20. rocznica zakazanej Parady Równości

Dziś 20. rocznica jednego z najważniejszych wydarzeń w historii polskiego ruchu LGBT+.11 czerwca 2005 r. ulicami Warszawy przeszła wyjątkowa – bo zakazana przez prezydenta stolicy Lecha Kaczyńskiego – Parada Równości.

Parada Równości 2005. Od lewej: ówczesny prezes Kampanii Przeciw Homofobii Robert Biedroń, wicepremierka Izabela Jaruga-Nowacka oraz prezeska niemieckiej partii Zieloni Claudia Roth (obecna wicemarszałkini Bundestagu)

Dlaczego była tak ważna? 

Pomysłodawcą przeniesienia na polski grunt parad Pride był Szymon Niemiec. To on wymyślił nazwę Parada Równości i on zorganizował pierwsze trzy Parady – w latach 2001, 2002 i 2003. Przyciągały one za pierwszym razem kilkaset, a potem już tysiąc, dwa tysiące osób uczestniczących.

18 listopada 2002 r. prezydentem Warszawy został Lech Kaczyński, który w 2003 r. – mimo homofobicznych poglądów, które ujawni później – bez problemu zezwolił na Paradę. Co się stało, że w 2004 r. zmienił zdanie i zakazał Parady – a w 2005 r. ponownie wydał zakaz?

W 2003 r. postulaty LGBT – wcześniej niebrane zbyt poważnie – weszły do polityki „na serio”. Przyczyniły się do tego przede wszystkim dwa wydarzenia:

  • akcja „Niech Nas Zobaczą” Kampanii Przeciw Homofobii, która zyskała mega rozgłos; w mediach dyskutowano o niej miesiącami (na ponad 30 billboardach w całym kraju pojawiły się zdjęcia, na których w przestrzeni publicznej stały pary jednopłciowe – ubrane od stóp do głów – i trzymały się za ręce; autorką zdjęć była Karolina Breguła), akcję, co ważne, wsparła Izabela Jaruga-Nowacka, Pełnomocniczka Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn
  • pierwszy projekt ustawy o związkach partnerskich, pilotowany przez senatorkę SLD Marię Szyszkowską, w II połowie 2003 r. trafił do parlamentu

Wyobrażacie sobie, jakie przerażenie te dwa wydarzenia musiały wywołać u homofoba? Gdy Lech Kaczyński zakazał Parady w 2004 r., zamiast niej odbył się wiec. W 2005 r., gdy Kaczyński ponownie wydał zakaz, niezgoda społeczności LGBT na nierówne traktowanie była już na tyle duża, że stało się jasne, że tym razem na wiecu się nie skończy.

 

Parada Równości 2005

Byliśmy gotowi iść w Paradzie mimo zakazu. I poszliśmy. Paradę zorganizowała świeżo założona Fundacja Równości z Tomaszem Bączkowskim na czele (wspieranym m.in. przez KPH i Lambdę Warszawa).

Ważna była też data. Już nie 1 maja, jak wcześniej, gdy Parada mogła nieco „schować się” wśród wielu pierwszomajowych pochodów, ale czerwiec – Miesiąc Dumy.

A konkretnie w 2005 r. – 11 czerwca. Parada ruszyła spod Sejmu i już tam czuć było taką energię, że nie było siły, która by nas zatrzymała – mimo że w naszą stronę już tam pod Sejmem poleciał deszcz jajek, a czasem też i kamieni. Naprzeciw nas stał zwarty mur „prawdziwych Polaków”, sam „kwiat” młodzieży wszechpolskiej, której prominentnym działaczem był m.in. Roman Giertych.

Udział w Paradzie wsparła Izabela Jaruga-Nowacka, która „w międzyczasie” objęła stanowisko Wicepremierki. „Wsparła” to mało powiedziane – Izabela Jaruga-Nowacka szła w pierwszym rzędzie Parady! Trzymając za rękę ówczesnego prezesa KPH – Roberta Biedronia.

Podobno udział wicepremierki przekonał ministra spraw wewnętrznych Ryszarda Kalisza do wysłania policji, która miała – no właśnie, nie spacyfikować Paradę, tylko przeciwnie – ochronić ją.

W Paradzie wzięło ponoć udział ok. 5 tys. osób – absolutny rekord na ówczesne czasy. I absolutny sukces całego ruchu LGBT+.

 

Zakaz był bezprawny

Fundacja Równości zaskarżyła zakaz prezydenta Kaczyńskiego. Przeszła ścieżkę sądową w Polsce aż sprawa trafiła do Trybunału w Strasburgu. 

3 maja – w symboliczny dla Polski dzień, rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja – Strasburg wydał wyrok: zakaz Kaczyńskiego był bezprawny, niezgodny z gwarantowaną przez Konstytucję wolnością zgromadzeń. 

 Wszystkich, którzy 11 czerwca 2005 r. stawili opór homofobii, uczestnicząc w zakazanej Paradzie, pozdrawiamy dziś szczególnie gorąco. A zupełnie wszystkich, którym leżą na sercu prawa LGBT+, zapraszamy w imieniu organizatorów_ek – na tegoroczną Paradę Równości w najbliższą sobotę o godz. 14 ruszamy spod Pałacu Kultury i Nauki. 

 

„OdLOT w szpilkach” − jubileusz Jedynej Rewii Drag Queen w Polsce.

 

„OdLOT w szpilkach” − jubileusz Jedynej Rewii Drag Queen w Polsce. Kabaret, burleska, iluzja, muzyka, zabawa formą – „OdLOT w szpilkach” to widowisko przygotowane z okazji jubileuszu 10-lecia Jedynej Rewii Drag Queen w Polsce, które zostanie zaprezentowane 27 czerwca w Małej Hali TAURON Areny Kraków. Będzie to podróż przez historię rewii, która stała się fenomenem na krakowskiej i ogólnopolskiej scenie artystycznej, a także zaproszenie do wspólnego świętowania różnorodności i inkluzywności podczas Miesiąca Dumy – Pride Month.

 

Materiał organizatora

 

TEKST: materiał prasowy organizatora

„OdLot w Szpilkach” będzie podróżą pełną ekstrawagancji, elegancji i niezapomnianych turbulencji artystycznych. Przygotujcie się na spektakularny rejs przez historię naszej rewii: od krótkiego kołowania na ul. Krakowskiej, przez długodystansowe loty na Paulińskiej, aż po wielkie przesiadki na scenie Teatru Nowego Proxima. Teraz, w TAURON Arenie Kraków, osiągamy nową wysokość i wznosimy się na poziom zupełnie nieziemskiego widowiska! – tak na jubileuszowy spektakl zaprasza przygotowująca wydarzenie Fundacja Kultura dla Tolerancji.

Witamy na pokładzie! 10 lat różnorodności na scenie

27 czerwca 2015 roku w Krakowie została pokazana pierwsza Rewia Drag Queen. Pomysłodawcą zaprezentowania tej formy artystycznej szerszej publiczności był Henryk Pasiut – producent teatralny, animator, działacz kultury, wieloletni prezes Stowarzyszenia Teatrów Nieinstytucjonalnych STeN w Krakowie. Henryk Pasiut chciał pokazać, że sztuka drag queen ma uniwersalny potencjał artystyczny doceniany na całym świecie, a prezentacjami spektakli z udziałem drag queens można walczyć ze stereotypami.

Przez 10 lat krakowska Rewia Drag Queen przygotowała i zaprezentowała na różnych scenach szereg widowisk, m.in.: „Pokochaj mnie”, „Divas Night”, „Life&Diamond” czy „Królowe Dancingu”. W tym czasie stała się zarówno największą i najbardziej rozpoznawalną produkcją drag queen w kraju, jak też głosem o równość i wolność artystycznego wyrazu. Dziś jest przestrzenią akceptacji i szacunku dla różnorodności. Przyciąga miłośników widowisk teatralnych i kabaretowych ceniących przedstawienia pełne muzyki, humoru i barwnych kostiumów.

 

Pasy zapięte? Wyśmienita zabawa i ważny przekaz

Dokładnie dekadę po pierwszym spektaklu Jedynej Rewii Drag Queen w Polsce – 27 czerwca 2025 roku w Małej Hali TAURON Areny Kraków odbędzie się prezentacja nowej produkcji, przygotowanej specjalnie na jubileusz. „OdLOT w szpilkach” połączy to, co najbardziej charakterystyczne dla najlepszych widowisk z udziałem drag queens z podróżą przez historię krakowskiej rewii.

Podczas tego lotu zobaczycie pierwszej klasy pokaz burleski, iluzji i dragowego splendoru, nie zabraknie emocjonujących turbulencji wspomnień, zawrotnych manewrów metamorfozy oraz mistrzowskich akrobacji na niebotycznych obcasach. Każdy numer to osobny przystanek na mapie naszej historii – bądźcie gotowi na niespodziewane lądowania i starty wprost w stronę nieokiełznanej ekstrawagancji – zapowiada Paweł Rupala, performer, stand-uper, aktor krakowskiego Teatru Nowego Proxima, gdzie gra w cieszących się niesłabnącą popularnością spektaklach „Kora. Boska” oraz „Królowa”. Wykreowana przez niego drag queen Papina McQueen, która przejmie stery podczas czerwcowego wydarzenia, znana jest z teatralnych i kabaretowych scen, a także z telewizyjnych programów „Śpiewajmy razem. All Together Now” oraz „Fort Boyard”.

 

Boarding completed? Miesiąc Dumy

„OdLOT w szpilkach” będzie największą rewią drag queen w tej części Europy gromadzącą osobowości artystyczne występujące na polskich i światowych scenach. W jubileuszowym widowisku wezmą udział: Adelon (grała w serialu „Królowa”, gdzie odpowiadała także za dragową charakteryzację Andrzeja Seweryna, mentorka w programie TVN „Czas na Show. Drag Me Out”), Armani Divine (Gran Canaria), Babsi Bonèr, Elektroda, Kiki Surprise, Lady Brigitte, Lucy d‘Arc (serial „Królowa”), Papina McQueen, Savannah Crystal, Zizi Boom, Zuzanna Star, Veren de Heddge (burleska), Victor Febo (iluzja).

Widowisko jest zaproszeniem zarówno do dobrej zabawy, jak też do włączenia się w świętowanie międzynarodowego Miesiąca Dumy i wsparcia osób LGBTQ+ (Pride Month). W czasie obchodzonego na całym świecie Miesiąca Dumy odbywają się wydarzenia mające na celu promowanie różnorodności, równości i akceptacji.

Bilety na „OdLOT w szpilkach” będą dostępne od czwartku, 3 kwietnia od godz. 12.00 na stronie:
sklep.arenakrakow.pl.

____________________________________________________________________

„OdLOT w szpilkach” w Małej Hali TAURON Areny Kraków

występują: Adelon, Armani Divine, Babsi Bonèr, Elektroda, Kiki Surprise, Lady Brigitte, Lucy d‘Arc, Papina McQueen, Savannah Crystal, Zizi Boom, Zuzanna Star, Veren de Heddge, Victor Febo
produkcja: Fundacja Kultura dla Tolerancji
reżyseria: Sebastian Szul, Paweł Rupala
choreografia: Sebastian Szul
kierownictwo techniczne: Marcin Chrzanowski
realizacja dźwięku: Andrzej Bączyński
realizacja światła: Paweł Murlik
wizualizacje / multimedia: Justyna Molenda, Małgorzata Fatalska
plakat: Łukasz Błażejewski

 

 

Magdalena Biejat w wywiadzie o osobach LGBTQIA+

Sławomir Mentzen realnie zagraża naszemu bezpieczeństwu, zwłaszcza bezpieczeństwu kobiet i osób queerowych – mówi MAGDALENA BIEJAT, wicemarszałkini Senatu, kandydatka Nowej Lewicy w wyborach prezydenckich. Rozmowa Mateusza Witczaka.

fot. Nowa Lewica

 

Prawicowi kandydaci starają się instrumentalizować uprzedzenia, ale czy „zdrowy rozsądek” nie podpowiada nam aby, że dyskryminacja się po prostu nie opłaca? Ze styczniowego raportu Open for Business dowiadujemy się, iż Polska traci na niej aż 20 mld zł rocznie, bo zamiast pracować w ojczyźnie, osoby LGBT+ emigrują (a te, które zostają, częściej mierzą się z problemami zdrowotnymi; przede wszystkim: depresją). Wiemy ponadto, że tolerancyjne firmy osiągają lepsze wyniki niż konkurenci. 

