Na tylnej okładce pierwszego tomu „Heartstoppera” czytamy: „Chłopak spotyka chłopaka. Zaprzyjaźniają się. Zakochują się”. Przed lekturą książki brzmi to banalnie, a po niej staje się naprawdę wzruszające. Trudno mi nazwać „Heartstoppera” powieścią graficzną. Tekstu tu tyle co kot napłakał, ale słowny minimalizm jest akurat ogromną siłą komiksu (to określenie gatunkowe bardziej mi odpowiada). Charlie uczy się w szkole średniej, poznajemy go w momencie, gdy jest już wyoutowany. Z retrospekcji dowiadujemy się, że miał z tego powodu nieprzyjemności, co oczywiście nas w Polsce nie dziwi. Dziwi natomiast, że Charlie nie jest przedstawiony jak stereotypowy gej, chociaż początkowo może się tak wydawać. Czy w stereotypie geja mieści się gra na perkusji i pomysł nauki gry w rugby? Do rugby Charliego namawia Nick, „dresiarz”, do którego znajomi mówią „elo ziom”. Ale świat nie jest taki czarno-biały i właśnie ten „ziom” zadaje Google’owi pytanie: „Czy jestem gejem?”. Przepięknie rozwija się znajomość między Charliem i Nickiem. Nie ma w „Heartstopperze” żadnej wymuszonej czy fałszywej nuty, dialogi są naturalne i czyta się je z przyjemnością. Minimalizm pozwala uruchomić wyobraźnię, a otwarte zakończenie – szybko chwycić drugi tom, który zresztą jest już w sprzedaży. (Kinga Sabak)
Tekst z nr 95 / 1-2 2022.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.