Cekin na wagę złota

Być drag queen w Polsce

 

foto: Grzegorz Banaszak

 

Tekst: Bogusława „Voca” Ilnicka

Są tacy, co uwielbiają drag queens. Za niesamowity wygląd – kobieta w wersji niemal monstrualnej, za specyficzne poczucie humoru – drag queen powinna być trochę wyzywająca, trochę wulgarna, a jednocześnie ciepła i serdeczna, za świetną zabawę w klubach, za kabaretowy nastrój wyczarowywany na scenie. Są tacy, co je podziwiają. Za odwagę występowania w kobiecym przebraniu, za nieprawdopodobną metamorfozę – z niepozornego czasem chłopaka zmieniają się w fantastyczną divę, za łatwość chodzenia na szpilkach (oj, nie każdy to potrafi !).

Są też i tacy, którzy ich nienawidzą. Za wszystkie wymienione cechy i za to, że w ogóle istnieją. Homofobom przeszkadzają, bo „odstawianie” kobiety to dla mężczyzny, oczywiście, degradacja. Wielu gejów kręci na drag queens nosami, bo „psują nam opinię”, bo „przecież nie wszyscy geje są tacy”. Chcieliby tchórzliwie schować drag queens przed „normalnym” społeczeństwem, zamknąć je w szafach.

Nie uda się. Polskie drag queens, cudowne zjawisko kultury LGBTQ, już tu są i zostaną. Robią super show, a przy okazji zadają kłam genderowym stereotypom. Nie da się ich nie zauważyć ani przejść obok nich obojętnie.

Azjatycka piękność

W Polsce być drag queen jest dość trudno, niezależnie od często nieprzychylnej opinii publicznej problemem są też warunki finansowe – mówi Kim Lee, jedna z najaktywniejszych polskich drag queens, która właśnie obchodzi jubileusz 10-lecia na scenie. Całkiem możliwe, że nawet jeśli nie mieliście szczęścia widzieć Kim na żywo – a występuje niezmordowanie w klubach całego kraju – to mignęła wam gdzieś w prasie lub w internecie. Jest na szczycie drabiny, więc gdy narzeka na finanse, przypomina mi trochę Meryl Streep, która w wywiadach ubolewa nad brakiem ról dla kobiet 60+, ale gdy się pojawiają, sama zgarnia wszystkie najlepsze. Ale rzeczywiście z „dragqueenowania” utrzymać się nie da. Kilkaset złotych za występ, nawet jeśli jest ich kilka w miesiącu – to nie jest złoty interes. Trzeba mieć inne źródło zarobku, no, i być pasjonatką – dodaje Kim. Poza sceną ma na imię Andy, jest polskim Wietnamczykiem, albo wietnamskim Polakiem (A na scenie to Polką lub Wietnamką – śmieje się). Od 20 lat mieszka w Polsce. Ma chłopaka, który pomaga mu w zarządzaniu „firmą” pod nazwą Kim Lee (To mój szofer – puszcza oko).

Kim Lee na scenie nie wygląda jak „przebrany facet” ani jak „monstrualna kobieta”, tylko jak ekscentryczna azjatycka piękność. Ma specjalną garsonierę, aby pomieścić setki (!) strojów scenicznych – sukien (większość sam szyje!), piór, butów, peruk, korali, parasolek, rękawiczek, boa… Bo jeśli chce się być dobrą i naprawdę bawić, trzeba się do występów solidnie przygotować. Kim Lee jest dobrym duchem dragqueenowego środowiska w Polsce, a jednocześnie wychodzi poza „naturalny obszar występowania” drag queens i wkracza do mainstreamu: kilka razy wystąpiła w TV i w filmach dokumentalnych („Transakcja” „Aldona”, „Trans-Euro”). Była modelką profesjonalnych sesji zdjęciowych, pozowała nawet do obrazów. Ma na swym koncie recitale w miejscach, które nie kojarzą się z drag queen show – w Zachęcie, w Narodowej Galerii Sztuki, w Nowym Wspaniałym Świecie Krytyki Politycznej.

Od czterech lat w warszawskim klubie Le Garage organizuje wybory Królowej Drag Queens. O wielu „dziewczynach z branży” mówi, że to nie jej konkurentki, tylko „córki”, które wychowała, czyli „przyuczyła do zawodu”.

Szare życie nadrabiasz makijażem 

Drag queen to mężczyzna (często, choć niekoniecznie, gej), który nie mając (zazwyczaj) transpłciowej tożsamości, przebiera się na scenę za kobietę, a potem, parodiując kobiecość, zabawia gości klubu czy restauracji. Śpiewa znane piosenki (najczęściej z playbacku), tańczy, żartuje z publicznością. Czasem naśladuje jakąś znaną divę (np. Shirley Bassey albo Lady Gagę), a czasem jest osobowością samą w sobie.

Kiedyś drag queens były związane wyłącznie z „branżowymi” klubami, teraz zabawa kobiecością wchodzi do głównego nurtu: w Polsce wy- stępy drag coraz częściej uświetniają co bardziej nowoczesne wesela czy filmowe eventy, a także wieczory panieńskie i imprezy urodzinowe.

Ale przede wszystkim można je zobaczyć w gejowskich klubach. No, i na Paradach Równości! Media rzucają się wtedy na nie. W demonstracji idzie 3 tysiące osób, w tym kilka drag queens – ale telewizje pokazują właśnie je. I z tego biorą się zarzuty „normalnych” gejów o wspomniane „psucie” wizerunku.

