Siostrze można zaufać

Z PAWŁEM ZIEMBĄ, czyli siostrą Mary Read z Zakonu Nieustającej Przyjemności, o rozdawaniu prezerwatyw, o subkulturze psiaków i ich panów, o tym, jak jest odbierany w pełnym siostrzanym rynsztunku, o 40-letniej historii Zakonu, a także o swojej 16-letniej córce rozmawia Bartosz Żurawiecki

 

Foto: Mikołaj Malczyk

Od pewnego czasu na Marszach Równości w całej Polsce możemy zobaczyć rosłą postać w czarnym albo czerwonym habicie i jasnym kornecie zrobionym z biustonosza. Z brodą i pomalowaną na biało twarzą. Kto to taki?

To moje alter ego. Siostra Mary Read z Zakonu Sióstr Nieustającej Przyjemności.

Z Siostrami Nieustającej Przyjemności zetknąłem się po raz pierwszy w Berlinie. Rozdawały prezerwatywy w klubach. Jaki jest rodowód tego świeckiego zakonu?

W Wielkanoc roku 1979 trójka artystów drag po raz pierwszy wyszła na ulice tęczowej dzielnicy San Francisco, Castro, w strojach zakonnych. Coroczne marsze Sióstry idą zresztą wciąż tą samą trasą. Tyle że dzisiaj jest nas 500-600. Być może w 1979 r. skończyłoby się na jednorazowym happeningu, gdyby nie to, że w maju tamtego roku doszło do tzw. White Night Riots, zamieszek i protestów po ogłoszeniu przez sąd łagodnego wyroku dla zabójcy Harveya Milka. Siostry stanęły wtedy na pierwszej linii frontu. I dalej jakoś poszło. Pomysł chwycił. Powstały pierwsze ośrodki poza Stanami Zjednoczonymi – w Australii i Wielkiej Brytanii. Dwa lata później, w 1981 r., w San Francisco ludzie zaczęli nagle umierać na nieznaną chorobę, którą potem nazwano AIDS. Siostry zajmowały się chorymi, którzy zostali porzuceni przez rodziny i umierali samotnie w szpitalach. Do dzisiaj HIV/AIDS to jedna z najważniejszych spraw, jakimi zajmuje się Zakon.

Właśnie. Jakie są główne cele Zakonu?

Oprócz profilaktyki HIV/AIDS, a także innych chorób przenoszonych drogą płciową, te cele są jeszcze dwa. Po pierwsze – wymazanie stygmatyzującej winy, którą obarczone są osoby LGBT+. Po drugie – rozprzestrzenianie „uniwersalnej radości”. Dlatego też na pomalowaną na biało twarz Siostry nakładają radosny, kolorowy makijaż, a także noszą różowy trójkąt ze słowem „Joy”. Skądinąd malowanie twarzy na biało również zaczęło się w czasach epidemii HIV/ AIDS. Ma upamiętniać ofiary tej choroby.

Kto może wstąpić do Zakonu?

Każdy, niezależnie od wieku, płci, orientacji seksualnej…

Jesteś jedynym przedstawicielem Sióstr Nieustającej Przyjemności w Polsce?

W pełni wyświęconym tak. Choć nie jestem pierwszy. Pierwsza była Siostra Bernadetta. Ale zrezygnowała, bo została oskarżona o obrazę uczuć religijnych. W Warszawie są teraz trzy nowicjuszki i jedna postulantka.

Nowicjuszki, postulantka… Zupełnie jak w zakonach religijnych.

Tak. Ale nie ma w naszym zakonie struktury hierarchicznej. Gdy jesteś w pełni wyświęconą Siostrą, masz całkowitą swobodę działania. Są cztery etapy wstępowania do Zakonu. Pierwszy to etap kandydacki, w czasie którego po prostu przyglądasz się pracy Sióstr. Potem przychodzi etap postulancki. Możesz się już ubierać się na czarno i malować twarz na biało. Trzeba na tym etapie wziąć udział razem z Siostrami w trzech manifestacjach czy innych wydarzeniach. Etap ten trwa zwykle pół roku. Z Postulatu przechodzisz do Nowicjatu, który trwa już co najmniej rok. Nowicjuszka może wtedy robić pełny makijaż. Może też nosić biały kornet. Musi zorganizować przynajmniej jedno wydarzenie albo zbiórkę pieniędzy, która pokaże jej zaangażowanie w sprawy Zakonu. Aż wreszcie następuje Pełne Wyświęcenie.

