, to bardzo się o niego bały. Bo „delikatny”, „kochany”, w dodatku lubił się wówczas ubierać w nieco „przegięty” sposób, a mieszkali na Łazarzu, czyli w cieszącej się niezbyt dobrą sławą dzielnicy Poznania. Raz miałem groźną sytuację – wspomina Marcin – ale nie w Poznaniu, tylko w Warszawie po Paradzie. Jechaliśmy z kolegą razem windą, jakieś karki musiały nas wyśledzić. Weszli i przyłożyli mojemu koledze nóź do gardła. Masakra. Pytali, czy jesteśmy gejami. Ja ze strachu zaprzeczyłem, znajomy nie. Dostał z główki. Na tym się, na szczęście, skończyło, ale mocno to przeżyłem.

Wszyscy wieszali się na mnie

Uff! Pytam Martę, czy jako jedyna w tym gronie osoba hetero nie czuje się czasami wykluczona. Pewnie, że się czuję – przytakuje energicznie – Nikt nie myśli o tym, ile ja muszę włożyć roboty, żeby i Aga była szczęśliwa, i rodzice byli zadowoleni, bo wszyscy zawsze do mnie przychodzili. Wszyscy wieszali się na mnie. Tata, jak chciał porozmawiać o Agnieszce, to przychodził do mnie, mama do mnie, Aga do mnie, Marcin mniej, bo już tego nie potrzebował, a ja musiałam jakoś w tym lawirować. I dodaje: A co do tej heteroseksualności… Nie lubię ani innym, ani sobie przyklejać etykietek. Miałam doświadczenia z dziewczynami, zwłaszcza że siostra zabierała mnie na marsze, na spotkania, na imprezy. Jak byłam młodsza, to wydawało mi się to wręcz egzotyczne, oryginalne, że mam siostrę lesbijkę. Ale myślę, że nie mogłabym stworzyć związku z dziewczyną. Agnieszka się śmieje: U mnie jest odwrotnie. Marcie nigdy nie zależało na tradycyjnych relacjach, więziach, a ja miałam silne parcie na to. Żeby przyjechać z partnerką do domu rodzinnego, być akceptowaną. Zjeść obiad, iść na spacer. Rodzice proponowali takie rzeczy Marcie i jej partnerowi, a ona całkowicie to olewała. Więc ja byłam zazdrosna, ale też rozumiem, jakim obciążeniem dla Marty musiała być ta presja rodzinna, patriarchalna. Marta do dzisiaj nie może znieść „tradycyjnych” pytań typu: „a kiedy ślub?”, „a kiedy wnuki?”. Nigdy, nigdy, nigdy… – odpowiada.

Cała trojka potwierdza, że lepiej niż matka na „rewelacje” dzieci reagował ojciec. W czasie stanu wojennego działał w Solidarności, więc np. Agnieszka, jako działaczka, znalazła z nim płaszczyznę porozumienia pod hasłem: „trzeba walczyć o swoje”. Zwłaszcza, gdy została zatrzymana przez policję po słynnym, zakazanym przez władzę Marszu Równości w 2005 r. (Jak głupia ubrałam białe spodnie, bo myślałam, że kogoś może poderwę – przypomina sobie – a potem w suce ktoś mi rzucił na kolana transparent wymalowany czerwoną farbą i było po spodniach). Do Marty, która na Marsz nie poszła, zadzwoniła wtedy matka. Gdy się dowiedziała, że starsza córka jest na demonstracji, krzyknęła do słuchawki: A czy wy nie możecie, jak normalni ludzie, spędzić weekendu przed telewizorem?!

Niepotrzebnie tak się szarpałam 

Kilka lat temu doszło w Zaniemyślu do kryzysowej wigilii. Atmosfera była napięta, wreszcie wieczorem ojciec zaczął wyzywać swoje dzieci od „lesb” i „pedałów”. Agnieszka, Marta i Marcin solidarnie wyjechali z domu. Usłyszeliśmy wiele przykrych słów, ale to nas też scaliło jako rodzeństwo. Potem, przez dwa lata święta w rodzinie Frankowskich odbywały się w okrojonym składzie.

