Męskości, Rozmowy o butch, cz. II

Z ANTONEM „AMBRO” AMBROZIEWICZEM o byciu osobą butch i o byciu trans chłopakiem rozmawia MARTA KONARZEWSKA

 

foto: Agata Kubis

 

ANTON AMBROZIEWICZ (AMBRO) – dziennikarz OKO.press i Codziennika Feministycznego, aktywista queerowy i feministyczny zaangażowany w oddolne kolektywy zajmujące się prawami reprodukcyjnymi i osobami nieheteronormatywnymi i trans.

Dziś mogę mówić o byciu butch jedynie retrospektywnie.

Ale to była twoja tożsamość?

Ponad pięć lat. Zaczęło się od pierwszego skojarzenia – krótkie włosy. Ale w praktyce to był przeciągający się moment dochodzenia do samoakceptacji.

Siebie jako trans chłopaka?

Dokładnie. Pozycja butch była sprawdzaniem i przekraczaniem „kobiecości”, takim wychylaniem się, stawianiem pytań. W domu, na uczelni, w pracy, na skłocie…

Od którego momentu męskość jest obca? Kiedy jest okej ją realizować? Gdzie jest ona przywilejem, a gdzie stanowi barierę, zagrożenie.

Społecznie pozycja butch była papierkiem lakmusowym. Wypadem do przyznania, że jestem osobą transpłciową. Że nie zadowala mnie „tylko” męska ekspresja, zabawy końcówkami, czy męskie imię dla najbliższych.

Tak o tym mówisz jakby to było coś nieintegralnego: „końcówka”, „zabawy”, „dla najbliższych”?

Możemy traktować to jako kontinuum, ale dla mnie na dzisiaj, czyli na samym starcie tranzycji to tożsamościowo istotne, żeby postawić grubą kreskę pomiędzy.

Michał Pelczar pisał kiedyś w magazynie „Furia”, że tożsamość butch jest już w pewien sposób transowa.

Tak, bo przekracza społeczne normy i oczekiwania. W społecznym odbiorze między byciem trans chłopakiem i byciem butch nie ma żadnej różnicy. Przynajmniej na pierwszym etapie tranzycji. Wciąż spotykają mnie normalizujące momenty, w których ktoś uporczywie stara się ustalić moją tożsamość. Osoby często się „mylą”, co wprawia je w zakłopotanie. Ostatnio, gdy zamówiłem taksówkę na żeńskie imię, taksówkarz uznał, że jestem nastoletnim chłopcem: „Ale miała przyjść pani a nie pan… A, rozumiem, mama ci zamówiła“. To są te przyjemne, zabawniejsze momenty, ale są też niemiłe i niezabawne. Ekspedientki czy ekspedienci w sklepach żonglują „panami“ i „paniami“, próbując mi przypasować najwłaściwszą – według siebie – etykietkę. Albo ktoś pyta: „To chłopak czy dziewczyna?”. „– Nie wiem – pedał jakiś”. Bywa, że czuję się zagrożony.

Te zaczepki dla trans-męskości i męskości butch chyba niewiele się różnią. Katarzyna Para opowiadała [wywiad w poprzednim numerze – przyp. red.], że wołają do niej „pedał“.

Te zaczepki najczęściej dotyczą nierealizowania wzoru męskości, dlatego właśnie „pedał”. To, co najwyraźniej zmieniło się z biegiem czasu, zmieniło się we mnie. Zmieniłem swoje podejście: sam dbam, by zwracano się do mnie w formie, która mi odpowiada i jest właściwa według mnie, nie według innych. Nie zostawiam osobom przestrzeni do interpretacji. Albo przeciwnie bawię się tym. Bo może w small talku przy barze, naprawdę nie najważniejsze jest to, czy znamy swoje tożsamości płciowe.

Serio się da tak rozmawiać? Zdarza ci się?

Da się, ale granicę wyznacza poczucie bezpieczeństwa. Nie ucinam sobie takich pogawędek, kiedy czuję, że odbiorca jeszcze chwila a splunie słowem „pedał”. I niestety bezpieczeństwo ma też swoje ulokowanie geograficzne. Znacznie łatwiej nie tłumaczyć się i nie zakłopotać za granicą, gdzie norma wessała już znacznie większą różnorodność ekspresji czy tożsamości. Bycie butch, trans w Paryżu i Berlinie obiektywnie znacznie rzadziej będzie wiązać się z odrzuceniem, zakłopotaniem czy poczuciem winy. Oczywiście, mówię to tylko w kontekście społecznego odbioru.

Wiesz, jaki jest jeden z głównych stereotypów na temat butch?

Spróbuj mnie zaskoczyć.

Że to jedynie przejściowy albo i złudny stan, w którym realizuje się swoje pragnienie bycia „prawdziwym” mężczyzną, wchodząc w heteropodobne związki z femme.

Hahaha, bez zaskoczenia. Nigdy nie traktowałem bycia butch jako odbicia femme, czy prostego przełożenia „męskiej” i „kobiecej” ekspresji. Nie widzę też w tym próby odwzorowania, czy bezrefleksyjnego naśladownictwa. Butch i femme to raczej bardzo osobiste i złożone ekspresje. Zastanawiam się nawet, czy bycia butch nie można potraktować jako pewnej formy „kobiecości”. Nie dla każdej i nie dla każdego musi być to opowieść o odległych od cis-hetero-białej maskulinistycznej męskościach. Może to być opowieść o kobiecościach – o przekroczeniu kobiecości.

Przez ekspresję tego, co kulturowo nie jest uznane za kobiece, a jednak należy także do kobiet? Jak siła, stanowczość, prawo do agresji, kulturowo męsko znaczony rodzaj opiekuńczości itd?

Dlaczego nie? Ale u mnie zupełnie to sie nie sprawdza. Ja zacząłem akceptować różne kobiece elementy swojej ekspresji dopiero gdy zaakceptowałem swoją transpłciowość. Mogę być kobiecy tylko jako trans chłopak, czyli w bardziej męskim ciele. Już nie zastanawiam się, czy siedzę dostatecznie „męsko”, dostatecznie w rozkraku, czy mocno ściskam dłoń na przywitanie i czy trzymam emocje na wodzy. Nie zastanawiam się, czy to okej i czy jakiś ruch mnie „zdradza”. Teraz męczy mnie – w sensie miłego natręctwa – coś zupełnie innego. Zastanawiam się raczej, jak będę czytany, gdy moje ruchy pozostaną bardziej delikatne, gdy splotę dłonie w jakiś „kobiecy“ sposób, zarzucę noga na nogę.

