Dwie dziewczyny opowiadają o wspólnym życiu – zakochaniu, pierwszym seksie, chorobie i o przyszłości
Amy Conroy – „Alicja i Alicja”, reż. M. Seweryn, wyk. A. Domańska, A. Grzelak; Och-Teatr, Warszawa premiera: 16.11.2013 r.
Siedzi się na krzesłach. W hallu. Scena oszczędna, dwa krzesła, stolik. „Ja tylko przyniosłam wodę” – mówi dziewczyna – „jeszcze się nie zaczęło”. Wybiega zestresowana. Przez chwilę naprawdę nie wiadomo – zaczęło się, czy nie. I co właściwie? Dziewczyna wraca z drugą, podobnie spiętą. „Jestem Alicja i to jest Alicja” – mówią na przemian– jakby mówiły „jestem lesbijką i to jest lesbijka”. Taki jest ciężar tej deklaracji. To będzie ich spektakl- spowiedź wobec świadków. Wyreżyserowana – jak deklarują – przez kobietę, która zobaczyła, jak się całują w supermarkecie: zróbmy spektakl o was, to będzie ważne. Spektakl przypomina program telewizyjny o wyoutowanych. Sama brałam w takich udział , zażenowanie jest nieodłączne. Mówi się o sprawach, o jakich przeciętny heteryk nie opowiada publicznie, bo po co. Ale się mówi, bo ważne, żeby ludzi „oswoić”. Dziewczyny mają dylemat: jest sens? Może to głupio? Może wstyd? Ale za późno. Już tu są – na naszych oczach. Paradoks jawności polega jednak na tym, że przecież „scena” towarzyszy nam już wtedy, gdy myślimy, że żyjemy w ukryciu: każde spojrzenie jest niebezpieczne, każdy gest – do interpretacji. A więc lepiej znaleźć swoją własną scenę, własne show. Dziewczyny to robią. Zachwianie granicy między spektaklem a rzeczywistością jest utrzymane do końca: „aktorki mają na scenie być a nie grać” – mówi Maria Seweryn, reżyserka. Dziewczyny/ aktorki opowiadają: zakochanie, pierwszy seks, choroby, wspólne życie i to pytanie „co z nami będzie, Alicjo?”
Ubodła mnie w tym wszystkim jedna fraza. Powtarzają ją nagminnie. Moim zdaniem – niepotrzebnie. Nie powiem, jaka to fraza, sami i same się przekonajcie.
Tekst z nr 46/11-12 2013.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.