W ubiegłym roku, wiosną, doszło do nieszczęścia. Mama trafiła do szpitala w stanie krytycznym. Była reanimowana, prawie umarła. Przez dziesięć dni leżała na Oddziale Intensywnej Terapii, znajdowała się w stanie śpiączki. I to wszystko w niej zmieniło – opowiada Agnieszka. To, czego nie mogła sama przeskoczyć, co miała w głowie, te narzucone normy, zniknęły. Po przebudzeniu mama stała się zupełnie inną osobą. Bliską, czułą, szczerą. Wyluzowała się.

Także ojciec, który kompletnie nie mógł sobie z chorobą żony poradzić, groził, że po jej śmierci strzeli sobie w głowę, przeszedł metamorfozę. Nie było już w nim złości – mówi Marta. Chciał rozmawiać. Zbliżyliśmy się do siebie. Tato zaczął nas doceniać jako swoje dzieci, bo i sam był wtedy bezradny jak dziecko.

Na ostatnią wigilię Agnieszka przyjechała wreszcie ze swoją partnerką, Magdą. To była bardzo fajna kolacja – wspomina Marta. Opadły maski. Mama roześmiana, tato, gdy dziękował nam przy stole za pomoc w trudnych chwilach, rozpłakał się. Marcin prostuje: Poryczał się. To był ryk. O Boże, ja też się zaraz poryczę! – szklą mu się oczy.

Dodaje jednak natychmiast, że nie zabiega o błogosławieństwo rodziców. Nie chcę z nimi gadać o swoim związku, widziałem, jak to wyglądało u Agnieszki, przez co ona musiała przechodzić. Jestem szczęśliwy, liczy się to, że siostry mnie akceptują.

Bo należysz już do innego pokolenia – Agnieszka spogląda na niego z melancholijnym uśmiechem – Masz co najmniej dekadę do przodu. Ja czułam się gorsza, pokrzywdzona, wykluczona. Niedawno doszłam do wniosku, że nie musiałam tak walczyć o akceptację ze strony rodziców, bo dopiero jak sobie odpuściłam, to zaczęło się dobrze dziać. Niepotrzebnie tak się szarpałam.

 

Tekst z nr 47/1-2 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Niesłychanie subtelny chłop

Z Marcinem Boronowskim – Antyfacetem rozmawia Bogusława Ilnicka

 

arch. pryw.

 

Różowy płaszczyk, spodniczka mini, czarne botki peeptoe, długie kolczyki – tak ubrany przychodzi Marcin na wywiad do mojego mieszkania we wrocławskich Pilczycach. W niecodziennych jak na mężczyznę strojach pojawia się publicznie od 2007 r., gdy w happeningu prześmiewającym wszechpolskie hasło „Chłopak i dziewczyna – normalna rodzina” zorganizowanym przez Trans-Fuzję i KPH Wrocław wystąpił jako Pan Młody w sukni ślubnej i z welonem.

Przed spotkaniem pytałeś, czy tu mieszka hołota. Jest tak źle?

Nie, ale zawsze się zastanawiam, czy nie napatoczę się na jakąś zgraję i będę miał kłopoty. Ale to się zdarza już rzadko. Mijają tygodnie bez incydentów i nawet zapominam, że mój wizerunek może uchodzić za kontrowersyjny. Ale ostatnio w środku dnia w Tesco narwany pijaczek stwierdzi że musi mi obić ryj. Nie obeszło się bez krzyknięcia do ludzi, by wzywali policję i ujawnienia jednego z urządzeń obronnych, które mam na wyposażeniu stałym.

Urządzeń obronnych?

Tak, z gołymi rękami nie chodzę.

Skoro to tyle kosztuje, to dlaczego nadal się tak ubierasz?

