Robert Biedroń w rozmowie z Magdaleną Łyczko – „Pod prąd”

wyd. Edipresse 2016

 

 

Autobiograficzny wywiad-rzeka z prezydentem Słupska Robertem Biedroniem w wersji light. Trudniejsze tematy (próba samobójcza po tym, jak będąc nastolatkiem zakochał się w koledze czy homofobiczny hejt) są tu obecne, ale dominuje lekki ton i optymizm. Może to zresztą klucz do bohatera, który sam mówi, że jest nieskomplikowany i prosty w obsłudze. Ma przy tym zasługę nie do przecenienia – wiedzę o LGBT wprowadza pod strzechy. Również tą książką. Daje wykładnię swych poglądów, wspomina działalność w Kampanii Przeciw Homofobii i posłowanie, ale opowiada też o partnerze Krzysztofie Śmiszku (14 lat razem), o rodzicach (i o wymuszonym coming oucie przed nimi, gdy miał 20 lat) a także o tym, co w ogóle oznacza dorastać i żyć w Polsce, będąc gejem: Wielu gejów i lesbijek, wiedząc, że są obywatelami drugiej kategorii, przyjmują pewien homofobiczny schemat myślenia – mam nie budzić skojarzeń, nie być w środowisku, być „męski”, podlegać tym rygorom, których oczekuje ode mnie uprzedzona część społeczeństwa.

Jest jeden błąd przeprowadzającej wywiad Magdaleny Łyczko, który muszę sprostować. Pierwsza polska organizacja LGBT Lambda powstała nie w 1976 r., ale w 1990 r.

Tekst uzupełnia sporo zdjęć z prywatnego archiwum. Jest też kawał o gejach. Niehomofobiczny. (Bo na homofobiczne trzeba reagować sprzeciwem, radzi Biedroń). No, więc: Facet, któremu żona właśnie urodziła dziecko, pyta lekarza na porodówce: – Panie doktorze, kiedy będziemy mogli uprawiać seks? Na co lekarz: – Za 10 minut kończę dyżur. Spotkajmy się na parkingu. (Mariusz Kurc)

 

Tekst z nr 64/11-12 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Pancerna Biedronka

Z posłem Robertem Biedroniem, pierwszym otwartym gejem w polskim parlamencie, rozmawia Mariusz Kurc

 

foto: Dagmara Molga

 

Rozmawiamy ponad miesiąc po wyborach. Już ochłonąłeś?

Nie miałem czasu, by ochłonąć. Od kilku miesięcy funkcjonuję na zwielokrotnionych obrotach. Najpierw kampania, teraz pierwsze obowiązki poselskie. Minął pierwszy szok i niedowierzanie, ale poziom adrenaliny nadal jest wysoki. Mam jeszcze więcej siły do działania niż zwykle.

Gdy w sierpniu z hukiem rezygnowałeś z niekorzystnego miejsca na liście SLD, wydawało się, że perspektywy są kiepskie. Niecałe dwa miesiące później zostałeś pierwszym otwartym gejem w polskim parlamencie.

Janusz Palikot zaraził mnie determinacją. Wierzył niezbicie, że wejdziemy do parlamentu. W czasie kampanii przemierzyłem wzdłuż i wszerz mój okręg wyborczy (gdyńsko-słupski – przyp. red.), byłem dosłownie w każdej miejscowości. Dziękuję wszystkim wolontariuszom i wolontariuszkom, którzy mi pomagali; było wśród nich sporo gejów i lesbijek. Również Izabela Filipiak. Pamiętam, że gdy przyszedłem do gejowskiego klubu „69” w Sopocie, by zbierać podpisy potrzebne do zarejestrowania naszej listy wyborczej, to ustawiła się długa kolejka, wszyscy chcieli się podpisać. To było fenomenalne.

A sama kampania… Wyobrażasz sobie, że nigdzie nie pytano mnie o orientację seksualną?!

To dobrze, czy źle?

Byłoby źle, gdyby moja homoseksualność stanowiła jakieś tabu. Ale przecież jej nie ukrywam. Dla ludzi to była oczywistość. Nie widzieli żadnego problemu w tym, że gej startuje do Sejmu. Raz tylko się zdarzyło, że ktoś krzyknął za mną „Biedroń, ty homofobie!”. Coś mu się najwyraźniej pomieszało, ale tak krzyknął. A, i jeszcze jedno: podczas jednej z debat, w której uczestniczyłem wraz z innymi kandydatami, padło pytanie: „Jak byś zareagował, gdyby twój syn powiedział ci, że jest gejem?” Odpowiedziałem, że powiedziałbym: „Nie przejmuj się, twój tata też jest homoseksualny” (śmiech).

Po wyborach poseł PO John Godson odniósł się do zdobycia przez ciebie mandatu, mówiąc, że geje byli już w Sejmie przed tobą.

Pewnie, że tak. Ale co z tego, skoro albo udają heteryków, albo siedzą cicho jak mysz pod miotłą, zestrachani o to, żeby się przypadkiem „to” nie wydało. Ukrywanie homoseksualnej orientacji to najprostszy a zarazem dość powszechny mechanizm obrony przed homofobią. „Ukryję moje »piętno«, żeby uciec przed stygmatyzacją”. Fakt, że pierwszy kandydat nieukrywający homoseksualności dostał się do Sejmu świadczy o tym, że walka z homofobią przynosi efekty, że tej homofobii wokół nas jest mniej.

Mandat posła dla ciebie jest zwycięstwem niespodziewanym, ale nie urwałeś się z choinki. Pierwszy raz startowałeś w wyborach samorządowych w 2002 r.

Zapisałem się do Frakcji Młodych SdRP jeszcze w 1995 r. jako dziewiętnastolatek. Poglądy lewicowe wyniosłem z domu, polityką interesuję się od dawna. Gdy byłem nastolatkiem, koledzy grali w gry komputerowe, a ja wolałem czytać gazety. Skończyłem politologię. W 2000 r. odniosłem pierwszy polityczny sukces. Na założycielskim kongresie SLD zgłosiłem propozycję, by do statutu partii dopisać zakaz dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Zbierałem podpisy pod tą poprawką razem z posłanką Joanną Sosnowską. I udało się! Zapis znalazł się w statucie.

Otrzymałeś za to Tęczowy Laur w 2001 r.

A w wyborach 2002 r., o których wspomniałeś, kandydowałem już jako wyoutowany gej, prezes zarządu Kampanii Przeciw Homofobii. Wiesz, co mówiła wtedy o mnie Ewa Kopacz, dziś marszałkini Sejmu?

Wiem, znalazłem ten cytat: „Nasze społeczeństwo jest tradycyjne. Inność nie może liczyć na poparcie i tolerancję. Ten pan [Robert Biedroń – przyp. red.] wyznaniem o homoseksualizmie raczej sobie zaszkodził niż pomógł. Moim zdaniem, nie powinien on sprawować żadnych funkcji publicznych i kandydować w wyborach” (Echo Dnia, 16.09.2002). To było 9 lat temu, a brzmi tak, jakby z innej epoki.

Bo to jest z innej epoki. Mam nadzieję, że marszałkini zmieniła poglądy.

Jako polityk z powołania nie myślałeś nigdy: kurczę, gdyby nie to gejostwo, zaszedłbym już dawno dużo dalej.

Przyjaciółka mojej mamy pytała ją kiedyś: „Helu, co ten Robert zrobił? Tak się dobrze zapowiadał! Działal w tym SLD… Po co on powiedział, że jest gejem? Już by dawno był posłem!” Myślałem o tym nieraz, ale gdzie bym teraz był, gdybym ukrywał homoseksualność? Całe dorosłe życie poświęciłem walce z homofobią. Teraz wchodzę do Sejmu i mam czystą kartę. Wszyscy wiedzą. Nie muszę niczego odkręcać.

No i nie można mówić, że to homoseksualność przeszkadza w byciu politykiem. Jeśli homoseksualny polityk ma gorzej, to znaczy, że winna jest homofobia, a nie jego homoseksualność.

A wracając do twojej kariery…

Startowałem jeszcze w wyborach 2005 r. To była ciężka, nieprzyjemna kampania sromotnie przegrana przez SLD. Zniechęciłem się na tyle, że w wyborach 2007 r. nie startowałem.

A w tym roku sukces. Zdobyłeś prawie tyle samo głosów – niecały tysiąc mniej, ściśle mówiąc – co startujący w tym samym okręgu Leszek Miller (1. miejsce na liście SLD). Miller mówił przed wyborami, że nie jesteś dla niego żadnym konkurentem.

On czuł się słoniem, a mnie miał za mrówkę. Tymczasem on jest chyba bardziej mamutem, a ja oczywiście nie jestem żadną mrówką, tylko biedronką (śmiech).

Idziesz do Sejmu z konkretnymi planami, prawda?

Interesują mnie prawa człowieka i polityka zagraniczna. Chciałbym pracować w komisji sprawiedliwości i praw człowieka oraz w komisji spraw zagranicznych.

Sprawy LGBT w ramach komisji sprawiedliwości i praw człowieka, tak?

Tak jest.

A konkretnie?

Mam nadzieję, że czytelnicy i czytelniczki „Repliki” znają tę listę już na pamięć: związki partnerskie, penalizacja homofobicznej mowy nienawiści, rzetelna edukacja seksualna, ustawa dotycząca procesu korekty płci.

Projekt ustawy o związkach partnerskich może uda się złożyć do laski marszałkowskiej jeszcze w tym roku.

Masz realny wpływ na kształt ustawy, według której będzie funkcjonował potem twój własny związek.

No, tak – pary hetero wchodzą w buty, które ktoś wcześniej im przygotował, a my dopiero przygotowujemy nasze buty.

A ja mojego Krzysia nawet jeszcze nie pytałem o rękę (śmiech).

A on ciebie?

Też nie.

Ale chyba zamierzacie wejść w związek partnerski, jeśli to stanie się możliwe?

