Odcienie szarości

Tekst: Edyta Pawlukiewicz

W imponującym tempie rodzina ewoluuje w kierunku rozwiązań alternatywnych, takich jak na przykład rodzina homoseksualna

 

Kolaż: Agnieszka Kraska

 

Mąż, żona, (i dzieci) i ta trzecia (ten trzeci), konkubinaty (niekoniecznie kryminogenne), rozwodnicy z przyczyn ekonomicznych (zasiłek dla matki samotnie wychowującej) nadal dzielący stół i łoże, dwie kobiety i dziecko, trzech panów i kot, względnie jeden pan i kot, a na dokładkę rodzicielka (pana, nie kota)… Ach ten postmodernizm.

Prorodzinna Europa

W imponującym tempie rodzina ewoluuje w kierunku rozwiązań alternatywnych, takich jak na przykład rodzina homoseksualna. Od 1989 roku, kiedy Dania jako pierwszy kraj na świecie zalegalizowała związki par tej samej płci, w jej ślady poszły: Wielka Brytania, Finlandia, Francja, Niemcy, Islandia, Norwegia, Portugalia, Szwecja, Nowa Zelandia, Szwajcaria, Czechy, Węgry, Chorwacja, Słowenia, Luksemburg, Andora, Izrael,  RPA oraz niektóre części składowe państw federalnych, takich jak: USA, Australia, Brazylia i Argentyna. Legalizacja związków homoseksualnych  została uznana przez Parlament Europejski za standard legislacyjny, ku któremu zmierzać powinny państwa członkowskie Unii. Zmierzała i III Rzeczpospolita. Staraniem senator Marii Szyszkowskiej powstał projekt ustawy o rejestrowanych związkach między osobami tej samej płci. Niestety ustawa nie weszła nawet pod obrady ówczesnego Sejmu. Pomimo niedawnych zapewnień lidera partii stanowiącej trzon koalicji Sejmu V kadencji, że osoby o orientacji homoseksualnej są i z prawej strony sceny politycznej, homoPiSlobby czy jakiekolwiek inne optujące za uchwaleniem rzeczonej ustawy nie mieści się nawet w mojej bogatej wyobraźni. W mojej może nie….

Prorodzinna Polska

19 lipca w swoim expose premier gromkim głosem zapewnił, że będą (on i brat?) „czynić wszystko, by polska rodzina została obroniona wobec tego ataku, który jest prowadzony na nią, nie tyle z zewnątrz – bo tutaj siły, które chcą ten atak prowadzić są niewielkie – ale z wewnątrz“. W  ferworze walki, mieszając istotę pojęć bliskiego sercu manicheizmu zapewnieniem, że nie da sobie wmówić, że czarne jest czarne, a białe białe, nie mniej żarliwie zadeklarował, że małżeństwa w wersji konstytucyjnej będzie zdecydowanie strzegł.

Nieważne, że nikt na nie nie dybie, nieważne, że, logicznie myśląc, mniejszości seksualne poniechały obecnie starań o prawne uregulowanie związków, ani że w planowanej ustawie starannie unikano nie tylko nazywania związku homoseksualnego „małżeństwem“,ale nawet aby nie „definiować pojęć wbrew powszechnemu znaczeniu funkcjonującemu w języku polskim“ odrzucono nawet nazwę „związek partnerski“. Wróg w manichejskiej wizji świata jest niezbędny, a homoseksualiści – współcześni Żydzi i cykliści razem wzięci – świetnie się do tego nadają.

Kwestia nazwy

Pojęcia „małżeństwo homoseksualne“ czy „rodzina homoseksualna“ to dla większości Polaków-katolików oksymorony godzące w fundament ich wiary. Dla mnie to jedynie poszerzenie znaczenia. „Rzeczpospolita“ na początku lipca tego roku przeprowadziła sondaż, z którego wynika, że małżeństwom homoseksualnym przeciwnych jest 77% respondentów. Krzepiąco w tej sytuacji brzmi, że za – 18%. Dla porównania według badań CBOS w Czechach w 2005 roku przeciwnych małżeństwom homoseksualnym było 52% respondentów, przy 37% poparcia. Za to na pytanie o związki niebędące małżeństwem, w których partnerzy mieliby prawa majątkowe przysługujące małżeństwom, 62% badanych, u naszych południowych sąsiadów opowiedziało się za. W rok później czeski parlament uchwalił ustawę o związkach partnerskich osób tej samej płci. Nie bez kozery dodam, że według badań CBOS w lipcu i listopadzie ubiegłego roku za prawnym usankcjonowaniem niemałżeńskich związków gejów lub lesbijek opowiadało się odpowiednio 46 i 42% Polaków, przy 44 i 47% przeciw. To napawa nadzieją na uregulowanie w przyszłości sytuacji cywilnoprawnej żyjących w stałych związkach osób o orientacji homoseksualnej. Ekspansji nowych form rodziny nie da się bowiem zatrzymać.  Nie od dziś też wiadomo, że pomiędzy czernią a bielą rzeczywistości jest cała gama szarości.

 

Tekst z nr 4 / 9-10 2006

Digitalizacja archiwum “Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Malwina Pająk „Lukier“

wyd. Znak, 2019

 

 

Debiut. „Lukier” to dziejące się współcześnie w Warszawie historie dwóch kobiet – Anny i Julki. Anna ma 36 lat, pracuje w agencji reklamowej i ma atrakcyjnego, młodszego męża Kubę. W ich związku właśnie zgrzyta. Julka rzuciła studia, zarabia w barze Unisex i handluje kokainą. Jednym z jej klientów jest świetny w łóżku Kosma. Przyjaciółką i okazjonalną kochanką Julki jest transpłciowa Lola, która zbiera na operację (ma dużego penisa, o czym czytamy nie raz), pracując w gejowskim klubie. Marzy o założeniu rodziny z dziewczyną, ale póki co imprezuje „od wtorku do niedzieli”. W ten sposób trafiamy m.in. na vogueingowy bal. Wśród przyjaciół Julki poznajemy też Maćka, geja, który zaczyna stały związek. I jest jeszcze jeden wątek LGBT, ale nie zdradzam. Malwina Pająk ma słuch do potocznego języka, zmysł obserwacyjny i poczucie humoru. Dialogi skrzą się od ciętych ripost, pieprznych słówek i angielskich wstawek. Prosta powieść o „słoikach” okazuje się niebanalna i „łobuzersko” feministyczna. Dedykowana jest „dziewczynom” – nie mam wątpliwości, że w szerokim pojęciu tego słowa. (Kim Lee)  

 

Tekst z nr 78/3-4 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Jak u Pana Boga za piecem

Tekst: Radek Oliwa

 

Mówiąc o typowych dla gejów zawodach, myślimy najczęściej o fryzjerach, dekoratorach wnętrz, stewardach i tancerzach. W tym zestawieniu brakuje jednak równie „gejowskiego“ zawodu – księdza

 

O tym się po prostu nie mówi, więc wszelkie próby publicznej debaty na temat homoseksualizmu wśród duchownych uważane są za złośliwy atak na Kościół. Pamiętam doskonale histeryczne reakcje Polaków na film Antonii Bird „Ksiądz“. Minęło 11 lat i nic się w tej materii nie zmieniło.

Bo jestem księdzem

Według mniej lub bardziej wiarygodnych badań, 20-60% katolickich duchownych to osoby homoseksualne. O tym, że co piąty ksiądz jest gejem, pisał m.in. niemiecki teolog prof. Hanspeter Heinz. Jego publikacja „Przełamać milczenie“ wstrząsnęła w latach 90-tych niemieckim
Kościołem. Watykan jej nie skomentował. Oczywiście do tego rodzaju badań należy podchodzić z należytą ostrożnością. Jednak nie liczby są tu decydujące. To, że zawód księdza jest szczególnie atrakcyjny dla osób homoseksualnych, jest logiczną konsekwencją wprowadzenia w roku 1139 celibatu.