Jaka więc była twoja droga do Zakonu?

Długo działałem na rzecz profilaktyki HIV/AIDS. Pracowałem jako wolontariusz w klubach. I trochę mnie wkurzała ta praca, bo nie dawała widocznych rezultatów. Owszem, byliśmy w klubach, rozdawaliśmy ulotki i kondomy. Próbowaliśmy nawet rozmawiać z ludźmi, ale zdarzało się, że podczas całej imprezy podeszły do nas góra dwie osoby. W 2016 r. spotkałem Siostry w Berlinie i trochę się nimi zainteresowałem. W tym samym roku Siostra Daphne przyjechała z Berlina do Poznania na Leather Pride. Przegadałem z nią pół wieczoru i zostałem przyjęty na etap kandydacki. Gdy już byłem Nowicjuszką, zacząłem jeździć na prawie wszystkie Marsze Równości w Polsce, bo chciałem zaistnieć jako Siostra w polskim środowisku LGBT+. Kilka razy zorganizowałem też bingo w tęczowych klubach. O! Mało kto wie, że bingo LGBT+ także zawdzięczamy Siostrom. Bingo to w Stanach popularna rozrywka w salkach parafialnych różnych kościołów. W roku 1980 Siostry w San Francisco chciały zebrać pieniądze na uchodźców LGBT+ z Kuby. Nawiązały współpracę z Metropolitan Community Church i zorganizowały tam w celach charytatywnych bingo. Odtąd jest ono jedną z głównych tęczowych rozrywek.

Gdzie odbyły się twoje święcenia?

Siostra jest wyświęcana w miejscu, w którym pełni posługę. W moim przypadku był to Poznań, klub Dark Angels, 2 marca 2018 r. Przyjechały Siostry z Berlina, który dokonały tej ceremonii. Chciałem, żeby na święceniach była obecna moja mama, bo to ona miała mnie poprowadzić „do ołtarza”. A Dark Angels jest przecież klubem „tylko dla mężczyzn”. Postawiłem na swoim; to była jedyna noc, gdy do klubu mogli wejść wszyscy, niezależnie od płci. Swoją drogą, jest taki zwyczaj, że w czasie ceremonii Siostry podrzucają do góry świeżo wyświęconą zakonnicę, co w Dark Angels nie było łatwe, bo klub mieści się w piwnicy, więc sufi ty są tam bardzo nisko. Pełnoprawna Siostra może tworzyć tzw. domy, które muszą się składać z co najmniej trzech wyświęconych Sióstr. W Polsce mam z tym problem. Dużo kandydatów zgłasza się w okolicach Marszów Równości, ale szybko znikają. A tu trzeba się zaangażować na dłuższy czas.

Nie zapytałem cię jeszcze, skąd się wzięło twoje zakonne imię – Mary Read.

Od nazwiska słynnej angielskiej piratki z XVIII w. Mary Read pływała po morzach w przebraniu mężczyzny. Na jednym ze statków pirackich wzbudziła zainteresowanie innej kobiety w męskim przebraniu, Anne Bonny. Razem tworzyły potem parę.

Byłeś w 2019 r. w San Francisco na zlocie Sióstr zorganizowanym z okazji 40-lecia Zakonu. Jak świętowałyście?