Drag queens kolorują polską rzeczywistość nie od dziś. Kojarzycie Eugeniusza Bodo, który w filmie „Piętro wyżej” z 1937 r. stał się polską Mae West i w wieczorowej sukni śpiewał „Seksapil” – że to „nasza broń kobieca”? Drag queens robią podobne rzeczy, ale ich cechą charakterystyczną jest przerysowanie. Nie można być po prostu kobietą, trzeba być kobietą do n-tej potęgi. To coś innego niż w przypadku trans sióstr, które chcą być „kobietami po prostu”: Niektóre drag queens są krytyczne wobec osób trans, a raczej wobec ich stylu: uważają, że nie umieją się ubierać, źle robią makijaż. Nie rozumieją, że bycie drag queen i bycie trans jest nieporównywalne – zauważa Kim Lee. W zeszłym roku Kim po raz pierwszy prowadziła wybory Miss Trans. Była pomysłodawczynią i współorganizatorką imprezy wraz z Trans-Fuzją.

Ludzie mylą nas z transwestytami, z transseksualistami, z fetyszystami, mówią, że chcemy zmienić płeć – narzeka drag queen Charlotta ze Szczecina, która w „zawodzie” jest czwarty rok. Można mieć trudność ze znalezieniem partnera, bo jesteś postrzegany jako przegięty. Kluby słabo płacą, często nie mamy się nawet gdzie przebrać. Ale uwielbiam to, co robię, jest w tym coś magicznego, bo jednak jesteś popularny w środowisku, ludzie cię kojarzą, piszą do ciebie, chwalą cię. Nadrabiasz jakieś szare życie.

Siostrzyczki jednojajowe

Na początku lat 90. na polskiej scenie drag było ich tylko kilka. Najstarsze (stażem – o wiek takich dam nie pytam!) polskie drag queens to Lola Lou, Żaklina, Daruma, Merlin i Violetta. Każdy detal kreacji trzeba było sobie „wywalczyć” – zdobyć, załatwić, rzadko po prostu kupić. Suknia balowa czy z cekinami to było marzenie – mówi Lady Brigitte, która karierę zaczynała siedemnaście lat temu. Każdy cekin był na wagę złota. Ciuchlandy dopiero zaczynały powstawać. Brało się, co się nadało, błyszczało, a potem trzeba było przerabiać. Żadnych zakupów online, profesjonalnych pudrów czy rzęs. Była też mniejsza konkurencja i… zdecydowanie większe zarobki. Byłyśmy prawdziwą atrakcją dosyć godnie wynagradzaną – dodaje.

Brigittte od czterech lat współtworzy z Kim Lee duet „siostrzyczek jednojajowych”. Występują w identycznych, dopasowanych, „wielowarstwowych” strojach. Zrzucają je w trakcie show, a pod spodem widać kolejne, również identyczne. Między piosenkami są dialogi, kabaretowe gagi. W numerze „Burleska” w ciągu 11 minut zmiksowanych hitów Cher tańczą, śpiewają, biją się, kłócą, wyrywają sobie włosy, okładają się pejczami, oblewają wodą, biegają z siekierą, „strzelają” z karabinu itp. itd.

W latach 90. klubów LGBT powstawało dużo, ale szybko padały i miały mało gości – tłumaczy Lady Vee, która ze względu na problemy zdrowotne zakończyła karierę – właściciele szukali czegoś oryginalnego i dlatego zapraszali drag queens.

Ale drag queens raczej nie traktowano serio, bywały egzotyczną ciekawostką albo skandalem. I tak to trochę zostało. Niezrozumienie też zostało.

W 1995 r. do kin wszedł film „Priscilla, królowa pustyni” (reż. S. Elliott) o trzech drag queens, podróżujących autobusem, tytułową Priscillą, przez pustynię i występujących na australijskiej prowincji. Polscy krytycy nie poradzili sobie ze skomplikowaną tożsamością bohaterów. Widzieli w nich po prostu gejów, jeden tylko Bartosz Żurawiecki w „Filmie” rozpracował trio: Adam (Felicia) faktycznie był gejem, Anthony (Mitzi) był bi, a Ralph/Bernadette – transseksualistką. Żaklina, na scenie od prawie 25 lat (!) wspomina: Z Darumą i Celestą robiłyśmy w warszawskim klubie Paradise show z „Priscilli…” z takimi samymi kostiumami, jak w filmie.

Innym ważnym filmem celebrującym drag queens jest dokument „Paris is burning” (1990, reż. J. Livingstone) o wielkich dragqueenowych balach i konkursach w czarnej i latynoskiej dzielnicy Nowego Jorku. Wykreowały one subkulturę tańca zwanego „vogue”, który do pop kultury przeniosła potem Madonna w hicie pod tym samym tytułem.

Rajstopy do seksu?

Mijają lata, ale nawet sama „branża” wciąż postrzega drag queens stereotypowo: Mój chłopak często słyszał od ludzi, że ma chłopaka, co pewnie rajstopy do seksu zakłada. Ludziom to zaraz kojarzy się z seksem. To śmieszne, ale i tragiczne, pokazuje, jak mało wiemy o transpłciowości i o sztuce drag queens, która jest po prostu rodzajem kabaretu – mówi Charlotta. Przy występach sporo ludzi się dobrze bawi, ale w życiu codziennym? – zastanawia się Brigitte. Często słyszałem: A co ja powiem swoim znajomym? Że mój facet w sobotę biega po klubie w kiecce? Kim Lee: Ja przed swoim facetem przez kilka miesięcy ukrywałem, że jestem drag queen, a on się dziwił, że w każdą sobotę do późna siedzę w pracy.