W sensie politycznym bycie butch, bycie lesbą, czy bycie trans zawsze traktowałem jako element manifestu. Takiej codziennej, małej pracy ze swoim ciałem, z relacjami i normami, które na nie ponakładano.

Brzmi jak wielki polityczny autoprojekt.

Bez patosu. Ale moja opowieść o wynajdywaniu, „wymyślaniu” i urefleksyjnianiu swojej męskości jest mało reprezentatywna i szalenie idylliczna. Mówię z konkretnego miejsca, bardzo szybko z normy udało mi się wskoczyć w środowiska anarchistyczno-queerowe, gdzie kwestie ekspresji czy tożsamości płciowej nie były polem walki czy codziennych tarć. W miejsca, w których było dużo akceptacji i rozmów.

O autoekspresji? Co to za środowiska?

Tak, dużo rozmów o tym, czym jest dla nas tożsamość, czym ekspresja, co to znaczy być queer. Miałem szczęście działać w dwóch queerowych kolektywach w Polsce, przeciąć się z osobami ze środowiska feministycznego i anarchistycznego.

Feminizm jest ważny dla ciebie?

Ważny? Ja jestem wrośnięty w jego idee. Przez kilka lat zastanawiałem się, czy bycie trans to nie jest zdrada. Czy nie jestem wystarczająco silny, żeby żyć jako „kobieta”? Czy testosteron to nie jest prosty sposób na przechytrzenie patriarchatu? Czy serio i na pewno potrzebuję leków, żeby zdobyć legitymację na to, kim jestem? Czy to ja muszę zmieniać swoje ciało, czy może jednak społeczeństwo powinno zmienić myślenie o tym, co konstytuuje mnie jako mężczyznę? Wciąż nie mam tu prostych odpowiedzi. Oczywiście, ostatnio pojawia się coraz więcej męskości (np. te o korzeniach gejowskich), które rozpuszczają ten maczystowski wzór, ale w społecznej świadomości bycie mężczyzną wciąż konotuje pewne konkretne zachowania. Nagle z walczącej o przestrzeń, głos i powagę „dziewczyny” przechodzisz na drugą stronę, gdzie co prawda nieustannie rywalizujesz, konkurujesz i pozycjonujesz się, ale jednak jesteś „swój”, a co za tym idzie – kompetentny, merytoryczny, racjonalny, wyważony, pewny siebie.

A nie jest tak, że byłbyś „swój” dopiero, gdybyś zrezygnował z „kobiecości“ i feminizmu?

To wybieg w przód. Wciąż jeszcze czytany jestem jako dziewczyna, a najlepsze momenty passingu zdarzają mi się w towarzystwie gejów, gdzie męskość ma już liczbę mnogą.

Choćby nie wiem jak próbować to wszystko rozbijać, pakiet startowy trans i cis jest zupełnie inny. I zastanawiam się, gdzie się umiejscowić. Doświadczenie życia jako kobieta nadal daje mi wgląd w przestrzenie „kobiece”, ale nie jest to już tak oczywiste. Zajmując je, powinienem jednak poddać refleksji, ile zabieram miejsca, jak działam swoją obecnością etc. Jakaś przechodniość, bycie „pomiędzy” mi nie wystarcza, nie wyczerpuje tego, kim jestem, a jednocześnie to, co mi się kojarzy z męskością, krzyczy: przywilej!, przemoc!, indywidualizm!, agresja!, rywalizacja!

Takie poczucie winy…

Pomińmy terapeutyczne wątki. Chodzi o to, że przestrzenie „kolesiowe” są pełne zasad, których nie znam i z którymi walczę. Nie chcę, żeby ktoś poklepywał mnie w ramach genderowego paktu i rzucał seksistowskie żarty. Chciałbym ten wgląd w „męski świat” potraktować jako możliwość. Chciałbym móc coś w nim porozbijać, ukrócić jak najwięcej takich zachowań. Na ten moment jednak mam same obawy: że zdradzam siostry, że nie znajdę swojej przestrzeni, że będę oceniany jak cis-mężczyzna.

W pozycji butch tego nie ryzykujesz?

W kontekście przywilejów funkcjonowanie jako butch było szalenie ciekawe. Wśród mężczyzn przestajesz być traktowany „albo albo” – z pobłażliwością lub jako trofeum, ale nie jesteś też swój, a ponieważ twoja męskość nie jest tak męska jak ich, to nie musisz z nikim rywalizować.

Pierwsze skojarzenie z męskością to często ta rywalizacja. Zdarzają się inne, ale rzadko pozytywne.

Dla mnie ostatnio w centrum refleksji jest opiekuńczość, którą najczęściej łączymy z kobietami. Jaka może być opiekuńczość i to taka, która odchodzi od etosu (jednorazowego) bohatera czy rycerza? W ogóle męskość nabiera niesamowitego potencjału, gdy nie jest zlepiona z cis, białym męskim ciałem. Z supremacją? Tak, gdy wychodzi poza władzę i dominację i rozwijana jest przez osoby w jakimś sensie nieuprzywilejowane. Myślę, że potrafi być najpiękniej skomplikowana właśnie wtedy, gdy zawiera w sobie wiele nieoczywistości.

 

Tekst z nr 68/7-8 2017.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Zobutchmy butch

Lesbijki-twardzielki zamaszystym krokiem przemierzają świat

 

plakat organizacji LGBT StPetePride

 

Butch lub dyke – lesbijki-twardzielki na motorach, noszące się z męska, zamaszystym krokiem przemierzają świat. Sportówki, mistrzynie wschodnich stylów walki, rajdowe baronessy i tatuażystki. Golone na zero lub w króciutkiej fryzurce na żel. Zreperują kran, wymienią kolanko, łomot spuszczą, gdy trzeba w słusznej sprawie. A świat patrzy, patrzy, szczękę rozdziawia, a potem gdy bacz przejedzie wozem, to świat nawija: Pani lesbijko kochana jedna z drugą, no jak to tak… no jak robol jakiś czy bolek z budowy wyglądać. No nie godzi się. Boga w sercu nie mają! No to kobieta ma być? A gdzie pierś solidna, a gdzie talia, a stosowny przyodziewek? Nie to, co my! Bo to co prawda się jest tą lesbijką, ale butch to na pewno już nie! Oj, co to to nie! Bo to i wstyd przed światem, i samą sobą. A jaki obciach iść z taką na kawę. No jak one, te buczesy, nam, normalnym lesbijkom, wizerunek psują. Przez nie społeczeństwo ma nas za babohłopów, za oziębłe jakie, a my przecież sarny łagodne, my na poezji się znamy, filmy oglądamy, studia mamy pokończone. A kobieta ma normalnie wyglądać. Jak? Noo… jak kobieta. Nie mówię, że blachara jakaś, z tipsem metr dwadzieścia, w rajstopkach, w różowym lateksie. Od razu tam sukienki zakładać nie musi, ale oko zrobić, włos wyczesać, pazur pociągnąć, na perfumach się znać, odzież modną prezentować, uśmiechać się, miłą być, do teatru chodzić. O, tak ma być, pani lesbijko kochana. Tak, właśnie tak. A fe buczerki, fe!