Nie lubię się wycofywać z poglądów pod presją. Wolę być wolnym i żyć według własnego scenariusza. Od kilku lat wiodę normalne życie – prawdziwe, a nie udawane. Już nie jest tak, że budzę się i jestem od razu wkurzony, bo muszę udawać kogoś innego. To oczyszcza wszelkie stosunki społeczne – przy okazji widzę, z kim mam do czynienia.

W naszej kulturze panuje maskarada, podział na dwie role płciowe: męską i żeńską. Ludzi automatycznie wpycha się w te role wyłącznie w zależności od organów. Takiemu traktowaniu człowieka się sprzeciwiam. Skoro odkryłem, że życie według tych nakazanych ról nie jest takiej samej jakości, a mogę powiedzieć, że życie według roli męskiej jest prymitywniejsze, uboższe w doznania, to postanowiłem się wyzwolić.

W jakie doznania jest uboższe?

Chociażby w doznania, jakie się uzyskuje z przyjemnych ubrań, z butów o szerokim asortymencie, włącznie z obcasowymi. Można się dobrze opalić, chodząc latem po mieście. W męskich ciuchach często się przegrzewałem latem, bo kobiece są bardziej przewiewne.

Chodzi tylko o to, żeby było przyjemnie?

Tak. A jeżeli szukać podtekstów ideologicznych, to skoro widzę, że żeńska rola płciowa jest mądrzej skonfigurowana, to wolę z niej czerpać, niż brnąć w ślepy zaułek, którym jest męska rola. To całe zadęcie ideologiczne wokół niej nie jest już do niczego potrzebne.

Dlaczego buty na wysokim obcasie miałyby być dostępne tylko dla osobników jednej płci? To jest antyspołeczna idea i dyskryminacja. Jeżeli lubię w takich butach chodzić, to chcę mieć do tego prawo, nawet jeśli przestaję być funkcjonalny jako potencjalny wojownik.

Nie muszę się definiować jako mężczyzna albo kobieta. To jest jak rzut przestrzennej figury na płaszczyznę: widać tylko zubożony obraz. Wolę być przestrzenny i wielokierunkowy. Bez redukcji.

Rozumiem, co mówisz o rolach płciowych, ale dlaczego skupiasz się głownie na ubiorze. Jesteś transwestytą? Crossdresserem? Fetyszystą?

Nie. Skupiam się na ubiorze, bo na tym obszarze istnieje najsilniejsze tabu. W kulturze, zwłaszcza słowiańskiej, panuje wciąż militarystyczne zadęcie. Na Zachodzie osoby uznawane za mężczyzn mogą się wystylizować łagodniej. Koncerny produkujące ubrania dają inne kolekcje na rynek wschodnioeuropejski i na Zachód. Tam jest więcej kolorów, jest też przełamanie tabu na obcisłość, zdarzają się nawet spódnice dla mężczyzn, które w naszych mediach prezentuje się jako fanaberię.

Nie muszę przed sobą udowadniać ani swojej męskości, ani kobiecości. Jak uszyję spódnicę, to będę bardziej kobiecy, a jak naprawię samochód – bardziej męski? Mnie te etykietki nie interesują. Spontanicznie robię to, co akurat jest mi potrzebne. Jestem, kurde, niesłychanie subtelny chłop.

A jak się do tego ma twoja orientacja seksualna?

Przejawiam zdecydowanie zainteresowanie ciałami żeńskimi, więc niczego szczególnego nie mogę tu powiedzieć. Nie jestem pewien swojej reakcji, gdybym trafił na samca zrobionego w bardzo żeński sposób. Nie wiem, czy też nie byłby dla mnie atrakcyjny. Jestem zwykłym heretykiem, tyle że ubieram i stylizuję się niezgodnie z wierzeniami o „właściwym” wyglądzie heteryka. Nieheteronormatywnie.

Aha, i nie dystansuję się od gejów – corocznie uczestniczę w Marszach Równości we Wrocławiu.

Dziś jesteś bezkompromisowy. A jaki byłeś te 20 lat temu, gdy miałeś 20 lat?