Lady Vee zauważa dobrą stronę medalu: Jest też grupa osób, które nas ubóstwiają, jeżdżą za nami, proszą o autografy, pomagają, podsuwają nam utwory do wykonania, układają choreografię, szyją stroje.

Bycie drag queen to też trochę misja wychodzenia poza schematy – oswajania z innością, gwałcenia normy. Niedawno Żaklina pojawiła się w programie TV „Mam talent”. Prowadzący mieli wątpliwości, czy mówić o niej „on” czy „ona”; w końcu się przełamali, a my mogliśmy zobaczyć Żaklinę m.in. jako pszczółkę Maję. Juror Kuba Wojewódzki tego nie wytrzymał, ale jurorka Małgorzata Foremniak ubawiła się serdecznie, a jurorka Agnieszka Chylińska życzyła jej, żeby „bzykała do końca życia” i nie przejmowała się tym, co o niej mówią.

Dziś czynnych zawodowo drag queens nie jest kilka, ale kilkadziesiąt. W tegorocznym konkursie w klubie Le Garage w szranki stanęło 15 wyselekcjonowanych uczestniczek. Ale ilość niekoniecznie poszła w jakość. Czasami widzę osoby, które kompletnie nie znają tekstu. Wychodzą na scenę dlatego, że są po kilku głębszych. Stosunkowo niewiele jest nowych, którzy potrafi ą coś pokazać, wytworzyć wokół siebie czar – ocenia Lady Vee. Dużo zależy od przygotowania. Bywało, że ludzi cieszyło samo to, że facet był przebrany i umalowany. Kilka starszych drag queens jednak wysoko ustawiło poprzeczkę. Teraz trzeba się mocniej postarać – mówi Sellina de Mellon ze Szczecina.

Show w kapciach

Gdy pytam o początki, Żaklinę łapie nostalgia: Możliwości kostiumowe były mniejsze, ale kluby nas hołubiły. W latach 90. mój show w klubie Mykonos to było wydarzenie! Trwał 1,5 godziny, był brokat, scenografia, światła, na koniec trzaskały balony podwieszone w siatce pod sufitem… Występowałam nawet na wrotkach albo w basenie z wodą. A mój popisowy numer, czyli „Malowany dzbanek” Heleny Vondrackovej robiłam z piersiami w kształcie stożków, a na głowie miałam dzbanek z motylkami i ptaszkami.

Mało kto planuje karierę drag. Zazwyczaj to się dzieje „samo”. Nikita Kociak, dwudziestoparoletnia drag queen-debiutantka z Wrocławia, przebrała się pierwszy raz całkiem niedawno na imprezie u znajomego. „Zaśpiewała” numer Cyndi Lauper „Girls just wanna have fun” i połknęła bakcyla. Kim Lee zaczynała od przebrania się z okazji Halloween. Zdjęcia z imprezy zobaczył właściciel klubu Rasko i zachęcił do występu. Pierwszy raz nie był zbyt serio: Miałam suknię pożyczoną od znajomej i jakieś akcesoria, ale nie miałam butów! Wystąpiłam w kapciach.

Wśród młodych drag queens można zauważyć pewne umiarkowanie w przerysowaniu kobiecości, co trochę stoi w sprzeczności z ideą drag. Nadzieje na świetlaną przyszłość polskiej sceny drag można jednak upatrywać w Nikicie, która zwraca uwagę swoimi skromnymi, bo… niewiele zakrywającymi kreacjami: Wielu myli mnie z kobietą trans. Jestem elegancka i bardzo ekstrawagancka, ale raczej odwzorowuję kobiecość, niż ją parodiuję.

A parodiowanie męskości? Jasne, a jakże! Ale tym zajmują się dziewczyny, które udają dwustuprocentowych facetów, czyli drag kings. O nich przy następnej okazji.

 

Tekst z nr 41/1-2 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Aplauz dla Taishy flash

V edycja Festiwalu Drag Queens

 

Taisha Flash zwyciężyła w II turze festiwalu, wykonując „Applause” Lady Gagi      foto: Luka Lukasiak

 

Kochani, za nami piąta już edycja organizowanego przeze mnie Ogólnopolskiego Festiwalu Drag Queens. Kto 7 września nie bawił się z nami w Warszawie, tym razem w klubie Rasco, może żałować.

Jak co roku mam zaszczyt pełnienia funkcji Mistrzyni Ceremonii. Przygotowałam piosenkę „Roża” oraz dwadzieścia nowych kreacji, które miałam okazję zaprezentować publiczności – rola konferansjerki pozwala na szczęście wielokrotnie wchodzić na scenę!

W I turze festiwalu uczestniczki konkursu – było ich dwanaście – wykonywały wybraną piosenkę Kory i zespołu Maanam. Podziwialiśmy więc „Kory” w różnych odsłonach, zwykle zresztą niemających wiele wspólnego z oryginałem. Papina z fryzurą wampa szalała w rytm „Boskiego Buenos”, Serenity Demon przeżywała miłosny zawód w „To tylko tango”, Morning Glory uwodziła pijaczka w „Nocnym patrolu”, Britney Bitch z megafonem i w skórach „śpiewała” „O! Nie rob tyle hałasu”, Taisha Flash z demonicznym image’m przechodziła metamorfozy w „Szarych mirażach”… Goście mieli okazję podziwiać również Izę Savoya, Sellinę De Mellon, Morganę, Madame Bukiet, London oraz Czardaszkę.

