Kocham Cię kochanie moje

Tekst: Mariusz Kurc

KaDo, vlog pary gejów, Karola Wilamowskiego i Dominika Rybarczyka zdobywa coraz większą popularność

 

Foto: Agata Kubis

 

29 lipca br. obchodzili podwójną rocznicę: 10 lat bycia razem i rok, odkąd zaczęli publikować vlog KaDo na YouTube. Popularność KaDo podskoczyła, gdy w czerwcu wystąpili w „Dzień Dobry TVN”. Nie pod hasłem „geje”, „związki partnerskie” czy „coming out”, tylko „jak stworzyć udany związek?”.

Na cotygodniowych filmikach KaDo widać, jak robią najzwyklejsze rzeczy: chodzą na zakupy, szukają prezentu dla jednej z mam, jadą na wycieczkę na Podlasie albo nad morze, oglądają zdjęcia z dzieciństwa, opowiadają o swoich kompleksach albo o tym, jak się poznali. Obejmują się, całują, śmieją. Nie są polityczni… ale jednak są: sama ich obecność i otwartość przekłada się na zmianę społecznego nastawienia. Wypełniają lukę: choć w naszym życiu publicznym osób LGBT (a szczególnie gejów) jest powoli coraz więcej, to szczęśliwych par jednopłciowych – bardzo mało. Na filmiku z okazji 10-lecia Karol Wilamowski i Dominik Rybarczyk powiedzieli sobie i do kamery „Kocham cię kochanie moje”. Obaj przyznają, że po dekadzie razem nie nudzą się ze sobą ani przez chwilę.

Spotykam się z Karolem i Dominikiem w gejowskim Blok Barze w samym centrum Warszawy. Jest tłum ludzi. W czasie naszej rozmowy podchodzi kilku chłopaków. Pytają, czy KaDo to oni, gratulują, chcą chwilę pogadać. Proszą o fotki. Robię za fotografa.

My szaraki jesteśmy zwyczajne

Jak wpadli na pomysł vloga „KaDo”?

Dominik: Koleżanka Karolina mnie w to wkręciła, sama miała też własny kanał na YouTube. Na początku Karol mnie nagrywał, a ja występowałem. Nazywało się to „Dzień z Dominikiem”. Ludzie, którzy mnie oglądali, dopytywali o „drugą połówkę”, ale jeszcze się nie zdradzałem. Potem Karolina zaczęła nas zachęcać: występujcie razem, będziecie mieli fajną pamiątkę. Podobał mi się ten pomysł, ale miałem obawy, nie byłem jeszcze w pełni wyoutowany.

Karol: A ja w ogóle byłem nieśmiały i z kompleksami, mało się odzywałem, nie chciałem się pokazywać. To Dominik cały czas nadaje, ja raczej siedzę cicho. Przekonało mnie, że to będzie nasz wspólny filmowy pamiętnik, głównie z różnych wypadów. Na wakacje jeździmy dwa razy w roku – raz latem, a drugi raz zimą, w grudniu. Moja rodzina świąt nie obchodzi, a Dominik do rodziny na święta nie jeździ – więc to jest dla nas wolny czas. Do tego często robimy sobie weekendowe wycieczki.

D: Ale i tak w pierwszych filmikach jeszcze nie występowaliśmy jako para. To było niedopowiedziane. Stopniowo dopiero się odważyliśmy.

K: Nakręciliśmy cztery 10-minutowe filmiki, które wpuszczaliśmy do sieci co tydzień. Ludzie zaczęli je oglądać. Złapaliśmy bakcyla.

D: Teraz mamy cały zeszyt A4 z pomysłami.

Niezobowiązujący sposób na spędzanie wolnego czasu stał się obowiązkiem?

D: Nie! To nadal jest hobby.

K: Ale jednak inaczej już na to patrzymy, odkąd wiemy, że jesteśmy oglądani. W każdy wtorek w sieci musi być nowy filmik, to zobowiązuje – ale w przyjemny sposób. Niczego nie robimy na siłę, sami też na te wtorki czekamy.

Ile czasu trwa „produkcja”?

K: Jak tylko gadamy do kamery, to nagranie trwa z półtorej godziny, potem montaż drugie tyle – i już. Ale coś bardziej skomplikowanego zajmuje parę dni. A nad filmikiem na 10-lecie pracowaliśmy prawie miesiąc.