Jeśli zdrowy mężczyzna decyduje się – przynajmniej teoretycznie – na wstrzemięźliwość seksualną i jeśli świadomie godzi się z faktem, że nigdy nie będzie mógł założyć rodziny, to może to mieć tylko dwie przyczyny. Pierwszą z nich – a według Kościoła jedyną dopuszczalną – jest  owołanie. Drugą, równie prawdopodobną, jest to, że dla niektórych celibat nie stanowi żadnego wyrzeczenia. Do tej grupy należą wszyscy mężczyźni, którzy niezależnie od wykonywanego zawodu nie odczuwają potrzeby założenia rodziny lub nie są do tego zdolni. Dla  homoseksualnego mężczyzny celibat jest bardzo niewielkim wyrzeczeniem. W kulturach szczególnie homofobicznych, a więc m.in. w Polsce, rezygnacja ze związku małżeńskiego jest gejom nawet bardzo na rękę. Celibat daje im na wszystkie trudne pytania, takie jak: „kiedy się ożenisz“, „kiedy będziesz miał potomstwo“, „dlaczego nie interesujesz się dziewczynami“, bardzo prostą odpowiedź: „bo jestem księdzem“.

A co z kontaktami seksualnymi? Tutaj zasady patriarchalnego Kościoła katolickiego są także raczej pomocą niż przeszkodą. Seminaria dla duchownych i klasztory są idealnym miejscem do nawiązywania pierwszych męsko-męskich kontaktów seksualnych. Austriacki kościół po dziś dzień nie może się otrząsnąć po skandalu wywołanym przez kleryków z seminarium w St. Poelten. Policja zabezpieczyła fotografie oraz materiał filmowy, z którego jasno wynikało, że w seminarium tolerowane były wszelakiego rodzaju praktyki seksualne. Austriacka prasa opublikowała tylko najmniej szokujące materiały, m.in. zdjęcia regenta, który patrząc lubieżnie w obiektyw, trzymał swoją rękę w kroczu jednego z uczniów. Skandali nie brak także w Polsce. W prasie pojawiało się wiele nazwisk osób duchownych, które najwidoczniej preferują własną płeć.

Masz trzy lata, aby z tym skończyć

Reakcja Kościoła na homoseksualizm wśród duchownych jest cyniczna. Najlepiej dokumentuje to sprawa abpa Paetza. Po ujawnieniu nadużyć prominentnego duchownego Kościół wysłał biskupa na „zasłużoną“ emeryturę. Cztery lata później abp Juliusz Paetz jest honorowym gościem podczas obchodów rocznicy czerwca 1956 w Poznaniu. Czyżby zapomniano, że duchowny był podejrzany o molestowanie młodych kleryków?

Kościół pozostaje niewzruszony. Jedyną reakcją Watykanu na coraz głośniejsze skandale seksualne z udziałem księży było opublikowanie dokumentu o wdzięcznym tytule „Instrukcja dotycząca kryteriów rozpoznania powołania w odniesieniu do osób o skłonnościach homoseksualnych w perspektywie ich przyjęcia do seminarium i dopuszczenia do święceń“.

Kongregacja Wychowania Katolickiego stwierdza w nim, że „sytuacja osób homoseksualnych dopuszczonych do stanu duchownego uniemożliwia utrzymywanie poprawnych relacji z mężczyznami i kobietami“ i w razie poważnych wątpliwości co do „dojrzałości emocjonalnej“ kandydata zaleca niedopuszczenie do święceń kapłańskich. Aby jeszcze bardziej rozmiękczyć nowe wytyczne, kandydat na kapłana ma trzy lata, aby uporać się ze swoim homoseksualizmem (czytaj: lepiej go ukryć).

Sytuacja na pozór kuriozalna, ale dla Kościoła najwygodniejsza. Z jednej strony Stolica Apostolska musi reagować na skandale z udziałem swoich podopiecznych. Czyni to na przykład poprzez ogłaszanie wytycznych, których nie sposób zrealizować. Z drugiej strony Kościół boryka się z ogromnymi problemami personalnymi i bez homoseksualnych duchownych skazany byłby na niebyt. Jedynym wyjściem z sytuacji byłoby zniesienie celibatu. To jednak mogłoby się okazać nawet dla tak zamożnej instytucji, jaką jest Kościół katolicki, zbyt kosztowne. Łatwiej jest przymykać oczy na „ludzkie słabości“, niż utrzymywać rzeszę księży wraz z ich żonami i potomstwem. Póki co, Watykan może liczyć na skanseny obyczajowe, które tak jak Polska masowo produkują księży – także homoseksualnych.

 

Tekst z nr 4/9-10 2006

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Grzech i nienawiść

Tekst: Robert Biedroń

Foto: Oiko Petersen
Charakteryzacja: Karolina Kaźmierczak

 

W listopadzie 1992 roku, po 359 latach, Kościół katolicki oficjalnie przyznał, że mylił się, potępiając Galileusza jako heretyka. Ile wody w Wiśle będzie musiało upłynąć, zanim Watykan przeprosi za potępienie osób i zachowań homoseksualnych?

 

Kościół katolicki zmonopolizował polskie życie religijne. Religia katolicka jest wszędzie – w szkołach, mediach, a nawet w parlamencie. Jest również w polityce, szczególnie tej dotyczącej spraw światopoglądowych. Hierarchia kościelna nigdy nie ukrywała swoich sympatii dla partii prawicowych i niechęci wobec emancypacji gejów i lesbijek. Ma to swoje odzwierciedlenie w mowie nienawiści wielu, ale na szczęście nie  wszystkich, przedstawicieli Kościoła.

Zło złu nierówne

Kościół ma swoją definicję homoseksualizmu. Bardzo nośną i niebezpieczną. W wywiadzie dla jednej z gazet ksiądz Andrzej Jóźwik nazwał homoseksualizm złem, bowiem zaliczony jest, obok bratobójstwa, ucisku sierot, wdów i ubogich oraz odmowy należnej zapłaty, do tak zwanych „grzechów wołających o pomstę do nieba“. Jednakże zło złu nierówne. W liście z 2000 roku prymasa Józefa Glempa z okazji świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku określono dwa rodzaje zła – to, „za którego popełnienie czeka kara więzienia“, oraz to najgroźniejsze
– „zło przenikające do kultury, prawa i obyczajów“ pod hasłem wolności. Za takie zło, nazywane próbą „nadszarpnięcia cywilizacji“, uznał prymas Glemp „swobodę seksualną posuniętą aż do zachowania partnerstwa jednopłciowego“.

Dla księdza Mieczysława Kożucha, jezuity leczącego z homoseksualizmu „nieerotycznym dotykiem“ (o „leczeniu“ z ho moseksualizmu pisaliśmy w majowo-czerwcowym numerze „Repliki“), homoseksualizm to „tragiczny brak – czyli niezdolność psychiczna do przekazania życia i  kontaktów seksualnych z kobietą – oraz niedojrzałość ludzkiej natury“. Słowa te pokazują dystans, jaki dzieli polski Kościół katolicki od poglądów społeczeństwa, również tego będącego częścią Kościoła.

O tym lepiej nie mówić

Hierarchowie Kościoła zapominają,
że porządek polityczny w Europie
opiera się od czasu pokoju
westfalskiego zawartego w 1648
roku na zasadzie rozdziału państwa
od Kościoła. Retoryka watykańska,
odwołująca się do bliżej nieokreślonego i różnie interpretowanego
„prawa naturalnego“ oraz Boga obciążona
jest historyczną spuścizną z czasów, kiedy
papież odgrywał decydującą rolę w polityce
europejskiej. Od 1929 roku, zgodnie z traktatami
laterańskimi, papież rządzi obszarem
o powierzchni 44 hektarów, gdzie mieszka
tysiąc osób, będących obywatelami Watykanu.
Papież posiada być może znaczny autorytet
moralny, ale jego wpływy polityczne
są bardzo niewielkie i ograniczone do małego
skrawka Rzymu.
Nie zważa się również na fakt, że w historii
tradycji judeochrześcijańskiej zaobserwować
można różne tendencje w podchodzeniu
do zachowań homoseksualnych. Wspomniane
w Biblii ograniczenia natury kultowej
czy wyraźnie etyczne potępienie przemocy
seksualnej interpretowano nadgorliwie
w późniejszych stuleciach jako moralne
potępienie wszelkich zachowań homoseksualnych.
Kościół zdaje się nie pamiętać, że
biblijnego Dawida, króla izraelitów będącego
wzorem idealnego władcy i symbolem
Mesjasza, łączył nieukrywany romans z księciem
Jonatanem (1 Księga Samuela 18, 1-4,
2 Księga Samuela 1,26). Zapomina też, że
średniowieczny arcybiskup Tours, Ralf, którego
homoseksualność była powszechnie
znana (pisano o niej nawet popularne pieśni),
spowodował w 1098 roku wyniesienie
do godności biskupa Orleanu swojego kochanka
Jana. Ówczesny papież Urban II odmówił
podjęcia działań przeciwko wyborowi
partnera Ralfa.