Na pewno 20 lat temu byłem nieporównanie głupszy, nie miałem wielu rzeczy przemyślanych, nie przeczytałem wielu lektur, nie spotkałem wielu ludzi. Gdy wtedy miałem ochotę chociaż spróbować, jak człowiek się czuje w tych zabronionych ubraniach, czułem się zawstydzony podszeptami mojej wyobraźni i przez jakiś czas w latach 90. próbowałem to zwalczać. Męczyłem się, aż w końcu to przemyślałem i zauważyłem, że tu jest większa sprawa pod tym wszystkim.

Jak zacząłeś się pokazywać publicznie w damskich strojach, to ludzie cię brali za…?

Za pedała, za ciotę, za cwela pierdolonego. Klasyka.

Tylko takie reakcje?

Oprócz połajanek, zdarzały się też pozytywne reakcje. Proporcje są 60 do 40 procent na korzyść negatywnych. Bywa, że ktoś podchodzi z dobrym słowem, popiera, mówi, że podziwia odwagę. Kiedyś przewodniczka prowadząca we Wrocławiu wycieczkę z dziećmi stanęła i powiedziała, że ja jestem tym panem, który bywa w telewizji i protestuje przeciwko stereotypom. Pomachaliśmy sobie życzliwie – ja tej wycieczce i ona mi. Robię chyba trochę za element wrocławskiego krajobrazu, folkloru miejskiego.

A w pracy? Od lat jesteś lektorem angielskiego na Uniwersytecie Wrocławskim.

Nie ma już minusów. Kiedyś próbowano mnie zdyscyplinować, oburzano się w stylu „no, są jakieś granice ekstrawagancji!”. Ale potem zrozumiano, że ja tylko uzewnętrzniam moją tożsamość. Studenci prawdopodobnie też jakoś mnie akceptują, wiedzą, że mamy się zająć tym, co jest do zrobienia i już. Przypuszczam, że czasem komentują, czy w danym dniu mam udaną kompozycję ubraniową. W trakcie trwania zależności służbowej nie prowadzę ideologicznych rozmów ze studentami, a stereotypy płciowe tylko sporadycznie pojawiają się jako podręcznikowy temat. Kiedyś taki temat rozwinął się w wywiad studentów ze mną, prowadzony oczywiście w języku angielskim i z wyjaśnianiem nieznanych słów na tablicy. Jednak nikogo nie agituję i co najwyżej wpływam samą postawą, co dotyczy właściwie wszystkich nauczycieli o zdecydowanym charakterze.

Rodzina?

Dalsza część rodziny milczy i nie wie, jak się zachować. Z rodzicami mam lepsze stosunki po paru burzliwych latach. Po pierwsze jestem jedynym ich dzieckiem. Po drugie widzą zmiany obyczajowe w kraju, choćby wybór Ani Grodzkiej na posłankę. Parę lat temu dostali od niej list wyjaśniający moje postępowanie, który Ania napisała na moją prośbę. Czują więc chyba moc zewnętrznego autorytetu. Gdyby jeszcze ktoś z tytułem profesorskim publicznie powiedział, że jestem OK, to byłoby w ogóle słodko. Może się dziwią, że łatwo łączę cechy, które w ich mniemaniu należą do rożnych płci. Bo w domu to ja jestem głównym mechanikiem.

Właśnie. Na zdjęciach w Internecie widziałam twoje szafki jeżdżące na szynach pod sufitem. Nazywano cię Adamem Słodowym w spódnicy.

Bo ja jestem prosty mechanik. Patrzę mechanicznie. I tak właśnie rozebrałem mechanizmy związane z rolami płciowymi. To jest tak, jakbym 35 / 2012 wziął płytę DVD i przestał ją widzieć jako całość. Zripowałem ją na kawałki i zobaczyłem, że niektóre się nie zgadzają. Więc zbudowałem nową kompilację, która działa.