Wbite w stereotyp pięknej pańci, która podobać się ma absolutnie wszystkim – nawet rybkom w akwarium – zapominamy, że każda/y ma prawo do swojego stylu. Spójrzmy na fotkę Gertrudy Stein, spójrzmy na fotki współczesne. Buczeryzm trzymał się i trzyma się nadal świetnie. Jedne mogą z kwiatkiem we włosach, a inne z żelem lub nawet bez włosów. Tymczasem stary, szacowny butch-lans z lat 50-tych wraca do łask: porządna koszula z mankietami, prestiżowa skora, but na słoninie, włos na kaczy kuper, fajek w ust koralach i uwodzicielskie spojrzenie a la Marlon Brando. I wszystkie nasze!

 

Tekst z nr 36/3-4 2012.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Męskość, rodzaj żeński. Rozmowy o butch, cz. I

Z Katarzyną Parą o byciu butch rozmawia Marta Konarzewska

 

Podczas tegorocznego 8. LGBT Film Festiwalu odbyła się projekcja dokumentu Lisy Plourde „Gender Troubles. The Butches”, w którym kilka bohaterek (w tym ona sama) opowiada o swoim życiu jako butch. Po seansie miałam przyjemność pro­wadzić (gorącą!) dyskusję z udziałem widzek i widzów. Gośćmi specjalnymi były zaś Katarzyna Para i Anton „Ambro” Ambroziewicz, z którymi wywiady zamieścimy w tym i w kolejnym numerze „Repliki”.

W Stanach lesbijska tradycja butch-femme sięga lat 50., podziemnych klubów i kul­tury klasy robotniczej, w Polsce nie miała takiej reprezentacji, co nie oznacza, że znaki „butch” i „femme” – les-męskości i les-kobiecości nie funkcjonują. Funkcjono­wały zresztą przez stulecia, jeśli jako butch opisać kobiety, które cross-dressingowo i transgenderowo naruszały kulturę, schematy społeczne i konwenanse. (MKo)

Być butch – co to właściwie znaczy?

Być pomiędzy heteronormatywnie postrze­ganą kobiecością i męskością. Być osobą masculine-of-center.

Czyli?

Osobą, która nagina heteronormę: „Ale jak to? Jesteś kobietą czy kolesiem?” – często przejmuję kontrolę, lideruję, jestem kon­kretna, to moje osobniczne cechy, dopiero społeczeństwo przypisuje je mężczyznom.

W twoim codziennym życiu…

…bycie butch nie odgrywa żadnej roli – bli­scy są „oswojeni” z moim wyglądem. Moje partnerki to lubią. Aczkolwiek były i takie, którym to wydawało się nieco „nieswoje”.

Próbowały cię przebierać?

Kiedy nie chciały być identyfikowane jako lesbijki, a właśnie to im się zdarzało w mo­jej obecności – butch to przecież idealne stereotypowe wyobrażenie lesbijki. Femme są o wiele bardziej „niewidzialną” grupą. Także w przedstawieniach kultury LGBTQ.

Bohaterki filmu „Gender Troubles. The Butches” sporo o tym mówią: mój wy­gląd to mój coming out, wygląd femme nim nie jest. Niemal – bez ironii! – czu­łam się winna, że nie wyglądam dość nie­hetero odważnie.

To wszystko nie jest takie oczywiste, an­drogeniczny wygląd sprawia, że bardzo często mam passing jako facet. A to z ko­lei generuje przywileje. Będąc jedną nogą w kulturowym świecie cis-mężczyzn mam ich mnóstwo – w pracy często jestem trak­towana poważniej niż koleżanki, bardziej partnersko. Kiedy wymagam, jestem „sta­nowczą osobą”, a nie „suką”. Mój wygląd jest rzadko tematem dyskusji typu „o, chy­ba nowa sukienka” – czego próbują niekie­dy cis-faceci w środowisku korpo, aby zjed­nać sobie przychylność.

Szefowej?

Koleżanki, kontrahentki. Wiesz, adoracja działa też na mnie – tylko jeszcze nie spo­tkałam się z komplementem od mężczyzny, że ta poszetka świetnie pod koszulę dobra­na (śmiech).

Jeśli chodzi o coming out – faktycznie, trud­no „ukryć” seksualność, będąc butch, to na­raża cię niekiedy na agresję i czasem bywa trudne. Ale bohaterki filmu są z innego po­kolenia niż ja – dla nich bycie butch to, my­ślę, doświadczenie emancypacyjne. Ja nie czuję tak bardzo tego „trudu”, o którym one mówiły. Wygląd femme nie jest tak oczywi­sty, pewnie, ale ty na pewno na co dzień je­steś zmuszana do „udowadniania” swojej seksualności – skoro wyglądasz femme, NA PEWNO NIE JESTEŚ LESBIJKĄ…

I na pewno marzę o tym, żeby na mnie zagwizdać na ulicy.

Ja nie muszę się borykać z „catcallingiem”, czy obrzydliwym podrywem w klubie – nie jestem obiektem dla cis-mężczyzn. Cza­sem po prostu traktują mnie jak osobę bez względu na moją płeć, koleżanki fem­me rzadko tego doświadczają. A to cieka­we – wychodzisz poza płeć, skupiasz się na doświadczeniach ogólnoludzkich, a te genderowo normatywne, tzw. męskie, czy tzw. kobiece…

…tzw. naturalne…

pozostają ci całkowicie obce.

A co, jeśli ktoś myli cię z kolesiem?

Jeszcze kilka lat temu to był afront. Nie do końca chciałam być identyfikowana jako butch, czy nawet lesbijka. Dziś bywa, że czuję się wręcz nieswojo, gdy ktoś się do mnie zwraca per „pani”. Dobrze czuję się w byciu genderqueer. To nie znaczy, że chcę, by zwracano się do mnie zaimkami męskimi. Szczerze mówiąc, te kobiece też nie do końca mi odpowiadają, ale język polski nie daje pola do popisu. Jedno jest jasne. Nie chcę zmienić swojego ciała – nie odczuwam dysforii płciowej.