Ostatnia kropla goryczy

Kościół katolicki ma też bardziej
praktyczne powody potępiania
homoseksualizmu. Od lat Watykan
broni się przed zarzutami,
że z powodu swej doktryny o
celibacie jest azylem dla mężczyzn
homoseksualnych. W
marcu 2000 roku w katolickim
tygodniku „Famiglia Cristiana“
pojawił się artykuł, w którym
stwierdzono, że księża najgwałtowniej
atakujący czynnych homoseksualistów
często sami mają
problem z tożsamością seksualną.
Według amerykańskiego
Towarzystwa Socjologii Religii
homoseksualistów wśród księży
jest cztery razy więcej niż w innych
grupach społecznych. Według
danych przedstawionych
na kongresie tej prestiżowej organizacji
w 1998 roku, nawet
60 procent kapłanów katolickich w USA i
Kanadzie przejawia skłonności homoseksualne.
I hierarchia kościelna powinna sobie z
tego zdać sprawę.

Dyskurs wokół homoseksualizmu wpisuje
się jednak w toczący się współcześnie spór
o wartości generalne. Dyskusja wokół miejsca
Polski w Unii Europejskiej jest tego najlepszym
przykładem. Problem moralności,
jej zanik w krajach Europy Zachodniej i specjalna
misja Polski, ojczyzny Ojca Świętego,
jako moralnego obrońcy chrześcijańskiej Europy,
zdominowały dyskusję. Dyskurs wokół
spraw światopoglądowych został w naszym
kraju zakrzyczany przez środowiska religijne.
Polska demokratyczna i pluralistyczna światopoglądowo
nadal pozostaje więc piękną,
ale pustą deklaracją konstytucyjną.

Stanowisko Kościoła katolickiego

Homoseksualizm oznacza relacje między mężczyznami lub kobietami odczuwającymi pociąg płciowy, wyłączny lub dominujący, do osób tej samej płci. Przybierał on bardzo zróżnicowane formy na przestrzeni wieków i w różnych kulturach. Jego psychiczna geneza pozostaje w dużej części nie wyjaśniona. Tradycja, opierając się na Piśmie świętym, przedstawiającym homoseksualizm jako poważne zepsucie (…) zawsze głosiła, że „akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane“ (…). Są one sprzeczne z prawem naturalnym; wykluczają z aktu płciowego dar życia. Nie wynikają z prawdziwej komplementarności uczuciowej i płciowej. W żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane. Pewna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Skłonność taka, obiektywnie nieuporządkowana, dla większości z nich stanowi trudne doświadczenie. Powinno się traktować te osoby z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji (Czy istnieje słuszna dyskryminacja? – przyp. ET). Osoby te są wezwane do wypełniania woli Bożej w swoim życiu i – jeśli są chrześcijanami – do złączenia z ofiarą krzyża Pana trudności, jakie mogą napotykać z powodu swojej kondycji. Osoby homoseksualne są wezwane do czystości. Dzięki cnotom panowania nad sobą, które uczą wolności wewnętrznej, niekiedy dzięki wsparciu bezinteresownej przyjaźni, przez modlitwę i łaskę sakramentalną, mogą i powinny przybliżać się one – stopniowo i zdecydowanie – do doskonałości chrześcijańskiej.

Katechizm Kościoła Katolickiego

Według przygotowanego w 2001 roku przez Stowarzyszenie Lambda Warszawa i Kampanię Przeciw Homofobii „Raportu o dyskryminacji i nietolerancji ze względu na orientację seksualną w Polsce“ jedna piąta gejów i lesbijek doświadczyła dyskryminacji w Kościele. Duża część tej grupy jako przykład dyskryminacji podaje publiczne wypowiedzi księży i hierarchów Kościoła podczas kazań oraz innych wystąpień publicznych.

 

Tekst z nr 4/9-10 2006

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

 

 

Można mieć wszystko. Po prostu nie można mieć wszystkiego jednocześnie*

*Oprah Winfrey. Autor: mTV

 

Foto: Oiko Petersen
Charakteryzacja: Karolina Kaźmierczak

 

Moje życie to powolne odkrywanie swojej seksualności, powołania i Boga

 

Mam 30 lat. Jestem humanistą. Uwielbiam swoje okoliczne góry. Poświęcam im wolny czas – to mnie uspakaja, pozwala się zdystansować do
spraw szarych i śmiesznie małych. Chodzę często do kina (preferuję filmy typu „Tylko mnie kochaj“, „Tajemnica Brokeback Mountain“, czy też
s-f, przygodowe, historyczne, a nie horrory w stylu pił teksańskich – dość brzydactwa i okrucieństwa widzę na co dzień). Jednakże chyba największą moją pasją są książki. Kompletuję ostatnio biblioteczkę gejowską. Tylko komu ją zostawię?…

Naturalny bieg rzeczy

Kiedyś zaskoczeniem dla mnie było czyjeś oświadczenie, że jest ateistą. Cóż, pomyślałem, nikt nie jest idealny. Rzecz jasna nie jestem wojującym klerykałem. Po prostu jestem osobą wierzącą, choć jako gej doświadczam ostracyzmu teraz już z dwóch stron: od homofobów za to, że jestem pedałem, i od osób wierzących za to, że ośmielam się wierzyć na równi z nim. Tak trudno to znieść. Nienawiść ludzką i obraz Boga, w którego się wierzy i kocha, w zamian mając perspektywę… No, nie najlepszą. Ale to tylko ludzka arogancja, połączona z niewiedzą!  Wtłacza się przesądy co do pedałów i Boga – sędziego grzechów sodomitów, grzechów rzekomo wołających o pomstę do nieba. Ale za co? Za praktyczną miłość?

Odkąd pamiętam, zawsze byłem osobą wierzącą. Naturalnym biegiem rzeczy kolejno byłem ministrantem, akolitą, kantorem i lektorem. W podstawówce moim idolem był oczywiście wuefista. Odkryłem, że podoba mi się męskie ciało. Pociągało mnie jego paradowanie na sali  gimnastycznej i korytarzu w krótkich spodenkach, które opinały umięśnione, zarośnięte uda. Urok męskiego ciała odczuwałem podświadomie,  podskórnie. W ogóle nie zastanawiałem się nad tym faktem.

Potem poszedłem do liceum. Był to czas pierwszych zakochiwań. Moim platonicznym zauroczeniem był… ksiądz katecheta. Byłem nadal mocno związany z Kościołem, więc na tym gruncie mieliśmy wiele okazji do częstego bycia ze sobą, rozmów, wyjazdów np. na rekolekcje. Czego więcej chcieć w przyjaźni czy bliższych relacjach z drugą osobą? Tak więc uczucie miłego „łaskotania“ w sercu dopadło mnie samo.  Nigdy nie rozmawialiśmy o tym, ale dobrze czuliśmy się ze sobą, realizowaliśmy się codziennie w braterstwie i planowaliśmy mój stan kapłański. W tym czasie poczułem powołanie do służby bożej.