Czy spojrzymy na to z punktu widzenia gospodarczego czy moralnego, wszystko przemawia za tym, by zapewnić osobom LGBT+ pełnię praw. Cieszę się, że wreszcie udało nam się przeprowadzić przez Sejm nowelizację kodeksu karnego, która realnie wzmocni wasze bezpieczeństwo o (przestępstwa z nienawiści ze względu na orientację seksualną i płeć mają być ścigane z urzędu – przyp. red.). Czekam, aż będę mogła podnieść za nią rękę w Senacie. 

Od początku mojej działalności w polityce konsekwentnie powtarzam: jestem zwolenniczką równości małżeńskiej i adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. W interesie państwa jest zadbanie o bezpieczeństwo wszystkich obywateli i obywatelek, ale polska prawica nie kieruje się racjonalnymi przesłankami. Podczas gdy do granic UE puka Rosja, PiS i Konfederacja tworzą poczucie zagrożenia tam, gdzie go nie ma: czasem kozłem ofiarnym stają się w ich narracji osoby LGBT+, kiedy indziej uchodźcy, UE albo Ukraińcy. Swój elektorat mobilizują poprzez strach, który najłatwiej wzbudzić właśnie wobec innego. 

 

Sami też czują ten strach? 

Prawda jest taka, że oni nie chcą się nawet konfrontować z ludźmi, na których szczują. Kilka miesięcy temu Kosiniak-Kamysz nie zgodził się na spotkanie z tęczowymi rodzinami, minister nie był nawet w stanie wysłuchać waszych postulatów, a co dopiero je zrozumieć. 

 

Wymowne, że podczas dyskusji nad przysposobieniem dzieci marszałek senior Marek Sawicki na sejmowym korytarzu zatrzasnął drzwi przed nosem parze wychowujących dziecko lesbijek. 

PSL zamyka oczy na rzeczywistość, ale ona nie zniknie. Rodziny jednopłciowe istnieją, a osoby queerowe prowadzą w Polsce biznesy, pracują, działają w kulturze i sztuce. One też współtworzą nasz PKB, a odpowiedzialny polityk powinien zadbać, by nie myślały o emigracji. 

To jest dla gospodarki wielka strata, boli mnie, że przez wielu polityków niedostrzegalna. Prawica woli hejtować, wierząc, że w krótkiej perspektywie zapewni jej to wzrost słupków poparcia i zagna przestraszony elektorat do urn. Jednak na dłuższą metę takie podejście jest po prostu szkodliwe i to nie tylko dla tych, których bezpośrednio dotyka, ale także dla wszystkich innych. 

 

Pani koleżanka z klubu, Anna Maria Żukowska, podniosła ostatnio w debacie ciekawy wątek. „Dlaczego młodzi geje mieliby ginąć za ojczyznę, kiedy ojczyzna właściwie nie dostrzega, że chcieliby normalnie funkcjonować, tak jak wszystkie inne związki?” – pytała z mównicy sejmowej. 

Jej wypowiedź traktuję jako figurę retoryczną, która miała obnażyć absurd sytuacji. Jestem przekonana, że jeśli zajdzie taka potrzeba, osoby queerowe będą bronić Polski, bo są patriotami. Ale jeśli mamy jakieś oczekiwania wobec nieheteronormatywnych obywateli i nakładamy na nich obowiązki, państwo musi zadbać o ich prawa. O to, żeby również oni czuli się w swoim kraju bezpiecznie; by mieli taki sam dostęp do usług i instytucji. To naprawdę nie są wygórowane żądania, a podstawowe standardy. Nie wiem, jak można być „demokratą”, jednocześnie odmawiając tych standardów milionom ludzi. Jak można twierdzić, że „dba się o rodzinę”, zamykając oczy na fakt, że kilkadziesiąt tysięcy dzieciaków wychowuje się w jednopłciowych parach. Jak pogodzić deklaracje o „otwartości na dialog” z brakiem próby zrozumienia drugiej strony. Podziwiam osoby, które latami walczą o prawa społeczności LGBT+, bo to jest nieustanne walenie głową w mur i walka z wiatrakami. 

 

Półtora roku po wyborach w środowisku aktywistycznym czuć wypalenie i rozczarowanie. Prace nad ustawą o związkach partnerskich wloką się przez opór ludowców, a przecież jej uchwalenie wydawało się absolutnym minimum. 

Związki partnerskie i prawo do przerywania ciąży to nie tylko obietnice Lewicy, ale również Koalicji Obywatelskiej. Premier Tusk wielokrotnie potrafił „się wściec”, tupnąć nogą i wymóc coś na swoich koalicjantach, nagle jednak ważniejsze od godności ludzi stają się dla niego uprzedzenia Władysława Kosiniak-Kamysza i lęki Marka Sawickiego. 

Uważam za skandal, że dla PSL-u problematyczna jest nawet propozycja, by pary LGBT+ miały zwykłą ceremonię w urzędzie stanu cywilnego. I że dyskusja o projekcie ustawy stała się dla ludowców pretekstem do odzierania części obywateli z godności. Jestem pod wrażeniem (ministry równości – dop. red.) Katarzyny Kotuli, która nieustająco dobija się do ich drzwi, a jak nie otwierają – wchodzi oknem. Oczekiwałabym jednak, że nie będzie w tej walce sama, bo przecież ostatecznie za politykę rządu odpowiada premier. Nie może być tak, że Donald Tusk „nie ma zdania” w tej sprawie.  

Podczas wyborów walczymy nie tylko o Pałac Prezydencki, ale również o kształt debaty. Nie dajmy się szantażować tym, którzy podpowiadają, że trzeba zagłosować w nich na mniejsze zło. Wytłumaczmy Rafałowi Trzaskowskiemu, Szymonowi Hołowni i ich kolegom, że nie mogą cały czas obiecywać tej samej kiełbasy wyborczej, a potem odkładać ją do lodówki. Zmiana potrzebna jest teraz!  

 To dobry moment, by pokazać KO i Polsce 2050 żółtą kartkę, zakomunikować, że nie będziemy głosować na te partie wyłącznie ze strachu przed PiS-em i Konfederacją. Obiecuję wam, że będę konsekwentnie stać po waszej stronie, a mojego wsparcia dla społeczności nie wyrzeknę się ani w tej kampanii, ani nigdy. Nie chcę unikać tematu czy udzielać w mediach wymijających odpowiedzi, bo nie po to szłam do polityki, żeby dać sobie w niej złamać kręgosłup.   

 

Do niedawna wydawało się, że obrona przed Rosją to obrona wartości Zachodu, w tym również tolerancji. Patrząc jednak na poetykę tej kampanii, wielu kandydatów pojmuje „wolność” niezwykle wąsko: jako wolność do robienia, co się chce, nawet do krzywdzenia innych. Dowodem spór o uchwaloną przez Sejm nowelizację kodeksu karnego. Artykuł 257. zakazywał dotychczas dyskryminacji ze względu na przynależność narodową, etniczną, rasową i wyznaniową, jednak dopisanie do listy przesłanek niepełnosprawności, wieku, płci i orientacji seksualnej ma być według prawicy „zamachem na wolność słowa”. 

Niestety moi kontrkandydaci, również ci ze strony demokratycznej, skręcają mocno w prawą stronę. Apeluję do nich: nie róbcie tego. Ściganie się z Konfederacją to droga donikąd, zawsze będzie ona wiarygodniejsza w swoich postulatach, a w dodatku taki przechył wzmocni ją w długim okresie.  

 Skrajna prawica ma usta pełne frazesów, ale jej politycy wcale nie chcą „wolności”, no chyba, że wolności dla wielkiego biznesu. Dla zwykłych ludzi Sławomir Mentzen nie ma żadnej oferty. Nie widzę w jego programie propozycji rozwiązania kryzysu mieszkaniowego ani wsparcia w dostępie do ochrony zdrowia, którą kandydat Konfederacji najchętniej by sprywatyzował. Skończyłoby się dokładnie tak samo, jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie ciężko chorzy ludzie tracą dach nad głową, bo nie stać ich na leczenie, a za poród trzeba zapłacić kilkadziesiąt tysięcy dolarów. To nie jest żadna „wolność”! Wolność polega na tym, że państwo traktuje z godnością każdego człowieka, dając mu prawo do podejmowania decyzji zgodnie z własnym sumieniem (oczywiście pod warunkiem, że szanuje on granice innych ludzi). Zadaniem odpowiedzialnej władzy jest stworzenie takich warunków, byśmy mogli podejmować swoje decyzje rozsądnie, dla naszego bezpieczeństwa, a także zapewnienie dobrej edukacji i ochrony zdrowia oraz wsparcie np. w relacji z bankami. 

Ograniczmy wreszcie koszty kredytów, bo w tej chwili są one najwyższe w Unii Europejskiej. Bardzo trudno w ogóle uzyskać kredyt hipoteczny, a jeśli już się uda – kosztuje nas on drugie tyle, ile zapłaciliśmy za mieszkanie. Bierność państwa doprowadziła do sytuacji, w której banki bogacą się kosztem zwykłych Polek i Polaków, w ubiegłym roku ich zysk netto wyniósł ponad 42 mld zł, co oznacza wzrost o ponad 50% w porównaniu z 2023 r.! Prawdziwa wolność to własny dach nad głową, nie prawo do nieskrępowanego robienia komuś krzywdy. 

 

 Wiele emocji budzą teraz także big techy – rozmawiamy chwilę po tym, jak premier Gawkowski zapowiedział obłożenie tychże podatkiem od przychodów bądź zysków. Gdy jednak Thomas Rose, nowy ambasador USA w Polsce, zagroził na X (dawnym Twitterze) bliżej niesprecyzowanymi „konsekwencjami”, Ministerstwo Finansów zakomunikowało, że bynajmniej prac nad taką ustawą nie prowadzi. 

Facebook i X powinny płacić w Polsce podatki, tak samo, jak powinny je płacić platformy chińskie i europejskie. Przecież big techy bogacą się kosztem polskich użytkowników i użytkowniczek, sprzedając u nas reklamy, korzystając z naszej infrastruktury i obracając naszymi danymi. Z doświadczeń krajów, które wprowadziły podobne rozwiązania – Kanady, Francji czy Hiszpanii – wiemy, że taka ustawa mogłaby przynieść budżetowi kilka miliardów złotych rocznie, które Ministerstwo Cyfryzacji chce przeznaczyć na rozwój rodzimych technologii i wsparcie tradycyjnych mediów. Facebook, X i Google zasysają informacje wyprodukowane przez dziennikarzy, w związku z tym część zarobionych pieniędzy powinny im zwrócić.   

 

Facebook zapowiedział odejście od moderacji na rzecz wprowadzonych przez X „notatek społeczności”, z których sam Elon Musk zdaje się jednak wycofywać, gdyż – twierdzi – są one „,manipulowane przez rządy i media”. Co Polska może zrobić, by walczyć w sieci z fake newsami i hejtem?  

Niewiele, na poziomie krajowym nie mamy możliwości wywarcia realnego wpływu na platformy społecznościowe. Na szczęście jednak jesteśmy częścią Unii Europejskiej, która stanowi na tyle duży rynek zbytu, że big techy nie mogą jej zignorować. Odpowiedzialnością rządu i prezydenta, który jest przecież współodpowiedzialny za naszą politykę zagraniczną, będzie wynegocjowanie na poziomie UE większej kontroli nad platformami cyfrowymi. 

Musimy wiedzieć, w jaki sposób i do czego wykorzystuje się nasze dane, a także zyskać wgląd w algorytmy, które na dziś są kompletnie nieprzejrzyste. Wolność od mowy nienawiści ma fundamentalne znaczenie, bo hejt przekłada się na realne dramaty ludzi: na ich depresję, autoagresję i próby samobójcze.  