Występy oceniało jury w składzie: Kinga Dunin, Monika Jarosińska, Mariusz Kurc i Bartosz Żurawiecki. Do drugiej tury zakwalifikowało się pięć drag queens. Zwyciężyła Taisha Flash, która w szczegółach dopracowała najnowszy singiel Lady Gagi „Applause”. Drugie miejsce zajęła Nikita, a trzecie – Serenity Demon. Cała trojka przyjechała na festiwal z jednego miasta – Wrocławia. Honoru stolicy dzielnie broniła Morning Glory, która została Miss Publiczności.

Imprezę uświetnili występami m.in. Monika Jarosińska, męska część jury (jako drag queens!) oraz Selena Saleene, ubiegłoroczna zwyciężczyni, która z gracją przekazała koronę Taishy Flash. Pierwszy raz wystąpiłam w listopadzie 2010 r. we wrocławskim klubie Scena, już niestety nieistniejącym. To był spontan. Dostałam propozycję i stwierdziłam: czemu nie? Spróbuję. Wymyśliłam sobie mroczny image, nawiązujący do starych horrorów – i połknęłam bakcyla. Bardzo cieszę się z wygranej. Ćwiczyłam mocno przed występem i opłaciło się! – powiedziała mi Taisha. Komplementowała też organizację festiwalu, ale ze skromności nie będę już tych słów przytaczać.

W każdym razie Rasco pękało w szwach, a afterparty trwało do białego rana. Tymczasem niektóre z moich młodziutkich „córek”, które przyuczam trudnego, dragqueenowego fachu, już obmyślają kreacje na przyszły rok. Do zobaczenia!

 

Tekst z nr 45/9-10 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

POCZET KRÓLOWYCH POLSKICH według Kim Lee

Drag queen KIM LEE wyszukuje wątki dragqueenowe w polskich książkach

 

foto: Beata Matczuk

 

To chyba normalne, że czytając książki, chcemy tam znaleźć także coś o sobie? Ja w każdym razie cieszę się, ilekroć znajduję. Co prawda, nie mam wielu powodów do radości, bo drag queens pojawiają się w polskiej prozie rzadko – są wykluczane za orientację (bo przecież to najczęściej geje) przez homofobów i za sam wizerunek przez część samej społeczności LGBT (bo to „dziwadła”, które „zwykłym gejom robią złą opinię”). Ale coś tam wygrzebałam i wynotowałam.

„Drug” queen

Pierwszy raz (w sumie nie jestem pewna, może znacie wcześniejszy przypadek?) z pojęciem drag queen w polskiej prozie zetknęliśmy się w książce „Mój świat jest kobietą. Dziennik lesbijki” Magdaleny Okoniewskiej (2004). Pozycja ta narobiła sporo szumu, ale chyba bardziej ze względu na temat niż poziom literacki. To raczej banalny dziennik dokumentujący zwykły świat, w tym świat lesbijek: portale internetowe, listy dyskusyjne, jakieś knajpki. Wspominając klubową zabawę i erotyczny taniec z partnerką, narratorka zauważa z przekąsem, iż większe zainteresowanie wzbudzili geje poprzebierani za kobiety, zwłaszcza jeden zrobiony na Marylin Monroe. Recenzując kultowy dragqueenowy film „Priscilla, królowa pustyni”, pisze, że obraz w mistrzowski sposób ukazuje pogranicze płci, transseksualistów, transwestytów itd. Gdy w końcu nazywa drag queen po imieniu, robi błąd, pisząc drug queen (czyżby miała je za osoby uzależnione od środków psychoaktywnych?) Wspominając warszawską Paradę 2002, drag queens widzi jako element raczej szkodliwy: Przyjechały też szpanerskim kabrioletem bajecznie kolorowe drug queen – na ten element parady zresztą były głównie skierowane obiektywy aparatów i kamery. Po Paradzie kupiłyśmy rano „Wyborczą”, w stołecznym dodatku (…) wzmianka o naszej paradzie. (…) na zdjęciu oczywiście drug queen, chociaż oni byli jedynie kolorowym dodatkiem, a nie najistotniejszą częścią imprezy.

Śmieją się po męsku

Dwa lata później ukazała się znakomita „Śmierć w darkroomie” Edwarda Pasewicza, kryminał z autentycznymi wydarzeniami w tle. W listopadzie 2005 r. w Poznaniu policja rozpędza Marsz Równości. Jego uczestnik Igor zostaje przewieziony na przesłuchanie, a kilka godzin później jego ciało zostaje znalezione w darkroomie jednego z gejowskich klubów. Brat Igora, komisarz policji Marcin Zielony, zamierza na własną rękę ustalić, co się stało. Pasewicz kreśli nietuzinkowy obraz środowiska, mamy tu nawet homoseksualnego księdza.

