Polska premiera obsypanego Cezarami francuskiego dramatu o gejowskich aktywistach podczas największej epidemii AIDS
Na początku lat 90. AIDS wciąż zabijał. Pomagały mu w tym koncerny farmaceutyczne, które blokowały dostęp do tańszych leków, opóźniających rozwój wirusa HIV i państwowe instytucje, które przeważnie lekceważyły epidemię, przy okazji zaś obnosiły się ze swą moralną wyższością w stosunku do „pedalskiej choroby”. Za to dużo obradowały, wydając na konferencje i sympozja o AIDS pieniądze, które można było przeznaczyć na leczenie. A ludzie umierali.
Film „120 uderzeń serca” zrealizował Robin Campillo, autor scenariusza do „Klasy” Laurenta Canteta (Złota Palma w Cannes w roku 2008) i reżyser „Eastern Boys” (2013), opowiadających o nieoczekiwanej relacji między zamożnym francuskim biznesmenem a męską prostytutką, chłopakiem pochodzącym z Ukrainy. Oba tytuły były na naszych ekranach. W swoim najnowszym dziele Campillo rekonstruuje działania francuskiego oddziału ACT UP – organizacji, która starała się zwrócić uwagę tak decydentów, jak i opinii publicznej na problemy ludzi zarażonych wirusem HIV. Zgodnie ze swoim hasłem „Milczenie = śmierć” posługiwała się często radykalnymi metodami, takimi jak: przerywanie happeningami konferencji na temat AIDS i towarzyszących im bankietów, oblewanie sztuczną krwią ministrów i innych prominentów, wtargnięcia do siedzib firm farmaceutycznych… Organizacja piętnowała także homofobię i stygmatyzację chorych. W filmie Campillo jest, między innymi, mowa o akcji oznaczania książek z homofobicznymi treściami.
Wcześniej o amerykańskim ACT UP traktował, nominowany do Oscara, dokument Davida France’a, „Jak przetrwać zarazę” (2012). W fabule Campilla mamy paradokumentalne fragmenty – zwłaszcza w pierwszej części filmu, pokazującej działania i burzliwe dyskusje aktywistów i aktywistek. W tych sekwencjach dominuje portret zbiorowy, potem natomiast akcent zostaje przeniesiony na związek dwóch młodych działaczy, Seana (Nahuel Pérez Biscayart) i Nathana (Arnaud Valois). W trzeciej – mistrzowskiej – części pojawiają się choroba i śmierć, ale proszę nie spodziewać się łzawych tonów znanych z innych filmów o AIDS. Ból, stratę można bowiem przekuć w gniew i protest.
I taki właśnie – gniewny, a zarazem szczery, bezpruderyjny i chłodny – jest też film Campilla. Prowokuje do dyskusji, jakie powinny być metody działania „tęczowych” organizacji. Rzekłbym nawet, że rzuca wyzwanie naszemu oportunizmowi, niezdecydowaniu i układności. „120 uderzeń serca” otrzymało Nagrodę Specjalną Jury i Nagrodę Krytyków FIPRESCI na ostatnim festiwalu w Cannes. Zdobyło także 6 Cezarów, czyli nagród Francuskiej Akademii Filmowej: dla najlepszego filmu, młodego aktora (Biscayart), aktora drugoplanowego (Antoine Reinartz) za najlepszy scenariusz, montaż, muzykę (jej autorem jest Arnaud Rebotini). Dodajmy, że soundtrack z filmu można kupić w polskich sklepach. Znalazł się na nim m.in. remiks gejowskiego hymnu lat 80., „Smalltown Boy” zespołu Bronski Beat. (Bartosz Żurawiecki)
120 battements par minute. Reż. Robin Campillo. Francja 2017. Dystrybucja Gutek Film. Czas 143 min; premiera w Polsce: 11 maja br
Tekst z nr 72/3-4 2018.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.