Co od stuleci przypisuje się buczom, mó­wiąc, że „tak naprawdę” są trans.

Nie jestem trans. Butch to także tożsa­mość. Tożsamość tworzona z opozycji, ale i w symbiozie z kobietami femme.

Są teorie, według których butch-femme to układ. Nie ma butch bez femme i na odwrót.

Nie sądzę, aby ten układ był nierozerwalny. On oczywiście istnieje, większość moich długoterminowych partnerek była fem­me. Niemniej pociągają mnie też bucze, a także mężczyźni (cis i trans). Układy butch-butch potrafią być bardzo wyzwa­lające. Układanie relacji w oderwaniu od heteronormy prowadzi do nowych, cieka­wych odkryć, także tych seksualnych.

Powtórzę zatem pytanie z publiczności, zadane podczas debaty po filmie. Czy bucze to zawsze i tylko lesbijki? Czy osoba może być butch a jednocześnie bi albo hetero?

Pewnie że może! Kobiety masculine-of-center nie zawsze są lesbijkami. Wielokrot­nie okazywało się, że kobiety, o których z całą pewnością sądziłam, że są butch-les okazywały się być totalnie i jak najbardziej hetero. Jedynie w heteronormie butch = les. Wygląd butch jest wyobrażeniem wszystkich heteronormatywnych stereoty­pów na temat lesbijek – jesteśmy męskie, na pewno nienawidzimy mężczyzn lub chcemy im odbić partnerki.

Niemiłe z was lesby, agresywne.

I gburowate… a ja niekiedy po prostu je­stem nieśmiała…

Jakie są jeszcze stereotypy?

Butch to identyfikacja, której przypisywa­ne jest bycie stroną aktywną.

W seksie?

Tak, niekiedy wręcz „niedotykalną”.

Bzdura?

Jak ze wszystkimi ogólnikami – oczywiście istnieją takie osoby, ale mam wrażenie, że większość butch jest bardzo versatile.

Czyli bez roli?

Lub w różnych rolach. Istnieje nawet powiedzenie: butch in the streets, fem­me in the sheets – które odnosi się do bardziej „pasywnych” buczy. W łóżku nie przejmują inicjatywy, czekają, aż zo­staną zaspokojone przez partnerki. To powiedzenie pierwszy raz usłyszałam w Los Angeles, jedna z koleżanek wręcz z przekąsem mówiła o dziewczynie butch, z którą spała. To też jest ciekawe – wysoko postawiona jest poprzeczka bycia „praw­dziwym” buczem. Jeśli jesteś pasywna w łóżku, to czy na pewno jesteś butch? Jeśli nie jesteś „rycerska” i nie otwierasz drzwi kobietom – na pewno jesteś butch?

Oczywiście są bucze stricte aktywne – uprzęże, dilda, to się zdarza. Dla mnie na przykład to ogromna przyjemność być stroną aktywną, przejmującą kontrolę i pe­netrującą. Co nie oznacza, że czasem nie lubię zamienić się rolami.

Twoja żona jest femme i mieszka w L.A. Ty masz doświadczenie bycia butch i tam, i w Polsce.

Chcesz spytać o różnice? Cóż, w Polsce nie istnieje kultura butch. Są oczywiście takie osoby, ale nie ma społeczności.

Chyba, że o czymś nie wiemy?

W L.A. dziewczyny butch się znają, kum­plują, spędzają razem czas. Podobnie jak femme.

Są takie kręgi? Krąg butch i krąg fem­me?

Są.

Już słyszę zarzuty o naśladowanie hete­ronormy.

Zdarzają się wyjścia na miasto tylko w to­warzystwie butch, ale nie oznacza to wcale, że jakaś femme czy ktokolwiek inny nie mogłaby dołączyć, gdyby chciała.

Chcesz powiedzieć, że imitowane są role, ale nie wykluczenia? Czy że całe to gada­nie o imitacji (rodem z drugiej fali ame­rykańskiego feminizmu) to zawracanie głowy?

Oba środowiska wydają mi się bardzo inkluzywne. Kiedyś robiłam z moją part­nerką grilla – i to ja stałam za grillem całą imprezę. Kolejne bucze podchodziły do mnie: „Jedzenie pyszne, dzięki! Wiem, że ciężko pracujesz, gdybyśmy byli u mnie, to bym robiła to samo” – więc pewnie jest jakaś „sztama”. Mam teorię, że ten „po­dział” na kręgi istnieje nie z powodu idei podziału, ale z powodu różnorodności. Po prostu w L.A. JEST ZDECYDOWANIE WIĘ­CEJ LESBIJEK niż w Warszawie – więc wię­cej podgrup etc. I patrząc na siebie, moją relację, moje znajome – tak, uważam, że to gadanie o imitacji to jest bzdura. Role w moim związku są tak płynne, zależne od umiejętności, zasobów czy naszych pra­gnień, że zapewne zadziwiłyby wiele osób. Nie jestem „facetem” w związku, a ona nie jest „kobietą”. To jest tak przestarzałe my­ślenie o płci kulturowej, że aż…

Nudne?

Za to ciekawym trendem, który obserwuję jest kultura dapper – odważne korzystanie z męskich wzorów modowych w ubiorze dla kobiet. Zajrzyj na dapperq.com

A jeśli chodzi o sytuację społeczno – poli­tyczną, w Stanach i w Polsce jest ona po­dobna. W dużych miastach jest w porząd­ku, twój wygląd stosunkowo rzadko budzi zdziwienie czy agresję. W mniejszych miej­scowościach zawsze jest gorzej.

Kiedy widzisz te marsze narodowców z jawnymi hasłami fobicznymi…

Obawiam się, że jak się znajdę w pobliżu, to pewnie dostanę w ryj. Ale wiesz za co? – za bycie „pedałem”.

Tak cię wyzywają?

I od momentu zmiany władzy częściej spotykam się z atakami słownymi. Jest większe przyzwolenie dla dyskryminacji osób spoza heteronormy w sposób głośny i otwarty.

Ale nie taka miała być puenta. Powiedz­my coś fajnego o byciu butch, coś seksi.

Bycie butch jest ekstra! Mam nadzieję stać na pierwszym froncie walki z patriarcha­tem! (śmiech) Wiele osób postrzega mnie jako osobę atrakcyjną dzięki temu, że je­stem butch. Zresztą chyba nawet istnieje kategoria „butch loverów” – pośród i ko­biet, i mężczyzn (cis oraz trans). To bardzo interesujące, kiedy przyciągam uwagę he­tero-cis-kolesi.