Zamierzamy, zamierzamy. To oczywiste, ale dotąd wydawało się nierealne. Może dlatego „oficjalnych” oświadczyn nie było? A teraz naprawdę widzę, że legalizacja związków partnerskich to kwestia najbliższych lat. Wierzę, że to się stanie w tej kadencji Sejmu.

Krzysiek jest strasznie dumny, że zostałem posłem. Ciągle mi doradza. Bez niego zresztą nie osiągnąłbym tego, co osiągnąłem.

Penalizacja homofobicznej mowy nienawiści będzie łatwa w tym Sejmie do przegłosowania?

Przypomnę: chodzi o to, by w kodeksie karnym do katalogu cech chronionych z urzędu, czyli takich, jak np. wyznanie, pochodzenie etniczne, narodowość, dopisać m.in. orientację seksualną i tożsamość płciową. W tej sprawie jest szeroka zgoda partii, prace w poprzednim Sejmie były już zaawanasowane. Myślę więc, że ta nowelizacja zostanie uchwalona bez większych przeszkód.

Edukacja seksualna to temat rzeka.

Trzeba zacząć od przeglądu podręczników szkolnych. Zobaczyć, czego uczy się młodzież w szkołach. Jeśli chodzi o sprawy LGBT – wygląda to fatalnie.

I jeszcze kwestia dotycząca osób transpłciowych – ustawa związana z korektą płci będzie z pewnością pilotowana przez Annę Grodzką (patrz: strony 6 i 7). Ja będę Anię wspierał.

A poza „pakietem LGBT”?

Poza „pakietem LGBT” będę aktywnie działać na rzecz ogólnego „pakietu światopoglądowego” lewicy. Jestem za refundacją zabiegów in vitro, za liberalizacją prawa antyaborcyjnego, za parytetami płci (a nie 35% kwotami) na listach wyborczych, włącznie z tzw. zasadą suwaka (czyli zasadą umieszczania kobiet i mężczyzn na przemian na listach wyborczych, bez której kobiety są spychane na dalsze miejsca – przyp. red.), za refundowaniem środków antykoncepcyjnych. Za świeckością państwa, a więc na przykład za wyprowadzeniem religii ze szkół, przeciwko finansowaniu Kościoła z budżetu państwa. Będę też lobbował za tym, by Polska wreszcie podpisała unijną Kartę Praw Podstawowych, co premier Tusk obiecywał jeszcze przed wyborami w 2007 r.!

Masz dopiero 35 lat, niewiele jak na parlamentarzystę. Jesteś jednak działaczem LGBT z dużym stażem – i to tym, który przebił szklany sufit – pierwszy poseł otwarty gej. Po tobie będą, miejmy nadzieję, następni. Co byś poradził dziś młodym osobom LGBT z zacięciem działaczowskim i pasją polityczną?

Praca i konsekwencja. I gruba skóra. Nie można przejmować się atakami, wiele osób będzie próbowało ściągać cię w dół, ośmieszać, dyskredytować, obrzucać błotem – trzeba się na to uodpornić, opancerzyć. Trzeba mieć wizję i nie zniechęcać się, w aktywizmie LGBT o wypalenie bardzo łatwo. Nikt cię nie pochwali. To trudna dziedzina i bardzo niewdzięczna. Do tej pory nie przynosiła uznania zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz, bo nasza społeczność dopiero się emancypuje, dopiero zaczyna pojmować, na czym polega równość i że orientacja seksualna to również sprawa polityczna.

No i coming out. Niewyoutowani homoseksualni politycy odchodzą do lamusa.

 

Tekst z nr 34/11-12 2011.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Jak on to zrobił?

Robert Biedroń. Pierwszy wyoutowany gej prezydentem miasta. Miasta Słupska.

Od kiedy zajmuje się polityką? Jaka była jego droga jako działacza LGBT? Z jakimi opiniami spotkał się, gdy kandydował w wyborach po raz pierwszy? Jak wyoutował się rodzicom i w kim po raz pierwszy się zakochał? Przygotowaliśmy specjalny biogram Roberta Biedronia, który komentarzami opatrzył sam zainteresowany

 

foto: Ryszard Nowakowski

 

Robert Biedroń urodził się 13 kwietnia 1976 r. w Rymanowie. Przez pierwsze 15 lat życia mieszkał w Krośnie. Państwo Helena i Zdzisław Biedroniowie po Robercie doczekali się jeszcze trojga potomków; dwóch synów i jednej córki. Robert: Byliśmy zwykłą rodziną z PRL-owskiej klasy średniej.

Wiosna 1991: wybiera szkołę średnią – Technikum Hotelarskie w Ustrzykach Dolnych. To były pierwsze lata III RP. Zachłyśnięcie wolnością. Bieszczady miały się stać perłą turystyki, hotelarstwo było przyszłością. I tam był rozszerzony program języków obcych, które uwielbiałem.

Robert uczy się bardzo dobrze, a wśród znajomych zaczyna funkcjonować jako ten świr, który codziennie czyta gazety i ogląda wiadomości. Przeżywa też zauroczenie szkolnym kolegą – platoniczne, ale brzemienne w skutki: Poszedłem do szkolnej pani psycholog, wyznałem jej mój problem: jestem homoseksualistą. Powiedziała, żebym był spokojny, bo to przejdzie. Ponieważ wiedziałem, że nie przejdzie i że moja miłość jest skazana na nieszczęście, postanowiłem się zabić. Wziąłem tabletki, poszedłem do toalety w internacie i bardzo długo płakałem. Potem wróciłem do pokoju, odłożyłem tabletki na miejsce.

Wakacje 1995: jedzie autostopem do Berlina. Odnajduje tam organizację LGBT Manometer i od razu wie, że to jest to – chce poświęcić się aktywizmowi społecznemu. Atmosfera panująca wśród działaczy bardzo mu odpowiada. Przy okazji zakochuje się w jednym z nich, starszym o kilka lat Thomasie. Wpadłem tak bardzo, jak tylko może wpaść romantycznie nastawiony 19-latek, dziś romantyzm mi już przeszedł. Nie miałem wątpliwości, że spędzę z Thomasem resztę życia. To były naprawdę cudowne dwa tygodnie.

Wiosna 1996: idzie na studia. Początkowo wybiera ukochaną italianistykę, ale znajomi odwodzą go od tego pomysłu. Bardziej przyszłościowa ma być politologia – składa papiery w ostatniej chwili, jedyną opcją okazuje się Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie. Zdaje egzaminy.

Wrzesień 1996: tuż przed wyjazdem na uczelnię ma miejsce domowe trzęsienie ziemi: rodzinny coming out: Wszystko poszło nie tak, jak bym sobie życzył. Nieopatrznie dałem numer telefonu (stacjonarnego, komórki mieli wtedy chyba tylko najbogatsi) pewnemu chłopakowi, który najwyraźniej zakochał się we mnie i zaczął wydzwaniać. Któregoś razu mama podniosła słuchawkę i najzwyczajniej w świecie wszystko jej powiedział. Próbowałem zaprzeczać, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że to bez sensu. Mama była przerażona, tata milczał jak głaz a bracia byli bardzo zadowoleni, że najstarszy tak nabroił. Siostra była za mała, by coś rozumieć. Ja sam liczyłem tylko dni do wyjazdu na studia. Pojednanie z rodzicami nastąpiło dopiero na święta. Od tej pory już nigdy przed nikim nie ukrywałem, że jestem gejem.

Październik 1996: zaraz po rozpoczęciu zajęć na uczelni zapisuje się do lokalnej organizacji gej/les – Lamboli Olsztyn (miała być „Lambda”, ale ktoś zrobił literówkę w dokumentach rejestracyjnych). Dzięki jego staraniom o działającym telefonie zaufania dla gejów i lesbijek informuje lokalna prasa i rozgłośnie radiowe. Zapisuje się też do Frakcji Młodych SdRP, poprzedniczki SLD.

Jesień 1997 – jesień 1998: bierze urlop dziekański i na rok wyjeżdża do Londynu, by zarobić na dalszy ciąg studiów. Pracuje m.in. w indyjskiej restauracji, a w wolnym czasie działa w brytyjskiej organizacji LGBT „Outrage!”. Poznaje jej lidera, słynnego Petera Tatchella. Uczestniczy w londyńskiej Paradzie Równości.

1999: z inicjatywy Roberta i Joanny Sosnowskiej SLD przegłosowuje zapis w statucie partii o zakazie dyskryminacji ze względu na orientację seksualną.

2000: przenosi się do Warszawy i zaczyna pracę w agencji reklamowej. Studia skończy zaocznie, pracę magisterską napisze na temat „Społeczno- polityczna sytuacja osób LGBT w Polsce”. Dołącza do Lambdy Warszawa. Ma zapał, by zmieniać polską rzeczywistość i walczyć z homofobią, tymczasem spotyka go rozczarowanie: działalność Lambdy nastawiona jest bardziej do wewnątrz środowiska – na pomoc samym gejom i lesbijkom, a nie na przekonywanie społeczeństwa, że osoby LGBT powinny być pełnoprawnymi obywatel(k)ami.

1 maja 2001: idzie w pierwszej warszawskiej Paradzie Równości.

Lato 2001: postanawia stworzyć własną organizację, na portalach LGBT daje ogłoszenie, że szuka chętnych do współpracy.

11 września 2001: wraz z kilkoma działaczami zakłada Kampanię Przeciw Homofobii. Nowo powstałej organizacji wsparcia udziela Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny Wandy Nowickiej. Robert zostaje prezesem. Przez następne lata razem z wiceprezeską Martą Abramowicz będą stanowić dwa główne filary KPH.