D: Chcemy pokazywać, że życie pary gejowskiej, takiej, jak nasza, to jest naprawdę zwykłe życie. Pracujemy, sprzątamy, rozmawiamy, kochamy się. Wielu Polakom geje kojarzą się tylko z cekinami i piórami.

K: My jesteśmy szaraki zwyczajne – ja pracuję, on pracuje, dom, koty. A tu nagle poczuliśmy się potrzebni. Ludzie zaczęli komentować, przysyłać emaile. Na razie dajemy radę odpisywać na wszystkie wiadomości.

D: Na 10-lecie związku przyszło tyle życzeń, że Karol dwa dni odpisywał. K: Ludzie piszą też do nas z prośbami o poradę lub po prostu opisują swoją sytuację.

Co założyć na randkę?

Kto pisze?

D: Przede wszystkim dziewczyny hetero i geje. Dziewczyny porównują nasz związek do swoich i na przykład: „Ja jestem zupełnie jak ty, a mój facet jest jak Karol”. Albo dziewczyna pisze, że się martwi, bo jej mąż ma bardzo silną relację ze swoją mamą, a teraz na dodatek mają się do niej, czyli do teściowej, wprowadzić. Albo jeszcze z innej beczki: „Gejów nie lubię, ale was kocham” (śmiech). Bo pewnie innych gejów w ogóle nie zna! Homofobia, mam wrażenie, bierze się głównie z niewiedzy. A chłopaki piszą na przykład, że są w związkach od dwóch czy trzech lat i coś im się sypie. Pytają, jak nam się udało. Albo dopytują, jak poderwać chłopaka. Jednemu kibicowaliśmy długo, miał swoją „zdobycz” upatrzoną, widywał go w pociągu. W końcu gdy umówił się z nim na randkę, to przysłał nam nawet zdjęcia ubrań, żebyśmy doradzili, co ma założyć! Albo pytają, jak szukać, by znaleźć faceta na dłużej. Albo po prostu pary gejowskie przysyłają zdjęcia z wakacji z pozdrowieniami. Strasznie to jest miłe.

K: Piszą też młodzi geje z małych miejscowości. Są samotni, pytają, jak „to” powiedzieć przyjaciołom, rodzicom.

Coming out – lub jego brak – jest wciąż jednym z najważniejszych doświadczeń w życiu geja.

D: Publicznego coming outu nigdy nie mieliśmy w planach. Ale teraz, gdy to już się stało, to jest fajnie. Po paru miesiącach od premiery napisał o nas portal natemat.pl. Jak zobaczyłem artykuł w sieci – bez nazwiska, ale z twarzą, to trochę wymiękłem. Co to będzie teraz? Pracuję w administracji, dwie osoby z pracy mnie zagadnęły: „Dominik, czytałem artykuł na natemat. To o tobie, prawda?”, „Tak” – i chyba cały spłonąłem. „Spoko, gratuluję”.

K: Po występie w TVN mieliśmy taki moment „och!”. Bo tam podali nasze nazwiska. Znów okazało się, że niepotrzebnie. Jestem bibliotekarzem, mam w pracy sporo do czynienia ze studentami i spotkałem się z samymi pozytywnymi reakcjami. A mój szef wiedział już od dawna, bo Dominik nieraz przychodził odbierać mnie z pracy.

Czyli przykrych incydentów po publicznym coming oucie nie było?

K: Nie było. Żadnych. W ogóle w życiu – tak, ale jeszcze przed KaDo. Ileś tam razy krzyczeli za nami „pedały” albo „cioty”. Nigdy nie chodzimy za rękę, ale wystarczy, że się uśmiechamy i mamy koszulki w kwiatki.

D: Raz, kilka lat temu, zostaliśmy pobici. Na przystanku autobusowym w nocy. Zaczęło się od prośby o ogień, a zaraz potem poleciały wyzwiska „pedały!” i oberwaliśmy. Nawet wzywałem policję, ale oni zwiali.

Mama przypaliła mi czerwoną koszulkę

A jak było z tymi najważniejszymi coming outami – przed sobą, przed rodziną?

D: Moja mama do tej pory nie zaakceptowała tego, że jestem gejem. Mam z nią sporadyczny kontakt. Wciąż nie poznała Karola. Nie chce o nim słyszeć, ucieka wzrokiem, zmienia temat. Nie cieszy się, że ma szczęśliwego syna.