Już w trzecim zdaniu policjant przesłuchujący zatrzymanych spodziewa się, że będą mu tutaj przyprowadzać facetów z piórami w dupach, później zaś mamy rozbudowany wątek z drag queens. Część akcji dzieje się w klubie Grzechu Warte (autentyczny lokal, obecnie Come Back), gdzie poznajemy drag queens: Marlen, Gretę, Milady, Nadobną Pasqualinę, Beatrix. Widzimy je oczami wspomnianego księdza – Eminencji: nie znosił facetów przebierających się za kobiety. O, to dopiero była ohyda przez Panem, ale jego obserwacje i strach wywołują głównie efekt komiczny: kto wie, czy Sodomy nie zniszczył Pan z powodu diabelskich występów ówczesnych Drag Queens…, niech przybędzie, myślał, i przeprowadzi mnie przez ciemną dolinę, a wtedy podrabianych kobiet się nie ulęknę. Drag queens w pięknych strojach występują na scenie, „śpiewając” np. „Gdzie ci mężczyźni” Danuty Rinn. Poza tym nie chodzą lecz paradują, nie rozmawiają lecz ćwierkają, wyginają się, gestykulują, palą długie papierosy w pretensjonalnych lufkach, puszczając gościom w nos kółeczka dymu, przy barze podrywają chłopaków (Wyglądasz, kochanie, na niezłego ogiera – zatrzepotała rzęsami Milady) i opowiadają sobie o seksualnych podbojach (anegdota Milady o „jaszczurkowatym z dużym instrumentem przebija Patty Diphusę Almodovara!). Są po prostu fascynujące: rozmawiały o przemocy w rodzinie, związkach na odległość, o tym, gdzie zdobyć nowe buty. Piszczały, oblizywały wargi i śmiały się głośno, po męsku. Specjalnie dla Marcina Zielonego jedna z nich „śpiewa” „I’m not a girl”, w trakcie występu ściąga perukę, wyjmuje piersi, zrzuca buty – i przeobraża się z powrotem w chłopaka.

Chociaż niektóre rzeczy w powieści świadczą o nadmiernej wyobraźni autora (przebieralnia drag queens w saunie? Przecież cały makijaż spłynąłby w dekolt!), to i tak zachęcam do lektury „Śmierci…” – zwłaszcza, że właśnie ukazało się drugie rozszerzone wydanie.

Prawdziwe artystki

„Tęczowy koliber na tyłku” (2007) to autobiografia Szymona Niemca, działacza LGBT. Odwiedzamy wraz z nim m.in. warszawskie branżowe kluby sprzed lat – Kozły, Mykonos, Paradise, Amigo, Rudawkę… Są też drag queens: Lady Desdemona czy Lady Vicky, wspaniała, nieżyjąca już (podarowała mi parę sukienek, w których do dziś występuję), która pomagała w organizacji pierwszych parad. Widzimy też drag queens na scenie Ground Zero, Sixty-Nine, a przede wszystkim – w klubie Paradise. Sam Niemiec wyjaśnia: Drag queen to dziedzina aktorstwa parodystycznego, jedna z najtrudniejszych w zawodzie aktora. (…) Wielu młodych gejów sądzi, że wystarczy założyć sukienkę, wypchany skarpetkami stanik, perukę i buty na szpilkach. Wielu z nich widzimy później na scenach w klubach. Gdzie usiłują rozśmieszyć publiczność (…) Jednak prawdziwych artystów łatwo rozpoznać. Ich kostiumy są zawsze idealnie dopracowane, makijaż jest robiony za pomocą profesjonalnych kosmetyków scenicznych, zaś choreografia nie budzi najmniejszej wątpliwości, że poświęcono na nią wiele godzić ćwiczeń. Podobnie rzecz ma się z doborem repertuaru. Praca artysty parodysty to ciężki kawałek chleba i tylko najlepsi w tym zawodzie zostają na scenie na dłużej.

Lola

„Bądź moim Bogiem” (2007), barwnej powieści z kluczem Remigiusza Grzeli, w której splatają się ze sobą różne pozornie odległe historie młody dziennikarz, poszukując zaginionej Eriki, odkrywa prawdę o własnej rodzinie, a potem przyjmuje zlecenie na wywiad z gwiazdą przedwojennej piosenki, Verą (czyli słynną Wierą Gran), zamieszkałą w Paryżu. Sąsiadkami piosenkarki są…ostatnia sekretarka Marleny Dietrich oraz… wulgarna drag queen Lola, która „robi” m.in. hity Glorii Gaynor, Tiny Turner, Madonny. Grzela skrupulatnie opisuje show Loli.

Lale

„Poczet królowych polskich” Marcina Szczygielskiego (2011) to wspaniała saga o trzech silnych i samotnych kobietach (babka, matka i wnuczka) z mocnymi wątkami LGBT na drugim planie. Fabuła rozgrywa się m.in. w Wilnie okresu międzywojnia. Pojęcie drag queen wówczas u nas nie istniało, Szczygielski pisze o „lalach” – chłopakach przebierających się za kobiety, trudnych do zaklasyfikowania według dzisiejszej nomenklatury (trans czy drag queens?). Lale są wyzywające, wyzwolone i umieją docenić piękno kobiecego stroju: Miałam na sobie kremową sukienkę uszytą przez Franię. Strój wydawał mi się niezwykle szykowny, tak był oceniany w Wilnie, gdzie podziwiały go wszystkie bez wyjątku lale. Szczegółowo poznajemy m. in. kuzyna (autentycznej aktorki) Iny Benity – Alka, który po nałożeniu makijażu zamienia się w Dorę. Choć w tym przypadku mamy do czynienia z dziewczyną trans –Alek/Dora po wojnie przejdzie tranzycję.

„Poczet królowych polskich” poleciłabym szczególnie – polskie dzieje narodowe według Szczygielskiego to nie tylko żołnierze- bohaterowie i męczeństwo, ale również właśnie drag queens, które nie spadły z nieba w końcu XX wieku!