2002: po raz pierwszy kandyduje w wyborach (z listy SLD na radnego warszawskiego Mokotowa – bez powodzenia). O jego kandydaturze Ewa Kopacz, ówczesna działaczka PO, dziś premierka, mówiła wówczas: Nasze społeczeństwo jest tradycyjne. Inność nie może liczyć na poparcie i tolerancję. Ten pan wyznaniem o homoseksualizmie raczej sobie zaszkodził niż pomógł. Moim zdaniem, nie powinien on sprawować żadnych funkcji publicznych i kandydować w wyborach.

Jesień 2002: do KPH przychodzi student piątego roku prawa Krzysztof Śmiszek. Chce pomagać w sprawach prawnych, ale też poznać Roberta: Krzysiek: Przeczytałem wywiad z Robertem, obok było zamieszczone jego zdjęcie, spodobał mi się, postanowiłem, że muszę go poznać.

Robert: Krzyś zagiął na mnie parol od samego początku, ale wcale nie byłem taki łatwy (śmiech). Minęło kilka miesięcy zanim poszliśmy na pierwszą randkę. Dopiął swego.

Ze Śmiszkiem do dziś tworzą związek, którego bezkonfliktowość stała się w środowisku legendarna. Robert: Dajemy sobie dużo wolności, ufamy sobie bezgranicznie i naprawdę nigdy się nie kłócimy. Nie wyobrażam sobie życia z nikim innym.

Śmiszek jest dziś prezesem Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego.

Marzec 2003: KPH organizuje głośną kampanię społeczną „Niech nas zobaczą”. Na 32 zdjęciach prezentowanych w galeriach i na billboardach widać trzymające się za ręce pary jednopłciowe. Kampania wywołuje pierwszą wielką debatę społeczną o sytuacji osób LGBT w Polsce.

2004: akcja „Jestem gejem/jestem lesbijką” – Robert i inni członkowie KPH objeżdżają uniwersytety ze spotkaniami na temat homofobii.

11 czerwca 2005: wraz z Izabelą Jarugą Nowacką, ówczesną wicepremierką, idzie na czele zakazanej przez prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego Parady Równości.

Jesień 2005: startuje w wyborach parlamentarnych z listy SLD. Znów bez powodzenia. Odchodzi z SLD. Powołuje do życia „Replikę”, zdobywa środki na wydanie pierwszych sześciu numerów naszego magazynu. Wspiera nas do dziś.

2006: akcja społeczna KPH „Pedał! Lesba! Słyszę to codziennie. Nienawiść boli”. Era „czwartej RP”. Robert: Zostaliśmy skontrolowani chyba przez wszystkie możliwe instytucje. Ponoć szukano powiązań KPH z „siatką pedofilską i „mafią narkotykową.

Jesień 2007: zakłada wydawnictwo AdPublik, jego nakładem ukazuje się „Tęczowy elementarz”, książka, którą Robert napisał na podstawie najczęściej zadawanych mu pytań dotyczących gejów i lesbijek.

Luty 2008: rezygnuje z prezesury Kampanii Przeciw Homofobii, ale pozostaje w zarządzie organizacji. Stanowisko prezeski obejmuje Marta Abramowicz (po niej funkcję przejmie Tomasz Szypuła i, obecnie, Agata Chaber).

2009: na raka umiera tata Roberta. Nakładem wydawnictwa AdPublik ukazuje się książka dla dzieci „Z Tango jest nas troje” – prawdziwa historia małego pingwina z ZOO, którego wychowywało dwóch tatusiów pingwinów. KPH organizuje pierwszy Festiwal Tęczowych Rodzin.

11 listopada 2010: nie wraca do domu z demonstracji w Dniu Niepodległości. Po kilku godzinach okazuje się, że jest aresztowany. Wychodzi następnego dnia w kołnierzu ortopedycznym. Na konferencji prasowej mówi, że został pobity przez policjantów. Policja również oskarża go o pobicie. Sprawa trafia do sądu. W 2014 r. zostaje nieprawomocnie uniewinniony, ale druga sprawa – jego pobicia przez policjantów – nadal nie jest rozstrzygnięta.

Sierpień 2011: po wielomiesięcznych negocjacjach Robert oświadcza, że nie wystartuje w wyborach do Sejmu z list SLD. Kilka dni później przyjmuje ofertę Janusza Palikota i startuje z pierwszego miejsca na liście Ruchu Palikota w Gdyni.

Październik 2011: zdobywa mandat poselski, stając się pierwszą jawnie homoseksualną osobą w polskim parlamencie (jednocześnie mandat zdobywa, również z listy Ruchu Palikota, Anna Grodzka, pierwsza w Polsce i trzecia na świecie jawnie transseksualna posłanka).

Grudzień 2011: pierwsze wystąpienie sejmowe posła Biedronia i od razu pokaz parlamentarnej homofobii. Gdy używa sformułowania „argument poniżej pasa”, duża część sali wybucha gromkim śmiechem – najwyraźniej rozbawiona sformułowaniem „poniżej pasa” wypowiedzianym przez geja. Na przeprosiny zdobył się tylko jeden poseł: Eugeniusz Kłopotek z PSL.

2012: w imieniu klubów SLD i Ruchu Palikota składa projekty ustaw o związkach partnerskich. Zgłasza też projekt nowelizacji kodeksu karnego poszerzającej katalog cech chronionych przed mową nienawiści: do wyznania, pochodzenia etnicznego i narodowego proponuje dodanie orientacji seksualnej, tożsamości płciowej, wieku i niepełnosprawności. Projekt utknie w pracach komisji sejmowej.

Styczeń 2013: pierwsza w polskim Sejmie debata o związkach partnerskich. Robert jest posłem- sprawozdawcą. Sejm odrzuca oba projekty w pierwszym czytaniu głosami PiS, PSL oraz części PO. Związki partnerskie na kilka miesięcy stają się głównym tematem debaty społecznomedialnej.

Biedroń niezwłocznie składa projekty ponownie i ubiega się o ponowne pierwsze czytanie. Sejm odrzuci wniosek o włączenie projektów do porządku posiedzenia w dniu 17 grudnia 2014 r.

Wrzesień 2013: zostaje wybrany jednogłośnie na stanowisko Sprawozdawcy Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy ds. LGBT.

Wrzesień 2014: zostaje wybrany jednym z dziesięciu najlepszych posłów przez tygodnik „Polityka”. W uzasadnieniu czytamy m.in., że jest jednym z najbardziej pracowitych posłów, odgrywa często większą rolę i więcej wnosi do pracy parlamentu niż cały jego klub, ma też wielką kulturę osobistą. Rzeczywiście, wystarczy wejść na stronę internetową Sejmu i zobaczyć listę jego interpelacji oraz komisji, w których zasiada. Od siebie możemy również dodać, że Robert jako poseł dbał nawet o to, by w jego Biurze Poselskim w Gdyni i w oddziale w Słupsku stale była dostępna „Replika”.

2 września 2014: ogłasza, że zamierza kandydować na urząd prezydenta miasta Słupska w wyborach samorządowych.

16 listopada 2014: niespodziewanie przechodzi do drugiej tury wyborów. Kilka dni później słupskie Forum LGBT ogłasza, że nie popiera Biedronia, tylko jego kontrkandydata Zbigniewa Konwińskiego (PO). Media (m.in. TVN24 i „Wprost”) interpretują: „geje nie popierają Biedronia”. W odpowiedzi grupa znanych organizacji LGBT: Kampania Przeciw Homofobii, Fundacja Trans-Fuzja, grupa Wiara i Tęcza, stowarzyszenie Akceptacja, szczecińska Równość na Fali, pomorskie Tolerado oraz magazyn „Replika” wydają oświadczenia odcinające się od słupskiego Forum LGBT. Kilka tygodni później popierany przez FLGBT poseł Konwiński nie zagłosuje za włączeniem projektów ustaw o związkach partnerskich do porządku posiedzenia Sejmu.

30 listopada 2014: zwycięża w drugiej turze wyborów, zostając prezydentem Słupska. Wiadomość obiega światowe media. Polscy komentatorzy nie kryją zdziwienia. W TVN sprawę podsumowuje krótko mieszkanka Słupska Irena Szmytkowska. Zapytana przez reportera, czy nie przeszkadza jej, że nowo wybrany prezydent jest homoseksualistą, mówi bez wahania: Nie! Przecież my na prezydenta wybieraliśmy człowieka, a nie do łózka.

Grudzień 2014: zapowiada odchudzenie słupskiego Urzędu Miasta (sam do pracy przyjeżdża rowerem), oddłużenie miasta, powołanie Instytutu Zielonej Energii, a także działania na rzecz powstania oddziału położniczego oraz geriatrycznego w słupskim szpitalu.

W wywiadzie Mike’a Urbaniaka mówi: Mama długo mi mówiła, że popełniłem wielki błąd, mówiąc publicznie, że jestem gejem, że zrobiłbym szybciej tak zwaną karierę, jeślibym siedział w szafie, że przez bycie jawnym gejem mam zawsze gorzej. Przeszliśmy z mamą tę trudną drogę wspólnie, to wszystko bardzo dużo ją kosztowało. Dzisiaj sąsiedzi gratulują jej syna.

Styczeń 2015: Po autoryzacji wypowiedzi do tego tekstu dodaje w e-mailu: Dopiszcie tam jeszcze, że pozdrawiam i dziękuję za wsparcie. A na koniec dajcie: „Ciąg dalszy nastąpi”, bo jeszcze mam nadzieję coś zdziałać.

Ciąg dalszy nastąpi.

 

Tekst z nr 53/1-2 2015.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Grzech i nienawiść

Tekst: Robert Biedroń

Foto: Oiko Petersen
Charakteryzacja: Karolina Kaźmierczak

 

W listopadzie 1992 roku, po 359 latach, Kościół katolicki oficjalnie przyznał, że mylił się, potępiając Galileusza jako heretyka. Ile wody w Wiśle będzie musiało upłynąć, zanim Watykan przeprosi za potępienie osób i zachowań homoseksualnych?

