Sarenki próbują przetrwać

ewa kotarbinska foto grzegorz banaszak„Sarenki próbują przetrwać” – z Ewą Kotarbińską, byłą więźniarką o odkrywaniu biseksualności i o związkach między kobietami w więzieniu, rozmawia Małgorzata Klejn.

W więzieniu wygląda to tak: kiedy jesteś po raz pierwszy (jako „petka” – tak to się nazywa), nie wychylasz się ze swoimi preferencjami, bo przypuszczasz, że będzie niedobrze. Wcześniej, w czasach PRL lesbijki były w kryminale „dojeżdżane”, odstawiane od stołu. Rozumiesz, zero życia. Jak dzieciobójczynie.

Nie wiedziałam, jak to będzie odebrane, czy mi zaszkodzi, więc ukrywałam się. Dziewczyny się trochę domyślały, ale pewne nie były. Na wolności miałam dziewczynę, Iwonę. Na potrzeby tego ukrywania „zmieniłam” jej imię. Na Iwo – imię męskie, a mi było łatwiej zapamiętać, cały czas się pilnowałam. Mogłam o niej opowiadać w czasie zwierzeń o facetach, ale i tak te moje opowieści nie były takie same jak o chłopakach. Inaczej się opowiada, kiedy bohaterkami są dwie kobiety, a inaczej, kiedy faktycznie chodzi o faceta. Za dużo delikatności, czułości, wychodzi nierealistycznie – taki facet to byłby skarb.

W więzieniu liczy się, czy masz pomoc. Uwierz mi – jesteś czasami w stanie zrobić wszystko, by dostać garść tytoniu lub łyżkę kawy. I niektóre dziewczyny nie mają zahamowań, by nie spróbować układu, w którym będą kogoś zaspokajać, a w zamian być pod opieką. Większość z nich nigdy nie interesowała się na wolności kobietami, to po prostu barter. Takie dziewczyny, które oddają się innym tylko po to, by coś w zamian zyskać, nazywa się sarenkami.

Cały wywiad – do przeczytania w „Replice” nr 51
spistresci