Hetero?

Hm, może to jest dla nich bezpieczne, że jestem nadal fizycznie kobietą, ale wyglą­dam jak koleś? Więc przynajmniej teore­tycznie nie-hetero nie są? (śmiech) Przy­znam, że z żadnym z nich w ten sposób nie rozmawiałam.

Katarzyna Para – marketingowiec z zawodu, atleta-to-be z zamiłowania. Identyfikuje się jako butch od niedawna.

Tekst z nr 67 / 5-6 2017.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Biała i niebiała

O religijnych fundamentalistach i o przemocy, o przegiętych gejach i o lesbijkach butch oraz o zakazie seksu analnego z Jalną Broderick, aktywistką LGBT z Jamajki, rozmawia Mariusz Kurc.

 

Chciałbym porozmawiać o sytuacji LGBT na Jamajce i o tobie samej, twoim akty­wizmie. Od czego zaczynamy?

Od Jamajki. O mnie wolę później, jak się rozkręcę.

Moje pierwsze skojarzenia: gorący klimat Karaibów, reggae, Bob Marley. A jednocześnie Jamajka to ponoć naj­bardziej homofobiczny kraj na świecie.

Jest nas 7 milionów, z czego na wyspie mieszka połowa. Druga połowa wyemigro­wała. Odnoszę wrażenie, że w przypadku LGBT proporcje są inne – wyemigrowała większość. Główny cel życiowy młodych LGBT – wyjechać.

Homoseksualizm jest nielegalny.

Czekaj. Sama orientacja homo jest legal­na. Nielegalny jest seks analny – i między mężczyznami, i między mężczyzną a ko­bietą, i między kobietami. To raz. Dwa: nie­legalne są wszelkie erotyczne zachowania między mężczyznami, choćby wzięcie się za rękę czy przytulenie, o seksie nie wspo­minając. Nawet spanie dwóch mężczyzn w jednym łóżku jest nielegalne. Możesz dostać 10 lat więzienia i ciężkich robót.

Ale skąd wiadomo, co się dzieje w do­mach? Policja wchodzi do sypialni?

Racja, ten przepis jest sprzeczny z drugim, który mówi, że szanuje się życie intymne. Jeśli dopuścisz się „zachowania homosek­sualnego” publicznie, to sprawa jest jasna. Prywatnie, w domu może ci ujść płazem. A seks między kobietami jest legalny, byle nie analny.

Ta fiksacja na punkcie analu, jakby to było samo zło świata…

Fiksacja na punkcie seksu w ogóle! (śmiech). Ale suma sumarum, geje nie sie­dzą u nas w więzieniach za homoseksu­alizm, a na gruncie przepisu o analu jakoś mocno się nie ściga.

To skąd aż tak zła opinia o Jamajce?

Z przemocy, na którą władze przymykają oczy. Kiedyś liczyliśmy w naszej organiza­cji J-FLAG – wychodziło jedno morderstwo geja na miesiąc. Pobić nie zliczymy. Ofiara­mi są najczęściej geje, najczęściej ci prze­gięci lub trans kobiety.

Najgłośniejsze było zabójstwo Dwayne’a Jonesa w 2013 r. Chłopak miał 16 lat, był typem „divy”, lubił np. damskie ciuchy. Oj­ciec wyrzucił go z domu. Dwayne mieszkał na squacie z innymi „wyrzutkami” takimi, jak on. Poszedł na imprezę w Montego Bay ubrany jak dziewczyna. Inni chłopcy z nim tańczyli, myśląc, że jest dziewczyną. Gdy ktoś rzucił hasło, że nie jest, Dwayne został sprawdzony. Był bity, godzono w niego no­żem, przejechano po nim autem. Zmarł po dwóch godzinach tortur. Do tej pory niko­mu nie postawiono zarzutów. Świadków były dziesiątki i „nikt nic nie widział”. Ciało Dwayne’a leżało w rowie. Ojciec odmówił zabrania go.

Kultura maczo w makabrycznym wyda­niu.

Musisz być bardzo ostrożny i nie wzbu­dzać „podejrzeń”. Sytuacja różni się w zależności od okolicy. Kogo stać, ten przeprowadza się do bardziej liberalnych dzielnic, jak ja. Akceptację i więcej wolno­ści kupuje się, paradoksalnie, na ogrodzo­nym osiedlu.

A policja tylko czeka. Czasem wystarczy, że dwóch facetów siedzi w samocho­dzie i uśmiecha się do siebie. Policjanci potrafią podejść, zasugerować, że chy­ba publicznie odbywają się tu „lubieżne czynności”, wziąć na przesłuchanie. „A co możesz dla mnie zrobić?” – pytają, gotowi na łapówkę.

Mnie się też coś takiego zdarzyło. Siedzia­łam z dziewczyną, nic nie robiłyśmy, pró­bowali nas zastraszyć. Publiczne „lubież­ne czynności” podlegają karze, choć par hetero nikt nie nagabuje.

W kanałach Kingston mieszka wielu bez­domnych gejów, tych przegiętych, „kobie­cych”. Wyrzuceni z domu, bez szans na pracę.

Geje są częściej narażeni na pobicia, a les­bijki – na ataki na tle seksualnym. Pewnie słyszałeś o gwałtach korekcyjnych, które mają lesbijkę „naprawić”. Ich ofiarami pa­dają równie często lesbijki butch, a więc te mniej atrakcyjne z perspektywy hetero maczo – jeszcze jeden dowód, że w gwał­cie nie chodzi o seksualne wyładowanie, tylko o pokazanie władzy.

A jednak chcę podkreślić, że widzę popra­wę. W zeszłym roku mieliśmy pierwsze na Jamajce imprezy Pride. Jeszcze nie Paradę, na to jest za wcześnie, ale były np. imprezy na plaży.

Ty sama jesteś wyoutowana i działasz. To też świadczy o poprawie.

Kochany, ja byłam jako lesbijka na pierw­szej stronie głównego dziennika (śmiech).

Przepisy, o których mówiłaś, są z cza­sów kolonialnych. Jamajka uzyskała niepodległość od Wielkiej Brytanii w 1962 r. Pięć lat później Brytyjczycy przestali karać za „akty homoseksual­ne”, u was przepis został.