 

Kościół katolicki zmonopolizował polskie życie religijne. Religia katolicka jest wszędzie – w szkołach, mediach, a nawet w parlamencie. Jest również w polityce, szczególnie tej dotyczącej spraw światopoglądowych. Hierarchia kościelna nigdy nie ukrywała swoich sympatii dla partii prawicowych i niechęci wobec emancypacji gejów i lesbijek. Ma to swoje odzwierciedlenie w mowie nienawiści wielu, ale na szczęście nie  wszystkich, przedstawicieli Kościoła.

Zło złu nierówne

Kościół ma swoją definicję homoseksualizmu. Bardzo nośną i niebezpieczną. W wywiadzie dla jednej z gazet ksiądz Andrzej Jóźwik nazwał homoseksualizm złem, bowiem zaliczony jest, obok bratobójstwa, ucisku sierot, wdów i ubogich oraz odmowy należnej zapłaty, do tak zwanych „grzechów wołających o pomstę do nieba“. Jednakże zło złu nierówne. W liście z 2000 roku prymasa Józefa Glempa z okazji świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku określono dwa rodzaje zła – to, „za którego popełnienie czeka kara więzienia“, oraz to najgroźniejsze
– „zło przenikające do kultury, prawa i obyczajów“ pod hasłem wolności. Za takie zło, nazywane próbą „nadszarpnięcia cywilizacji“, uznał prymas Glemp „swobodę seksualną posuniętą aż do zachowania partnerstwa jednopłciowego“.

Dla księdza Mieczysława Kożucha, jezuity leczącego z homoseksualizmu „nieerotycznym dotykiem“ (o „leczeniu“ z ho moseksualizmu pisaliśmy w majowo-czerwcowym numerze „Repliki“), homoseksualizm to „tragiczny brak – czyli niezdolność psychiczna do przekazania życia i  kontaktów seksualnych z kobietą – oraz niedojrzałość ludzkiej natury“. Słowa te pokazują dystans, jaki dzieli polski Kościół katolicki od poglądów społeczeństwa, również tego będącego częścią Kościoła.

O tym lepiej nie mówić

Hierarchowie Kościoła zapominają,
że porządek polityczny w Europie
opiera się od czasu pokoju
westfalskiego zawartego w 1648
roku na zasadzie rozdziału państwa
od Kościoła. Retoryka watykańska,
odwołująca się do bliżej nieokreślonego i różnie interpretowanego
„prawa naturalnego“ oraz Boga obciążona
jest historyczną spuścizną z czasów, kiedy
papież odgrywał decydującą rolę w polityce
europejskiej. Od 1929 roku, zgodnie z traktatami
laterańskimi, papież rządzi obszarem
o powierzchni 44 hektarów, gdzie mieszka
tysiąc osób, będących obywatelami Watykanu.
Papież posiada być może znaczny autorytet
moralny, ale jego wpływy polityczne
są bardzo niewielkie i ograniczone do małego
skrawka Rzymu.
Nie zważa się również na fakt, że w historii
tradycji judeochrześcijańskiej zaobserwować
można różne tendencje w podchodzeniu
do zachowań homoseksualnych. Wspomniane
w Biblii ograniczenia natury kultowej
czy wyraźnie etyczne potępienie przemocy
seksualnej interpretowano nadgorliwie
w późniejszych stuleciach jako moralne
potępienie wszelkich zachowań homoseksualnych.
Kościół zdaje się nie pamiętać, że
biblijnego Dawida, króla izraelitów będącego
wzorem idealnego władcy i symbolem
Mesjasza, łączył nieukrywany romans z księciem
Jonatanem (1 Księga Samuela 18, 1-4,
2 Księga Samuela 1,26). Zapomina też, że
średniowieczny arcybiskup Tours, Ralf, którego
homoseksualność była powszechnie
znana (pisano o niej nawet popularne pieśni),
spowodował w 1098 roku wyniesienie
do godności biskupa Orleanu swojego kochanka
Jana. Ówczesny papież Urban II odmówił
podjęcia działań przeciwko wyborowi
partnera Ralfa.

Ostatnia kropla goryczy

Kościół katolicki ma też bardziej
praktyczne powody potępiania
homoseksualizmu. Od lat Watykan
broni się przed zarzutami,
że z powodu swej doktryny o
celibacie jest azylem dla mężczyzn
homoseksualnych. W
marcu 2000 roku w katolickim
tygodniku „Famiglia Cristiana“
pojawił się artykuł, w którym
stwierdzono, że księża najgwałtowniej
atakujący czynnych homoseksualistów
często sami mają
problem z tożsamością seksualną.
Według amerykańskiego
Towarzystwa Socjologii Religii
homoseksualistów wśród księży
jest cztery razy więcej niż w innych
grupach społecznych. Według
danych przedstawionych
na kongresie tej prestiżowej organizacji
w 1998 roku, nawet
60 procent kapłanów katolickich w USA i
Kanadzie przejawia skłonności homoseksualne.
I hierarchia kościelna powinna sobie z
tego zdać sprawę.

Dyskurs wokół homoseksualizmu wpisuje
się jednak w toczący się współcześnie spór
o wartości generalne. Dyskusja wokół miejsca
Polski w Unii Europejskiej jest tego najlepszym
przykładem. Problem moralności,
jej zanik w krajach Europy Zachodniej i specjalna
misja Polski, ojczyzny Ojca Świętego,
jako moralnego obrońcy chrześcijańskiej Europy,
zdominowały dyskusję. Dyskurs wokół
spraw światopoglądowych został w naszym
kraju zakrzyczany przez środowiska religijne.
Polska demokratyczna i pluralistyczna światopoglądowo
nadal pozostaje więc piękną,
ale pustą deklaracją konstytucyjną.

Stanowisko Kościoła katolickiego

Homoseksualizm oznacza relacje między mężczyznami lub kobietami odczuwającymi pociąg płciowy, wyłączny lub dominujący, do osób tej samej płci. Przybierał on bardzo zróżnicowane formy na przestrzeni wieków i w różnych kulturach. Jego psychiczna geneza pozostaje w dużej części nie wyjaśniona. Tradycja, opierając się na Piśmie świętym, przedstawiającym homoseksualizm jako poważne zepsucie (…) zawsze głosiła, że „akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane“ (…). Są one sprzeczne z prawem naturalnym; wykluczają z aktu płciowego dar życia. Nie wynikają z prawdziwej komplementarności uczuciowej i płciowej. W żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane. Pewna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Skłonność taka, obiektywnie nieuporządkowana, dla większości z nich stanowi trudne doświadczenie. Powinno się traktować te osoby z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji (Czy istnieje słuszna dyskryminacja? – przyp. ET). Osoby te są wezwane do wypełniania woli Bożej w swoim życiu i – jeśli są chrześcijanami – do złączenia z ofiarą krzyża Pana trudności, jakie mogą napotykać z powodu swojej kondycji. Osoby homoseksualne są wezwane do czystości. Dzięki cnotom panowania nad sobą, które uczą wolności wewnętrznej, niekiedy dzięki wsparciu bezinteresownej przyjaźni, przez modlitwę i łaskę sakramentalną, mogą i powinny przybliżać się one – stopniowo i zdecydowanie – do doskonałości chrześcijańskiej.

Katechizm Kościoła Katolickiego

Według przygotowanego w 2001 roku przez Stowarzyszenie Lambda Warszawa i Kampanię Przeciw Homofobii „Raportu o dyskryminacji i nietolerancji ze względu na orientację seksualną w Polsce“ jedna piąta gejów i lesbijek doświadczyła dyskryminacji w Kościele. Duża część tej grupy jako przykład dyskryminacji podaje publiczne wypowiedzi księży i hierarchów Kościoła podczas kazań oraz innych wystąpień publicznych.

 

Tekst z nr 4/9-10 2006

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

 

 

WOJOWNIK I WRAŻLIWIEC

O Wiośnie, o ich związku, o polityce i oczywiście o równości małżeńskiej z ROBERTEM BIEDRONIEM i KRZYSZTOFEM ŚMISZKIEM rozmawia HUBERT SOBECKI z Miłość Nie Wyklucza

 

Foto: Krystian Lipiec

 

Na rozgrzewkę – jak byście opisali jeden drugiego w trzech słowach?

Krzysztof Śmiszek: Robert jest miłością, inspiracją, wojownikiem.

Robert Biedroń: Krzysiek na pewno jest miłością, inspiracją i spokojem.

Czyli w dwóch trzecich się zgadzacie. Jak to się robi po szesnastu latach związku?

KŚ: Siedemnastu!

RB: Zacytuję psychologa Andrzeja Wiśniewskiego, który powiedział coś ciekawego na ten temat: „Receptą na udany związek jest tyle miłości, ile wolności”.

KŚ: Na pewno receptą jest to, że jest uczucie. Do tego potrzeba dużo wyrozumiałości i dawania przestrzeni drugiej osobie.

I dajecie sobie tę przestrzeń?

RB: Na pewno się staramy, choć czasem człowiek jest zazdrosny (śmiech).

KŚ: Właśnie! W związku pomaga jeszcze szczypta zazdrości, ale nie takiej destrukcyjnej, tylko takiej, która motywuje do tego, by się ciągle starać.

RB: Po siedemnastu latach znasz nawyki drugiego człowieka, wiesz, co cię w nim denerwuje, a na co trzeba zwracać uwagę. Jesteś przez to bardziej ostrożny i bardziej się starasz. Przez pierwsze miesiące czy lata związku patrzysz przez różowe okulary. My znamy się jak łyse konie.

Krzysiek, co się stało, że zdecydowałeś się wejść do polityki?