 

W 2021 r. otrzymała pani Koronę Równości, z przymrużeniem oka zapytam, czy w tym roku powinien ją odebrać Zbigniew Ziobro? Na jego wniosek Sąd Najwyższy wydał właśnie rozstrzygnięcie, w wyniku którego osoby trans nie będą musiały pozywać własnych rodziców, a sprawy o uzgodnienie płci mają być prowadzone w trybie nieprocesowym. 

Bardzo cieszy mnie ten wyrok ale jest to radość niepełna. Pamiętajmy, że ten sam Zbigniew Ziobro odpowiada za demolkę systemu sprawiedliwości, w wyniku której decyzja SN może zostać podważona. Symbolicznie ma ona jednak ogromne znaczenie i na pewno warto docenić, że tzw. neosędziowie stoją po stronie rozumu i godności człowieka (zwłaszcza że nie jest to dla nich typowe). Teraz potrzebujemy dobrej ustawy o uzgodnieniu płci, która osobom transpłciowym poczucie bezpieczeństwa. Również bezpieczeństwa ekonomicznego, bo terapia jest dziś bardzo droga. 

 

Nie wietrzy pani w tym wyroku podstępu? Karol Nawrocki próbował kilkukrotnie odgrzać resentyment wobec naszej społeczności – że wspomnę teatralne zniszczenie okładki komiksu „Gender Queer: A Memoir”  – a teraz skład wyłoniony z obsadzonej przez neosędziów Izby Cywilnej SN, pod przewodnictwem koleżanki Andrzeja Dudy, Małgorzaty Manowskiej, wydaje rozstrzygnięcie, które działa na prawicowy elektorat niczym płachta na byka. 

Prawicowi sędziowie (których trudno niekiedy odróżnić od polityków) potrafią zaskakiwać. W czasach, gdy Mikołaj Pawlak był rzecznikiem praw dziecka, zasiadałam w parlamentarnym zespole ds. równouprawnienia osób LGBT i w komisji polityki społecznej, która przyjmowała sprawozdanie rzecznika. Toczyła się wtedy sprawa dotycząca transkrypcji zagranicznych aktów urodzenia dzieci z rodzin jednopłciowych. Naczelny Sąd Administracyjny zawyrokował, że nie ma możliwości wykonywania takich transkrypcji, ale Polska powinna wydać dzieciom dokumenty bez niej, na podstawie zagranicznego aktu urodzenia.  

Pojawił się jednak problem, bo polskie urzędy stanu cywilnego, a także niektóre konsulaty czy ambasady, nie chciały tych dokumentów przesłać. Choć rzecznik tego nie nagłaśniał, włączył się on w sprawę nie po stronie NSA, ale po stronie dzieci z tęczowych rodzin. Mało tego: osobiście interweniował w jednym z konsulatów! 

Nawet prawica miewa czasem przebłyski i dostrzega, że warto działać na rzecz dzieci i młodzieży, a nie przeciwko nim. Być może pani Manowska również uznała, że pozywanie rodziców po prostu nie ma sensu.  

 

Podczas Wielkiej Konwencji Kobiecej nazwała pani Sławomira Mentzena „talibem w garniturze”. Tymczasem – zdradził w jednym z wywiadów znany z programu „Prince Charming” gej Jacek Jelonek, gdyby Konfederacja była pro-LGBT i prokobieca, to zagłosowałby właśnie na nią.    

Gdyby babcia miała wąsy, toby była dziadkiem, a gdyby Mentzen był pro-LGBT i prokobiecy, to nie byłoby go w Konfederacji. Rozumiem, że może się on wydawać ciekawą propozycją, ponieważ na okres kampanii schował wiele swoich skrajnych postulatów, jak chociażby propozycję karania kobiet dziesięcioma latami więzienia za aborcję (również wtedy, gdy ciąża jest wynikiem gwałtu). Ale przestrzegam, by nie dać się zwieść fasadzie śmiesznych filmików na TikToku. To jest naprawdę niebezpieczny człowiek, który nie będzie stał po stronie tych, którzy faktycznie potrzebują wsparcia. Nie bez przyczyny znalazł się on w tej samej ekipie, co środowiska faszyzujące, nie wolno nam również zapomnieć, że wraz z kolegami powtarza on putinowską propagandę na temat wojny w Ukrainie i UE. Mentzen realnie zagraża naszemu bezpieczeństwu, zwłaszcza bezpieczeństwu kobiet i osób queerowych.   

 

Największych gejożerców – myślę tu o Grzegorzu Braunie i Januszu Korwin-Mikke – się jednak pozbył. Swego czasu zaproponował nawet zniesienie podatku od spadków i darowizn, podkreślając, że Konfederacja jest partią przyjazną gejom i lesbijkom. 

A jak zagłosował w sprawie mowy nienawiści? No właśnie. Kiedy przychodzi do konkretów, do potrzeby zadbania o wasze bezpieczeństwo, podnosi rękę przeciwko. Gwarantuję, że kiedy przejdziemy do głosowań nad związkami partnerskimi lub jakąkolwiek inną, ważną dla osób queerowych inicjatywą, Sławomir Mentzen stanie na drodze do jej przyjęcia. 

 

Zarówno on, jak i PiS chcą uczynić jednym z tematów kampanii relacje z USA, które walczy teraz z programami DEI, wycofuje środki z USAID, z których korzystały queerowe organizacje, a nawet gumkuje ze stron Pentagonu zdjęcie samolotu Enola Gay. Również krajowi demokraci zapewniają o potrzebie dogadania się z Donaldem Trumpem, pani przyznaje natomiast: „Administracja Trumpa to ucieleśnienie tego, z czym walczę, polityki budowanej na strachu, manipulacji i uprzywilejowanie najbogatszych kosztem zwykłych ludzi”. 

Nie jestem zwolenniczką prowadzenia polityki językiem siły, ale jest dla mnie jasnym, że w przypadku polityków takich jak Donald Trump nie ma innej drogi. Trump nie szanuje tych, którzy mu się podlizują i ustawiają w roli podnóżków, ale tych, którzy potrafią twardo negocjować. Właśnie dlatego przy okazji awantury o Starlinki stanęłam po stronie Radosława Sikorskiego, z którym wielokrotnie było mi przecież nie po drodze. Minister dość uprzejmie przypomniał Elonowi Muskowi, że należy wywiązywać się z podpisanych umów. Miał rację, nie dając się zakrzyczeć ani Muskowi, ani Marco Rubio, stanowczo podnosząc polską rację stanu. 

 

Kilka ostatnich badań pokazało, że młodzież – do niedawna raczej lewicująca – skręca w prawo. Idą ciężkie czasy dla lewicowych partii? 

Przed lewicą duże wyzwanie, musimy lepiej odnajdywać się w interneciem, bo, umówmy się, długo mieliśmy z tym problem. Potrzebujemy przeprosić się z TikTokiem i rozmawiać z młodzieżą tam, gdzie ona jest, tłumacząc, że na równości skorzystamy wszyscy, a równouprawnienie nikomu niczego nie zabiera, przeciwnie: oznacza większą wolność. Na konwencji zaproponowałam stuprocentowo płatny urlop rodzicielski dla obojga rodziców, bo dziś ojciec dostaje mniejszy zwrot, a ponieważ mężczyźni zarabiają zwykle więcej, rodzina podejmuje racjonalną decyzję, by w domu została mama. Takie rozwiązanie dałoby rodzinom szansę na podjęcie lepszego, bardziej świadomego wyboru.   

 

Skoro lewica znalazła się w defensywie, to skąd styczniowy rozłam? Partia Razem zdecydowała się wyjść z koalicji, czego efektem jest wysunięcie przez nią w wyborach kandydatury Adriana Zandberga. Kim jest dziś on dla pani: kolegą, oponentem czy przeciwnikiem? 

Bardzo żałuję tego rozłamu, do samego końca starałam się przekonać kolegów i koleżanki do pozostania w naszym klubie parlamentarnym. Sondaże są jakie są. Drogą do wzmocnienia poparcia na pewno nie jest w tym momencie podział, jednak partia Razem przeszła do opozycji. Miała takie prawo, ale mam nadzieję, że jeszcze spotkamy się na wspólnych listach. Będę do tego zachęcać, bo siła tkwi we współpracy, w byciu, nomen omen, razem.  

 


Continue reading

Adrian Zandberg w wywiadzie o osobach LGBTQIA+

Mam poważne wątpliwości, czy w Sejmie przejdzie nawet okrojona ustawa o związkach partnerskich. Koło Parlamentarne Razem zagłosuje oczywiście za – mówi ADRIAN ZANDBERG, współprzewodniczący Razem i kandydat tej partii w wyborach prezydenckich. Rozmowa Mateusza Witczaka.


fot. zandberg2025.pl

 

Czy tegoroczna kampania prezydencka to dobry czas na eksponowanie postulatów społeczności LGBT+? 

Ja mam stabilne poglądy: jestem za pełną równością małżeńską, za bezpieczną procedurą uzgodnienia płci. Natomiast wątpię, czy w tych tematach coś się w najbliższym czasie wydarzy. Niektórzy się zasłaniają prezydentem, ale prawda jest taka, że Andrzej Duda nie miał czego zawetować, przecież koalicja rządząca niczego nie przegłosowała. (Koalicja przegłosowała nowelizację kodeksu karnego, jeden z najważniejszych postulatów LGBT, głosowanie w Senacie miało miejsce 26 marca br., wywiad został przeprowadzony kilka dni wcześniej – przyp. red.). Mam poważne wątpliwości, czy przyjmą nawet okrojoną ustawę o związkach partnerskich. 

 

Jej projekt jest gotowy, według ustaleń RMF FM trafi pod głosowanie niedługo po wyborach prezydenckich. 

Słuchając tego, co otwarcie mówią w mediach PSL-owcy, a co przy wyłączonych kamerach powtarzają bardziej konserwatywni posłowie Platformy, nie nastawiałbym się na wiele. 

 

Wprowadzając równość małżeńską, premier Wielkiej Brytanii David Cameron mówił: „Nie popieram małżeństw jednopłciowych pomimo bycia konserwatystą, popieram je, bo jestem konserwatystą”. Torysi podnosili, że taka ustawa wzmacnia instytucję małżeństwa, zaś równość wobec prawa stanowi fundament demokracji. Dlaczego ich polscy odpowiednicy poszli w innym kierunku? 

Dobre pytanie, ale nie jestem właściwym adresatem. Należałoby je zadać polskiej centroprawicy, która dziś rządzi. Minęło półtora roku od wyborów, wiele się nie zmieniło. 

 

Zmienił się dyskurs, a pomału zmienia się także prawo: liberalno-lewicowa koalicja uchwaliła w Sejmie (oraz w Senacie – przyp. red.) nowelizację kodeksu karnego, a minister sprawiedliwości podpisał rozporządzenie, które nakazuje sądom zajmować się sprawami o uzgodnienie płci w trybie pilnym. Na prawicy panuje tymczasem pewne zamieszanie. Karol Nawrocki rozgrywa resztki uprzedzeń, krytykując Rafała Trzaskowskiego za skierowanie do urzędników ratusza „Poradnika empatycznej i skutecznej komunikacji”, który ma przeciwdziałać misgenderowaniu osób niebinarnych. Tymczasem Sławomir Mentzen i jego środowisko nagle przestali szczuć na osoby LGBT+. 

Mentzen usiłuje swoje poglądy „zamilczeć” lub wręcz udaje, że wcale ich nie ma, bo łowi szeroko. Wie, że coraz więcej ludzi nie chce przez kolejne 20 lat wybierać między Platformą a PiS-em. Zwłaszcza młodsi wyborcy rozglądają się za alternatywą. Udawanie, że się nie ma poglądów, to jednak strategia na bardzo krótkich nóżkach, a do mety wciąż daleko. Nie zdziwiłbym się, gdyby konfederacki balonik sflaczał jeszcze przed wyborami. Jak ludzie słyszą, co kandydat sądzi o kobietach, o rozwodach, o karaniu za przerwanie ciąży z gwałtu – to urok tiktokera znika. 