Na rozdrożu

Nadszedł kres naszej znajomości. On odszedł z parafii, a ja wybrałem studia filozoficzno-teologiczne. Byłem pełen zapału i oddania. Tu  poznałem życie kościoła nie tylko od kruchty i zakrystii, ale i od pałacu biskupiego i kurii. Nie miałem wówczas żadnych znajomości ani  kontaktów gejowskich. Określiłem siebie jednak jako homoseksualistę. To był okres pogodzenia tego z wiarą w Boga. Pamiętam, jak ze łzami w oczach wadziłem się z Bogiem o to, że jestem inny. Miałem do Niego pretensje. Nie było ani moją winą, ani zasługą, że jestem, jaki jestem. Chciałem być jak inni, jak większość. Przeżywałem męki dychotomii. Czego innego chciał instynkt, a czego innego rozum. Zrozumienie tej  kwestii zajęło mi sześć lat. Tak, sześć lat studiów i dogłębnej egzegezy oryginalnego tekstu, i to całej Biblii, także w różnych przekładach, faktów  (medycznych, historycznych i społecznych), wypowiedzi ludzi uczonych i znających życie (odkryłem ze zdziwieniem homofilne nauki ojców  kościoła, a nawet ich związki oraz pracę księdza doktora Daniela A. Helminiaka „Co Biblia naprawdę mówi o homoseksualności“). Przeczytałem również święte księgi religii świata. Poznałem ludzi inaczej wierzących. Co nie znaczy – gorzej. Do dziś mam różne znajomości. Na wykładach o  oborze Watykańskim II zapoznałem się ze współczesną nauką kościoła. „Człowiek jest jedynym na Ziemi stworzeniem, którego Bóg chce dla niego samego“ (Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes, numer 34). Zrozumiałem, że to właśnie jest moim bogactwem: że jestem inny. Każdy jest inny. Każdy człowiek. Tak więc również gej i lesbijka. Także i ja jako gej. To nie kwestia eugeniki.  Doszedłem do wniosku, że to dzięki Bogu właśnie jestem gejem. Moja orientacja nie jest wynikiem wczesnych doświadczeń homoseksualnych czy innych „nieprawidłowych“, w wyniku których jestem „skrzywiony“, jak to przedstawiają opisy prasowo-książkowe. Moje życie to powolne odkrywanie siebie, swojej tożsamości, teraz świadomie homoseksualnej. Patrząc wstecz twierdzę, że to homoseksualna
entropia.

W tym czasie poznałem księdza homoseksualistę, który godził te dwie sfery. Żył z facetami na saksach oraz pełnił posługę, dodam, że całkiem godną podziwu. Kielich goryczy przepełnił jednak pewien spowiednik, który po wysłuchaniu zaproponował spotkanie, podał swój numer telefonu i zaoferował zaciszny pokoik. Sic!

Stanąłem na rozdrożu. Albo sutanna i celibat, albo życie w zgodzie z samym sobą i miłością. Nie mogę żyć w obłudzie, okłamując Boga, siebie,  innych, Kościół. Pisałem pracę magisterską. Prowadziłem w niej dyskurs m.in. na temat miłości. „Jeżeli naprawdę kocham jakąś osobę, kocham  wszystkich, kocham świat, kocham życie. Jeżeli mogę powiedzieć do kogoś: „kocham cię“, muszę także umieć  temu komuś powiedzieć „kocham w tobie wszystkich, przez ciebie kocham świat, kocham też w tobie samego siebie“ (Erich Fromm „O sztuce miłości“ II, 3). Skoro największe przykazanie chrześcijańskie uczy nas miłości, to nie różnicuje jej na lepszą i gorszą. Jest jedno przykazanie, tak jak jedna jest miłość. Miłością Boga kocham drugą osobę (dodam, że teraz z wzajemnością), świat – przez szacunek do przyrody i zwierząt (nie lubię mięsa, jestem pacyfistą), życie (takie jakie ono jest – poliseksualne), siebie (w całej złożoności duszy, ducha i ciała). Ciężko było podjąć decyzję na całe życie, także i przyszłe, wieczne. Sześć długich lat na ostateczne rozwiązanie. Siła jednak prawdy i miłości, a także odpowiedzialności i uczciwości przeważyła. Nie pracuję w „zawodzie“…

Kochaj i rób co chcesz

Pragnąłbym pomóc każdemu, kto przechodzi ten sam etap, który ja przechodziłem: pogodzenia się z własnym seksualizmem oraz Bogiem – który mnie stworzył, bo chciał, i który mnie osobiście kocha, a nie nienawidzi. Z rodziną, z najbliższymi. Postawienia na miłość, związek z osobą  tej samej płci… Stąd zależy mi na innych, bo wiem, przez co trzeba przejść, by wyjść na prostą jako gej czy lesbijka i to wierzący/a nadal w życie, ludzi i wartości. Przejście przez to piekło na ziemi. Dzięki wytrwałości ślimak dotarł do arki Noego. Dzięki wytrwałości ja jako gej dotrę do Królestwa Bożego.

Jeśli chcesz żyć prawdziwie i kochać, bądź sobą i wierz, a za św. Augustynem powtarzam: „kochaj i rób co chcesz“ (Homilia do 1 Listu św. Jana; homilia 7).

 

Z ankiet przeprowadzonych przez portal homiki.pl wynika, że homoseksualiści określają się w 50% jako niewierzący albo agnostyczni. Co ciekawe, 70% szanuje jednakże uczucia religijne innych. Jest to o tyle frapujące, że to właśnie ich – gejów i lesbijek – się nie szanuje. Spore grono, bo 37%, widziałaby chętnie grupę wsparcia religijnego dla gejów i lesbijek. Tak więc homoseksualiści to w dużej części ateiści, ale tolerancyjni, a do tego z klasą. Ankietowani geje i lesbijki przyznają, że przydatne byłoby duszpasterstwo wierzących osób homoseksualnych. Obecnie jednak oficjalna wykładnia kościoła nie stwarza takich możliwości. Nie znaczy to, iż inicjatywy oddolne, porywy serca i umysłów nie mogą się realizować. Życie jest zbyt krótkie, by czekać na zamianę wykładni. W stolicy działa nie tylko takowa grupa (przy Stowarzyszeniu Lambda), ale i odrębny kościół – Wolny Kościół Reformowany.

Tak samo jest poza granicami kraju. Są również strony poświecone tej tematyce. Niestety, większość gejów i lesbijek ma za daleko do Warszawy. Taka wyprawa jest kosztowna, czasochłonna i epizodyczna. Nie każdy ma również dostęp do internetu. Rozwiązaniem byłaby inicjatywa na wzór klubu górskiego GiL’a, czyli cykliczne spotkania w różnych częściach Polski osób chętnych i zainteresowanych. (mTV)

 

Tekst z nr 4/9-10 2006

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Przemoc – jak reagować?

Przemoc fizyczna, której podstawą jest orientacja seksualna ofiar, jest jednym z najczęstszych przypadków dyskryminacji spotykającej gejów, lesbijki oraz osoby transseksualne. Tekst: Krzysztof Śmiszek

 

Wiele osób homoseksualnych doświadcza nie tylko nieprzychylnych i złośliwych uwag z powodu swojej orientacji, ale także staje się ofiarami fizycznej napaści, czy też wręcz pobicia. Każdy taki przypadek należy niezwłocznie zgłosić policji lub prokuraturze, czyli organom, których obowiązkiem jest doprowadzenie do wykrycia i ukarania sprawcy takiego czynu. Aby zrobić to w skuteczny sposób, najpierw same ofiary powinny dysponować odpowiednią, chociażby podstawową, wiedzą, jak i komu zgłosić przestępstwo. Dobrze też wiedzieć, jakie prawa w postępowaniu prowadzonym przez policję, czy też prokuraturę przysługują zgłaszającemu/zgłaszającej.

Jeśli doznałeś/doznałaś przemocy

Jeśli doznałeś/doznałaś przemocy na tle swojej orientacji seksualnej, powinieneś/powinnaś zgłosić to w najbliższym komisariacie policji. Jeżeli funkcjonariusze nie zechcą przyjąć twojego zawiadomienia o przestępstwie, zażądaj na piśmie uzasadnienia tej decyzji. Czasami zdarza się, że
policja i prokuratura niezbyt chętnie wszczynają postępowanie przygotowawcze, starając się zniechęcić ofiary przestępstw do złożenia formalnej skargi i wymagając dokładnie udokumentowanej historii przestępstwa (obdukcje, świadkowie). Ma to miejsce nawet wówczas, kiedy funkcjonariusze prawa sami byli świadkami przestępstwa. Takie postępowanie funkcjonariuszy jest zupełnie bezprawne. Warto podkreślić, iż istnieje także możliwość złożenia skargi do przełożonego funkcjonariusza, który nie chciał przyjąć twojego zawiadomienia o przestępstwie.  Pobicie możesz także zgłosić bezpośrednio do prokuratury – z pominięciem policji – choć zazwyczaj prokuratura i tak zleca zbadanie sprawy policji.

Pamiętaj!