Jak byłem nastolatkiem, to miałem dziewczynę. Wiedziałem już, że kręcą mnie chłopaki, miałem skoki w bok, ale bałem się zrobić cokolwiek więcej. Pewnego razu mama odkryła moje e-maile. Dostałem totalny szlaban. Była awantura i mama wyoutowała mnie nawet przed… rodzicami dziewczyny. Na jakiś czas „nawróciłem się”, ale to nic nie dało. Rozstałem się z dziewczyną. Mama znów mnie przyłapała na umawianiu się z chłopakiem – i znowu szlaban. Już wtedy studiowałem. Zapisałem się na dodatkowe lekcje włoskiego, żeby tylko móc wychodzić z domu. I właśnie któregoś razu, po wyjściu z włoskiego, poznałem Karola.

Z jednego z ich filmików wiem, że poznali się… na ulicy.

D: To była miłość od pierwszego wejrzenia. Karol po prostu przechodził obok i wpadł mi w oko, a ja jemu. Jedno spojrzenie na przejściu dla pieszych wystarczyło. Nie miałem śmiałości się do niego odezwać, ani on do mnie. Doszedłem do przystanku, czekałem na autobus i miałem nadzieję, że on wróci i zagada do mnie. Nie wracał, a autobus przyjechał. Wsiadłem – i jak ruszył, to zobaczyłem, że Karol idzie w stronę przystanku! Zobaczył mnie w autobusie, na migi dałem mu znać, żeby czekał. Wysiadłem na następnym przystanku i biegiem wróciłem.

Potem były dwa tygodnie potajemnych randek.

D: Mama jednak coś wyczuła i zapytała. Nie skłamałem – i znów szlaban. Dodatkowo spaliła mi taką fajną czerwoną koszulkę – właściwie nie spaliła, tylko przypaliła, takie dziury czarne teraz są, trzymam tę koszulkę na pamiątkę. I jeszcze buty miałem czerwone, to mi je wyrzuciła. Że też „pedalskie”. Tego już było dosyć. Powiedziałem, że się wyprowadzam. Po dwóch tygodniach znajomości wprowadziłem się do Karola. Na odchodne usłyszałem od mamy: „Nic z ciebie nie będzie, nie skończysz studiów!” Skończyłem.

K: A ja mieszkałem wtedy u wujka. Dopiero po jakimś czasie wynajęliśmy razem mieszkanie. Pierwsze z kilku, zanim kupiliśmy własne. Mój coming out był nieporównanie łatwiejszy. Nie miałem nigdy dziewczyny. Pochodzę z Hajnówki, nie mam taty, podobnie jak Dominik. Z powiedzeniem mamie czekałem do 18-ych urodzin, wyoutowałem się dwa dni później. Jeździłem wtedy do Warszawy do „dziewczyny”. Powiedziałem, że ta „dziewczyna” to chłopak. Przytuliliśmy się, trochę popłakaliśmy – mama zaakceptowała mnie od razu, coming out umocnił naszą relację. Dziś mama mówi, że ma dwóch synów, bo jeszcze Dominika. Z tamtym chłopakiem nie wyszło, a następny był już Dominik.

Dominik: A ja mam dobry kontakt z babcią i z siostrą.

Jaki jest bilans tego pierwszego roku obecności KaDo w sieci?

K: KaDo to jest moja bateria o sile baterii słonecznej. Dodaje energii, dodaje pewności siebie.

Hejt?

D: Jest. Natychmiast wszystko zgłaszam. Hasła typu „pedały do gazu” już mnie nawet nie ruszają, bardziej bolą mnie ataki naszych. Brakuje nam solidarności w środowisku LGBT.

K: I niektórzy znajomi się od nas jakby tak trochę oddalili. Nie wiem, czy to zazdrość, czy może obawa przed wyoutowaniem, bo my już jesteśmy otwarci i nic do stracenia nie mamy. D: Pamiętam, jak mnie Karol pierwszy raz do Toro zabrał – jaki wystraszony byłem, że mnie tu ktoś zobaczy… Strach ma wielkie oczy.

W jednym z nowszych filmików powiedzieli, że o małżeństwie nie myślą, ale na związki partnerskie czekają oraz że nie byli jeszcze na Paradzie Równości.

D: Strasznie mnie denerwuje, że każda dyskusja o związkach partnerskich w mediach natychmiast jest dyskusją o adopcji i o dzieciach. My o dzieciach nie myślimy, a chcielibyśmy mieć te prawa, którymi cieszą się pary hetero.