KŚ: Dojrzewałem do tej decyzji przez ostatnie dwa lata. Czytelnicy i czytelniczki „Repliki” pewnie wiedzą, że pracowałem do tej pory w organizacjach społecznych (m.in. w Kampanii Przeciw Homofobii i w Polskim Towarzystwie Prawa Antydyskryminacyjnego – przyp. „Replika”). Spełniałem się w tej pracy, ale doszedłem do wniosku, że moje działania przynoszą zmianę, która jest dla mnie albo zbyt mała, albo zbyt powolna. Nigdy nie powiem, że praca w organizacji jest nieskuteczna, bo wiem, że tak nie jest. Jednak z jednej strony do zmiany skłoniło mnie to, co robi PiS, a z drugiej poczułem potrzebę wdrożenia tych wszystkich postulatów w świecie polityki. To może zabrzmi banalnie, ale jeśli chce się mieć wpływ na państwo, trzeba wejść w struktury władzy.

Podobnie o swoim przejściu z organizacji społecznej do polityki mówił Marek Szolc (w wywiadzie w poprzednim numerze – przyp. „Replika”).

KŚ: Organizacje przynoszą ogromną zmianę i dużo mi się na tej arenie udało zdziałać. Myślę po prostu, że w polityce można te rzeczy osiągnąć szybciej.

Czyli godzisz się na to, że teraz to do ciebie będą przychodzić tacy petenci jak ja, by lobbować za swoimi postulatami?

KŚ: Jasne. Już odczuwam zmianę nastawienia do mnie i godzę się na to.

Jakie będą twoje priorytety w Wiośnie, masz już przydzielone portfolio?

KŚ: Kwestie praworządności, wymiaru sprawiedliwości i świeckiego państwa. Współpracuję z ekspertami i ekspertkami doradzającymi, jakie rozwiązania prawne powinniśmy wdrożyć, gdy dostaniemy się do Sejmu. Oczywiście wiele osób w Wiośnie patrzy na mnie też przez pryzmat mojej dotychczasowej pracy, jako na specjalistę w dziedzinie praw człowieka i równości.

RB: Krzysiek w kulisach robi za Claire Underwood. Gdy ludzie chcą coś załatwić u mnie, próbują znaleźć dojście przez Krzyśka!

To uważaj, bo wiesz jak to się z Claire skończyło. Fatalnym ostatnim sezonem!

KŚ: Tak, tragicznie dla wszystkich! (śmiech) Na szczęście my jesteśmy na tym lepszym, pierwszym sezonie.

RB: Bo Claire nigdy nie powinna była przejmować władzy!

KŚ: Wszyscy zakładają, że jestem blisko „ucha prezesa”, a my się teraz prawie nie widzimy. Robert dopiero co wrócił ze Słupska, a ja ciągle jestem w rozjazdach, odwiedzam mniejsze miasta i spotykam się z tzw. strukturami naszej partii.

Kiedy już się widzicie, to rozmawiacie o polityce?

RB: Trochę mnie to już denerwuje, że ciągle mówimy o pracy, bo kiedyś tak nie było. Jest dużo emocji, a Krzysiek jest w tym nowy, więc mocno się wszystkim przejmuje.

KŚ: Bardzo dużo się teraz dzieje. Ty już swoje przeszedłeś i masz grubszą skórę.

RB: Tyle było już tych ataków, że niewiele mnie może zdziwić. Już tego tak nie analizuję, nie przeżywam.

Wojownik i wrażliwiec.

KŚ: Nie przejmuję się hejtem, ale wciąż zaskakuje mnie, gdy dziennikarze, którzy przyznawali mi rację, gdy wypowiadałem się jako ekspert organizacji społecznych teraz mnie krytykują w tych samych kwestiach. Polityka to też teatr. Wchodzimy klinem między dwa duże ugrupowania, które na zewnątrz się atakują, ale tak naprawdę potrzebują się nawzajem, żeby móc budować elektorat na strachu przed tym drugim. Dlatego obrywa nam się z każdej strony, również od osób, z którymi jeszcze niedawno współpracowałem.

Śledząc wasze działania, można pomyśleć, że w rozbijanie tego dwupartyjnego systemu chcecie chyba angażować głownie ludzi młodych? To wasza grupa docelowa?

RB: Chodzi raczej o wartości, które chcemy promować, a których do tej pory w polskiej polityce brakowało. Politycy mówili, że dbają o równość, bezpieczeństwo i zdrowie, a w samej działce LGBT+ nie wprowadzili równości małżeńskiej, ochrony przed przestępstwami z nienawiści czy ustawy o uzgodnieniu płci. W przeciwieństwie do innych partii, Wiosna wyrosła z organizacji pozarządowych, ruchów miejskich, ludzi, którzy nie raz protestowali na ulicy, bo mają wrażliwość społeczną. Dlatego pytania dziennikarzy o naszą grupę docelową mnie dziwią, bo my się nigdy na nikogo nie „targetowaliśmy”. Po prostu robimy swoje, żeby świat był lepszy.

KŚ: Nasza strategia budowania struktur i poparcia partii jest raczej konsekwencją tego, że w sposób naturalny pociągnęliśmy za sobą określony elektorat.

RB: To osoby, które chcą państwa bardziej opiekuńczego, dbającego o wykluczonych i tych, którzy zostają z tyłu. Ludzie, którym zależy na edukacji, służbie zdrowia, transporcie, mieszkalnictwie…

KŚ: Jesteśmy też partią zdecydowanie proeuropejską. Sami siebie nazywamy „europejskimi fundamentalistami”. Zresztą całe moje życie zawodowe pokazuje, że uważam, że powinniśmy czerpać wzorce z Zachodu, a nie ze Wschodu. Myślę, że ludzie przychodzą na nasze spotkania tak licznie, bo jesteśmy wiarygodni.

Jak pobudzicie do działania młode osoby, które nie chodzą na wybory, bo nie wierzą, że mają na cokolwiek wpływ i albo odliczają dni do wyjazdu z Polski, albo jeśli nie mają takiej możliwości, popadają w apatię?

RB: To pokolenie wyrastało w epoce, w której od zawsze w telewizji byli Kaczyński i Platforma. Po raz pierwszy od lat nadarza się realna szansa na zmianę – pojawia się partia polityczna, która mówi ich językiem i reprezentuje ich wartości. Taka sytuacja zdarza się raz na wiele lat, więc albo ją wykorzystamy, albo nadal będziemy oglądać Kaczyńskiego, Schetynę i innych polityków, którzy nic nie zmienią. Młodzi chcą w Polsce takich standardów, jakie są w Europie i tylko Wiosna o nie walczy.

KŚ: Te wartości to część naszego DNA. Pół życia spędziłem, walcząc o takie sprawy, jak równość małżeńska czy ochrona środowiska. Te sprawy są dla nas naturalne i nawet przez myśl nam nie przeszło, żeby się ich wstydzić. Tymczasem Platforma Obywatelska wciąż kręci w sprawie ledwie związków partnerskich.

RB: Czy chcemy, czy nie chcemy, politycy decydują o najmniejszych sprawach. Czego i od kogo uczymy się w szkole, jak i czy w ogóle do niej dojedziemy, jakim powietrzem oddychamy albo ile pieniędzy jest na edukację, a ile na obronność. Możemy to kontestować i nie iść na wybory albo zagłosować i dać sobie szansę na lepsze życie. Ta szansa na zmianę to Wiosna.

Robert, a widzisz taką zmianę w sytuacji społeczności LGBT+ w Polsce? Gdy zostałeś posłem, w jednym z tygodników pojawiła się okładka z twoim zdjęciem i nagłówkiem „Ten cholerny gej”. Co się według ciebie zmieniło od tamtej pory?

RB: Pamiętam czasy, gdy kwestie LGBT+ były tabu i w ogóle się o nich nie mówiło. Dziś poparcie dla związków partnerskich i małżeństw to odpowiednio 60 i 40 procent. Kiedyś nawet w naszej społeczności mówiło się, że nie powinniśmy angażować się w politykę, tylko siedzieć „w domu po kryjomu”, więc gdy na to patrzę, to czuję się, jakbym był na innej planecie. Słowem: społeczeństwo się zmieniło, ale jakieś przekleństwo sprawia, że politycy za nim nie nadążają.

Co to za przekleństwo, możesz postawić diagnozę?

KŚ: Politycy nie mają kontaktu ze społeczeństwem. Są oderwani od debaty publicznej.

RB: Dlatego musimy uwierzyć, że możemy ich wymienić. Przecież większość społeczeństwa jest za wycofaniem religii ze szkół, umożliwieniem przerywania ciąży, czy odejściem od węgla. Politycy nie mieli odwagi tych spraw załatwić, bo reprezentują inne pokolenie. Ich myślenie w 2019 roku jest niezrozumiałe dla społeczeństwa.

Bo klasa polityczna w Polsce się raczej reprodukuje, a nie zmienia.

KŚ: Dokładnie tak. Młoda posłanka z Platformy kluczy w kwestii związków partnerskich tak samo, jak Grzegorz Schetyna. Naśladuje swojego mistrza, mimo że jest między nimi czterdzieści lat różnicy. Po Czarnych Protestach polityczki z PO jeżdżą po Polsce i rozdają kobietom pilniczki do paznokci. Przecież to jest żenujące. W starych partiach nie ma miejsca na dyskusję, bo ważniejsza jest walka o miejsca na listach i strach przed proboszczem.

RB: Ludzie nie chcą pilniczków, tylko pilnego rozwiązania problemów.

Powraca temat rozdziału państwa od Kościoła. To dla was priorytet?

RB: Nie, ale państwo musi pilnować Konstytucji i tak samo traktować polityka, księdza i zwykłego „Nowaka”. Nie może być tak, że ksiądz krzywdzi dzieci albo nie płaci podatków, choć płaci je fryzjer czy mechanik samochodowy, którzy mieszkają w tej samej miejscowości. To po prostu niesprawiedliwe.

KŚ: Poza tym religia nie może mieć wpływu na tworzenie prawa. Ręce mi opadają, gdy dziennikarze pytają, jak w praktyce Kościół wpływa na państwo. To, że biskup Hoser grozi politykom, że obłoży ich ekskomuniką, można porównać do sytuacji, w której premier państwa grozi biskupom aresztowaniem.