Pamiętaj, że to prokurator zawsze prowadzi postępowanie przygotowawcze (czyli śledztwo), a policja jest nadzorowana przez prokuratora przy prowadzeniu swojego dochodzenia. Pamiętaj także, że policjanci przyjmujący zawiadomienie nie mają prawa komentować, a tym bardziej
szydzić z twojej orientacji seksualnej. Jeżeli będą to robić – masz prawo złożyć skargę na ich postępowanie do ich przełożonych (najczęściej
będzie to szef komisariatu, w którym pracują).

Masz prawo do zażalenia

Niezwłocznie po otrzymaniu zawiadomienia o przestępstwie policja lub prokuratura  obowiązane są wydać postanowienie o odmowie postępowania lub o jego wszczęciu i o wydaniu takiego postanowienia cię powiadomić. ciągu sześciu tygodni od dnia przyjęcia zawiadomienia
o przestępstwie. Przysługuje ci również zażalenie na postanowienie o odmowie wszczęcia postępowania lub jego umorzeniu. Masz także prawo przejrzenia akt prowadzonej sprawy, o czym powinieneś/naś zostać pouczony/na.

Nie musisz milczeć, kiedy jesteś ofiarą przemocy

Nie musisz milczeć, kiedy jesteś ofiarą przemocy z powodu swojej orientacji seksualnej.  Prawo, tak jak każdemu innemu obywatelowi/obywatelce, daje ci skuteczne możliwości do dochodzenia swoich praw. Musisz tylko odważyć się je wykorzystywać!

 

Tekst z nr 4/9-10 2006

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Dziewczyny, wyjdźcie z szafy… jako i ja wychodzę

Chcę przybliżyć lesbijki tym, którzy o nich nic nie wiedzą, a posługują się jedynie stereotypami, i chcę przybliżyć lesbijki samym lesbijkom. Rozmawiał: Mariusz Kurc

 

Foto: Oiko Petersen
Charakteryzacja: Karolina Kaźmierczak

 

Anna Laszuk
dziennikarka radia TOK FM, autorka książki „Dziewczyny, wyjdźcie z szafy“

 

O czym będzie twoja książka „Dziewczyny, wyjdźcie z szafy“, która ukaże się jesienią?
Przedstawiam w niej lesbijki z różnych środowisk, z dużych i małych miast, ze wsi, w różnym wieku – od 20 do prawie 70 lat. Są byłe zakonnice, są mamy, byłe mężatki, singielki, „sparowane“ itd. Większość dziewczyn występuje niestety pod pseudonimami.

No to co to za wyjście z szafy?
Nie powiedziałyby mi nic, gdyby miały wystąpić pod własnymi imionami i nazwiskami. Na to zdecydowały się tylko dwie. Ja sama, gdy wpadłam na pomysł książki sześć lat temu, miałam myśl, żeby wydać ją pod pseudonimem. Ale jak odpowiadałabym wtedy na pytania typu: „Dlaczego zainteresowała się pani problemem lesbijek w Polsce“? Książka spełniła więc dla mnie rolę mobilizującą, jeśli chodzi o zmierzenie się  kwestią publicznego coming outu. Napisałam ją z różnych powodów. Ponieważ interesuje mnie kwestia równości ludzi bez względu na orientację seksualną, równoprawność społeczna orientacji, interesuje mnie feminizm i istnienie kobiet (w tym – lesbijek) w polskim życiu  ublicznym, interesuje mnie niewidoczność lesbijek. Chcę przybliżyć lesbijki tym, którzy o nich nic nie wiedzą, a posługują się jedynie  tereotypami, i chcę przybliżyć lesbijki samym lesbijkom. No i dlatego, że podobnie jak moje bohaterki jestem lesbijką, więc temat dotyczy także mnie. Poza tym, gdy zaczęłam pracować w radiu, stałam się osobą publiczną. Niejednokrotnie musiałam zmierzyć się z tematem „homoseksualizm“ na antenie. I oczywiście zetknęłam się bezpośrednio z przejawami wstrętnej homofobii (wśród niektórych słuchaczy), z którą wcześniej nie miałam do czynienia.

Na przykład?
Niedawno zdarzył się atak personalny, o którym dowiedziałam się od kolegi z naszego radia. W audycji Woobie Doobie, poświęconej viagrze  wydawałoby się, z lesbijkami niemającej nic wspólnego), słuchaczka wyraziła pogląd na mój temat: „A Laszuk jest cipoletką i powinna się zająć swoim kutasem!“. Osłupiałam. Nie rozumiem, skąd w ludziach tyle agresji. Innym razem wzięłam udział w panelu dyskusyjnym jako  reprezentantka Porozumienia Lesbijek. W pewnym momencie wstał jeden pan i oświadczył, że przyszedł tu właściwie po to, żeby mnie  obaczyć,   jest bardzo rozczarowany  moją deklaracją. Chodziło mu prawdopodobnie o Porozumienie Lesbijek. Udałam, że zrozumiałam go  inaczej, czyli że tak go rozczarował mój wygląd. Zażartowałam, że „przecież moje zdjęcia są w internecie“, ale tak naprawdę wiedziałam, w czym rzecz.

Nie boisz się, że zostaniesz teraz „etatową“ lesbijką?
Trochę się obawiam, bo się wcale do tego nie palę, wolałabym mieć święty spokój. Czy akurat to, że jestem lesbijką, jest we mnie najbardziej  interesujące? Nie sądzę, ale wybór jest taki: albo udawać Greka, albo zostać tą lesbijką na etacie, przynajmniej przez jakiś czas. Możemy sobie dyskutować w stylu akademickim o tożsamości i o tym, na ile takie deklarowanie się jest z nią zgodne i czy jej nie ogranicza. Ale po prostu  musimy przejść drogę od Stonewall (kilkudniowe starcia policji z bywalcami gejowskiego klubu Stonewall w Greenwich Village w Nowym Jorku w czerwcu 1969 r., które uważa się za symboliczny początek emancypacji gejów i lesbijek – przyp. MK) do teorii queer. Unikanie za wszelką  cenę konfrontacji, która czasami jest zwyczajnie potrzebna (choćby po to, żeby stanąć mocno po swojej stronie), przypomina unikanie dorastania.

Gdy na początku marca ujawnił się mój redakcyjny kolega Kuba Janiszewski (wywiad z Kubą Janiszewskim ukazał się w majowoczerwcowym numerze „Repliki“ – przyp. MK), myślałam o coming oucie dość intensywnie. Także ze względu na moją książkę. I poczułam, że jestem gotowa do publicznego powiedzenia: jestem lesbijką. Moja mama powiedziałaby pewnie, że nie ma się czym chwalić. Na co ja odpowiedziałabym: i nie ma się czego wstydzić. Z Marzeną Chińcz, która wydaje moją książkę, wymyśliłyśmy z kolei hasło: „Błogosławieni ujawnieni, albowiem nie szantażowani będą!“.

Niektórzy uważają, że orientacja seksualna to prywatna sprawa.

Ten pogląd – niestety dość rozpowszechniony  – zrobił prawdziwą karierę wśród naszej prawicy, która lubi sprowadzać kwestię orientacji seksualnej do prymitywnych sformułowań, zaganiać ją do sypialni. Tymczasem nie o seks tu chodzi, ale o setki sytuacji z pogranicza życia prywatnego i publicznego (tej granicy tak naprawdę określić się nie da), w których pośrednio o orientację jesteśmy pytani. I w których z
góry zakłada się orientację heteroseksualną.Czy możemy wyobrazić sobie współczesną kampanię wyborczą ważnego polityka bez używania w niej jego życia prywatnego? W spotach wyborczych Donalda Tuska była obecna jego żona i dzieci, a z billboardów Lecha Kaczyńskiego spoglądała na nas nawet jego wnuczka i zięć! A artyści, których życie prywatne jest stale obecne na łamach różnych czasopism? Możemy
przeczytać więc o kolejnych dziewczynach Brada Pitta, ale czy równie normalną informacją byłaby ta, że np. Jodie Foster ma nową dziewczynę? To na użytek dyskryminacji próbuje się sztucznie ustalić twardą granicę pomiędzy tym, co prywatne a tym, co publiczne. Osób heteroseksualnych jakoś ta granica nie obowiązuje.

Kiedy dokonałaś coming outu po raz pierwszy?