Heteryków nie ma

„Siedmiu szklankach” (2011) Magdalena Zych opowiada historię rodzącej się miłości zwyczajnego Kuby i ekscentrycznego Emila. Kuba, uprzedzony, że Emil czasem ubiera się w sukienki, wyobraża sobie pokracznego drag queena z niedogoloną kwadratową szczęką i wystającymi łokciami, kiwającego się niezgrabnie na wysokich obcasach, całego w kolorowych piórach, jednak gdy widzi Emila, ulega iluzji – bierze go za kobietę. Emil „śpiewa” „I Will Surivive” wspomnianej Glorii Gaynor, tańcząc na stole. Jest i sympatyczny, i irytujący, rzuca efektowne teksty typu: Na świecie nie ma heteryków. Są tylko źle podrywani biseksualiści. Emil nie mieści się w szufladkach: LGBT, myślałby kto (…) Ta ich żałosna branża! (…) żenujące anonse, te obślizgłe darkroomy (…) Biseksualiści są traktowani jak zdrajcy, wyrzutki i tchórze, transseksualiści to wybryki natury, o transwestytach lepiej nie wspominać. Recenzenci mieli problem z Emilem – pisali o transdivie, artyście o bliżej nieokreślonej płci”, a nawet „jakowymś transowodragqueenowatym biseksie.

Nie miałam przyjemności poznać Magdaleny Zych osobiście, choć widziałam ją nieraz na moich występach. Moja znajoma krytyczka literacka Kinga Dunin stwierdziła, że Emil mógł być wzorowany na mnie. No nie wiem, ale nie będę się wypierać.

Kochani, to ja!

Takich wątpliwości nie mam natomiast przy opowiadaniu „Buttefly” Kai Malanowskiej ze zbioru „Imigracje” (2011). Autorka jest moją przyjaciółką, a postać azjatycko-polskiej drag queen Butterfly (poza sceną – Max), którą opisuje, to ja. Chodzę tam z bohaterką po sklepach i knajpach, pomagam jej w przeprowadzce, a ona w piątki zachwyca się moimi występami. W tle są inne drag queens: Domina (autentyczna), Pusi Cat (autentyczna), Luiza (wzorowana na Żaklinie). I jest dokładny opis mojego show: Delikatna, śliczna Azjatka przebrana za Violettę Villas, dopracowana w najdrobniejszych szczegółach: w długiej, atłasowej sukni, futrzanej etoli, rękawiczkach z miękkiej białej skórki. Na wskazującym palcu miała pierścionek z kolorowym kamieniem, na głowie ma jasną perukę i przybrany kwiatami kapelusz. Butterfly nie poszła na łatwiznę, żadnych znanych gejowskich przebojów. Załamała drobne dłonie na środku sceny i zaśpiewała „Do ciebie, mamo”. Jest idealna, pomyślałam, idealnie kobieca, nawet zbyt kobieca, zbyt delikatna jak na drag queen. Patrzyłam zafascynowana, jak ściąga beżową sukienkę, żeby odkryć następną, granatową, błyszczącą kreację, a potem jeszcze jedną, tym razem śnieżnobiałą, z trenem panny młodej. Takiego popisu się nie spodziewałam. Kaja opisuje też garderobę Buttefly: od podłogi do sufi tu kolorowe suknie, błękitne, zielone, krwistoczerwone, różowe i czarne. Na specjalnych stojakach kapelusze, strusie pióra, rękawiczki, woalki, podwiązki do pończoch, w niezliczonych rzędach, rozwieszone nad toaletką. Setki kolczyków, bransoletek, korali. Ojej – jęknęłam.

W recenzjach dragqueenowskiego opowiadania dominowało zdziwienie, iż zza makijażu i strojów wyłania się nie żadne dziwadło, tylko odpowiedzialny mężczyzna. No, przepraszam… A dlaczego miałoby być inaczej? Drag to tylko część mojej tożsamości.

Szafa reżysera

Drag queens zawitały również do dydaktycznej (i mocno stereotypowej) powieść dla nastolatków Anny Onichimowskiej „Koniec Gry” (2012). To bardzo „grzeczna” powieść. 17-letni Alek odkrywa, że pociągają go nie tylko kobiety. W sypialni jego starszego przyjaciela, reżysera Wądołowskiego wisi duża fotografia drag queen, jej twarz prześladuje Alka. Któregoś razu chłopak otwiera – zamkniętą wcześniej na klucz – szafę Wądołowskiego – a w niej: „pióra, aksamity, koronki…”

Kochani, znowu ja!

„Ości” Ignacego Karpowicza (2013) były nominowane do Nike, otrzymały też nagrodę czytelników. To perypetie grupy ludzi połączonych skomplikowanymi zależnościami. Wśród bohaterów wzorowanych na prawdziwych postaciach znajduje się Wietnamczyk Kuan, biseksualny poliamoryczny biznesmen, mąż, ojciec, partner, jednocześnie występujący nocami jako drag queen Kim Lee. Oczywiście chodzi o piszącego te słowa. Nie mam dystansu do „Ości”, więc oceny się nie podejmę, dodam jednak, że recenzje były raczej entuzjastyczne. Doczekaliśmy się zresztą przeniesienia powieści na deski Teatru Soho. We mnie wciela się Hiroaki Murakami, który występuje w wypożyczonych ode mnie sukniach, perukach i biżuterii. Jeszcze dam cytacik: Ludzie bili brawo, Kim Lee łaskawie rozdawała ukłony i ekspediowała w powietrze pocałunki. Norbert rzucił okiem na stół jurorów, oni również klaskali. Norbert nie rozumiał. Przecież ten występ powinien zakończyć się spektakularną klapą, tymczasem obserwował coś przeciwnego. Nie rozumiał, gdy Ninel Czeczot ogłosiła werdykt (…) Najlepszą polską drag queen jest… Kim Lee!