RB: Nie może być tak, że to ksiądz sądzi państwo, że decyduje o ciele kobiety. Chodzi o podstawę demokratycznego funkcjonowania, a nie światopogląd, bo tym ostatnim w Wiośnie nie chcemy się zajmować.

Czyli nie boicie się biskupów?

KŚ: Kwestie wolności religii i wyznania są dla mnie bardzo ważne, ale tu chodzi o autonomię. Póki co, państwo idzie na ustępstwa wobec instytucji Kościoła, a nie vice-versa.

To zejdźmy na najbliższy mi temat: kiedy będzie w Polsce równość małżeńska?

RB: Jak Wiosna wygra wybory. Nie ma się co łudzić, że równość wprowadzi PO, która mentalnie nie jest w stanie przeskoczyć tego tematu. Oszukiwali nas przez lata. Pamiętasz, jak byłem w Sejmie?

Pamiętam. Byłem z tobą w tym Sejmie nieraz jako członek Miłość Nie Wyklucza.

RB: No właśnie. Byli przeciw i to się nie zmieni.

A co jeśli po wyborach będziecie małym koalicjantem PO i postawicie im warunek wprowadzenia pełnej równości, a oni go rozwodnią jakimś „konserwatywnym kompromisem”?

RB: Nie wiemy, jak będzie wyglądać układ sił w Sejmie. Może będziemy największą siłą polityczną?

KŚ: Gdybyśmy zakładali, że będziemy małą partią z poparciem na poziomie 4-5 procent, to moglibyśmy się już wszyscy rozejść do domów.

RB: Nie będziemy małą partią. Wejdziemy do Sejmu na fali zmiany społecznej i załatwimy sprawę.

Nie boicie się, że idąc do wyborów z równoległymi postulatami związków partnerskich i równości małżeńskiej pozwolicie na przegłosowanie złej ustawy, takiej jak projekt Artura Dunina z PO, która nie rozwiążżadnych problemów par tej samej płci, a zamrozi temat na lata? Posłanki z Platformy już przebąkują, że jest dla niego poparcie. Co, jeśli wprowadzą prawo-bubel i powiedzą, że sprawa załatwiona?

KŚ: W przeciwieństwie do tych polityczek wiemy, jakie rozwiązania prawne są potrzebne. Protezy tylko blokują równość.

RB: Wciskanie kitu dwóm facetom w siedemnastoletnim związku nie przejdzie.

Czyli nie pójdziecie na układy w imię wyższych racji? Na przykład tworzenia koalicji?

RB: Tu nie chodzi o układy, tylko o standardy, z których nie zejdziemy. Nie twórzmy złego prawa. Jeśli ustawa będzie rozwiązywać realne problemy, to ją poprzemy. Bez względu na to, jak się będzie nazywała.

Ostatnie miesiące spędziliśmy w Miłość Nie Wyklucza na rozmowach z prezydentem Rafałem Trzaskowskim w sprawie Warszawskiej Deklaracji LGBT+ i w końcu udało się zdobyć jego podpis. Na samym początku uznaliśmy, że po tylu latach ich uników nie mamy nic do stracenia i będziemy rozmawiać twardo. To chyba pierwszy raz, gdy strona społeczna LGBT+ przyjęła taką filozofię działania. Jak oceniacie ruch prezydenta stolicy?

RB: Dużo ugraliście i dużo ugraliśmy wszyscy jako społeczność LGBT+, a każda sytuacja, w której ktoś korzysta z programu organizacji LGBT+ i nasze postulaty, również postulaty Wiosny, są realizowane, jest sukcesem. Tylko że to powinien być początek, bo jeden Rafał Trzaskowski wiosny nie czyni. Liczę, że jego śladem pójdą inni prezydenci i prezydentki miast oraz cała PO.

KŚ: Niech może wreszcie przyjmą ustawę antydyskryminacyjną? Jest projekt przygotowany przez Koalicję na rzecz Równych Szans, który w swoim czasie utopiła właśnie posłanka Platformy. Tymczasem ten projekt zakładał między innymi nałożenie na władze samorządowe obowiązku tworzenia planów równościowych. Wspaniale, że prezydent Trzaskowski podpisał Deklarację, ale nigdy się nie dowiemy czy to efekt jakiejś ewolucji, czy jedynie ruchy pozorowane. Zresztą miejska polityka tego rodzaju jest standardem na świecie, więc naprawdę oczekujemy więcej.

RB: Wprowadzimy to w całej Polsce, bo to standard. o który walczymy od lat. Tym bardziej cieszę się, że wam się udało, bo wiem, jakie to trudne. Przekaż gratulacje całemu zespołowi.

Na koniec mam do was dwie prośby. Najpierw prywata: pani Wanda, która ma 73 lata, mieszka w małym miasteczku na Mazowszu i jest moją mamą, a twoją fanką, kazała mi przekazać Robertowi, że bardzo docenia, że się tyle uśmiechasz, ale są chwile, gdy jednak powinieneś zachować powagę.

RB: Bardzo dziękuję pani Wandzie, chociaż mam wrażenie, że polskiej polityce bardzo brakuje uśmiechu. Oczywiście pozdrawiam!

Ostatnia sprawa już dla całej społeczności. Kilka lat temu spotykaliśmy się podczas prac nad ustawą o związkach partnerskich. Dziś mówicie, że nadeszła Wiosna i nowe otwarcie, więc mam dla was gotowy projekt ustawy o równości małżeńskiej, przygotowaną 4 lata temu przez MNW. (Projekt widać na naszym okładkowym zdjęciu – przyp. „Replika”)

KŚ: Brawo. To jest dla mnie kwintesencja pracy organizacji pozarządowych.

Przekazuję ją w wasze ręce w imieniu wszystkich organizacji LGBT+ i czekam na obietnicę, że złożycie ją w Sejmie.

KŚ: Obiecujemy!

RB: Nie wiem czy na pewno tę, bo może będzie trzeba ją zaktualizować, ale na pewno złożymy w Sejmie ustawę o równości małżeńskiej.

 

Foto: Krystian Lipiec

 

Robert Biedroń (1976) jest z wykształcenia politologiem. Działaczem LGBT został w wieku 20 lat, gdy na pierwszym roku studiów dołączył do Lambdy Olsztyn. W 2001 r. założył Kampanię Przeciw Homofobii, w której przez następną dekadę był prezesem/członkiem zarządu. W 2005 r. założył „Replikę”. W 2011 r. zdobył mandat posła z listy Ruchu Palikota. W 2014 r. wygrał wybory i został prezydentem Słupska. 3 lutego 2019 r. założył partię Wiosna.

Krzysztof Śmiszek (1979) jest doktorem prawa. W 2002 r. dołączył do Kampanii Przeciw Homofobii i od podstaw zbudował Grupę Prawną KPH. W 2006 r. założył Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego, którego członkiem zarządu jest do dziś. W l. 2008-2010 pracował w Brukseli jako koordynator programowy Europejskiej Sieci Współpracy Urzędów ds. Równego Traktowania. Na początku br. zaangażował się w działalność partii Wiosna.

Robert i Krzysiek są razem od Walentynek 2002 r.

 

Tekst z nr 78 / 3-4 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

ZOBACZYLI NAS!

Mija 15 lat, jak na billboardach w kilkunastu miastach zawisły zdjęcia jednopłciowych par, wzbudzając pierwszą w Polsce wielką debatę publiczną o homoseksualności. O akcji Kampanii Przeciw Homofobii „Niech Nas Zobaczą” pisze specjalnie dla „Repliki” ówczesny prezes organizacji – Robert Biedroń

 

Fot. Agata Kubis

 

Kampania Przeciw Homofobii istniała ledwo rok, gdy jesienią 2002 r. na nasze spotkania zaczęła przychodzić fotografka Karolina Breguła. Przedstawiając swój pomysł, opowiedziała, że niedawno spędziła jakiś czas w Szwecji, gdzie dzieliła mieszkanie z polską parą gejów. Gdy rodzice jednego z nich zapowiedzieli, że przyjeżdżają w odwiedziny, ci faceci wpadli w panikę – zaczęli sprzątać wszystko, co wskazywałoby, że są parą lub że są gejami. Mieli być tylko kolegami! Zniknęły wspólne zdjęcia, z sypialni zrobili pokój jednego z nich, każda „niestosowna” książka czy „kojarzący się” plakat zostały schowane. Karolina była zszokowana – ze swoją homoseksualnością nie mieli problemu, ale nie mieściło im się w głowie, że mogliby żyć jawnie wobec rodziców. Odgrywanie szopki uznali za coś naturalnego. „Co z tą Polską jest, że nasi geje odstawiają taki cyrk? Trzeba to zmienić!” – po czym wyjawiła, że chce zrobić zdjęcia polskim parom homoseksualnym, dodając: „Tych zdjęć musi być dużo, musi być jasne, że to są pary i zdjęcia pokażemy w galeriach”.

Skąd wziąć 30 jednopłciowych par?

Zaniemówiliśmy, ale nie dlatego, że pomysł był prosty i świetny. Pomyśleliśmy raczej: „Ta laska chyba urwała się z choinki. Skąd ona weźmie te pary? Przecież prawie wszyscy siedzą w szafie, a nawet, jeśli się wyoutowali, to przyjaciołom, względnie rodzinie – ale wszem i wobec? Takich osób była przecież garstka.” Uznaliśmy, że Karolina buja w obłokach, ale była nieugięta i w końcu zaczęliśmy brać ją na poważnie. Ustaliliśmy premierę akcji na marzec 2003 r. Nie tylko w galeriach, ale też na billboardach ulicznych.