Niestety tak. W latach 70. sprawy szły ku lepszemu, docierała emancypacja ze Sta­nów. Powstała nieformalna organizacja Gay Freedom Movement. Założył ją Larry Chang, prekursor, który powołał do życia również magazyn LGBT „Jamaica Gaily News”. W 2004 r. dostał azyl polityczny w USA i tam mieszka…

W latach 80. nadeszła epoka AIDS i te­lewizji satelitarnej, a wraz z nią – funda­mentalnie chrześcijańskie kanały, które sączyły i nadal sączą nienawiść. Do tego fala chrześcijańskich kaznodziejów z USA. Druga – już w XXI wieku, gdy zdali sobie sprawę, że u siebie przegrali. Uważam, że to oni odpowiadają za podżeganie do homofobii. Bogobojni, niedoedukowani ludzie stanowią dobry grunt. To smutne, ale im lepsza sytuacja w USA, tym mocniej Stany tę nienawiść eksportują do Jamajki, czy do krajów Afryki.

Strach przed HIV jest dodatkowym pali­wem nienawiści. Według tych kaznodziei jesteśmy demonami, które chcą znisz­czyć społeczeństwo, a szczególnie hetero małżeństwa. Uczą, by zwracać uwagę na słowa takie jak „równość” czy „prawa czło­wieka”, które rzekomo są „kamuflażem” zniszczenia. To są potężne organizacje: Jamaica Cause, Christian Fellowship, Love March Movement. Taki gość Scott Lively… Wygugluj sobie.

Słyszałem o nim. Jednocześnie macie dość prężny ruch LGBT, tak?

Ale zachowaj proporcje: na ich kazania potrafi przyjść 20 tysięcy osób. W tym kon­tekście ruch LGBT to garstka. Najważniej­sza organizacja LGBT – J-FLAG (Jamaican Forum for Lesbian, All-Sexuals and Gays), o której już wspomniałam, powstała w 1998 r. Jej lider Brian Williamson, biały facet, został zamordowany w 2004 r.

Ty już wtedy działałaś?

Właśnie w 2004 r. dołączyłam do J-FLAG. W latach 80., gdy kończyłam liceum, wyoutowałam się przed paroma przyjaciół­mi. Na studiach założyłam grupę Women for Women, to już był czas wzrostu przemo­cy i zachorowań na AIDS. Lata 1994-2004, powiedziałabym, były najgorsze.

Czytałem, że na Jamajce aż 33% męż­czyzn uprawiających seks z mężczyzna­mi, żyje z HIV.

Żyje w ukryciu – i umiera. Stygma jest straszna. Co najmniej kilkoro moich przy­jaciół zmarło na AIDS albo zostało zamor­dowanych na tle homofobii.

Od czterech lat z przyjaciółką Angeline Jackson prowadzę organizację: Quality of Citizenship Jamaica, skierowaną do homo – i biseksualnych kobiet. W 2015 r., gdy był na Jamajce prezydent Obama, w wystąpie­niu pochwalił Angeline. Media to pominęły.

Jednym z naszych postulatów jest zmiana definicji gwałtu. Obecnie gwałtem określa się spenetrowanie waginy przez członka przy użyciu siły. To oznacza, że zgwałcenie kobiety np. pistoletem czy nożem nie jest już gwałtem. Nie jest też gwałtem zgwał­cenie mężczyzny.

A działacz Maurice Tomlinson?

Prawnik, który wyszedł za mąż w Kanadzie. Publicznie się wyoutował, nawoływał do zniesienia kar za seks między mężczyzna­mi. Dostawał tyle pogróżek, że zaczął bać się o życie i wyemigrował, ale nadal działa.

Jak sytuacja LGBT na Jamajce wygląda na tle regionu?

Najwięcej jest wpływów amerykańskich, ale jak mówiłam, paradoksalnie, one nie muszą być dobre. Odwilż na Kubie, dzia­łalność Marieli Castro, niespecjalnie od­bija się u nas echem. Te kraje, gdzie wcze­śniej rządzili Brytyjczycy, mają podobną sytuację. Na Barbadosie prawo jest gorsze – homoseksualizm jest wprost nielegalny. Za to na wyspach należących do Holandii, Curaçao i innych, są małżeństwa jedno­płciowe.

Kultura reggae, rasta – jest homofo­biczna?

Bob Marley śpiewał tylko o związkach he­tero, ale oddaję mu, że nigdy nie był homo­fobiczny. To już dużo.

Jamajką jest też Grace Jones.

Kocham Grace Jones za muzykę, za andro­gyniczny wizerunek i za to, że jest naszą sojuszniczką. Zawsze powtarza, że miłość to miłość, a jakiej płci osobę się kocha, to mniej ważne. I jest Diana King… Nie znasz hitu „Shy Guy”?

Ach, tak, znam.

Diana jest wyoutowaną lesbijką.

No, ale mamy też niestety całkiem sporo mocno homofobicznych wykonawców.

Czytałem niektóre teksty utworów. O zabijaniu gejów, o traktowaniu ich kwasem. Straszne.

Jedyna pociecha, że te zespoły mają coraz większe problemy z występami za granicą.

A relacje rasowe?

Ja na Jamajce jestem biała, a jak pojadę do USA, to „tracę” biały kolor i jestem La­tynoską.

Jakie masz korzenie?

Jestem przykładem na to, że multi-kulti to nie jakaś idea, tylko fakty. Urodziłam się na Jamajce, moi rodzice też, natomiast mój dziadek i babcia od strony mamy są z Ekwadoru. Rodzice dziadka: Hiszpan i Francuzka. Mój pradziadek od strony taty był Irlandczykiem, który w Hondurasie ożenił się z Indianką. Mamy w rodzinie osoby o wielu odcieniach koloru skóry. Jedna moja siostra ma skórę wyraźnie ja­śniejszą od mojej i piegi, a druga czarne jak smoła, „indiańskie” włosy i skórę ciem­niejszą.

Tekst z nr 67 / 5-6 2017.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

SPIS TREŚCI #68

„Replika” – dwumiesięcznik społeczno-kulturalny LGBTQ, numer 68 (lipiec/sierpień 2017)

replika_68_okladka

Na okładce:

Cztery aktywistki LGBT, lesbijki: Julia Maciocha (prezeska Wolontariatu Równości, organizatorka tegorocznej Parady Równości), Mirka Makuchowska (wiceprezeska Kampanii Przeciw Homofobii), Aleksandra Muzińska (członkini zarządu w Miłość Nie Wyklucza) oraz Marta Konarzewska, nasza redakcyjna koleżanka, publicystka, scenarzystka.

W środku numeru – debata tych czterech aktywistek o tym, dlaczego nie ma lesbijek w życiu publicznym.