Na twojej stronie widnieje „Biuletyn myśli antyseksistowskiej”, a piszesz, że kobiety w kusych strojach molestują mężczyzn i pastwią się nad nimi, odsłaniając ciało. Przecież to jest seksizm!

Jedna strona ma przyzwolenie na epatowanie golizną, i to jest zamierzone po to, żeby wywoływać motywację erotyczną u drugiej strony. Ja to traktuję jako symptom nierówności, bo ja też lubię epatować.

Ten tekst napisałem w okresie wczesnego antyfacetyzmu, kiedy jeszcze byłem zazdrośnikiem. Zazdrościłem kobietom. Powinienem nowy tekst napisać, bo w końcu dla siebie wykroiłem ten obszar wolności, nie muszę już postrzegać kobiet jako pastwiących się nad nami.

A dla kobiety wróciłbyś do spodni?

Nie. Ja to mogę zrobić, gdy wchodzę pod samochód coś naprawić. Ale normalnie to zdobyczy antyfacetyzmu nie odpuszczę.

Mówisz o wygodzie, tłumacząc, dlaczego chodzisz latem w sukienkach. Ale zimą w szpilkach po skutym lodem chodniku? A tak cię widziałam we Wrocławiu.

Jak jest szklanka, to owszem, można polecieć. Ale na niektórych nawierzchniach szpilka działa jak kolec, który się zagryza i trzyma. Kiedyś szedłem chodnikiem ze zwiniętym dywanem. Byłem o 20 kg cięższy i jak w reklamie Mentosa nagle mi się w jednym, a potem w drugim bucie oderwał obcas.

Mi dobrze służy but z obcasem, chociaż nie ekstremalnie wysokim, starczy 10, 11 cm.

A nie myślisz, że przeskoczyłeś z jednej strony na drugą? Kiedyś byłeś niewolnikiem męskiej roli, a teraz chodzisz w szpilkach, które są symbolem opresji.

Szpilki mogą być symbolem opresji, ale i symbolem wolności.

 

Tekst z nr 36/3-4 2012.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

SPIS TREŚCI #46 (listopad 2013)

replika46

Comingoutowy wywiad z aktorem Michałem Opalińskim („Tęczowa Trybuna”), o Elżbiecie Szczęsnej, mamie geja, działającej na rzecz rodziców osób LGBT pisze jej syn Jerzy, Ewa Siedlecka, dziennikarka „Gazety Wyborczej” o tym, jak pisało się o LGBT w latach 90., tęczowa rodzina: Ewelina i Marta Marcinkowskie o swej córeczce, Tomasz Basiuk, wykładowca Ośrodka Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego, o ślubie ze swoim facetem w Nowym Jorku, Alan, Adrian i Krystian – trzej bracia i trzej geje – o swych coming outach… i mnóstwo innych, świetnych tekstów.

Od 27 listopada br. najnowszy numer „Repliki” dostępny w najlepszych klubach LGBT-friendly oraz w prenumeracie.

 

 

 

Prezenty dzięki uprzejmości Stowarzyszenia Lambda Warszawa w ramach projektu „Seks w moim mieście” mającym na celu zmniejszenie liczby zakażeń wirusem HIV.

Do przeczytania w 46 numerze “Repliki”:

Wywiady

Księżna z Wilkołaku – O „Tęczowej Trybunie”, o seksualnie nienormatywnych rolach, o coming oucie w teatrze i o badaniach terenowych w darkroomach z aktorem Michałem Opalińskim rozmawia Krzysztof Tomasik [czytaj więcej…]

Q-riozalna – O łzach na pierwszej Paradzie Równości, o związkach partnerskich i o byciu chłopcem z Ewą Siedlecką, dziennikarką „Gazety Wyborczej”, laureatką Nagrody Tolerancji 2013, rozmawia Mariusz Kurc [czytaj więcej…]

Kraj

Bomby nienawiści – Granaty dymne na seansie LGBT w Krytyce Politycznej i groźba podłożenia bomby w Kampanii Przeciw Homofobii. Tekst Agaty Chaber – prezesa Kampanii Przeciw Homofobii o ostatnich groźbach wobec “Krytyki Politycznej” i KPH.

