Z wybitną aktorką ANNĄ SENIUK o wątkach LGBT w jej filmach i spektaklach teatralnych, a także o ludziach LGBT, z którymi współpracowała, rozmawia Rafał Dajbor
Jako autor wydanej niedawno książki „40-latek. Kulisy kultowego serialu” nie mogę nie zacząć od pytania o ten właśnie serial. Pojawiło się w nim bowiem kilka postaci gejowskich – klient baru grany przez Wojciecha Pszoniaka czy tancerz (Bohdan Łazuka) z filmu „Motylem jestem, czyli romans 40-latka”. Czym dla państwa, współtwórców serialu, były te postacie? Jak one wybrzmiewały?
Dla nas to były postacie oczywiste, stworzone przez scenarzystów i nadające naszemu serialowi dodatkową, interesującą barwę. Nigdy nie było to przedmiotem żadnej drwiny ani też nie budziło sensacji, dla nas wszystkich było jasne, że tacy ludzie istnieją, a ich osobowość stanowi dla serialu dodatkowy walor. Jeśli zwracały w jakikolwiek sposób naszą uwagę, to tym, że tak jawne pokazanie osób homoseksualnych na ekranie wcześniej w polskich filmach i serialach było właściwie nieobecne i że jako pierwsi pokazujemy życie we wszystkich jego aspektach, także w aspekcie homoseksualnym. Mieliśmy więc poczucie pewnego prekursorstwa w tej kwestii.
Nie miała pani scen z Pszoniakiem ani z Łazuką, za to grała pani z Krzysztofem Pankiewiczem, który zagrał scenografa Iwona Czarneckiego. To on jest autorem zamiany framug na łuki, które przeszły do historii architektury jako „łuki Karwowskiego”. Krzysztof Pankiewicz, scenograf, dla którego występ w „Czterdziestolatku” był jednym z dwóch w życiu aktorskich występów, był gejem z mocnym, naturalnym „przegięciem”. Jak się pani z nim pracowało?
Fantastycznie! Nie mogłam wprost od niego oderwać oczu. Jurek Gruza dał mu na planie całkowicie wolną rękę. Powiedział mu, że nie będzie go reżyserował, że ma poruszać się tak, jak to dla niego będzie naturalne, a kamera będzie za nim nadążać. Pankiewicz przyszedł na zdjęcia „gotowy”. Jego kostium oraz biżuteria to jest to, w czym przyjechał na plan, a nie wynik pracy kostiumologów. Grał w jakimś sensie siebie, ale też nie do końca. Choć nie był zawodowym aktorem, to jego artystyczna intuicja wspaniale mu podpowiedziała, że w filmie atrakcyjniej będzie, gdy nieco doda do samego siebie pewnej artystowskiej pozy, gdy będzie trochę „przesadzał”. Byłam w Pankiewicza i w jego cudowną osobowość tak wpatrzona, że w zasadzie nie pamiętam, co ja tam sama grałam. To był wspaniały, kolorowy, złotopióry ptak. Gdy pojawił się na planie, wszyscy patrzyli na niego z podziwem. Fascynujący, a do tego dowcipny człowiek.
A czy pamięta pani, kiedy po raz pierwszy zetknęła się pani z tematyką homoseksualną?
Bardzo późno. Byłam już wtedy niemal dorosłą dziewczyną. Urodziłam się w Stanisławowie, czyli dzisiejszym Iwano-Frankiwsku w Ukrainie, w czasie drugiej wojny światowej. Wraz z rodzicami tułaliśmy się przez jakiś czas, co kilka lat zmieniając miejsce zamieszkania, przenosząc się z meblami, z rzeczami, a to wozem konnym, a to ciężarówką. Nie było miejsca na takie rozmowy. Pamiętam natomiast jedną z moich koleżanek z liceum. Miała na imię Marysia. W naszych czasach obowiązywał szkolny mundurek, więc nie wyróżniała się strojem, ale była barczysta, mocno zbudowana i chodziła „po męsku”, długimi krokami. Nie budziło to w nas żadnych emocji, była po prostu naszą koleżanką. Do tego nieprzeciętnie zdolną – na świadectwach miała piątki od góry do dołu. Nikt nie był w stanie dorównać jej w nauce. Kilka lat później dowiedziałam się, ale nie pamiętam już w jaki sposób ani od kogo, że Marysia dokonała tego, co dziś nazywa się korektą płci, i że jest mężczyzną. To był pierwszy moment, w którym zetknęłam się z takimi pojęciami jak homoseksualizm, tożsamość płciowa itp.
Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.