Tym akcentem powinnam zakończyć, ale dodam jeszcze, że o najstarszej polskiej drag queen – Lulli, zresztą mojej przyjaciółce, pisze (co prawda na drugim planie, ale zawsze) Remigiusz Ryziński w obu swych reportażowych książkach: „Foucault w Warszawie” (2017) i „Dziwniejsza historia” (2018). Lulla, pozdrawiam cię i całuję. I was, moi drodzy Czytelnicy i Czytelniczki, również – mmmmm cmok!  

SPIS TREŚCI #58

Replika okładka„Replika” – dwumiesięcznik społeczno-kulturalny LGBTQ, numer 58 (listopad/grudzień 2015)

Do przeczytania w numerze 58:

Na naszej okładce – suspendowany ksiądz Krzysztof Charamsa. W wywiadzie Mariusza Kurca opowiada o drodze do swego spektakularnego coming outu w Watykanie, o długim i bolesnym ukrywaniu homoseksualności, a także o miłości do swego katalońskiego partnera Eduarda.

Prezent dla prenumeratorów/ek

12186267_934940416581902_407304994559104858_oDla prenumeratorów/ek: 20% rabat na kalendarz z rysunkami rozebranych facetów „Pikczersy 2016” autorstwa Jarka Jareckiego.

 

 

Do przeczytania w numerze 58:

Wywiady

  • „Bezczelnie szczęśliwy” – wywiad Mariusza Kurca z ks. Krzysztofem Charamsą (czytaj dalej…)
  • Więcej takich ZAWODNIKÓW – Wojciech Łuszczykiewicz, wokalista i lider zespołu Video, o klipie do utworu „Ktoś nowy” z gejowskim, wiejskim weselem i o byciu sojusznikiem osób LGBT – w rozmowie Sergiusza Królaka (czytaj dalej…)
  • Bo jesteśmy gejami – Hubert CentkowskiDaniel Galos, para gejów z Krakowa, zostali pobici. Motywem ataku była homofobia. Agresorom nie spodobało się, gdy stojąc przed sklepem Hubert zwrócił się do Daniela „Misiek” (czytaj dalej…)

W numerze również:

  • Redaktor naczelny „Repliki” Mariusz Kurc i jego zastępca Wojciech Kowalik zdradzają „Replikę” od kuchni – z okazji 10. urodzin naszego magazynu;
  • Przemysław Górecki o Grupie Stonewall, organizacji, która odmieniła społeczność LGBTQ w Poznaniu i sprawiła, że w Marszu Równości szedł prezydent miasta Jacek Jaśkowiak;
  • Buziak na przekór homofobom – zdjęcia z naszej facebookowej akcji;
  • Uchodźcy to my – pisze specjalnie dla „Repliki” Robert Rient, autor biograficznej powieści „Świadek” o geju, który dorastał w rodzinie świadków Jehowy;
  • O sytuacji osób LGBT w Grecji opowiada działacz Athanasios Georgios Vlachiogiannis w rozmowie Mariusza Kurca Moja Grecja, mój Grindr;
  • Tożsamość to tez forma kreacji, czyli nasze redakcyjne koleżanki Marta KonarzewskaAgata Kubis w projekcie modowym firmy Acephala.

Transakcje

  • Sukienki to była tragedia – z Elżbietą Dynarską i z Jackiem Dynarskim, rodzicami transseksualnego Wiktora, rozmawia Agnieszka Rynowiecka (czytaj dalej…)

LGBT USA:

  • Ameryka wyzwolona?, czyli historia emancypacji AfroAmerykanów/ek LGBT – druga część tekstu dr Krystyny Mazur z Ośrodka Studiów Amerykańskich;

Opowiadanie

  • W dziale literackim – pożegnanie homoseksualnego syna z mamą – opowiadanie Grzegorza Lepianki Mamo…

Felieton

  • Farsa czy tragedia – Bartosz Żurawiecki o nowej sytuacji politycznej

Kultura:

  • recenzje nowych książek: „Fynf und cfancyś” Michała Witkowskiego, „Mnie nie ma. Rozmowa z Maciejem Nowakiem” Olgi Święcickiej, „Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie” Anny Król;
  • recenzje nowych filmów: „Kim jest Michael”, „Mandarynka”, „Duke of Burgundy. Reguły pożądania”;
  • dział Muzyka, a w nim ranking 20 najlepszych muzycznych klipów z wątkami LGBT z lat 2010-2015.

A poza tym:

  • członkowie zespołu Lao Che – sojusznikami osób LGBT, a perkusista Michał „Dimon” Jastrzębski robi coming out, razem ze swoim partnerem Mikołajem Szwedem;
  • Kim Lee o VII edycji swojego Kim Lee Drag Queen Festival i o jego zwyciężczyni – drag queen Renesme;
  • Wojciech Kowalik o 30. rocznicy akcji „Hiacynt”;
  • Agata Chaber, prezes KPH, o nowych wyzwaniach po wyborach;
  • w „Czajniku” Edyta Górniak, Gus Kenworthy, Maciej Stuhr i Michał Kwiatkowski.

 

Premiera numeru: 26 listopada br.

SPIS TREŚCI #46 (listopad 2013)

replika46

Comingoutowy wywiad z aktorem Michałem Opalińskim („Tęczowa Trybuna”), o Elżbiecie Szczęsnej, mamie geja, działającej na rzecz rodziców osób LGBT pisze jej syn Jerzy, Ewa Siedlecka, dziennikarka „Gazety Wyborczej” o tym, jak pisało się o LGBT w latach 90., tęczowa rodzina: Ewelina i Marta Marcinkowskie o swej córeczce, Tomasz Basiuk, wykładowca Ośrodka Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego, o ślubie ze swoim facetem w Nowym Jorku, Alan, Adrian i Krystian – trzej bracia i trzej geje – o swych coming outach… i mnóstwo innych, świetnych tekstów.