Mentzen nie urósł na nienawiści wobec mniejszości, tylko na zupełnie innej emocji. Ludzie mają już dość wojny między Tuskiem i Kaczyńskim. Dość szarpaniny pomiędzy facetami, którzy kiedyś ze sobą współpracowali, a potem się znienawidzili. Nie chcą być zakładnikami w tej wojnie, dlatego szukają alternatywy. I trudno się dziwić, coraz trudniej powiedzieć, o co tym starszym panom chodzi. Ostatnio mieliśmy w Sejmie wielką awanturę o uchwałę na temat Tarczy Wschód i współpracy obronnej w Europie. Żeby była jasność: treść uchwały była słuszna, sam za nią głosowałem – tyle, że to jest pusta uchwała bez praktycznego znaczenia, nic z niej nie wynika. A okładanie się w tej sprawie najgorszymi obelgami trwa w najlepsze. 

 

Ma ona znaczenie propagandowe. Wcześniej PiS zagłosował przeciw rezolucji Parlamentu Europejskiego, która zakładała wzmocnienie europejskiej obronności. W reakcji Tusk nazwał partię Kaczyńskiego „poplecznikami Rosji”, a sejmowe głosowanie miało dodatkowo „podgrzać” narrację o antyunijnym kursie Prawa i Sprawiedliwości. 

No właśnie, można było sobie pokrzyczeć. Przecież nie głosowaliśmy nad ustawą, która niosłaby realną zmianę w prawie, nie decydowaliśmy o pieniądzach na europejskie programy obronne, nie powołaliśmy wspólnych jednostek szybkiego reagowania z krajami bałtyckimi. To była uchwała bez znaczenia. Tymczasem w PO i w PiS zapanowało takie wzmożenie, jakby Sejm podpisywał co najmniej zgodę na rozbiory. Ot, puste bicie piany, żeby zmobilizować fanatycznych wyborców. 

Coraz więcej ludzi widzi, że taki sposób uprawiania polityki to cyrk. Stawka tych wyborów jest taka: czy będziemy dalej akceptować ten cyrk, czy powiemy: dość. Czy chcemy dalej polityki, w której można nie dotrzymywać obietnic wyborczych, bo wystarczy postraszyć „tamtymi”? Jak będziemy to akceptować, to nic się nie zmieni. Nie będzie ani krótszych kolejek do lekarza, ani związków partnerskich, ani liberalizacji aborcji. Można będzie za to klaskać przed telewizorem, że „dobry facet” znowu nie dopuścił do władzy „złego faceta”. 

 

Zły facet zwalczał queerową społeczność, dobry powołał do rządu Katarzynę Kotulę, która walczy o związki partnerskie, czy Krzysztofa Śmiszka, który przygotował nowelizację kodeksu karnego. Mariusz Błaszczak złożył niedawno wniosek o wotum nieufności wobec Kotuli, gdyż – argumentował – ministra „chce okaleczać dzieci”, tj. pracuje rzekomo nad projektem ustawy o uzgodnieniu płci. Trudno mi zrozumieć, dlaczego koło Razem nie wzięło udziału w głosowaniu nad jej odwołaniem. 

Nie jest przyjęte, żeby partia opozycyjna broniła ministrów. Nie głosowałem za odwołaniem Katarzyny Kotuli, ale uważam, że ona realnie nie jest w stanie niczego w tym rządzie zrobić; na jej miejscu sam złożyłbym dymisję, właśnie z tego powodu. Bo jaki jest sens trwać w gabinecie, w którym ma się związane ręce? Mówiliśmy o związkach partnerskich – ustawa była obiecywana od początku kadencji, co miesiąc ma być „za miesiąc”, a potem PSL mówi, że jednak nie… i nic się nie dzieje. 

Trzeba po prostu stanąć w prawdzie i spróbować ten projekt ustawy przegłosować. Oczywiście całe koło Razem będzie za. Natomiast dawanie twarzy rządowi, kiedy nie da się w nim załatwić podstawowych tematów, jest moim zdaniem bez sensu. 

Trwanie przy boku Tuska to popieranie decyzji, które uderzają w ludzi. Rząd zaplanował głodzenie publicznej ochrony zdrowia. Poziom leczenia już nie jest dobry, a ludzie umierają w kolejkach do lekarza. I w takiej sytuacji rząd przyjmuje budżet, w którym na świadczenia zdrowotne zabraknie 20 mld zł! To oznacza, że pod koniec roku będą znów odwoływane zabiegi, kasowane programy lekowe. Jeśli musicie iść do lekarza – sugeruję się w tym roku pospieszyć! 

 

Razem wyszło z koalicji w wyniku tego właśnie głosowania, sam mówiłeś, że uchwalono wówczas „budżet ludzkiej krzywdy”. Skąd właściwie wziął się rozłam na lewicy? 

Nie mogliśmy popierać rządu, który podejmuje decyzje sprzeczne z tym, co obiecywaliśmy przed wyborami. Razem obiecało skrócenie kolejek do lekarzy, tymczasem dziś są one najdłuższe od kilkunastu lat, a będzie jeszcze gorzej, bo publiczny system ochrony zdrowia jest skrajnie niedofinansowany. To nie jest tylko kwestia takich spraw, które kosztują pieniądze – sami wiecie najlepiej, że wprowadzenie związków partnerskich nie kosztowałoby pieniędzy – a tego też nie zrobili. Mówię o ochronie zdrowia, bo tu świetnie widać, do czego to doprowadzi polityka centroprawicy: do prywatyzacji szpitali. Ludzie są wkurzeni, bo czekają w kolejkach, muszą szukać na własną rękę prywatnych lekarzy, więc potem ze zrozumieniem przyjmują polityków, którzy im mówią: sprzedajmy to wszystko w cholerę! 

Ja się na prywatyzację ochrony zdrowia nie zgadzam, bo oznacza ona, że miliony osób nie będą miały dostępu do leczenia. Zresztą nowotworów, poważnych chorób, które dotykają osób najstarszych, prywatne firmy nie będą chciały leczyć. W Luxmedzie można ogarnąć zapalenie oskrzeli, ale jeśli przydarzy wam się coś poważnego, odeślą was do państwowego szpitala. Jeżeli więc rząd zagłodzi publiczną ochronę zdrowia, skaże na śmierć tysiące ludzi. Dlatego Razem nie odpuści, należy przeznaczać na nią 8% PKB. 

 

Do niedawna mogliście lobbować za takimi rozwiązaniami w koalicji rządzącej. Po styczniowym rozłamie Katarzyna Kotula tak skomentowała wasza postawę: „Łatwo jest siedzieć na kanapie, wcinać popcorn i przyglądać się. Trudniej jest wziąć odpowiedzialność za rządzenie”.  

Moim zdaniem wygodniej siedzieć na kanapie i wcinać popcorn w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, mając ładną wizytówkę i służbowy samochód – a do tego się sprowadza tkwienie w rządzie Tuska.  Nie poszedłem do polityki ani dla szofera, ani dla koryta w spółkach i agencjach, tylko po to, by zmieniać świat. Dlatego mnie w tym rządzie nie ma. 

Brutalna prawda jest taka, że w tej kadencji większość rządząca nie zależy od głosów Razem; mocno odczuliśmy to podczas rozmów dotyczących umowy koalicyjnej, gdy naszym postulatom powiedziano twarde „nie” – nawet tym „neutralnym” i „umiarkowanym”, jak inwestycjom w naukę i uniwersytety. Jak ktoś mnie gdzieś nie chce, to nie będę się napraszać. 

 

W koalicji dominuje narracja, że w związku z sytuacją geopolityczną musimy przede wszystkim zwiększać wydatki na obronność. Jak pogodzić zbrojenia z potrzebą dofinansowania mieszkalnictwa, zdrowia i edukacji? 

To nie jest „albo, albo”. Dobrze działająca ochrona zdrowia to jest element podstawowej odporności w przypadku konfliktu; likwidowanie łóżek w szpitalach kończy się tak, że w sytuacji kryzysowej nie ma gdzie ludzi ratować. Tymczasem ministra Leszczyna chce zlikwidować część oddziałów szpitalnych, nasz przemysł farmaceutyczny kuleje, produkujemy nieznaczną część podstawowych leków, olbrzymią część substancji czynnych sprowadzamy z Indii lub Chin. Nie trzeba zrzucić na Polskę bomby, by wywołać w niej chaos, wystarczy że decyzją Komunistycznej Partii Chin zostaniemy nagle pozbawieni antybiotyków, leków przeciwbólowych czy kardiologicznych. 

Owszem, mamy dziś problem z obronnością, ale on się bierze w dużym stopniu z braku publicznych inwestycji w strategiczne branże – czyli z tego, przed czym Razem przestrzegało od lat. Nie mielibyśmy dziś problemu, skąd brać nitrocelulozę do amunicji, gdybyśmy doinwestowali przemysł chemiczny. Po tym, jak Amerykanie z dnia na dzień odcięli Ukrainę od pomocy wywiadowczej (przywrócono do niej dostęp niespełna tydzień później – dop. red.), widać bardzo jasno, że warto zatroszczyć się o naszą autonomię, o własne technologie. Między innymi dlatego potrzebujemy 3% PKB na badania i rozwój. 

 

Po inauguracji Trumpa mówiłeś, że „nie powinniśmy w Polsce prowadzić polityki zagranicznej z ekscytacją i na kolanach, ale kierując się naszym interesem”. Od tamtej pory historia przyspieszyła, dziś USA poniżają europejskich sojuszników, relatywizują zobowiązania w NATO i orientują się na walkę z Chinami. Jaką politykę zagraniczną powinien w tej sytuacji kreować polski prezydent?  

Stany Zjednoczone nie będą pełniły w Europie tej roli, co przez ostatnie dekady. Znaczna część polskich polityków zamyka oczy na tę zmianę, tymczasem Amerykanie mówią o niej otwarcie, czas się z tym pogodzić. Trzeba zacieśnić sojusze regionalne ze Skandynawami, krajami bałtyckimi i z Francją, która dysponuje bronią jądrową. Rozbudować przemysł. Sytuacja po drugiej stronie Atlantyku jest nieprzewidywalna, musimy na nowo zbudować europejską architekturę bezpieczeństwa; stanąć na własnych nogach, bo Wuj Sam nie rozwiąże naszych problemów za nas. 

To nie dotyczy tylko obronności. To my musimy zbudować w kraju osiem bloków jądrowych, żeby nam gospodarka nie padła po odejściu od węgla. To my musimy uruchomić budownictwo społeczne, postawić na nogi ochronę zdrowia. Nikt tego za nas nie zrobi. 

 

Z niedawnego raportu Open for Business wiemy, że na dyskryminacji osób LGBT+ Polska traci rocznie 20 mld zł. Może taka dana to jakaś furtka do przekonania opornych, że troska o równość to „zdrowy rozsądek”? 

Nie lubię podejścia zakładającego „kalkulowanie” praw człowieka; ich wprowadzenie nie jest czymś, co musi się „opłacać biznesowo”. Jakby się „opłacało biznesowo” zamykanie ludzi w obozach, to też mielibyśmy to robić? Równe traktowanie jest po prostu sprawiedliwe, dlatego powinniśmy skończyć z dyskryminacją. Tę zmianę przyniesie nie argumentacja „biznesowa”, tylko zachodząca właśnie zmiana pokoleniowa. Dla dwudziesto- czy trzydziestolatków jest oczywiste, że państwo powinno dać ludziom żyć po swojemu. 

Wątpię zresztą, żeby argument o kosztach przekonał prawicę do czegokolwiek. Nierówności zawsze są kosztowne, w rozwarstwionych społeczeństwach są większe problemy ze zdrowiem psychicznym, alkoholizmem lub narkotykami. Im więcej osób wykluczamy, tym większy rachunek przychodzi nam za to ostatecznie zapłacić. Ale to prawicy nigdy nie zniechęciło do popierania nierówności. 