To były 2 tygodnie bardzo intensywnych zajęć. Brałem udział m.in. w całodniowych warsztatach z rozwiązywania konfliktów. Poznawałem historię – czy raczej sistorię – Zakonu. Było też coś, co się nazywa „Glitter Ceremony”. Bo Siostry produkują swój własny brokat. Jest wielki kocioł, wrzucają do niego różne rzeczy, które są dla nich ważne. Wręczono mi ziemię z miejsca, w którym został zamordowany Matthew Shepard, żebym wrzucił ją do tego kociołka. Co wieczór były też jakieś imprezy. Na przykład wycieczka po tęczowych klubach San Francisco. Bardzo mi się podobało w Castro, że kluby nie zwalczają się nawzajem, tylko ze sobą współpracują. Jedna wielka wspólnota. Nie to, co w Poznaniu czy innych miastach, gdzie mamy dwa kluby na krzyż, które zawzięcie ze sobą walczą. W San Francisco Siostry naprawdę cieszą się wielkim szacunkiem. Miasto zorganizowało dla nas uroczystą kolację w jednej z najlepszych restauracji. Społeczność też ma do Sióstr ogromne zaufanie. Bardzo się zdziwiłem, gdy w jednym z klubów nagle podszedł do mnie chłopak i wręczył mi portfel. Powiedział, że chce trochę poskakać na parkiecie i boi się, że ten portfel zgubi, więc czy mogę go popilnować. Zapytałem, dlaczego wybrał akurat mnie. Odparł, że przecież jestem Siostrą, a Siostrze można powierzyć wszystko. Ale i w Polsce habit wzbudza zaufanie. Wspomniałem, że wcześniej góra dwie osoby interesowały się w klubach moimi pogadankami na temat HIV/AIDS. Gdy pojawiłem się tam jako Siostra, nagle zaczęły ustawiać się do mnie kolejki. W Toruniu po Marszu miałem zaplanowany dyżur od 22 do północy. Myślałem: „Rozdam ulotki, prezerwatywy, coś poopowiadam”. A siedziałem do 3 w nocy. Ludzie przychodzili do mnie z najrozmaitszymi problemami. Aż od tych rozmów ochrypłem. W Białymstoku z kolei w czasie Marszu, który został tak brutalnie zaatakowany, szedłem obok dwóch dziewczyn. I nagle wybuchła im pod nogami petarda. Śmiertelnie się wystraszyły i wtuliły się we mnie. Notabene, spotkałem je ostatnio na Marszu w Poznaniu. Były poruszone, że można demonstrować tak radośnie i bezpiecznie.

A jakie są reakcje na Mary Read poza środowiskiem? Jeżdżąc na Marsze, zaczynasz się malować już w pociągu.

Czasami wręcz jadę jako Siostra w pełnym rynsztunku. Kiedyś chciałem zdążyć z Marszu w Krakowie na, odbywające się tego samego dnia, wybory Mister Rubber w Warszawie. Nie było więc sensu zmywać makijażu. Kupiłem bilet na pendolino, ale zanim wsiadłem do pociągu, poszedłem kupić zapiekankę w jednej z budek. Pani w tej budce była tak mną zachwycona, że dała mi zapiekankę za darmo. W pociągu usiadłem koło kobiety, która początkowo była bardzo nieprzyjazna, zaraz się ode mnie odsunęła. Ale potem okazało się, że potrzebuje ładowarkę do telefonu. Wyciągnąłem swoją z plecaka i jej pożyczyłem. I nagle moja współpasażerka stała się rozmowna, otwarta, zaczęła mi opowiadać o swoim życiu. Kiedyś znowu wracałem jako Siostra z Warszawy, a kobieta siedząca obok mnie powiedziała do konduktorki, że nie chce jechać koło homoseksualisty, więc mają jej znaleźć inne miejsce. Pociąg był tego dnia bardzo zatłoczony, ale po pewnym czasie konduktorka wróciła z informacją, że znalazła jedno miejsce w pierwszej klasie. Po czym zwróciła się do mnie: „Zapraszam”. Możesz sobie wyobrazić, jaką minę miała moja towarzyszka podróży. W pociągach przyciągam też dzieci. Przychodzą, chcą popatrzeć, jak się maluję. Choć rodzice nie zawsze są tym zachwyceni. Obawiałem się jeżdżenia pociągami jako Siostra, ale po tych doświadczeniach stwierdziłem, że nie ma czego się bać.