Gdy miałam jakieś 17 lat, przemknęła mi jak błyskawica myśl: „O! Jestem lesbijką!“. Pewnie powiem coś dziwnego, ale wydało mi się to…  Bardzo zabawne. Ucieszyło mnie to odkrycie, ale niespecjalnie się wtedy na nim skupiałam. Nie zdawałam sobie sprawy, że właśnie odkryłam  coś bardzo ważnego na swój temat. Pierwszy sygnał, że bycie lesbijką nie zawsze jest tylko „zabawne“, otrzymałam na wakacyjnym obozie.  Miałam 19 lat, zakochałam się i – inaczej niż do tej pory – postanowiłam wyznać moje uczucie. Dziewczyna była przerażona. Momentalnie skończyło się chodzenie za rączkę, przytulanie. Czar prysł. Zmroziło mnie to, nie bardzo rozumiałam, co takiego przerażającego czy złego ma być w miłości dwóch kobiet. Natomiast jeśli chodzi o paczkę moich przyjaciół, to załatwiliśmy coming out podczas jednej sylwestrowej zabawy.
Był wśród nas jeden otwarty gej, który ośmielił resztę. Nagle okazało się, że spora część moich przyjaciół to geje i lesbijki.

Czy był to dla ciebie przełom w rozumieniu siebie jako lesbijki?

To było bardzo wyzwalające doświadczenie, ale nie pod tym względem, o który pytasz. Gdy zetknęłam się z feminizmem, to był prawdziwy przełom. Zdałam sobie sprawę, że zostałam bardzo patriarchalnie wychowana. Dziewczynka jest zobowiązana być delikatna, nie wyrywać się przed szereg, nie kłócić się, nie być agresywna itp. Wyjście za mąż i urodzenie dzieci wydawało mi się kiedyś oczywistą przyszłością, normalnym porządkiem rzeczy. Najpierw zaczęłam się więc buntować jako kobieta wobec tych „oczywistości“.

A co z byciem lesbijką?

Dla mnie to były emocje, erotyka, uczucia. Pamiętam, że kiedy w ankiecie Joanny Mizielińskiej, którą opublikowała później „Furia Pierwsza“, pojawiło się pytanie „Czy lesbianizm jest dla Ciebie wyborem politycznym?“, zupełnie nie wiedziałam, o co chodzi. Zresztą podobnie jak większość moich koleżanek lesbijek, które tę ankietę wypełniały. Powoli weszłam jednak w środowisko lesbijek – feministek. Poznałam Olgę
Stefaniuk, która założyła Ogólnopolskie Lesbijskie Archiwum. Stopniowo otwierały mi się oczy na feminizm i to, co ma do powiedzenia
o lesbijkach. Uświadomiłam sobie, w jaki sposób patriarchat, a więc system, kultura, tradycja tresuje mnie jako kobietę i jako lesbijkę.  Zobaczyłam to w dziesiątkach stereotypów, które miałam też sama, które większość z nas ma.

Czy więc lesbijki mają stereotypy na swój własny temat?

Pewnie! Coś takiego jak zwykła torba urasta czasem do rangi symbolu. Jedna z moich koleżanek zobaczyła mnie kiedyś ze zwykłą – tak mi się wydawało – torbą. „Ale masz torebusię!“ – wykrzyknęła. Według niej „torebusia“ to chyba był atrybut szarej kobietki czy laluni, a przecież MY nimi nie jesteśmy! Inna dziewczyna podobnie  skomentowała torebkę mojej znajomej, też lesbijki: „Ależ Ty masz heteroseksualną torebkę!“, na co tamta błyskotliwie zareagowała: „Nie wiedziałam, że torebka ma orientację“. Jakie są wobec tego lesbijskie torebki? Nie wiem.

W legendarnej knajpie „Rudawka“ na Żoliborzu zauważyłam kiedyś, że akceptowane były głównie dwa typy dziewczyn: albo przerysowane  „stuprocentowe“ ślicznotki a la Marylin Monroe, albo dziewczyny z krótkimi włosami i w bojówkach. Gdy wchodziła jakaś zwykła kurka, o niewyraźnym image, nie miała żadnych szans.

Dlaczego lesbijki są mniej widoczne od gejów?

Jak zapraszam do radia geja i lesbijkę, to mam wrażenie, że słuchacze i tak zapamiętają tylko geja. Gej bardziej zaburza ludziom „normalny“
obraz świata, bo nie zgadza się być Tarzanem. Ostatnio politycy przebrali geja za demona. Nam, lesbijkom, dostaje się za coś innego: złościmy tym, że nie reagujemy na męskie pożądanie i żądanie (bycia „na swoim miejscu“).  Nie podporządkowujemy się w inny sposób. W mojej książce są wyłącznie lesbijki i o to właśnie chodziło. Ale chciałabym podkreślić, że nasilona homofobia, z którą teraz mamy do czynienia, to głównie homofobia polityków, którzy nakręcają społeczeństwo, a nie odwrotnie. W rodzinach, wśród znajomych, w miejscach pracy obserwuję zmiany na lepsze. Do niedawna mieliśmy tylko do czynienia z radykalnym „nie“ dla praw gejów i lesbijek. Dziś coraz częściej pojawia się również gromkie radykalne „tak“.

Dziękuję ci bardzo za rozmowę.

Mam prośbę: dopisz jeszcze, że zapraszam lesbijki do mnie do studia. Wielka szkoda, że niewiele jest tych, które zabierają głos publicznie. Kiedy tylko mogę, chętnie oddaję im mikrofon, by mogły mówić o naszych sprawach. I być widoczne.

 

Tekst z nr 4/9-10 2006

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

 

Homo economicus

Tekst: Mariusz Kurc

Proces emancypacji gejów i lesbijek zaowocował na Zachodzie m.in. rozwojem specyficznego segmentu rynku, który dostrzega ich potrzeby, stara się na nie odpowiadać i na nich, mówiąc krótko, zarabiać

 

Michał Hucał – prezes Towarzystwa Ekonomicznego na rzecz Gejów i Lesbijek. Foto: Oiko Petersen

 

W rozwiniętych krajach już jakiś czas temu odkryto, że osoby homoseksualne to nie odmieńcy wyłaniający się z niebytu raz na rok przy okazji parad równości, ale zwykli ludzie, którzy gdzieś pracują albo są bezrobotni i pracy szukają, to pracodawcy lub pracobiorcy, ludzie mniej lub bardziej zamożni, ludzie młodsi lub starsi. Mężczyźni… oraz kobiety, o czym dość często się – szczególnie u nas – zapomina. Słowem:  czestnicy życia społeczno-gospodarczego, stanowiący część społeczeństwa, która ma czasem troszkę inne potrzeby niż heteroseksualna większość, choć tak samo jak heteroseksualiści pragnie być dostrzegana i szanowana. I „zagospodarowana“ przez rynek.

Towarzystwo Ekonomiczne na rzecz Gejów i Lesbijek

Proces emancypacji gejów i lesbijek zaowocował na Zachodzie m.in. rozwojem specyficznego segmentu rynku, który dostrzega ich potrzeby, stara się na nie odpowiadać i na nich, mówiąc krótko – zarabiać. Segment ten wciąż się rozrasta i obejmuje coraz to nowe branże. Michał Hucał śledzi dynamiczny rozwój rynków LGBT (lesbijek, gejów, bi- i transseksualistów) na Zachodzie. Od razu na wstępie zaznacza, że to nie tylko  rynek dóbr luksusowych. – Nie chodzi tylko o to, by zamożny gej mógł kupić sobie markowy samochód, którego kampania reklamowa jest
przeznaczona specjalnie dla niego – tłumaczy. – Chodzi również o to, by gej – bogaty lub nie – mógł pracować w niehomofobicznym środowisku. By nie musiał ukrywać swej orientacji przed współpracownikami, przełożonymi czy podwładnymi. By w banku, na poczcie czy w sklepie z ciuchami nie musiał udawać, że towarzyszący mu facet to jego kuzyn czy kolega. A doradca/-czyni bankowy/- a, pani czy pan w okienku na poczcie czy ekspedient/-ka nie mają prawa mieć negatywnego nastawienia do homoseksualistów. A przynajmniej – nie mają prawa tego nastawienia pokazywać. Niedawno rumuńskie linie lotnicze ogłosiły walentynkową promocję. Gdy zgłosiły się gejowskie pary, okazało się, że promocja dotyczy tylko par różnej płci. Geje nie dali za wygraną – pozwali linie do sądu. I sprawę wygrali.