Tylko skąd wziąć pieniądze? Partnerów medialnych? Pomogła nam m.in. Izabela Jaruga-Nowacka, ówczesna wicepremierka, a także pełnomocniczka rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn. Uwierzyła w projekt. Przyszła na otwarcie jednej wystawy, a wcześniej przekazała 8 tysięcy zł. Resztę funduszy zdobyliśmy z ambasady Holandii. Lewicowa wicepremierka i „zgniła” Holandia promują „zboczeńców” – takim komentarzom nie było końca. Najwięcej środków pochłonęła produkcja zdjęć, ale sama Karolina nie wzięła nawet złotówki.

Było 15 par męsko-męskich i 15 par damsko-damskich. Jak nam się udało znaleźć 60 osób, sam już nie wiem. Rozesłaliśmy ogłoszenia na portale „branżowe”, szukaliśmy wśród znajomych. Bywało, że zgłaszali się single, więc do zdjęć „parowaliśmy” ich z innymi singlami.

A zdjęcia są zwyczajnie niezwyczajne. Przedstawiają ludzi młodych lub w wieku wczesnym średnim, gdzieś w przestrzeni publicznej, zimą. Stoją, patrząc do kamery, uśmiechają się i trzymają za ręce. Zwykłe pary.

Krytykowano nas, że oni wszyscy są tacy grzeczni, że nie ma np. seniorów – to były głosy z wewnątrz środowiska, najczęściej należące do teoretyków queer. No, właśnie – teoretyków. Bo trzeba wziąć pod uwagę warunki, w jakich działaliśmy; przecież nawet dziś, po 15 latach, nie byłoby łatwo o parę 70-letnich gejów czy lesbijek, którzy by się zgodzili.

Karolinie dostało się też za brak „walorów artystycznych”. Mówiono np., że brzydkie tło – jakaś plucha czy brudny śnieg – należało wykasować. Myślę jednak, że wysmakowane zdjęcia odrealniłyby bohaterów/ ki. Tymczasem właśnie ta zwyczajność rozwścieczała homofobów. Wielu mówiło, że fotki są wulgarne zanim je zobaczyli. Potem więc, ośmieszeni, oburzali się jeszcze bardziej! Takie reakcje obnażały ich wyobrażenia. Gej wyglądający jak zwyczajny człowiek jest jeszcze gorszy niż gej przegięty i wulgarny!

Czy można sobie nas „nie życzyć”?

W „Tygodniku Powszechnym” Józefa Hennelowa pisała: „Organizatorom akcji chodziło tak jasno o zdominowanie bodaj na krótko podświadomości i opinii publicznej, z pełnym zlekceważeniem faktu, że nie każdy sobie tego życzy i nie życzyć sobie ma także prawo”. Co to oznacza? Mamy się pochować, bo ktoś sobie nie życzy nas widzieć? Przestrzeń publiczna jest wspólna, pełno w niej przecież wizerunków par hetero. „Nasz Dziennik” pisał o „dewiacyjnej kampanii”, Maciej Rybiński proponował w „Rzeczpospolitej” podobną akcję, tylko z politykami: „Wyobraźmy sobie czas kampanii wyborczej i napisy przy wizerunkach kandydatów: koprofag, fetyszysta, zoofil. Cóż za bogactwo wyboru!”. W tej samej „Rzeczpospolitej” na alarm przed ekspansją homoseksualną bił Piotr Semka. Szczególnie krytykowano wsparcie, którego akcji udzieliła Jaruga-Nowacka. W końcu w obronie akcji powstał list otwarty, pod którym podpisali się m.in. Kinga Dunin, Jacek Kuroń, Zygmunt Bauman, Maria Janion, Władysław Frasyniuk, Kazimiera Szczuka czy Magdalena Środa.

Najbardziej przeraziła mnie „czysta” nienawiść – zobaczyłem ją w ludziach, którzy przychodzili protestować pod galerie w Warszawie, Krakowie czy Gdańsku. Poświęcali czas i energię, by wykrzyczeć nam prosto w oczy: „Pedały, wypierdalać!”, „Pedały do gazu”. Ale i tak, mimo tylu homofobicznych reakcji, uważam, że się opłaciło, bo dotknęliśmy sfery tabu.

 

foto: Karolina Breguła

 

foto: Karolina Breguła

 

Billboardy z plakatami wiszące poza galeriami dewastowano prawie natychmiast. Dostałem mnóstwo strasznych mejli z pogróżkami. W samej KPH mieliśmy przez cały marzec 2003 r. zarządzanie kryzysowe. Adam Biskupiak, Elwira Chruściel, Paweł Osik, Tomek Szypuła (działał w Krakowie, kilka lat później był prezesem KPH) – wszyscy czuliśmy się niemal jak żołnierze na froncie. Patrząc z perspektywy tych 15 lat, myślę bez fałszywej skromności, że „Niech Nas Zobaczą” to było mistrzostwo świata: za ok. 40 tys. zł zafundowaliśmy pierwszą wielką publiczną debatę o homoseksualności. Gdybyśmy chcieli czas i miejsce w mediach wykupić, musielibyśmy płacić miliony.

Potem zdjęcia zaczęły żyć własnym życiem. Wystawy pojawiły się w Niemczech, w Szwecji, w Rumunii (w Instytucie Polskim w Bukareszcie).

To był sukces, ale okupiony dramatami. Największą chyba cenę zapłacili nasi modele i modelki. Jedna dziewczyna została rozpoznana w autobusie, kilku facetów zaczęło ją popychać, wyzywać. Na przystanku wyciągnęli ją na zewnątrz, kierowca ani inni pasażerowie nie reagowali. Została pobita.

Tomek, model z chyba najczęściej pojawiającego się w mediach zdjęcia, przeżył koszmar. To był młodziutki chłopak z niewielkiego miasta. Zdjęcie z nim i z drugim gejem (nie byli parą w życiu) opublikował „Newsweek” na kilka dni przed premierą akcji. Ktoś powielił stronę gazety i rozwiesił na drzewach w mieście Tomka z dopiskiem – cytuję z pamięci – że ten pedał nazywa się tak i tak i mieszka w naszym mieście. Tomek przez kilka tygodni nie wychodził z domu.

W akcji wzięły też udział pary znane w tzw. środowisku – np. Yga Kostrzewa i Anka Zet, Paweł Leszkowicz i Tomek Kitliński, którzy kilka lat temu zawarli małżeństwo w Wielkiej Brytanii (Paweł w 2010 r. był kuratorem wystawy Ars Homo Erotica w Muzeum Narodowym, umieścił zdjęcia z „Niech Nas Zobaczą” jako eksponaty).

Nigdy nie mów nigdy

KPH nadal robi akcje społeczne i nadal trafi a w punkt – z radością, już jako polityk, kibicowałem kampaniom „Rodzice, odważcie się mówić” (2013), „Przekażmy sobie znak pokoju” (2016) czy „Ramię w ramię po równość”, która dotyczy naszych hetero sojuszników/czek.

Tuż po „Niech Nas Zobaczą” zorganizowaliśmy serię debat na uniwersytetach. Projekt nosił tytuł „Jestem gejem, jestem lesbijką” – podstawy, pierwsza czytanka. Profesor Maria Szyszkowska, która właśnie wtedy, jako senatorka, przedstawiła pierwszy projekt ustawy o związkach partnerskich, jeździła z nami. Przychodziły tłumy, rozmowa o gejach i lesbijkach na uniwersytecie to była nowość. I znów nie było łatwo – nieraz władze uczelni odmawiały. Do dziś pamiętam, jak z jednego z uniwersytetów odpowiedź na naszą propozycję przyszła faksem zaraz po tym, jak ją wysłaliśmy. Patrzyliśmy na wychodzącą z maszyny kartkę i nie wiedzieliśmy, czy się śmiać czy płakać. To było nasze własne pismo zaadresowane do dziekana – ale przekreślone długopisem. Obok widniało napisane wielkimi literami odręcznie jedno słowo: „NIGDY”.   

 

Tekst z nr 72/3-4 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

SPIS TREŚCI #67

„Replika” – dwumiesięcznik społeczno-kulturalny LGBTQ, numer 67 (maj/czerwiec 2017)

Replika 67 - 205x295_2017-05-22_09d Okladka 2000px

 

Na okładce:

Aktor Tomasz Nosiński, który w wywiadzie Krzysztofa Tomasika opowiada o swej roli geja wychowującego syna w serialu „Artyści”, o rolach teatralnych oraz po raz pierwszy o swej homoseksualności.

 

 

Prezent dla prenumeratorów/ek

Dla prenumeratorów/ek kod do obejrzenia za darmo filmu „Paryż 5:59” na outfilm.pl

 

Do przeczytania w numerze 67:

Wywiady:

  • „Chłopak ze Słupska” – wywiad z aktorem Tomaszem Nosińskim (czytaj dalej…)
  • „Ja chcę normalnie żyć” – wywiad z Łukaszem Włodarczykiem, sołtysem Bobrownik (czytaj dalej…)
  • “Do Strasburga” – Wojciech Piątkowski Michał Niepielski walczą o związki partnerskie/równość małżeńską na drodze sądowej. Ich sprawa trafiła właśnie do Trybunału w Strasburgu. Rozmowa Mariusza Kurca (czytaj dalej…)
  • “Męskość, rodzaj żeński” – Katarzyna Para opowiada Marcie Konarzewskiej, jak to jest być butch (czytaj dalej…)
  • „Osoby z kategorii homo”Remigiusz Ryziński o swej książce „Foucault w Warszawie”, o światku gejowskim Warszawy lat 50., a także o współczesnym ruchu LGBT i jego celach. Rozmowa Bartosza Żurawieckiego.
  • Tancerz i performer Maciej „Gąsiu” Gośniowski o swych ukochanych szpilkach, o męskości, o nagości, o hejcie, o odkrywaniu homoseksualności i pasji do ubierania lalek w dzieciństwie. Rozmowa Mariusza Kurca.

Opowiadanie:

  • „Samotnika dzień po dniu” Łukasza Michalika o miłości, po prostu, choć w zakamuflowany sposób.