Zachęcam ich do pójścia na Paradę Równości. Obiecali, że w przyszłym roku pójdą.

Kurde, czy on nie umie się całować?

Widać, że są dumni ze swojego związku i że są w nim szczęśliwi. Gdy pytam o to, oczy im się świecą.

D: Basen i inne zajęcia ustawiam sobie w czasie jego pracy – żeby być w domu, jak on wróci. Wciąż się sobą cieszymy.

To związek partnerski czy któryś z was w pewnych kwestiach dominuje? – pytam, a oni nie do końca rozumieją, o co mi chodzi.

K: O wszystkim gadamy, a jednocześnie tak się już znamy, że wiemy, co ten drugi myśli, to jest niemal telepatia.

D: Jak się mieszka w dużym mieście, jak Warszawa, to znaleźć chłopaka jest łatwo – czasem do tego stopnia, ze jak tylko coś nie pasuje, to szuka się następnego. 10 lat temu było trudniej. Dziś to, po naszym pierwszym pocałunku, już byłbym skreślony (śmiech).

To jaki był ten pierwszy pocałunek?

K: Wydarzył się przy pewnej ławeczce na Polu Mokotowskim. W krzakach i oczywiście w ciemności. No, nie był idealny. Niezdarny był. Dominik bardzo się stresował, na dzień dobry mocno uderzyliśmy się zębami i pomyślałem: „Kurde, ten koleś nie umie się nawet całować!” Dobra, stwierdziłem, dam mu jeszcze jedną szansę.

 

Tekst z nr 57 / 9-10 2015.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Kocham Cię kochanie moje

KaDoKaDo, vlog pary gejów – Karola Wilamowskiego i Dominika Rybarczyka – zdobywa coraz większą popularność. W tekście Mariusza Kurca Karol i Dominik opowiadają o swych filmikach na kanale YouTube, o tym, jak się poznali, o swych coming outach i o tym, jak się kochają po 10 latach związku.

Dominik: Chcemy pokazywać, że życie pary gejowskiej, takiej, jak nasza, to jest naprawdę zwykłe życie. Pracujemy, sprzątamy, rozmawiamy, kochamy się. Wielu Polakom geje kojarzą się tylko z cekinami i piórami.
Karol: My jesteśmy szaraki zwyczajne – ja pracuję, on pracuje, dom, koty. A tu nagle poczuliśmy się potrzebni. Ludzie zaczęli komentować, przysyłać e-maile. Na razie dajemy radę odpisywać na wszystkie wiadomości.

D: Publicznego coming outu nigdy nie mieliśmy w planach. Ale teraz, gdy to już się stało, to jest fajnie. Po paru miesiącach od premiery napisał o nas portal natemat.pl. Jak zobaczyłem artykuł w sieci – bez nazwiska, ale z twarzą, to trochę wymiękłem. Co to będzie teraz? Pracuję w administracji, dwie osoby z pracy mnie zagadnęły: „Dominik, czytałem artykuł na natemat. To o tobie, prawda?”, „Tak” – i chyba cały spłonąłem. „Spoko, gratuluję”.
K: Po występie w TVN mieliśmy taki moment „och!”. Bo tam podali nasze nazwiska. Znów okazało się, że niepotrzebnie. Jestem bibliotekarzem, mam w pracy sporo do czynienia ze studentami i spotkałem się z samymi pozytywnymi reakcjami. A mój szef wiedział już od dawna, bo Dominik nieraz przychodził odbierać mnie z pracy.

D: Jak się mieszka w dużym mieście, jak Warszawa, to znaleźć chłopaka jest łatwo – czasem do tego stopnia, ze jak tylko coś nie pasuje, to szuka się następnego. 10 lat temu było trudniej. Dziś to, po naszym pierwszym pocałunku, już byłbym skreślony (śmiech).
K: Ten pierwszy pocałunek wydarzył się przy pewnej ławeczce na Polu Mokotowskim. W krzakach i oczywiście w ciemności. No, nie był idealny. Niezdarny był. Dominik bardzo się stresował, na dzień dobry mocno uderzyliśmy się zębami i pomyślałem: „Kurde, ten koleś nie umie się nawet całować!” Dobra, stwierdziłem, dam mu jeszcze jedną szansę.

Cały artykuł Mariusza Kurca do przeczytania w „Replice” nr 57

Foto: Agata Kubis
spistresci