Społeczeństwo

Moja mama – Specjalnie dla „Repliki” o Elżbiecie Szczęsnej, mamie geja, prezesce stowarzyszenia Akceptacja nominowanej w październiku br. do prestiżowej niemieckiej nagrody Respektpreis za działalność na rzecz rodziców osób LGBT, pisze jej syn – Jerzy M. Szczęsny [czytaj więcej…]

Marcinkowskie – Coming out tęczowej rodziny: Ewelina i Marta są razem i są mamami małej Madzi. Wszystkie trzy noszą to samo nazwisko: Marcinkowska [czytaj więcej…]

3:0 dla homo – wywiad Mariusza Kurca z Adam i Kasia mają trzech synów – 22-letniego Alana oraz 18-letnich bliźniaków: Adriana i Krystiana. Wszyscy trzej są gejami [czytaj więcej…]

Skóra, którą noszę – Wojciech Kowalik przedstawia skórzaków – drugą, po miśkach, fetyszową gejowską subkulturę, która doczekała się oficjalnej organizacji.

Serbia nie od parady – Katarzyna Chojnacka analizuje niewesołą sytuację LGBT w Serbii po tym, jak kolejny rok z rzędu zakazano tam Parady Równości.

LGBT USA

Zdrowi od 40 lat – wybitny psychiatra Jack Drescher w wywiadzie Radka Korzyckiego wspomina proces usunięcia homoseksualizmu z listy chorób Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, opowiada także o ciągle podejmowanych próbach „terapii reparatywnej” osób homoseksualnych [czytaj więcej…]

Jako mąż i niemąż – Tomasz Basiuk, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego, opowiada w wywiadzie Bartosza Żurawieckiego o własnym, jednopłciowym ślubie w Nowym Jorku [czytaj więcej…]

Transakcje

Moja trans-książka – swoje ulubione książki o tematyce trans przedstawiają VIP-y społeczności trans: Anna Grodzka, Ewa Hołuszko, Wiktor Dynarski, Lalka Podobińska, Marcin Rzeczkowski, Edyta Baker, Zuza Stachura, drag queen Kim Lee i inni.

Felieton

Jestem nudnyfelieton Bartosza Żurawieckiego [czytaj więcej…]

Styl

To Bi or not to Bi – czyli celebrytki (i jeden celebryta), które zrobiły biseksualne coming outy.

Kultura

Alicja i Alicja – recenzja lesbijskiego spektaklu w reżyserii Marii Seweryn w warszawskim Och-Teatrze.

Recenzje książkowe: „Joachim” Grażyny Hanaf, Inne zasady lata” Benjamina Alire Saenza, „Kamp. Antologia przekładów” pod red. P. Czaplińskiego i A. Mizerki, „Ewolucja wizerunku męskiego homoseksualizmu w Japonii” Sary Wielichowskiej, drugi tom dzienników Susan Sontag oraz „Barbra Streisand. Cudowna dziewczyna” Williama J. Manna.

Recenzje filmowe: „Płynące wieżowce”, „Wielki Liberace” i „Pięć tańców”.

A poza tym:

  • Krzysztof Śmiszek prezentuje publikację Trans-Fuzji „Sytuacja osób transpłciowych w Polsce”;
  • Leszek Masłowski zaprasza do outfilm.pl na dokument o Paradach Równości „Zobaczcie nas. Parady i polityka”;
  • Paulina Wawrzyńczyk prezentuje publikację grupy edukatorek seksualnych Ponton „Nie zgadzam się na przemoc”;
  • Agata Kwaśniewska w dziale „ludzie KPH”;
  • bestsellery książkowe wg księgarni bearbook.pl
  • Martyna Wojciechowska, Natalia Siwiec, Joanna Majstrak, Jerzy Połomski, Filip Bobek oraz Steve Grand w rubryce „Czajnik, czyli orientacje gwiazd”.