 

Może uda się przekonać chociaż jej wyborców? 

Ale to już się w dużym stopniu stało. Polacy są za związkami partnerskimi, widać to w wynikach badań opinii publicznej. Natomiast klasa polityczna jest mentalnie zupełnie gdzie indziej. W Sejmie mamy ekipę Mentzena, których ideologiczna odklejka jest na poziomie Konfederacji Gietrzwałdzkiej (dla zainteresowanych: www.konfederacjagietrzwaldzka.pl – dop. red.). 

 

Gdybyś został prezydentem, które z ważnych dla nas ustaw wniósłbyś do laski marszałkowskiej jako pierwsze? 

Niektórzy kandydaci zachowują się w kampanii, jakbyśmy mieli wybierać nie prezydenta, a króla Polski. Wolę mówić uczciwie, jak jest: problemem w realizacji równościowych postulatów będzie Sejm, gdzie ustawy muszą uzyskać 231 głosów. W tym Sejmie, niestety, czytelną większość mają PiS, Konfederacja i Trzecia Droga, o prawym skrzydle PO nie wspominając. Chętnie bym sprawdził, jak zagłosują nad ustawą o związkach partnerskich, ale nie nastawiałbym się na przełom. 

 

Czy z optymizmem mogą patrzeć w przyszłość osoby transpłciowe? Z badań wiemy, że to one najczęściej doświadczają depresji i myśli samobójczych, tymczasem „zdroworozsądkowa” prawica po raz kolejny czyni z ich istnienia kampanijny straszak. 

Na pewno dobrą informacją jest to, co wydarzyło się w Sądzie Najwyższym, który orzekł, że osoby transpłciowe nie będą już musiały pozywać własnych rodziców (by dokonać korekty płci w dokumentach – przyp. red,). To barbarzyńskie przepisy, które już dawno powinny wylądować na śmietniku historii.  

A co do tranzycji medycznej, uważam, że powinna być bezpłatna, w ramach NFZ. 

Wspomniałeś o depresji. Gdy ktoś wpada w kryzys, najważniejsze jest zapewnienie takiej osobie na czas specjalistycznej pomocy. Dziś nie sposób się jej doczekać w ramach państwowej ochrony zdrowia, bo jest ona skrajnie niedofinansowana. Dlatego Razem walczy o bezpłatną ochronę zdrowia, która daje bezpieczeństwo nie tylko tym, którzy mają bogatych rodziców i dobrą sytuację życiową. Chcemy państwa, które nie zawodzi i które traktuje wszystkich równo. Dziś tak nie jest. Kiedy kołdra jest za krótka, rosną nierówności; dziś transpłciowa osoba w kryzysie zdrowia psychicznego prędzej znajdzie pomoc, jeżeli mieszka w Warszawie niż w mieście powiatowym. A jak nie ma kasy na prywatnego psychiatrę, to nie znajdzie jej w ogóle. 

Dla mnie system, w którym skazujemy ludzi na brak pomocy tylko dlatego, że są biedni, albo że urodzili się w takiej a nie innej miejscowości, stanowi zaprzeczenie Konstytucji. Chciałbym, żeby to się zmieniło, żeby przyszły prezydent traktował ustawę zasadniczą serio. 

Wierzę w wolność, która nie kończy się na korwinowskim pokrzykiwaniu: „wara od mojego portfela”. Żeby być wolnym, nie możesz się ciągle bać, czy będziesz mieć gdzie mieszkać, czy praca pozwoli ci się utrzymać, czy za bycie LGBT-em nie wywalą cię z domu, szkoły albo uczelni. Życie w strachu to nie wolność. Tymczasem w 2025 r. dużo łatwiej niż w Warszawie zacząć dorosłe życie w Wiedniu, bo tam młody człowiek może wybrać, czy chce mieszkać w oferowanym przez miasto mieszkaniu czynszowym. W Polsce, jak nie masz odziedziczonego po rodzinie mieszkania własnościowego, to pozostają dwie opcje: albo kupno na kredyt – o ile w ogóle masz zdolność kredytową – albo wynajem na rynku prywatnym. Tylko co to jest za wolność, jeżeli ktoś cię może wyrzucić z dnia na dzień z domu? 

Możemy zbudować Polskę, w której nie trzeba się bać. Taką, w której szef nie jest panem, a pracownicy – jego parobkami. Polskę, w której będzie więcej solidarności i empatii, a nie egoizmu i straszenia Innym. Po to startuję w tych wyborach. 


Continue reading

Ostatnia prosta do 22. MDAG!

Ostatnia prosta do 22. MDAG! Polecenia dyrektora festiwalu, pełny harmonogram projekcji i start sprzedaży biletów

 

Jeszcze tylko kilka dni dzieli nas od startu 22. edycji Millennium Docs Against Gravity – drugiego największego festiwalu filmów dokumentalnych w Europie! Od dziś na stronie mdag.pl dostępny jest pełny harmonogram projekcji dla wszystkich siedmiu festiwalowych miast. Rozpoczęła się także przedsprzedaż biletów online na mdag.pl, na stronach kin oraz stacjonarnie w ich kasach. 

To idealny moment, żeby dokładnie zaplanować filmową ucztę dokumentalną. Część kinowa festiwalu odbędzie się w dniach 9 – 19 maja w siedmiu miastach: Warszawie, Wrocławiu, Gdyni, Katowicach, Poznaniu, Bydgoszczy i Łodzi. W tym roku nowym łódzkim domem MDAG jest Kino NCKF w EC1 Łódź.

Część online potrwa na mdag.pl od 20 maja do 2 czerwca. Dokładny program drugiej części festiwalu poznamy pod koniec edycji kinowej.

To ostatnia chwila, żeby zakupić festiwalowy karnet (akredytacje nie są już dostępne). Sprzedaż ostatnich sztuk trwa tylko do końca kwietnia lub do wyczerpania puli na stronie book.mdag.pl! Bilety na wydarzenia specjalne, jak stand-up, kolacje tematyczne w hotelu Puro, warsztaty fotograficzne czy pokaz z muzyką na żywo, także można kupować na stronie book.mdag.pl.

 

TOP 12 dyrektora festiwalu, Artura Liebharta

W tegorocznym programie MDAG znalazło się w sumie niemal 180 filmów krótko- i pełnometrażowych, co nie ułatwia przygotowania listy najbardziej interesujących tytułów. Jak odnaleźć się w tym filmowym gąszczu? Z pomocą przychodzi założyciel i dyrektor festiwalu Artur Liebhart, który przygotował autorski wybór tytułów:

Oto moja dwunastka. Więcej nie mogę podać, bo bym nigdy nie skończył!

„Nagłe przebłyski głębi istnienia” (A Sudden Glimpse to Deeper Things), reż. Mark Cousins
Skąd i kiedy przychodzi Wena? Dlaczego warto wierzyć w swój talent? Czym naprawdę jest sztuka abstrakcyjna?

Trailer: https://youtu.be/xHav5Aw4nMA

„A w niej pragnienie” (A Want in Her), reż. Myrid Carten
Gdy są problemy w rodzinie, to ważne, aby mieć przy sobie kamerę i… odwagę. Wujek też się przyda, a najlepiej dwóch!

Trailer: https://youtu.be/rFK8kxR2vyo

„Tylko na Ziemi” (Only on Earth), reż. Robin Petré
Tylko w Galicji dzikie konie ratują ludzi i naturę przed pożarami. Tyle, że jest ich coraz mniej.

Trailer: https://youtu.be/UDSCzSGX4G8

„One to One: John i Yoko” (One to One: John & Yoko), reż. Kevin Macdonald
Chyba w końcu polubiłem Johna Lennona. Czy to dzięki nagraniom jego rozmów telefonicznych autorstwa FBI? 🙂 

Trailer: https://youtu.be/r8o_xETfcz8

„Kwiat ośmiu gór” (A Flower of Mine), reż. Paolo Cognetti
Jak góry mogą nas uratować? Gdzie jest najwyżej położona w Alpach restauracja wegańska? Jak znaleźć swój kwiat?

Trailer: https://youtu.be/_3BpJ4PdlqI

„Pociągi” (Trains), reż. Maciej Drygas
Trainspotting level filozoficzny. Samo złoto – dla zuchwałych i kochających kino.

Trailer: https://youtu.be/ozjqtdXVFW8

„Viktor”, reż. Olivier Sarbil
Dowiadujemy się, co słyszy niesłyszący samuraj z Charkowa, jakie robi zdjęcia i jak jego historia pomaga innym.

Więcej o filmie: https://mdag.pl/22/pl/warszawa/movie/Viktor

„Riefenstahl”, reż. Andres Veiel 
Myślicie, że coś wiecie o Leni? Ona dopiero po wojnie pokazała, co potrafi…. 

Trailer: https://youtu.be/qwpiURjbrnI

„Pod szczęśliwą gwiazdą” (Wishing On a Star), reż. Peter Kerekes
O wróżce z Neapolu, co w świat za szczęściem wysyłała. Peter Kerekes w najlepszej formie, w swoim austro-węgierskim stylu.

Trailer: https://youtu.be/E8nfUK3SsQY

„Kuba, na zachód od Zapaty” (To the West, in Zapata), reż. David Bim
Kubański spleen z aligatorem na bagażniku. Najwyższy poziom zdjęciowy. 

Trailer: https://youtu.be/5QCe_zMWKmk

Seriale na MDAG:

„Czarny łabędź” (The Black Swan), reż. Mads Brügger
Mads Brügger przechodzi samego siebie i zabija mit „czystej” Danii i Skandynawii.

Trailer: https://youtu.be/MLwgJshi2f8

„Social Studies”, reż. Lauren Greenfield
Kalifornijska odpowiedź na „Dojrzewanie”, dająca jednak dużo więcej nadziei. 

Trailer: https://youtu.be/MN7Uf13An24

 

Dostępność na MDAG

Podczas festiwalu dokładamy wszelkich starań, żeby wydarzenie było w jak największym stopniu dostępne! 

W tym roku siedem filmów z programu udostępniana jest z audiodeskrypcją za pomocą aplikacji Kino Dostępne:

  • Viktor
  • Pociągi
  • Ernest Cole: odnaleziona legenda
  • One to One: John i Yoko
  • Apokalipsa w tropikach
  • Nagłe przebłyski istnienia
  • Pan Nikt kontra Putin.

Audiodeskrypcja kierowana jest do osób ze specjalnymi potrzebami w obszarze wzroku, które mają trudność w czytaniu napisów i mogą potrzebować pomocy lektora. Zapraszamy również na pokazy specjalne, podczas których zapewniamy odbiorniki do audiodeskrypcji i słuchawki oraz pętle indukcyjne i napisy rozszerzone dla osób ze specjalnymi potrzebami w obrębie słuchu. Ponadto zorganizowałyśmy szkolenie z zakresu potrzeb osób z niepełnosprawnościami dla naszych wspaniałych wolontariuszy_ek oraz koordynatorów_ek kin. W każdym warszawskim kinie dostępne są słuchawki wyciszające, a osoby towarzyszące osobom z niepełnosprawnościami mają bezpłatny wstęp na wszystkie wydarzenia.

Wszystkie niezbędne informacje znajdziesz na naszej stronie w zakładce Dostępność.

Jeśli masz jakiekolwiek pytania, potrzebujesz pomocy w zakupie biletów na seanse czy asysty w poruszaniu się po kinie, zapraszamy do kontaktu z koordynatorką dostępności festiwalu Julią Kosińską mailowo: julia@againstgravity.pl lub telefonicznie: +48 579 754 101. 

Millennium Docs Against Gravity odbędzie się od 9 do 18 maja w siedmiu miastach (Warszawa, Wrocław, Gdynia, Poznań, Katowice, Łódź i Bydgoszcz), a następnie online – od 20 maja do 2 czerwca na mdag.pl. Mecenasem tytularnym wydarzenia jest Bank Millennium.

Dzielnice LGBTQ+ w Polsce i na świecie

 

Materiał partnera – NNV sp. z o.o.
 