Skoro już poznaliśmy Mary Read, to porozmawiajmy o twoim pierwszym wcieleniu, czyli Pawle.

Pochodzę z domu, w którym nigdy nie miałem problemu z coming outem. Więcej – nigdy nie musiałem coming outu dokonywać. Gdy byłem w liceum i nocowali u mnie chłopcy, moja mama podawała nam śniadanie do łóżka. Nigdy nie powiedziałem mamie, że jestem gejem. Mama to zawsze wiedziała. Aż czasami zazdroszczę tym, którzy opowiadają o swoich ciężkich przejściach z coming outem. Bo ja nie mam o czym opowiadać. Na studia przyjechałem w latach 90. z Bydgoszczy do Poznania. Tu poznałem dziewczynę, z która mam 16-letnią teraz córkę.

O! Czyli jednak miałeś problemy ze swoją seksualnością?

Przeciwnie. Po prostu wtedy zacząłem ją jeszcze bardziej zgłębiać. Zastanawiałem się, czy nie jestem może biseksualny. Związek się rozpadł, ale z córką mam świetny kontakt. Jest we wszystko wtajemniczona.

W Poznaniu zacząłeś działaćśrodowisku?

Zacząłem działać jeszcze w Bydgoszczy, akurat powstawały lokalne oddziały Lambdy. Ale mnie z tej Lambdy wyrzucili, bo uznany zostałem za radykała. Wszyscy wtedy mówili o tolerancji, a dla mnie tolerancja była złym słowem. Tolerancja jest wtedy, jak się z czymś nie zgadzamy, ale łaskawie to, właśnie, tolerujemy. Nigdy nie chciałem walczyć o tolerancję, bo i po co? Jak już, to o akceptację. W Poznaniu działałem w partii Zieloni 2004, która współorganizowała pierwsze Marsze Równości w Poznaniu. W 2005 r. wziąłem udział w słynnym Marszu, który został spacyfikowany przez policję.

Zostałeś spałowany i aresztowany?

Nie, akurat urodziła się moja córka, więc wsadziłem ją do wózka i poszedłem na Marsz. Na wózku zamontowałem mały baner z napisem: „Chodźcie z nami!”. Policja nawet się mną nie zainteresowała. Pewnie przez ten wózek. Nie do końca podobało mi się to, że pierwsze poznańskie Marsze to był nieustający, ponury protest. Dopiero gdy do ich organizacji wzięła się Grupa Stonewall, udało się trochę odmienić ich oblicze. Teraz są naszym świętem, więc bawimy się, radujemy.

Należysz do Grupy Stonewall. Czym się tam zajmujesz?

Głównie profilaktyką zdrowotną. Prowadzimy punkt mobilny testowania na HIV, HCV, kiłę. Współtworzyłem też poznańskie Centrum PrEP. Długo szukałem w Poznaniu lekarza, który by takie centrum poprowadził. Aż wreszcie napisałem na… Grindrze, że go szukam. I trafiłem. Znalazłem tam lekarza, który świetnie się tym zajął. Władze Poznania są nam bardzo przychylne. Także z tego powodu, że Poznań został już maksymalnie przez obecny rząd „ukarany”. Odebrano nam niemal wszystkie rządowe dotacje. Prezydent Jacek Jaśkowiak stwierdził w związku z tym, że bardziej nas ukarać nie mogą. Tak więc możemy robić, co chcemy, bo nie mamy już nic do stracenia, Siostry Nieustającej Przyjemności generalnie działają za kulisami. Nie pchają się na pierwsze strony gazet. Mnie to pasuje. W Stonewallu najmniej mi odpowiada właśnie to, że bardzo często działania Grupy mają na celu wywołanie szumu i zdobycie jak największej liczby lajków. Może i dobrze, ale to nie jest moja metoda działania. Stawiam raczej na mało efektowną pracę organiczną.