W ciągu ostatnich lat nastąpił istotny postęp, jeśli chodzi o widoczność gejów w przestrzeni publicznej. Gej ma już dla przeciętnego Polaka konkretną twarz – Roberta Biedronia, Michała Piróga, Tomasza Raczka, Tomasza Jacykówa, Jacka Poniedziałka i innych. Nie ma natomiast nadal „polskiej Ellen DeGeneres”.

Z czego wynika taka sytuacja? Jak można jej zaradzić? Co ruch LGBT może zrobić, by pojawiła się polska Ellen i by lesbijki zyskały widoczność w życiu publicznym?

Julia, Mirka, Ola i Marta nie tylko odpowiadają na te pytania, ale swe odpowiedzi okraszają wieloma przykładami i anegdotami z własnego doświadczenia jako lesbijek i działaczek. Ich spostrzeżenia, szczególnie o tym, jak faceci funkcjonują w życiu publicznym, to po prostu kopalnia genderowej wiedzy w praktyce.

 

Prezent dla prenumeratorów/ek

Dla prenumeratorów/ek kod do obejrzenia za darmo filmu „Mężczyzna do wynajęcia” na outfilm.pl

 

Do przeczytania w numerze 68:

Wywiady:

  • „Faceci, zróbcie miejsce”debata aktywistek LGBT, lesbijek – Julii Maciochy (Parada Równości), Mirki Makuchowskiej (Kampania Przeciw Homofobii), Aleksandry Muzińskiej (Miłość Nie Wyklucza) oraz Marty Konarzewskiej („Replika”) – o tym, dlaczego nie ma lesbijek w życiu publicznym (czytaj dalej…)
  • „Nasza mama to anioł” Staszek i Paweł Bednarkowie są braćmi i są gejami. Staszek jest działaczem LGBT, właśnie skończył studia. Paweł jest super modelem, pracuje dla najsłynniejszych marek na świecie. W wywiadzie Mariusza Kurca zatytułowanym „Nasza mama to anioł” opowiadają o swych coming outach, o reakcjach innych na to, że obaj są homoseksualni oraz o swojej mamie Marzennie Latawiec, która też jest działaczką LGBT (czytaj dalej…)
  • „Z innej planety” Paweł Fusiek od prawie 30 lat mieszka w Niemczech. Od prawie 20 – występuje w Niemczech jako drag queen Paul A Jackson. Rozmowa Bartosza Żurawieckiego (czytaj dalej…)
  • „Męskości. Rozmowy o butch, cz. II” – z dziennikarzem Antonem „Ambro” Ambroziewiczem o byciu butch i o byciu trans chłopakiem rozmawia Marta Konarzewska (czytaj dalej…)
  • „Wszyscy jesteśmy fetyszystami” – z Wiolą Jaworską, psycholożką i terapeutką Instytutu Pozytywnej Seksualności rozmawia Mariusz Kurc;
  • „7 grzechów głównych Piotra i Pawła” – z parą młodych blogerów/vlogerów Piotrem i Pawłem rozmawiają Piotr i Paweł z portalu Outy.pl;

Opowiadanie:

  • „Delicje cioci Alicji” Ambrożego Rożka o niespotykanej miłości pewnej pani do apetycznych gejów.

Felieton:

  • „Bunt oportunistów” Bartosza Żurawieckiego

Kultura:

  • Teatr: tęczowy musical „Kinky Boots” w warszawskim Teatrze Dramatycznym
  • Filmy: „Serce z kamienia”, „Atomic Blonde”, „Jonathan”, „Odwet”
  • Książki: „Zbrodnia, której nie było” Andrzeja Selerowicza, „Lou Reed. Zapiski z podziemia” Howarda Sounesa, „Notatki samobójcy” Michaela Thomasa Forda

A poza tym:

  • „Heterosojusznicy, chodźcie z nami!” – wzywa Franciszka Sady, działaczka KPH, osoba hetero oraz inni nasi heterosojusznicy;
  • „Tęczowy Album Ślubny” – 18 polskich (lub w połowie polskich) par jednopłciowych, które wzięły śluby w krajach, gdzie jest już równość małżeńska;
  • „Jeśli to słyszysz, jeśli to mówisz” – kampania społeczna Lambdy Warszawa o domowej przemocy psychicznej skierowanej wobec osób LGBT;
  • Wojciech Śmieja pisze o biografii prywatnej Jerzego Andrzejewskiego (autorstwa Anny Synoradzkiej-Demadre), która ukaże się we wrześniu;
  • O tym, jak wygląda Pride Parade, czyli Parada Równości w Kanadzie, pisze Mariusz Kurc prosto z Toronto;
  • Tomasz Golonko, dziennikarz gazeta.pl i dział, w którym prezentujemy portrety prenumeratorów/ek naszego magazynu – tym razem Michał Kośmicki-Żórawski, sołtys Borkowa;
  • Wybory Mister Gay Poland 2017 – zwycięzcą został Kacper Sobieralski z Sopotu;
  • Miśki, czyli Bears of Poland, zachęcają do swojej organizacji;
  • Chaber, prezes KPH, o działaczach LGBT na festiwalach Open’er i Woodstock;

 

Wysyłka numeru od 26 lipca br.

Fot. na okładce: Adam Gut

Męskości. Rozmowy o butch, cz. II

ambro_6896_foto_Agata_KubisZ dziennikarzem Antonem „Ambro” Ambroziewiczem o byciu butch i o byciu trans chłopakiem rozmawia Marta Konarzewska;

 

Ja zacząłem akceptować rożne kobiece elementy swojej ekspresji dopiero gdy zaakceptowałem swoją transpłciowość. Mogę być kobiecy tylko jako trans chłopak, czyli w bardziej męskim ciele. Już nie zastanawiam się, czy siedzę dostatecznie „męsko”, dostatecznie w rozkraku, czy mocno ściskam dłoń na przywitanie i czy trzymam emocje na wodzy. Nie zastanawiam się, czy to okej i czy jakiś ruch mnie „zdradza”. Teraz męczy mnie – w sensie miłego natręctwa – coś zupełnie innego. Zastanawiam się raczej, jak będę czytany, gdy moje ruchy pozostaną bardziej delikatne, gdy splotę dłonie w jakiś „kobiecy“ sposób, zarzucę noga na nogę.

Czy to ja muszę zmieniać swoje ciało, czy może jednak społeczeństwo powinno zmienić myślenie o tym, co konstytuuje mnie jako mężczyznę?