Dzielnice LGBTQ+ w Polsce i na świecie

Społeczności LGBTQ+ na całym świecie od lat tworzą swoje enklawy, które stają się centrami ich kultury i aktywizmu. Te dzielnice, często nazywane “gay villages”, pełnią rolę bezpiecznych przestrzeni, gdzie osoby o różnych orientacjach seksualnych mogą swobodnie wyrażać siebie i integrować się z ludźmi podobnymi sobie. W miejscach takich panuje równość i tolerancja, które pozwalają na pełną swobodę w wyborze stylu życia i towarzystwa. “Gay villages” to też knajpki, kina teatry i inne miejsca kultury, w których członkowie społeczności LGBTQ+ mogą spędzać czas wolny. Przyjrzyjmy się wybranym dzielnicom tego typu w Polsce i na świecie.

 

Dzielnice LGBTQ+ na świecie

 

Reguliersdwarsstraat w Amsterdamie

Amsterdam od dawna uchodzi za miasto przyjazne społeczności LGBTQ+. Ulica Reguliersdwarsstraat jest sercem gejowskiego życia nocnego w stolicy Holandii. Znajdziemy się tam bary i kluby, takie jak Bar Blend, który jest otwarty na wszystkich, niezależnie od wieku, płci czy orientacji. W każdy piątek organizowane są tam pokazy drag queen. Innym popularnym miejscem jest Reality Bar, znany z muzyki latino. Warto również wspomnieć o Lunchroom Downtown, powstałym w 1970 roku, który był pierwszym otwarcie gejowskim miejscem w okolicy. ​

 

Shinjuku Ni-chōme w Tokio

Shinjuku Ni-chōme to tętniąca życiem dzielnica gejowska w Tokio, rozświetlona neonami i pełna wysokich budynków z klubami nocnymi oraz kameralnymi barami. W lokalu Campy! Bar obsługują drag queens, a w New Sazae, wystylizowanym na lata 70., gospodarzem jest mama Shion. Mimo że w wielu miejscach nie mówi się po angielsku, większość lokali charakteryzuje się zachodnim wystrojem i menu bliskiemu każdemu Europejczykowi. Za dnia można tam zjeść ramen w ekstrawaganckich kawiarniach. Warto też odwiedzić tamtejsze księgarnie, takie jak Print Charming. Znajdziemy w nich książki autorstwa osób LGBTQ+. ​

 

Schöneberg w Berlinie

Schöneberg to pierwsza i najbardziej znana dzielnica LGBTQ+ w Berlinie. Już w latach 20. XX wieku otwierano tam kluby i restauracje przyjazne społeczności. Jeden z najstarszych barów gejowskich, Tom’s Bar, funkcjonuje do dziś. Inne miejsca warte uwagi to Prinzknecht, Heile Welt i Hafen. Dla turystów dostępne są hotele przyjazne gościom LGBTQ+, takie jak Tom’s Hotel, Axel Hotel Berlin czy Gay Hostel. W tej dzielnicy niełatwo się zgubić, nawet jeśli odwiedza się ją pierwszy raz. Życie nocne koncentruje się wokół placów Wittenbergplatz i Nollendorfplatz. ​

 

Dzielnice LGBTQ+ w Polsce

W Polsce nie wykształciły się jeszcze dzielnice o tak wyraźnym charakterze LGBTQ+ jak na Zachodzie. Być może wynika to z upowszechnienia mediów i aplikacji społecznościowych, które umożliwiają bardziej mobilny charakter społeczności. Niemniej jednak, w większych miastach istnieją miejsca, które przyciągają osoby różnej orientacji i koncentrują w sobie życie towarzyskie tej społeczności.

 

Osiedle Za Żelazną Bramą w Warszawie


Miejsca otwarcie przyjazne społeczności nieheteroseksualnej w Warszawie zaczęły tworzyć się w latach 90. XX wieku wraz z transformacją ustrojową. Nie oznacza to, że przestrzenie takie nie istniały wcześniej. W czasach PRL za jedną z bardziej gejowskich dzielnic uchodziło osiedle Za Żelazną Bramą.

Nie do końca wiadomo, dlaczego społeczność LGBTQ+ tej epoki zaczęła koncentrować się właśnie tam. Możliwe, że przyciągała ją anonimowość nowych, wielkich blokowisk. Osiedle jest położone na obszarze 33 hektarów pomiędzy Ogrodem Saskim a ulicami: Królewską, Twardą, Prostą, Żelazną i Elektoralną. W obrębie tej dzielnicy kręcono wiele filmów takich jak komedia “Dzięcioł”, która powstała w 1970 w nowym bloku mieszkalnym. Za Żelazną Bramą powstały też wybrane sceny z kultowego “Misia” czy serialu “W labiryncie”. Obecnie w Warszawie społeczność LGBTQ+ jest rozproszona, a jej obiekty kulturowe takie kluby i bary koncentrują się w okolicy Śródmieścia.

 

 

Osiedle Teatralne w Krakowie

Tworzenie bezpiecznych i przyjaznych przestrzeni dla osób LGBTQ+ jest procesem, który wciąż ewoluuje, odzwierciedlając zmieniające się realia społeczne i kulturowe. W okresie realnego socjalizmu taką dzielnicą w stolicy Małopolski miało być Osiedle Teatralne. Ta zabytkowa część dzielnicy Nowa Huta została zbudowana w latach 1950–1953 zgodnie z zasadami realizmu socjalistycznego. W jej obrębie znajdują się ważne obiekty kulturalne, takie jak Teatr Ludowy oraz kino “Świt”. To właśnie ze względu na bliskość teatrów dzielnica miała być zasiedlona przez gejów, gdyż mieszkania w okolicy otrzymywali pracujący w nich artyści. W miarę postępującej akceptacji i otwartości społeczeństwa powstaje coraz więcej przestrzeni przyjaznych ludziom nieheteroseksualnym. Obecnie w Krakowie za najbardziej przyjazną im dzielnicę uchodzi Kazimierz, gdzie znajduje się wiele miejsc przyjaznych takim osobom. W sąsiedztwie Kazimierza mieści się Dom Równości (DOM EQ), centrum kulturalno-informacyjne dla społeczności LGBT+ i ich sympatyków.

 

Poznań

Podczas gdy w wielu miastach na świecie istnieją wyraźnie zdefiniowane dzielnice LGBTQ+, w Polsce społeczność ta nie posiada jeszcze takich enklaw. Miejscami, które skupiają tę społeczność, są często centra miast i starówki z barami i kawiarniami przyjaznymi wszystkim bez względu na orientację seksualną.

Według opinii wielu Polaków najbardziej gejowskim miastem w Polsce jest Poznań. Poznańska społeczność LGBTQ+ jest rozproszona. Na Starym Rynku znajdziemy wiele kawiarni i knajpek, w których takie osoby mogą czuć się swobodnie. Tego rodzaju miejsca funkcjonują też między innymi w dzielnicach Jeżyce, Wilda i Łazarz. W tym dużym mieście powstaje też coraz bogatsza infrastruktura turystyczna przyjazna społeczności LGBTQ+. Należą do niej m.in. wszystkim hotele i hostele otwarte właśnie na takich klientów.

 

Vannesa Vanjie Mateo: Przyprowadźcie fajnych, polskich chłopców!

Jedna z najpopularniejszych na świecie drag queens – VANESSA VANJIE MATEO – uczestniczka 10. i 11. sezonu RuPaul’s Drag Race oraz All Stars 9 w specjalnym wywiadzie dla Repliki”! O swojej karierze i pierwszej wizycie w Polsce w ramach trasy Werq The World (9 kwietnia 2025 r w COS Torwar). Rozmawiał Bartłomiej Podsiad.
Shot by Marco Ovando

 

 

Hej, cieszę się, że udało nam się złapać!

Nareszcie! Jestem teraz ciągle w podróży, bo przygotowania do Werq the World idą pełną parą. Jadę właśnie z jednych przymiarek na kolejną, a tuż po niej mam jeszcze następną więc cały czas w trasie.

 
Wspomniana przez Ciebie trasa zaczyna się już za kilka dni. 22 marca zaczynacie w Swansea w Wielkiej Brytanii, a 9. kwietnia zobaczymy cię w Warszawie! To chyba twoja pierwsza wizyta w Polsce?

Zgadza się. Mieliśmy przyjechać w zeszłym roku, ale niestety z powodu problemów poprzedniego promotora trasy musieliśmy odwołać wszystkie występy. Tym razem będzie inaczej! Alter Art to świetny partner, więc tym razem na pewno się zobaczymy! Mam nadzieję, że ty też będziesz Bartku? 

 

 

Tak się złożyło, że w dniu koncertu w Polsce są moje urodziny, więc…

Więc musisz być! Już załatwiam Ci bilet! Będziemy razem świętować Twoje urodziny. Jesteś zodiakalną rybą czy rakiem?

 
Początek kwietnia to czas baranów (śmiech). Ślicznie dziękuję za bilet! Jak się czujesz przed tą trasą?

Prawie trafiłam z tym znakiem! (śmiech) A co do trasy to jestem meeeega podekscytowana! Nie tylko samą podróżą po Europie, ale też całym show, które dla was przygotowałyśmy! Z tego, co wiem, mnóstwo osób kupiło już bilety, więc bardzo się cieszę, że chcecie zobaczyć mnie i pozostałe królowe w tej wyjątkowej aranżacji. To trasa, podczas której wcielamy się w najsłynniejsze gwiazdy estrady i naprawdę… będzie wyjątkowo! 

 
Show ma poprowadzić Sasha Velour w roli Madonny, a na scenie m.in. Roxxxy Andrews jako Mariah Carey, z którą byłaś razem w 9. All Stars. Z kolei ty wystąpisz jako Rihanna. Sama wybrałaś swoje wcielenie? 


Tak! Kocham Rihannę! Zawsze była moją ulubioną artystką! Po pierwsze – pochodzi z małej karaibskiej wyspy, tak samo, jak ja! Ja jestem z Portoryko, a Rihanna z Barbadosu. Cudownie widzieć, jak ktoś z tak małej wyspy jest w stanie robić tak wielkie rzeczy. Po drugie – ona robi wszystko: kosmetyki do makijażu, do włosów, produkty do skóry, ubrania, perfumy… Cokolwiek byś chciał, ona to ma! W moich oczach to prawdziwa gwiazda.

 

 
Wszyscy, którzy mieli okazję spotkać się z nią osobiście, mówią, że cudownie pachnie. Opracowałaś już ten unikalny zapach, by rzeczywiście być Rihanną na 100%? 
 

(śmiech) Wiele bym dała, żeby tak pachnieć. Może nawet skręcę jointa na backstage’u, żeby poczuć się dokładnie jak ona? Mówią, że często wygląda, jakby paliła tuż przed. (śmiech) Żartuję, ja nie palę. 

 
Zdradzisz jakie piosenki wybrałaś na trasę Werq the World

Rihanna ma tak wiele, tak dobrych piosenek, że trudno mi było wybrać tylko jedną czy dwie! (śmiech) Mogę więc chyba zdradzić, że będzie to miks jej najlepszych utworów, tak żeby w pełni oddać jej osobowość na scenie. To będzie naprawdę świetne show!


Czego innego można się spodziewać po Miss Vanjie! Świat oszalał na punkcie twojego imienia i tego, w jaki sposób je powiedziałaś, opuszczając 10 sezon RPDR.

To moje imię i to jak udało mi się je przedstawić to jakieś błogosławieństwo. Miałam tak ogromnego fuksa! To szaleństwo, w dalszym ciągu próbuję to jakoś ogarnąć rozumem i nie potrafię. Szczęściara ze mnie, szczególnie teraz, kiedy nie jest łatwo być drag queen w Ameryce. Wielu królowym trudno znaleźć pracę, więc tym bardziej doceniam, że wciąż są na świecie ludzie, którzy chcą mnie oglądać i chcą ze mną pracować. 


W zeszłym roku osoby fanowskie na całym świecie wreszcie doczekały się twojego powrotu w RuPaul’s Drag Race. Byłaś finalistką 9. edycji All Stars. Jak było? 
 