W Polsce rynek LGBT praktycznie nie istnieje. Trudno nawet mówić o jego potencjalnych rozmiarach. Na Zachodzie obejmuje na razie przede wszystkim branżę motoryzacyjną, turystyczną, bankową, ubezpieczeniową, nieruchomości, spirytusową, ale wciąż dochodzą nowe. – Niemieckie analizy wykazały, że ok. 50% niemieckich homoseksualistów ukrywa swą orientację i przed całym światem udaje heteroseksualistów – opowiada Michał. – Niemiecki rynek LGBT stanowi więc ta druga połowa. To wciąż ok. 6 mln ludzi – masa! W Polsce kryptohomoseksualistów
jest pewnie więcej niż 50% wszystkich osób homoseksualnych. Jak by jednak nie liczyć, mniej lub bardziej otwarci geje i lesbijki to kilkaset tysięcy osób, których potrzeby ekonomiczne są przez rynek ignorowane.

Temu wykluczeniu Michał postanowił rzucić rękawicę. Najpierw założył stronę www.gejblade.pl, na której można znaleźć wiele informacji dotyczących rynków LGBT. Poprzez stronę nawiązał kontakty z podobnymi pasjonatami z różnych polskich miast. I w maju br. założył Towarzystwo Ekonomiczne na rzecz Gejów i Lesbijek, którego został prezesem. – Na początku chcieliśmy stworzyć organizację pracowniczą gejów i lesbijek – bankowców, ale okazało się to przedwczesne – mówi. – Takie pracownicze organizacje to kwestia przyszłości, a my jesteśmy na początku drogi. Musimy zacząć od ogólnej organizacji, na branżową specjalizację przyjdzie czas później.

Czego chce TEGL

Celem TEGL jest „zwalczanie stereotypów i dyskryminacji mniejszości seksualnych, szczególnie w związku ze świadczeniem pracy, edukacja ekonomiczna w zakresie segmentu LGBT, wspieranie przedsiębiorczości wśród osób homoseksualnych oraz pomoc gejom i lesbijkom w konkretnych problemach związanych ze środowiskiem pracy“. Towarzystwo współpracuje z organizacjami pracowniczymi gejów i lesbijek w
innych krajach UE (przede wszystkim z Niemiec i Austrii). Na jesień TEGL planuje realizację trzech poważnych projektów. Pierwszy z nich to badanie „rozpoznawcze“ potencjału rynku LGBT w Polsce. – Chcielibyśmy przeprowadzić dwa tysiące ankiet wśród gejów i lesbijek, poznać potrzeby tych ludzi i ich środowiska pracy. Przypuszczam, że na przykład obalimy wzięty z Zachodu mit geja jako bogacza – mówi Michał Pawlik, zastępca Prezesa TEGL. – To spore przedsięwzięcie, liczymy na odzew wielu gejów i lesbijek. Ankieta będzie dostępna m.in. w internecie. Gdy opracujemy wyniki, chcemy je nagłośnić na konferencji rasowej. Myślimy też nad stworzeniem rankingu banków działających w Polsce pod
względem ich „przyjazności“ dla klienta homoseksualnego. Nieformalnie już od dawna wymieniamy się informacjami na temat podejścia
do otwartych gejów i lesbijek w poszczególnych bankach. Naszym celem jest pokazanie podmiotom gospodarczym działającym na polskim rynku, że warto w Polsce dostrzec klienta homoseksualnego. Jeśli to nam się uda, duże firmy zaczną inwestować, rynek zacznie się napędzać.

Jednym z efektów tego procesu może być powiększanie się klienteli, a więc przechodzenie ukrywających się homoseksualistów na „jasną  stronę mocy“. Pawlik dodaje: – Właśnie z tym związany jest zresztą nasz drugi projekt – „Jawni w pracy!“, który ma promować wiedzę o prawach osób homoseksualnych w miejscu pracy oraz informować o organizacjach takich pracowników, które są już powszechne w dużych korporacjach w Unii Europejskiej i w USA.

Strona internetowa TEGL: www.gejblade.pl/teg

 

Tekst z nr 4/9-10 2006

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

KPH ma już 5 lat!

Teksty: Tomek Szypuła

Kiedy w 2000 roku zaczynaliśmy działalność, mieliśmy nadzieję, że po 11 latach od demokratycznych przemian wreszcie nadejdzie lepszy czas na dyskusję o prawach gejów i lesbijek

 

Sytuacja w Polsce zdawała się temu sprzyjać. W 2000 i 2001 roku temat osób homoseksualnych na dobre zagościlił w mediach głównego nurtu. W parlamencie największym ugrupowaniem był Sojusz Lewicy Demokratycznej, który miał w programie walkę o prawa gejów i lesbijek, a perspektywa wejścia do Unii Europejskiej była już całkiem realna.

Dobre złego początki

11 września 2001 – tak, właśnie 11/9 – podpisaliśmy deklarację utworzenia Kampanii Przeciw Homofobii. KPH nie była pierwszą organizacją gejów i lesbijek w Polsce, ale jako pierwsza postawiła sobie za główny cel dialog z heteroseksualną większością. W całej Polsce jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać nasze oddziały. Na spotkania tylko w Krakowie, które odbywały się w niedużej sali przy ul. Krakowskiej, przychodziło po 50-60 osób. Często nie dla wszystkich starczało miejsca.

Nasz początkowy entuzjazm szybko spotkał się z oporem w większości konserwatywnego polskiego społeczeństwa. Pierwszym kubłem zimnej wody był problemy, na które natrafiliśmy zimą 2002/2003 podczas akcji „Niech nas zobaczą“ (o „Niech nas zobaczą“ pisaliśmy w marcowo-kwietniowym numerze „Repliki“). Jesienią 2003 roku, podczas kolejnej kampanii „Jestem gejem. Jestem lesbijką“, przyjaciele i działacze KPH na spotkaniach ze studentami w największych ośrodkach akademickich opowiadali o projekcie ustawy o związkach osób tej samej płci i życiu osób homoseksualnych w Polsce. Również ta akcja spotkała się z przejawami niechęci i agresji. W Białymstoku i Gdańsku głośno krzyczeli i przeszkadzali Wszechpolacy, którzy z kolei w Krakowie w obecności mediów wręczyli prof. Szyszkowskiej miotłę, żeby odleciała na zawsze z polskiej polityki. W czerwcu 2004 roku uczestnicy pierwszego krakowskiego Marszu Tolerancji zostali brutalnie zaatakowani przez chuliganów i
pseudokibiców. Od tego czasu żadna demonstracja na rzecz praw osób homoseksualnych nie przebiegła do końca spokojnie, choć na pewno fakt, że ostatnia Parada Równości była legalna i doszło podczas niej tylko do kilku incydentów, napawa otuchą.

Nie tylko parady

Wbrew pozorom praca w KPH to nie tylko współorganizowanie i uczestnictwo w paradach i marszach, utarczki z reprezentantami prawej strony sceny politycznej, obecność w mediach czy „kontrowersyjne“ wystawy i spotkania otwarte. KPH to również poradnictwo prawne i psychologiczne, warsztaty dla nauczycieli, szkolenia dla osób bezrobotnych, konferencje, festiwale filmowe i wiele innych działań. To setki spotkań, ciekawych dyskusji, zabawnych sytuacji i nieporozumień. W Trójmieście jedna z członkiń KPH po kilku miesiącach działalności zrobiła coming out jako… osoba heteroseksualna. Kiedy zaczęła pojawiać się na spotkaniach, wszyscy z góry założyli, że jest lesbijką – w końcu była nonszalancka, zawsze w dżinsach, koszuli, krótkowłosa. Morał z tego taki, że walkę ze stereotypami należy zacząć od siebie. Również w Trójmieście przewodniczący oddziału próbował zarejestrować wiec na placu Trzech Krzyży. Problem w tym, że w Trójmieście jest pomnik Trzech
Krzyży, a nie plac, a ta pomyłka postawiła pod znakiem zapytania legalność planowanej demonstracji. Z głupiego błędu wynikł niespodziewany sojusz z stoczniową „Solidarnością“, która poparła nasze prawo do manifestacji swoich poglądów. I w końcu KPH to ludzie. To możliwość zawarcia nowych przyjaźni, poznania osób podobnie myślących, mających takie same ideały i marzenia, to wspólna zabawa na imprezach i wyjazdach. Pięć lat temu zaczynaliśmy w Warszawie jako grupka zapaleńców, spotykająca się w biurze Federacji na Rzecz Planowania Rodziny i Kobiet na Nowolipiu. Dziś jest nas na pewno więcej. Jednak przed nami nowe wyzwania. Jednego możemy być pewni – KPH nie zabraknie pracy przynajmniej na następne 5 lat działalności.