Od 27 listopada br. najnowszy numer „Repliki” dostępny w najlepszych klubach LGBT-friendly oraz w prenumeracie.

 

 

 

Prezenty dzięki uprzejmości Stowarzyszenia Lambda Warszawa w ramach projektu „Seks w moim mieście” mającym na celu zmniejszenie liczby zakażeń wirusem HIV.

Do przeczytania w 46 numerze “Repliki”:

Wywiady

Księżna z Wilkołaku – O „Tęczowej Trybunie”, o seksualnie nienormatywnych rolach, o coming oucie w teatrze i o badaniach terenowych w darkroomach z aktorem Michałem Opalińskim rozmawia Krzysztof Tomasik [czytaj więcej…]

Q-riozalna – O łzach na pierwszej Paradzie Równości, o związkach partnerskich i o byciu chłopcem z Ewą Siedlecką, dziennikarką „Gazety Wyborczej”, laureatką Nagrody Tolerancji 2013, rozmawia Mariusz Kurc [czytaj więcej…]

Kraj

Bomby nienawiści – Granaty dymne na seansie LGBT w Krytyce Politycznej i groźba podłożenia bomby w Kampanii Przeciw Homofobii. Tekst Agaty Chaber – prezesa Kampanii Przeciw Homofobii o ostatnich groźbach wobec “Krytyki Politycznej” i KPH.

Społeczeństwo

Moja mama – Specjalnie dla „Repliki” o Elżbiecie Szczęsnej, mamie geja, prezesce stowarzyszenia Akceptacja nominowanej w październiku br. do prestiżowej niemieckiej nagrody Respektpreis za działalność na rzecz rodziców osób LGBT, pisze jej syn – Jerzy M. Szczęsny [czytaj więcej…]

Marcinkowskie – Coming out tęczowej rodziny: Ewelina i Marta są razem i są mamami małej Madzi. Wszystkie trzy noszą to samo nazwisko: Marcinkowska [czytaj więcej…]

3:0 dla homo – wywiad Mariusza Kurca z Adam i Kasia mają trzech synów – 22-letniego Alana oraz 18-letnich bliźniaków: Adriana i Krystiana. Wszyscy trzej są gejami [czytaj więcej…]

Skóra, którą noszę – Wojciech Kowalik przedstawia skórzaków – drugą, po miśkach, fetyszową gejowską subkulturę, która doczekała się oficjalnej organizacji.

Serbia nie od parady – Katarzyna Chojnacka analizuje niewesołą sytuację LGBT w Serbii po tym, jak kolejny rok z rzędu zakazano tam Parady Równości.

LGBT USA

Zdrowi od 40 lat – wybitny psychiatra Jack Drescher w wywiadzie Radka Korzyckiego wspomina proces usunięcia homoseksualizmu z listy chorób Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, opowiada także o ciągle podejmowanych próbach „terapii reparatywnej” osób homoseksualnych [czytaj więcej…]

Jako mąż i niemąż – Tomasz Basiuk, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego, opowiada w wywiadzie Bartosza Żurawieckiego o własnym, jednopłciowym ślubie w Nowym Jorku [czytaj więcej…]

Transakcje

Moja trans-książka – swoje ulubione książki o tematyce trans przedstawiają VIP-y społeczności trans: Anna Grodzka, Ewa Hołuszko, Wiktor Dynarski, Lalka Podobińska, Marcin Rzeczkowski, Edyta Baker, Zuza Stachura, drag queen Kim Lee i inni.

Felieton

Jestem nudnyfelieton Bartosza Żurawieckiego [czytaj więcej…]

Styl

To Bi or not to Bi – czyli celebrytki (i jeden celebryta), które zrobiły biseksualne coming outy.

Kultura

Alicja i Alicja – recenzja lesbijskiego spektaklu w reżyserii Marii Seweryn w warszawskim Och-Teatrze.

Recenzje książkowe: „Joachim” Grażyny Hanaf, Inne zasady lata” Benjamina Alire Saenza, „Kamp. Antologia przekładów” pod red. P. Czaplińskiego i A. Mizerki, „Ewolucja wizerunku męskiego homoseksualizmu w Japonii” Sary Wielichowskiej, drugi tom dzienników Susan Sontag oraz „Barbra Streisand. Cudowna dziewczyna” Williama J. Manna.

Recenzje filmowe: „Płynące wieżowce”, „Wielki Liberace” i „Pięć tańców”.

A poza tym:

  • Krzysztof Śmiszek prezentuje publikację Trans-Fuzji „Sytuacja osób transpłciowych w Polsce”;
  • Leszek Masłowski zaprasza do outfilm.pl na dokument o Paradach Równości „Zobaczcie nas. Parady i polityka”;
  • Paulina Wawrzyńczyk prezentuje publikację grupy edukatorek seksualnych Ponton „Nie zgadzam się na przemoc”;
  • Agata Kwaśniewska w dziale „ludzie KPH”;
  • bestsellery książkowe wg księgarni bearbook.pl
  • Martyna Wojciechowska, Natalia Siwiec, Joanna Majstrak, Jerzy Połomski, Filip Bobek oraz Steve Grand w rubryce „Czajnik, czyli orientacje gwiazd”.