Wciąż spotykają mnie normalizujące momenty, w których ktoś uporczywie stara się ustalić moją tożsamość. Osoby często się „mylą”, co wprawia je w zakłopotanie. Ostatnio, gdy zamówiłem taksówkę na żeńskie imię, taksówkarz uznał, że jestem nastoletnim chłopcem: „Ale miała przyjść pani a nie pan… A, rozumiem, mama ci zamówiła“. To są te przyjemne, zabawniejsze momenty, ale są też niemiłe i  niezabawne. Ekspedientki czy ekspedienci w sklepach żonglują „panami“ i „paniami“, próbując mi przypasować najwłaściwszą – według siebie – etykietkę. Albo ktoś pyta: „- To chłopak czy dziewczyna?”. „- Nie wiem – pedał jakiś”. Bywa, że czuję się zagrożony.

 

Fot. Agata Kubis

Cały wywiad Marty Konarzewskiej z Antonem „Ambro” Ambroziewiczem – do przeczytania w „Replice” nr 68

spistresci

SPIS TREŚCI #67

„Replika” – dwumiesięcznik społeczno-kulturalny LGBTQ, numer 67 (maj/czerwiec 2017)

Replika 67 - 205x295_2017-05-22_09d Okladka 2000px

 

Na okładce:

Aktor Tomasz Nosiński, który w wywiadzie Krzysztofa Tomasika opowiada o swej roli geja wychowującego syna w serialu „Artyści”, o rolach teatralnych oraz po raz pierwszy o swej homoseksualności.

 

 

Prezent dla prenumeratorów/ek

Dla prenumeratorów/ek kod do obejrzenia za darmo filmu „Paryż 5:59” na outfilm.pl

 

Do przeczytania w numerze 67:

Wywiady:

  • „Chłopak ze Słupska” – wywiad z aktorem Tomaszem Nosińskim (czytaj dalej…)
  • „Ja chcę normalnie żyć” – wywiad z Łukaszem Włodarczykiem, sołtysem Bobrownik (czytaj dalej…)
  • “Do Strasburga” – Wojciech Piątkowski Michał Niepielski walczą o związki partnerskie/równość małżeńską na drodze sądowej. Ich sprawa trafiła właśnie do Trybunału w Strasburgu. Rozmowa Mariusza Kurca (czytaj dalej…)
  • “Męskość, rodzaj żeński” – Katarzyna Para opowiada Marcie Konarzewskiej, jak to jest być butch (czytaj dalej…)
  • „Osoby z kategorii homo”Remigiusz Ryziński o swej książce „Foucault w Warszawie”, o światku gejowskim Warszawy lat 50., a także o współczesnym ruchu LGBT i jego celach. Rozmowa Bartosza Żurawieckiego.
  • Tancerz i performer Maciej „Gąsiu” Gośniowski o swych ukochanych szpilkach, o męskości, o nagości, o hejcie, o odkrywaniu homoseksualności i pasji do ubierania lalek w dzieciństwie. Rozmowa Mariusza Kurca.

Opowiadanie:

  • „Samotnika dzień po dniu” Łukasza Michalika o miłości, po prostu, choć w zakamuflowany sposób.

Felieton:

  • „Normalnie nuda” Bartosza Żurawieckiego

Kultura:

  • Filmy: „Artykuł Osiemnasty”, „Moje jest inne” oraz nowy klip Jakuba i Dawida oraz przyjaciół „Tribute to George Michael”.
  • Książki: „Kamień węgielny. Mój bunt przeciw hipokryzji Kościoła” Krzysztofa Charamsy, „Różnym głosem. Rodziny z wyboru w Polsce” Joanny Mizielińskiej, Justyny Struzik i Agnieszki Król, „Sonata Gustava” Rose Tremain, „George Michael. Biografia” Roba Ivanovica”

A poza tym:

  • Wojciech Kowalik przedstawia historię tęczowych klubów Warszawy (cz. II);
  • Jalna Broderick, aktywistka z Jamajki mówi o najważniejszych problemach społeczności LGBT w swym kraju.
  • Ewa Piechna o niesamowitym życiu najsłynniejszej trans kobiety świata, czyli Caitlyn Jenner – na podstawie jej właśnie wydanej autobiografii „Secrets Of My Life”.
  • Robert Rient o miłosnych listach Józefa CzapskiegoLudwika Heringa, których I tom ukazał się niedawno.
  • Tomasz Golonko, dziennikarz gazeta.pl i jego nowy dział, w którym prezentujemy portrety prenumeratorów/ek naszego magazynu – tym razem Dorota Dobosz.
  • Sojuszniczka LGBT Natalia Przybysz dołącza do akcji Kampanii Przeciw Homofobii „Ramię w ramię po równość”,
  • Doroczny raport ILGA-Europe o stanie prawodawstwa związanego z LGBT w poszczególnych krajach Europy. Wśród państw UE – Polska na przedostatnim miejscu;
  • Obozy koncentracyjne dla gejów w Czeczenii
  • Chaber, prezes KPH, o rekordowej liczbie uwag ONZ do Polski w kwestii praw człowieka
  • Nasz redakcyjny kolega Przemek Górecki o swym nieoczekiwanym spotkaniu z… Cher.

 

Fot. na okładce: Marcin Niewirowicz (niema.foto)

Wysyłka numeru od 31 maja br.

Męskość, rodzaj żeński

Katarzyna_Para_Marta_Konarzewska_foto_Agata_KubisKatarzyna Para opowiada Marcie Konarzewskiej, jak to jest być butch.

 

„Androgeniczny wygląd sprawia, że bardzo często mam passing jako facet. A to z kolei generuje przywileje. Będąc jedną nogą w kulturowym świecie cis-mężczyzn mam ich mnóstwo – w pracy często jestem traktowana poważniej niż koleżanki, bardziej partnersko. Kiedy wymagam, jestem „stanowczą osobą”, a nie „suką”. Mój wygląd jest rzadko tematem dyskusji typu „o, chyba nowa sukienka” – czego próbują niekiedy cis-faceci w środowisku korpo, aby zjednać sobie przychylność.”

 

„Większość moich długoterminowych partnerek była femme. Niemniej pociągają mnie też bucze, a także mężczyźni (cis i trans). Układy butch-butch potrafią być bardzo wyzwa­lające. Układanie relacji w oderwaniu od heteronormy prowadzi do nowych, cieka­wych odkryć, także tych seksualnych”

 

Fot. Agata Kubis

Cały wywiad Marty Konarzewskiej z Katarzyną Parą – do przeczytania w „Replice” nr 67
spistresci