 

Tekst z nr 4 / 9-10 2006

Digitalizacja archiwum “Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

 

Transseksualność. Bardzo krótkie wprowadzenie

Tekst: dr Katarzyna Bojarska, Dominik Piotrowski

Temat transseksualności w polskiej debacie publicznej nie istnieje w ogóle. Świadomość społeczeństwa na ten temat jest znikoma, znacznie mniejsza niż na temat homoseksualności

 

Foto: Oiko Petersen

 

Bardzo niepokojące jest to, że tę samą tendencję obserwujemy również wśród osób LGB (les, gay, bi). Temat ten jest notorycznie pomijany, a „T“ traktowane jak marginalna część środowiska, wręcz jak zbędny bagaż, utrudniający proces emancypacyjny. Niektóre z zagranicznych organizacji, aby opisać swój zakres działania, używają już skrótu LGBTQIA (les, gay, bi, trans, queer, intersexual, asexual). My, choć dumnie  nazywamy się środowiskiem LGBT, wciąż zapominamy o osobach trans i często mylimy podstawowe pojęcia z tego zakresu.

Kim są osoby transseksualne, i co to znaczy transgender

Transgender jest pojęciem szerszym niż transseksualność. Obejmuje wszystkie osoby, których ekspresja płci, tożsamość płciowa lub płeć biologiczna wyłamuje się poza społeczne założenia na temat dwoistości i rozdzielności płci lub jedności między płcią biologiczną, tożsamością  i pełnioną w społeczeństwie rolą płciową. Pojęcie to obejmuje między innymi transseksualność, cross-dressing, zwany wcześniej  transwestytyzmem, androgynię, interseksualność oraz wielką ilość innych tożsamości, nawet takich, które nie mają swojej nazwy.

Początkowo (w latach ‘70 XX w.) termin „transgenderyzm“ używany był stricte w opozycji do terminu „transseksualnośc“. Obejmował wtedy wyłącznie osoby trans, które czują niechęć, aby poddać się chirurgicznemu zabiegowi zmiany płci, lub te, które nie identyfikują się z żadną z istniejących już nazw płci (z łaciny ‘trans’ = poza, z tamtej strony, z ang. ‘gender’ = płeć kulturowa). Współcześnie rolę tę przejął termin “genderqueer“ i obejmuje on właśnie wszystkie te osoby, które nie chcą, aby ich płeć była w żaden sposób określana.

Transseksualnymi nazywa się te spośród osób transgenderowych, które mają poczucie, że cechy ich płci biologicznej oraz zdeterminowana przez nią rola płciowa, której pełnienia społeczeństwo od nich oczekuje, są nie do pogodzenia z ich głęboko odczuwaną tożsamością płciową. Innymi słowy, społeczeństwo, kierując się biologicznymi cechami płciowymi, widzi kobietę w osobie, która czuje się mężczyzną, lub mężczyznę w osobie, która czuje się kobietą. Poczucie wewnętrznego konfliktu między własną tożsamością a tą narzucaną przez społeczeństwo częstokroć skłania osoby transseksualne do podjęcia takich kroków prawnych i medycznych, jak zmiana płci metrykalnej i poddanie się tzw. chirurgicznej zmianie płci oraz terapii hormonalnej, które doprowadzą do upragnionego poczucia zgodności pomiędzy tożsamością a cielesnością. Często pojęcia transseksualności i homoseksualności są ze sobą mylone. Zakłada się, że osoby homoseksualne są jednocześnie transseksualne. Tymczasem jest to od siebie niezależne. Wśród osób trans znajdziemy zarówno te, które mają pociąg do kobiet, jak i te, które mają pociąg do  mężczyzn, do obojga płci albo do innych osób trans.

Foto: Oiko Petersen

 

Czy potrzebujemy płci

Transfobia (uprzedzenie wobec osób trans) jest tak samo silna jak homofobia, również wśród ludzi LGB, którzy często obwiniają osoby trans za negatywny wizerunek gejów i lesbijek w społeczeństwie. W rzeczywistości osoby trans niekoniecznie chcą być utożsamiane ze środowiskiem LGB. Ideałem byłaby sytuacja, w której społeczeństwo akceptowałoby pewną niedefiniowalność płci. Teoria queer mówi (co potwierdzają badania historyczne i międzykulturowe), że transseksualność jest efektem ubocznym społecznej konstrukcji płci. W naszej kulturze każda
osoba, która nie jest mężczyzną, uznawana jest za kobietę i odwrotnie. Przy takim założeniu jest możliwe, że to społeczeństwo zmusiło osoby transseksualne do takiej dualistycznej identyfikacji płciowej, która często zmusza ich do funkcjonowania w stricte określonej, rozpoznawalnej społecznie tożsamości płciowej.

Zdarza się, że osoba transgender bardzo pragnie funkcjonować w odmiennej roli płciowej, niż jej narzucono, i określać się inną nazwą, niż mówi jej akt urodzenia. Nie potrzebuje do tego chirurgicznej zmiany swoich narządów płciowych, z których funkcjonowania jest zadowolona. Niestety, społeczeństwo i jego produkty – system prawny i założenia medycyny – żądają w tym względzie absolutnej zgodności między biologią a psychiką i pełnioną rolą, i warunkowo tolerują osoby trans, lecz tylko jeżeli dążą do osiągnięcia tej zgodności. W ten sposób faworyzuje osoby transseksualne, inne odmiany transgenderu uznając za gorsze, nieprawdziwe, niepełne, bardziej zaburzone. Gdybyśmy jako
społeczeństwo akceptowali różnorodność ekspresji płci, ludzie nie musieliby postrzegać siebie w zawężonych kategoriach płci. Są przecież kraje, w których osoby transgenderowe funkcjonują w społeczeństwie, a ich płeć ma swoją odrębną nazwę. Wśród Arabów funkcjonują xanith, rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej mają swoje berdache, na Madagaskarze żyją sekrata, a w Indiach – hijry. Są też kultury, które wyróżniają nie dwie, nie trzy, ale aż siedem płci!

Osoby transseksualne żyją wokół nas, a pomimo to są w Polsce całkowicie niewidoczne. Większość prawdopodobnie nigdy nie ujawnia się przed otoczeniem i całe życie boryka się z brzemieniem wewnętrznej niezgodności. Wewnętrzny konflikt najczęściej jest źródłem cierpienia, którego efekty mogą przybrać postać kliniczną. Tzn. patrząc z zewnątrz, możemy dostrzec, że dana osoba bardzo cierpi, np. na depresję, lub ma innego rodzaju problemy psychologiczne, których źródła nie potrafimy zrozumieć. Wskaźnik samobójstw wśród osób transseksualnych jest bardzo wysoki, a głównym ich powodem jest uwewnętrzniona opresja społeczna. Ewentualna decyzja o zmianie płci to długi i bolesny proces,
a efekt jest często niesatysfakcjonujący społecznie. Nawet po operacji, często publicznie, osobom trans przypomina się o ich pierwotnej, biologicznej płci, czego rezultatem są dalsze istotne problemy emocjonalne. Na szczęście przemianom ulega myśl akademicka oraz całe społeczeństwa. Włączenie się do dyskursu emancypacyjnego w krajach zachodnich samych osób transgender prowadzi do tego, że z coraz większą troską podchodzi się tam do tej kwestii.

W Stanach Zjednoczonych 65% społeczeństwa uważa, że osobom transgender należą się pracownicze prawa antydyskryminacyjne, a 90% słyszało o takich osobach.

 

Tekst z nr 4 / 9-10 2006

Digitalizacja archiwum “Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.