To nie jest książka da ludzi o słabych nerwach. Są momenty, że trzeba odłożyć, by się uspokoić, albo zamknąć opadniętą szczękę. Ilość półprawd, nieprawd, przekręceń, absurdów podawanych przez rzekomych speców od edukacji seksualnej (zarówno naukowców, jak i duchownych) na przestrzeni ostatnich 150 lat po prostu powala. Powala też – ale już w pozytywnym sensie – tytaniczna praca Agnieszki Kościańskiej. „Zobaczyć łosia” czyta się jak powieść sensacyjną. Gwoli sprawiedliwości dodajmy, że mądrzy bohaterowie też w niej występują. Jest tu zadziwiająca historia stosunku do masturbacji (niewinna i powszechna sprawa, a zarzucano jej powodowanie tysiąca chorób), do antykoncepcji (np. o tym, jak religijni fanatycy kładli kłody pod nogi naukowcom pracującym nad pigułką dla kobiet), do przemocy seksualnej (zgwałcona kobieta jest najczęściej „sama sobie winna” – głosiły nawet seksuologiczne autorytety). Jest też cały rozdział o edukacji seksualnej po katolicku i cały rozdział o seksualności na polskich wsiach (ach, te pikantne wiejskie przyśpiewki…). I owszem, jest rozdział o LGBT. Tu autorka też serwuje nam perełki – np. historię transseksualnego Jana, który sfałszował akt urodzenia (z Janiny stał się Janem właśnie) i ożenił się. Rzecz działa się w czasach PRL-u, co było dalej, przeczytajcie sami. Jest także ewolucja poglądów na temat homoseksualizmu – co i kiedy pisały o homoseksualizmie czołowe umysły polskiej seksuologii – Zbigniew Lew Starowicz, Michalina Wisłocka, Andrzej Jaczewski i inni? Bardzo interesujące. (Piotr Klimek)
Tekst z nr 69 / 9-10 2017.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.