Felieton:

  • „Normalnie nuda” Bartosza Żurawieckiego

Kultura:

  • Filmy: „Artykuł Osiemnasty”, „Moje jest inne” oraz nowy klip Jakuba i Dawida oraz przyjaciół „Tribute to George Michael”.
  • Książki: „Kamień węgielny. Mój bunt przeciw hipokryzji Kościoła” Krzysztofa Charamsy, „Różnym głosem. Rodziny z wyboru w Polsce” Joanny Mizielińskiej, Justyny Struzik i Agnieszki Król, „Sonata Gustava” Rose Tremain, „George Michael. Biografia” Roba Ivanovica”

A poza tym:

  • Wojciech Kowalik przedstawia historię tęczowych klubów Warszawy (cz. II);
  • Jalna Broderick, aktywistka z Jamajki mówi o najważniejszych problemach społeczności LGBT w swym kraju.
  • Ewa Piechna o niesamowitym życiu najsłynniejszej trans kobiety świata, czyli Caitlyn Jenner – na podstawie jej właśnie wydanej autobiografii „Secrets Of My Life”.
  • Robert Rient o miłosnych listach Józefa CzapskiegoLudwika Heringa, których I tom ukazał się niedawno.
  • Tomasz Golonko, dziennikarz gazeta.pl i jego nowy dział, w którym prezentujemy portrety prenumeratorów/ek naszego magazynu – tym razem Dorota Dobosz.
  • Sojuszniczka LGBT Natalia Przybysz dołącza do akcji Kampanii Przeciw Homofobii „Ramię w ramię po równość”,
  • Doroczny raport ILGA-Europe o stanie prawodawstwa związanego z LGBT w poszczególnych krajach Europy. Wśród państw UE – Polska na przedostatnim miejscu;
  • Obozy koncentracyjne dla gejów w Czeczenii
  • Chaber, prezes KPH, o rekordowej liczbie uwag ONZ do Polski w kwestii praw człowieka
  • Nasz redakcyjny kolega Przemek Górecki o swym nieoczekiwanym spotkaniu z… Cher.

 

Fot. na okładce: Marcin Niewirowicz (niema.foto)

Wysyłka numeru od 31 maja br.

Chłopak ze Słupska

Tomasz_Nosinski_foto_Marcin_NiewirowiczAktor Tomasz Nosiński w wywiadzie Krzysztofa Tomasika opowiada o swej roli geja wychowującego syna w serialu „Artyści”, o rolach teatralnych oraz po raz pierwszy o swej homoseksualności.  Nosiński ma już publiczny coming out za sobą – w zeszłym roku podpisał tzw. list Roberta Rienta, w którym wyoutowane osoby LGBT zachęcały te osoby LGBT, które siedzą w szafach, do wyjścia z nich.

 

Ale u nas Tomek, obecnie aktor warszawskiego teatru Studio, mówi szerzej o swej homoseksualności.

„Jestem słupszczaninem, wciąż jestem tam zameldowany. Moja mama pracowała przez jakiś czas z panem Biedroniem. Samo jego istnienie i obecność w Słupsku bardzo pomogła w naszych relacjach. Mama zobaczyła, że to świetny facet, ma fajnego chłopaka i zaczęła ze mną inaczej na ten temat rozmawiać. Homoseksualizm przestał być demoniczny, nie­spotykany, odległy.”

 

O roli geja wychowującego syna w „Artystach”:

„To dość nieoczywista sytuacja, że homoseksualista ma syna. W naszym społeczeństwie ma dodatkowy aspekt, wpisuje się w dyskusje, czy gej może zaj­mować się dziećmi, czy powinien. A przecież w życiu każdego z nas są dzieci, czy to w rodzinie, czy wśród znajomych. Często się nimi zajmujemy, jesteśmy wujkami. Dzieciaki (…) widzą w tobie przede wszystkim człowieka. One jakoś wszystko szybko wiedzą, błyskawicznie padają pytania, które trafiają w punkt, na przykład: „Wujku, a dlaczego nie masz żony?”. (…) Odpowiadam, że to nie musi być dziewczyna, może być chłopak. Tak samo, kiedy rozmawiam z dziećmi o ich przyszłości mówię, że te możliwości istnieją.”

 

Fot. Marcin Niewirowicz (niema.foto)

Cały wywiad Krzysztofa Tomasika z Tomaszem Nosińskim – do przeczytania w „Replice” nr 67.
spistresci

Replika ma już 10 lat!

Replika_10_lat

 

21 grudnia 2005 r. – 10 lat temu – premierę miał pierwszy numer Repliki – opatrzony numerem “O” . Jak udało się nam wydać 58 kolejnych numerów i dotrzeć do 21 grudnia 2015 r. – sami do końca nie wiemy. Dodamy, że premiera miała miejsce w nieistniejącym już warszawskim klubie Rasco.

 

A jak te 10 lat opisujemy w najnowszym numerze Repliki (#58):

  • “Wszystko przez Biedronia” – rozmowa Mariusza Kurca (naczelny “Repliki”) i Wojtka Kowalika (wice-naczelny):Kurc: “Zachowałem emaila z października 2005 r., w którym Robert Biedroń zaprasza mnie na pierwsze, organizacyjne spotkanie. Zaczęło się tak, że odpowiedziałem na ogłoszenie Kampanii Przeciw Homofobii, której wtedy Robert był prezesem: szukali chętnych do powstającego pisma. Poszedłem do siedziby KPH na Wołoskiej w Warszawie, poznałem kilkanaście osób. Nikt mi nie powiedział, że jestem jedynym wolontariuszem z ogłoszenia. Cała reszta to byli ludzie zwerbowani pocztą pantoflową.
    Nie miałem żadnego doświadczenia dziennikarskiego, za to wizję a jakże! Zgłosiłem, że chciałbym robić wywiady z wyoutowanymi ludźmi. Pomysł przyjęto z pobłażaniem – na zasadzie, że starczy mi bohaterów na trzy numery, a co dalej? Wierzyłem, że ludzie będą się outować – okazało się, że słusznie.”
  • Felieton Ewy Tomaszkiewicz – pierwszej redaktorki naczelej Repliki:”Homopolitan”, “MaGEJzyn”, “HomMag”, “Rainbow”, “HomoPolacy”, “Pryzmat” – te i wiele gorszych pomysłów na tytuł pamiętam z jesieni 2005 r., gdy przygotowywaliśmy pierwszy numer”
    “W końcu w ostatnim przebłysku natchnienia zadzwoniłam do mojej partnerki, ta wzięła do ręki słownik języka polskiego i podrzuciła nam ze 30 słów – wśród nich była “replika” – jedyne słowo, którego nikt z zespołu nie odrzucił – więc została. Od razu dorobiliśmy ideologię, że to taka nasza odpowiedź na otaczającą nas rzeczywistość. Z czasem nawet ten tytuł polubiliśmy”.
    Po Ewie ster nad “Repliką” przejął Mariusz Kurc, a Ewa zajęła się kabaretem Barbie Girls, blogiem Trzyczęściowy Garnitur, a ostatnio dokumentalnym filmem LGBT “Artykuł osiemnasty”. W międzyczasie wzięła słynny “ślub w chmurach” ze swoją partnerą Małgorzatą Rawińską.
    “Wszystkiego najlepszego, Repliko!” – kończy Ewa swój felieton na 10-lecie naszego magazynu

Replika nie istniałaby, gdyby nie wsparcie mecenasów/ek i prenumeratorów/ek. Wesprzyj nasze działania. Im więcej prenumeratorów/ek, tym większa objętość i nakład Repliki.

Trzeba działać

Wanda NowickaWanda Nowicka, wicemarszałkini Sejmu RP, w rozmowie z Bartoszem Żurawieckim opowiada m. in. o swoich czasach studenckich oraz jak obecność Anny Grodzkiej i Roberta Biedronia w Sejmie wpłynęła na posłów i całe społeczeństwo.

„Na studiach mój najbliższy kolega był gejem, przyjaźnimy się zresztą do dzisiaj, choć on, tak na marginesie, jest wielkim zwolennikiem PIS-u. Już w latach 70. znałam pary gejowskie, choć one wtedy żyły w ukryciu, nie można było zdradzić się z tym, że się wie, jak sprawy naprawdę wyglądają. To była tajemnica poliszynela. W latach 90. działałam wraz z przedstawicielami organizacji LGBT z różnych krajów na forach międzynarodowych na rzecz praw reprodukcyjnych i praw seksualnych, ale najważniejsze – w 1990 r. założyłam Stowarzyszenie na rzecz Państwa Neutralnego Światopoglądowego Neutrum, które wspierało pierwsze manifestacje gejowskie w Warszawie pod Kolumną Zygmunta.”

„Gdy sobie przypomnę, jak traktowano Roberta, a zwłaszcza Annę Grodzką na początku kadencji , to widzę, że nawet jeśli prawica została przy swoim, to jednak jakoś oswoiła się z ich istnieniem. Chcąc nie chcąc, musieli się z Anią spotykać i dyskutować na komisji kultury – najpierw im się pewnie bebechy przewracały, ale potem odbiór się zmieniał. Tym bardziej, że Anka nie ma w sobie nic agresywnego. Robert czasami próbował być zaczepny, wdawał się w polemiki i wymianę ostrych słów, natomiast posłanka Grodzka im bardziej była atakowana, tym większą przejawiała łagodność i kulturę osobistą. W ten sposób rozbrajała i wręcz zawstydzała tych, którzy chcieli ją sprowokować i mieli nadzieję, że zaraz wybuchnie. Bezpośredni kontakt z osobami, które nie tylko, że się nie wstydzą, ale przeciwnie – są dumne ze swojej tożsamości seksualnej, nie pozostał bez wpływu nie tylko na posłów, ale także na społeczeństwo. I to jest największe ich zwycięstwo.”

Cały wywiad do przeczytania w „Replice” nr 57

Foto: Agata Kubis
spistresci