Spotkać się w programie z tymi wszystkimi szalonymi dziewczynami, które ogromnie podziwiam? Być razem na scenie, robić świetny drag? To była ogromna frajda! All Stars jest wyjątkowym przeżyciem i cieszę się, że dano mi szansę to przeżyć. Ciągle wracam do nagrań z mojego sezonu i wspominam jak było super! (śmiech) To był wspaniały czas, ale najbardziej cieszę się z tego, jak wiele pieniędzy udało mi się zebrać na cele charytatywne, w tym szczególnie na rzecz ASPCA (Amerykańskie Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwu wobec Zwierząt – przyp. red.).

 

Shot by Marco Ovando
 
Znasz jakieś polskie drag queens? Nasza scena nie jest tak duża, jak w Ameryce, ale może coś obiło ci się o uszy. 
 

Jestem tragiczna, jeśli chodzi o zapamiętywanie imion, więc nawet jeśli kogoś widziałam, to i tak bym niestety nie zapamiętała. To chyba moja największa wada! Możemy już jednak zdradzić jednego newsa… polskie drag queens, będą otwierać nasze show! Mam więc wielką nadzieję, że będę mogła spędzić z nimi trochę czasu i przeżyć „full Poland experience”. (śmiech)

 

Jakieś szczególne oczekiwania wobec tego „full Poland experience”?

(śmiech) Tylko jedno – zabawa! Nie mogę się doczekać, żeby was poznać, spędzić z wami ten czas i wspólnie celebrować drag. Chcę, żebyśmy przeżyli wszyscy coś wyjątkowego, zwłaszcza w tak trudnym czasie. To naprawdę będzie wielka impreza, więc bawmy się na niej dobrze! Nie ma drugiej takiej produkcji jak “Werq The World”. Ekipa naprawdę stara się, żebyśmy wyglądały i czuły się jak gwiazdy. Wiem, że będzie perfekcyjnie do granic możliwości honey!


O czymś jeszcze powinniśmy wiedzieć?

Daj wszystkim znać, że jestem singielką! (śmiech) Więc koniecznie przyprowadźcie na ten wieczór fajnych, polskich chłopców! (śmiech) O polskim jedzeniu słyszałam wiele, więc koniecznie chcę spróbować waszej kuchni. 

****

WERQ THE WORLD  

09 kwietnia 2025 / Warszawa / COS Torwar 


KUP BLETY NA SHOW>

Olly Alexander: Radzono mi, abym nie mówił głośno, że jestem gejem

Olly Alexander zadebiutował w 2015 roku, wydając z zespołem Years&Years świetny krążek Communion”. Dziś stawia na solową karierę i niebawem wystąpi z najnowszym materiałem w Warszawie (27.03.2025 r. / Klub Palladium>). O nowym albumie, Eurowizji, odkrywaniu orientacji i wyzwaniach związanych z byciem muzykiem-gejem Olly opowiedział w rozmowie z Patrykiem Radzimskim.
fot. materiały organizatora koncertu

 

 

Polari” to pierwszy album wydany pod twoim nazwiskiem. Czy czujesz, że to nowy początek?

 

Tak, cały proces polegał na tym, aby stworzyć album, który będzie jak najbardziej mój”. Nagrywając go, czułem, jakbym skondensował całego siebie w muzyce. Mam spore doświadczenie, działałem z Years&Years, wydałem z nimi już trzy krążki. Tym razem wiedziałem, że chcę zrobić to inaczej.

 

Tytuł albumu, Polari, to także określenie slangu używanego przez społeczność LGBTQ+ w XX wieku. Jeśli mam być szczery, nie wiedziałem o jego istnieniu aż do premiery Twojego krążka. 

 

Tak naprawdę w Wielkiej Brytanii również wiele osób nie wie o polari. Często ludzie nie zdają sobie sprawy, że niektóre słowa wywodzą się właśnie z tego slangu, np. drag”. Ten język ma naprawdę fascynującą historię, głównie ze względu na to, kto go używał, dlaczego i w jakich okolicznościach. Mam na myśli osoby queer, które używały tego szyfru”, aby uniknąć konsekwencji – często po prostu aresztowania. W tamtych czasach byli przecież traktowani jak kryminaliści. Zwroty i słowa wywodzące się z polari mają często zabawny, dość przewrotny wydźwięk. Jednym z moich ulubionych określeń jest camp”. Tworząc najnowszy album, czerpałem inspirację właśnie ze slangu polari. Choć nie we wszystkich piosenkach używałem tych charakterystycznych słów, to i tak czuć w nich ducha polari. 

 

Poza slangiem polari, jakie były największe inspiracje przy tworzeniu albumu?

 

Myślałem o twórczości innych artystów, których słuchałem jako dojrzewający nastolatek. Inspirowałem się też muzyką, która towarzyszyła mi, kiedy dopiero wkraczałem do queerowego świata, będąc gejem tuż po dwudziestce. To był dość szalony czas, w którym dużo imprezowałem, a w klubach królowały odświeżone wersje kawałków z lat 80. i 90. Od zawsze kochałem muzykę taneczną, a praca na planie queerowego serialu It’s a sin”, którego akcja rozgrywa się właśnie w latach 80., jeszcze bardziej rozpaliła moją miłość do tej ery w muzyce i bardzo głęboko wpłynęła na mnie jako artystę. Dlatego chciałem oddać esencję tej magii na nowym krążku, jednocześnie wprowadzając nutkę nowoczesności. 

 

Współpracowałeś nad tym albumem ze znanym brytyjskim producentem, który współpracował z Duą Lipą, czy Charli XCX – Dannym L Harle.

 

Jestem fanem Danny’ego od wielu lat. Co ciekawe, był on częścią mojego pierwszego albumu Communion” – Danny w świetny sposób zremiksował w 2015 roku piosenkę Shine”. Od dawna chcieliśmy stworzyć coś razem od podstaw, ale dopiero teraz to się udało. Wiedziałem, że nad najnowszym krążkiem chcę pracować z kimś nowym i zależało mi na tym, aby w stworzenie albumu zaangażować tylko jednego producenta, szczególnie, że wcześniej komponowałem w zespole. Gdy spotkaliśmy się z Dannym, podzieliliśmy się swoimi pomysłami i od razu wiedzieliśmy, w jakim kierunku podążać. Kocham jego spojrzenie na pop i muzykę elektroniczną, które świetnie ze sobą współgrają i pozwalają przekazać masę emocji. Jestem wdzięczny za to, że stworzyliśmy ten album tylko we dwóch. Danny świetnie zrozumiał paletę dźwięków, pomysłów i inspiracji, z których chciałem korzystać. 

 

fot. materiał organizatora koncertu
Mam wrażenie, że Polari” to twój najbardziej odważny i zmysłowy album. Co chciałeś przekazać swoim słuchaczom?

 

Właściwie każdy z moich albumów oscyluje wokół miłości, jednak nie zawsze jej obiektem jest druga osoba. Bardziej chodzi o samą ideę kochania i pożądania czegoś – nie tylko w innych, ale również w sobie. Jako osoba nieheteronormatywna odkryłem, jaki aspekt mojego świata chcę eksplorować – piszę o chłopakach, których poznałem, o moich doświadczeniach z nimi i historiach, które z nich wyniknęły. Myślę, że za motyw przewodni „Polari” można uznać pragnienie, choć tak naprawdę trudno to sprowadzić do jednej konkretnej rzeczy. 

 

Wiem, że to nie jest proste zadanie, ale czy mógłbyś wybrać swoją ulubioną piosenkę z albumu? Albo taką, która jest ci szczególnie bliska?

 

Kocham „Archangel”. To słodko-gorzki utwór, opowiadający o bolesnym momencie i osobie, która podnosi cię z kolan, sprawia, że znów jesteś pełen życia i przywraca twój optymizm. Refren może mieć nawet nieco dziecinny wydźwięk – „możesz robić cokolwiek chcesz i kiedy chcesz, bo dzisiejszej nocy wszystko należy do ciebie”. Ta piosenka za każdym razem mnie porusza. Poza tym daje niezłego kopa energetycznego i świetnie sprawdza się podczas joggingu. 

 

 

Brałeś udział w Eurowizji 2024, często nazywanej „gejowską olimpiadą”. Wykonałeś główny singiel z Polari”Dizzy”. Twój występ i cała oprawa sceniczna były spektakularne. Czy ostateczny wynik (18. miejsce na 25 krajów, zero punktów od widzów – przyp. red.) był dla ciebie rozczarowujący?

 

Muszę powiedzieć, że poniekąd byłem na to przygotowany. Oczywiście zawsze masz nadzieję na sukces. Byliśmy i jesteśmy naprawdę dumni z tego występu, ale wiedzieliśmy, że nie każdy go pokocha, a przecież tu liczy się największa liczba głosów. Nie potoczyło się to w sposób, na jaki liczyliśmy, byliśmy nieco rozgoryczeni, ale mimo wszystko celebrowaliśmy tę przygodę z dumą. Właściwie to pierwszy raz brałem udział w konkursie, a jak wiemy, rywalizacja bywa bezlitosna. 

 

Pierwszy, ale czy ostatni? Jest szansa na Twój powrót na eurowizyjną scenę?

 

Nie wiem, czy bym to powtórzył. Na pewno starczy mi takiej rywalizacji na jakiś czas. (śmiech)

 

Właściwie, słynne zero points” jest ikoniczne, warto spojrzeć na to w ten sposób. 

 

Dokładnie! Jestem dumny z mojego zera, nie każdy może się pochwalić takim wynikiem. (śmiech)

 

 

 

Śmiało można powiedzieć, że jesteś nie tylko wyoutowaną osobą LGBT+, ale też aktywistą. Czy był w twoim życiu moment, który szczególnie wpłynął na to, że zaangażowałeś się w działalność aktywistyczną? 

 

Na pewno nie mogę powiedzieć, że sobie to zaplanowałem. Nigdy nie myślałem, że będę kiedykolwiek głośno mówił o problemach społecznych osób LGBT+ i kwestiach politycznych. Powodem, dla którego od zawsze chciałem zostać artystą, była chęć wyrażania siebie. Wszyscy moi idole tak robili, byli autentyczni i nie ukrywali tego, kim naprawdę są. Pamiętam, że to było dla mnie bardzo istotne, abym debiutując z Years&Years, nie musiał ukrywać tego, że jestem gejem. W końcu to, jaki jestem, miało i ma ogromny wpływ na to, jaką muzykę tworzę i co chcę przekazać. Oczywiście mówiąc głośno na temat mojej orientacji i kwestiach dotyczących społeczności LGBT+, byłem na początku nieco przerażony. Bałem się, że ludzie nie będą chcieli słuchać mojego gadania. Nic podobnego! Dzięki mojej szczerości udało mi się zbudować niesamowitą więź z publiką. Zawsze starałem się podążać śladami osób kultury, które inspirowały mnie na różnych płaszczyznach. Mam na myśli takie legendy jak Ian McKellen, Elton John, Neil Tennant (połowa duetu Pet Shop Boys – przyp. red.) i George Michael. 

 

Kiedyś powiedziałeś, że zajęło ci 19 lat, aby w pełni zaakceptować swoją orientację. Czy pamiętasz ten moment w swoim życiu?

 

Miałem 19 lat, gdy dokonałem coming outu przed sobą i moim otoczeniem, rodziną, przyjaciółmi. Ale minęło jeszcze więcej czasu, nim poczułem się naprawdę komfortowo. Nie był to jednak jakiś konkretny moment. Kluczowe było z pewnością poznanie queerowej społeczności i historii jej przedstawicieli – ludzi, którzy mnie otaczali, autorów, twórców filmowych. Wśród nich poczułem się pewnie i wiedziałem, w jaką stronę chcę iść jako artysta i człowiek.

 

Czy to prawda, że na początku kariery radzono ci, abyś nie mówił o swojej orientacji?