Jesteś też miłośnikiem subkultury poppies, czyli psiaków, która budzi kontrowersje także w środowisku LGBT+. Opowiedz coś o niej.

Nie jestem fanem jakiegoś konkretnego fetyszu, nazwałbym siebie raczej voyeurystą, który lubi różne fetysze obserwować, podglądać. Bycie Siostrą bardzo mi to ułatwia, zwłaszcza gdy jeżdżę do Berlina na Folsom, gdzie Siostry uczestniczą we wszystkich fetyszowych wyborach. Żadne nie odbędą się bez ich udziału, bo Siostry muszą pobłogosławić nowych misterów. W Polsce też jeżdżę po takich imprezach i wyświęcam. Ale bycie w Polsce fetyszystą nie jest łatwe. Nie ma odpowiednich klubów, rzadko organizowane są fetyszowe imprezy. Psiaki są właśnie jednym z tych fetyszy, który jest u nas właściwie nieobecny, a na pewno niezrozumiany. Choć w Poznaniu w tym roku na Marszu było już pięć psiaków. To bardzo sympatyczny fetysz. Mamy pana i jego psiaka, który wykonuje różne polecenia. Dzięki temu może zrzucić z siebie choćby na chwilę troski, kłopoty, ograniczenia, jakie narzuca nam kultura. Psiak jest beztroski, ma swoje gry i zabawy, odcina się od zewnętrznego, ludzkiego świata. A wiesz, że w San Francisco psiaki obowiązują te same przepisy co normalne psy? Można je wyprowadzać, ale tylko na smyczy. Jak nie masz psiaka na smyczy, to dostajesz mandat.

Tekst z nr 93 / 9-10 2021.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Tęczowa zakonnica

Gramick_foto_Marcin_NiewirowiczMarcin Dzierżanowski przybliża postać katolickiej siostry Jeannine Gramick, Amerykanki polskiego pochodzenia, która od 40 lat wspiera osoby LGBT w Kościele katolickim a na przełomie listopada i grudnia zeszłego roku, na zaproszenie Kampanii Przeciw Homofobii, przyjechała do Polski.

 

Fragmenty tekstu:

„Kiedyś rektor jej katolickiej uczelni wysłał ją na przeszpiegi na gejowską potańcówkę, na którą chodzili studenci. Miała sprawdzić, co się tam naprawdę dzieje, uważała zresztą, że organizowanie takich spotkań jest niemoralne. To tak, jakby urządzać koktajl party dla alkoholików, powtarzała z oburzeniem. Na prywatce spotkała jednak Dominika Basha, geja, który narzekał, że księża go odtrącili. Przyznała mu się, że tak naprawdę jest zakonnicą. Usłyszała wyrzut: Co Kościół robi dla moich homoseksualnych sióstr i braci? Nie umiała odpowiedzieć, zadała więc to samo pytanie w swoim klasztorze. Okazało się, że starsze siostry nie wiedziały nawet, kto to jest gej czy lesbijka. Przełożona zaproponowała, by w takim razie to siostra Gramick zaczęła się zajmować osobami homoseksualnymi.”

W 1977 r. siostra Gramick założyła „New Ways MInistry”, organizację wspierającą chrześcijan LGBT.

„Siostra Gramick dowiedziała się, że w rodzinie emerytowanego papieża Benedykta XVI jest osoba homoseksualna, która nigdy nie ujawniła się przed nim: Pomyślałam, że ten jeden coming out mógłby zmienić historię Kościoła. Dlatego tak ważne jest, by wierzące osoby LGBT wychodziły z szafy”

„Powtarzanie, że orientacja homoseksualna nie jest grzechem, ale czyny już tak, nie ma sensu. To tak, jakby mówić ptakom, że nie mogą latać”

 

Foto: Marcin Niewirowicz, niema.foto

Cały tekst Marcina Dzierżanowskiego o siostrze Gramick – do przeczytania w „Replice” nr 65.

spistresci