 

Tak, to prawda, to było ponad dekadę temu. Od tego czasu zdecydowanie wiele się zmieniło. Aż trudno w to uwierzyć, ale wtedy, gdy ktoś powiedział publicznie, że jest gejem, to wciąż było to postrzegane jako skandal, a tabloidy strasznie to podkręcały. To była niewątpliwie beznadziejna rada, ale chyba rozumiem, dlaczego doradcy od wizerunku próbowali przekonać mnie, abym nie mówił o swojej orientacji. Natomiast ja w ogóle nie brałem pod uwagę takiego scenariusza i twardo stałem przy swoim. Gdy zrobię coś, co może być postrzegane choć w niewielkim stopniu jako seksualne, niektórzy ludzie wariują, automatycznie pojawiają się głosy w stylu osoby nieheteronormatywne są perwersyjne”, o mój boże, to nie jest family-friendly”. Halo, ludzie! Nie ma nic złego w tym, że złapię chłopaka za rękę albo go pocałuję, to nie powinno być dla nikogo problemem! Niektórzy nawet nie są tego świadomi, zaznaczają, że nie są homofobami, ale odczuwają dyskomfort, gdy widzą takie obrazki w mediach… serio? To bywa bardzo krzywdzące. 

 

Czy z biegiem czasu brytyjska i amerykańska branża muzyczna stały się bardziej inkluzywne? W Polsce to wciąż dość trudny temat, a wielu artystów nie decyduje się na coming out w obawie przed hejtem i brakiem wsparcia.  

 

Z moich doświadczeń mogę powiedzieć, że jest zdecydowanie lepiej! Przemysł muzyczny staje się bezpieczną przestrzenią dla osób nieheteronormatywnych i to dzięki artystom, którzy walczyli o to na przestrzeni ostatnich dekad. Obecnie duże znaczenie mają także fani, którzy mogą wspierać i bronić swoich idoli w Internecie. Jednocześnie wytwórnie zdają się mieć mniejszą moc niż kiedyś. Mogę śmiało powiedzieć, że dziś orientacja seksualna nie stanowi żadnej przeszkody na drodze do osiągnięcia sukcesu. Udowadniają to chociażby Lil Nas X, Kim Petras, Chappell Roan, Sam Smith czy Billie Eilish. Publika ich kocha, biją rekordy popularności. Choć wiadomo – to jest z natury wybiórczy biznes – możesz być na topie, a za chwilę upaść na dno, więc pod tym względem branża jest na pewno bezlitosna.

 

Grałeś w Polsce kilka razy, a już 27 marca powrócisz do nas w ramach trasy promującej Polari”. Czego fani mogą spodziewać się po koncercie? 

 

Jestem niesamowicie podekscytowany, że znów wyruszam w trasę! Show będzie skupiało się na muzyce, na więzi z fanami, będzie wyjątkowe, intymne. Zaśpiewam wiele piosenek z Polari”, będą też oczywiście piosenki wcześniejszych albumów, również w odświeżonych wersjach. Nie mogę się doczekać powrotu do Polski!

****

Olly Alexander / POLARI 

27 marca / Warszawa / Palladium 


KUP BLETY NA KONCERT>

Sąd Najwyższy: osoba niebinarna może być dyskryminowana ze względu na płeć!

25 lutego 2025 roku Sąd Najwyższy wydał przełomowy wyrok w sprawie niebinarnej Marty Radczyc, byłej krupierki we wrocławskim kasynie, która została zwolniona po tym, jak odmówiła stosowania się do restrykcyjnych zasad dotyczących wyglądu pracownic. Sąd uznał, że osoby niebinarne mogą podlegać dyskryminacji ze względu na płeć, co stanowi pierwszy tego typu wyrok w polskim systemie prawnym.

 

 

Historia sprawy: dyskryminacja w miejscu pracy

Historia Marty Radczyc – identyfikującej się jako osoba niebinarna – sięga 2021 roku, kiedy to została zwolniona z kasyna we Wrocławiu za odmowę noszenia makijażu, spódnicy i butów na obcasie.

Marta przez półtora roku pracowała jako krupierka w jednym z wrocławskich kasyn. Któregoś dnia zdecydowała się na zmianę wysokich szpilek na wygodne, płaskie obuwie. W rozmowie z WP Kobieta w 2021 roku Marta tak opisywała tę sytuację:

– Którejś nocy włożyłam na ostatnią godzinę zmiany płaskie obuwie. To jest normalne, często postępują tak kobiety krupierki, oczywiście nie afiszując się z tym. Sytuację zauważył mój kierownik i podszedł do mnie w trakcie gry z pretensjami. Nie mogłam wówczas odpowiedzieć, byłam skupiona na pracy. Kiedy poszłam się pożegnać, ponieważ właśnie skończyłam zmianę, zapytałam, dlaczego nie mogę nosić płaskich butów, skoro są dokładnie takie jak te, które ma na sobie on. Odpowiedział: jestem mężczyzną i do mojego stroju nie pasują buty na obcasie. Zasugerowałam mu, że mogę pracować w uniformie przeznaczonym dla krupierów, skoro uprawnia on do wygodnych butów, a na dodatek w kobiecym skafandrze czuje się bardzo niekomfortowo. To go rozwścieczyło i sprawę skierował do dyrektora.

Dwa tygodnie później dostała wypowiedzenie. Dzień przed w rozmowie z kierownikiem zmiany przyznała też, że ma partnerkę.

Wypowiedzenie argumentowano pandemią i ograniczenie etatów, ale chwilę wcześniej zatrudniono trzy osoby do zespołu.
Osoba postanowiła pozwać Casino Poland za dyskryminację ze względu na płeć i nierówności w miejscu pracy.
 

“Kobiety wyglądają lepiej w makijażu”

Podczas rozprawy przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu Marta Radczyc miała okazję zadać pytania swojemu byłemu przełożonemu, dyrektorowi kasyna, co opisała m.in. Gazeta Wyborcza. Zapytała go, czy jest świadomy, że długotrwałe stanie w butach na wysokim obcasie powoduje ból oraz czy uważa za sprawiedliwe, że od kobiet wymaga się więcej pod względem wyglądu niż od mężczyzn.

Dyrektor odpowiedział, że mężczyźni nie mają obowiązku noszenia makijażu, ale muszą dbać o swój wygląd, co oznacza golenie się lub utrzymywanie zadbanego zarostu. Na to Marta Radczyc dopytała:
– Czyli kobieta z uczesanymi włosami i wypielęgnowaną twarzą to za mało, bo dodatkowo musi jeszcze nosić makijaż?

Dyrektor odparł:
– Tak, utarło się, że kobiety wyglądają lepiej w makijażu, zwłaszcza w sztucznym świetle.

Przyznał także, że firma nie rekompensuje kobietom kosztów kosmetyków do makijażu, dodając, że “mężczyźni też nie dostają zwrotu za maszynki do golenia.”

Sąd pierwszej instancji częściowo przyznał rację Radczyc, uznając, że dress code kasyna był dyskryminujący wobec kobiet i wymagał nieuzasadnionych nakładów finansowych oraz miał negatywny wpływ na zdrowie pracownic. 

 

Sąd Okręgowy: Osoba niebinarna nie może być dyskryminowana ze względu na płeć

Apelację od tego wyroku złożyły dwie strony sporu. Sąd Okręgowy w wyroku z 29 czerwca 2023 r. odrzucił argumentację powódki, uznając, że skoro identyfikuje się ona jako osoba niebinarna, to nie może być dyskryminowana ze względu na płeć. 

Obrońca powódki – adwokat Konrad Pawiński – zaskarżył ten wyrok do Sądu Nawyższego, wskazując na liczne naruszenia prawa. W apelacji zarzucono sądowi naruszenie przepisów prawa procesowego, w szczególności art. 233 § 1 k.p.c., poprzez dokonanie dowolnej, a nie swobodnej oceny zebranego w sprawie materiału dowodowego. Ponadto podkreślono, że sąd błędnie rozłożył ciężar dowodu, uznając, że to powódka powinna wykazać, że padła ofiarą dyskryminacji. Tymczasem zgodnie z art. 18 3b § 1 k.p., to strona pozwana powinna udowodnić, że zróżnicowanie sytuacji powódki względem innych pracowników miało obiektywne uzasadnienie.

Adwokat argumentował również, że Sąd Okręgowy nieprawidłowo zastosował przepisy dotyczące wypowiedzenia umowy o pracę na czas określony, ignorując fakt, że powódka została zwolniona właśnie z powodu odmowy podporządkowania się dyskryminacyjnym zasadom dotyczącym wyglądu. 

 

Przełomowy wyrok Sądu Najwyższego

25 lutego 2025 roku Sąd Najwyższy częściowo uwzględnił skargę, uznając, że wyrok Sądu Okręgowego wymaga ponownego rozpatrzenia. Jak wskazał sędzia przewodniczący Bohdan Bieniek, decyzja sądu II instancji opierała się na błędnym założeniu, że osoba niebinarna nie może być dyskryminowana ze względu na płeć. Odwołując się do orzecznictwa Unii Europejskiej, przypomniał, że dyskryminacja może dotyczyć również osób, które same nie są bezpośrednimi adresatami dyskryminujących przepisów, ale które są tak traktowane w środowisku pracy.

Sąd Najwyższy podkreślił, że Marta Radczyc była traktowana zgodnie z zasadami narzuconymi kobietom i podlegała innym wymaganiom niż mężczyźni zatrudnieni w kasynie. W związku z tym sąd uznał, że mogło dojść do naruszenia zasady równego traktowania w miejscu pracy. Zwrócono również uwagę, że całość postępowania dotyczącego dyskryminacji było prowadzone w sposób wadliwy, a sąd II instancji powinien jeszcze raz przeanalizować materiał dowodowy. 

Tym samym Sąd Najwyższy jednoznacznie orzekł, że osoby niebinarne mogą być dyskryminowane ze względu na płeć. Oznacza to, że nie można ich wykluczać z ochrony przed dyskryminacją tylko dlatego, że nie identyfikują się jednoznacznie z żadną z normatywnych kategorii płciowych.

Adwokat Marty Radczyc, Konrad Pawiński, skomentował dla nas sprawę:

– Takiego wyroku jeszcze w Polsce nie było i będzie on ogromnie ważny dla przyszłych spraw dotyczących dyskryminacji ze względu na płeć w miejscu pracy. To ważny wyrok dla osób niebinarnych, ale też po prostu dla osób identyfikujących się jako kobiety. Wprowadzenie dress code w firmie jest możliwe, ale powinno nakładać porównywalne obowiązki dla wszystkich pracowników i pracownic. Postępowanie będziemy musieli przejść raz jeszcze, ale mamy nadzieję na określenie jasnych zasad względem tego, czy kobiety mogą być zmuszane chociażby do noszenia szpilek, kiedy mężczyźni mogą ubierać wygodne buty na płaskim obcasie. Przecież kobieca elegancja nie wymaga koniecznie wysokiego obcasa, mocnego makijażu czy malowania paznokci.”

 

 

 

Ks. Kazimierz Orzechowski molestował seksualnie

 

 

Ks. Kazimierz Orzechowski znany ze “Złotopolskich” molestował seksualnie młodego aktora – Rafała Dajbora

„Przyjeżdżaj, przyszła wiosna, złapię cię za ptaszka”

fot. Tricolour EastNews

 

 

W najnowszym numerze magazynu Replika publikujemy przełomowy i wstrząsający materiał, w którym nasz dziennikarz i aktor Teatru Żydowskiego w Warszawie Rafał Dajbor ujawnia, że jako młody aktor był molestowany przez nieżyjącego już Kazimierza Orzechowskiego (1929–2019) – księdza i aktora, znanego m.in. z roli proboszcza w serialu „Złotopolscy”.

W artykule Dajbor szczegółowo opisuje sytuacje, do których dochodziło w Domu Aktora Weterana w Skolimowie, gdzie Orzechowski przez lata pełnił funkcję kapelana. Jego zachowanie było tajemnicą poliszynela – środowisko aktorskie wiedziało, ale milczało.

 

Szokujące wyznanie Rafała Dajbora

„Przyjeżdżaj, przyszła wiosna, złapię cię za ptaszka” – tak brzmi jedno z wielu zdań, które Orzechowski kierował do młodego dziennikarza.

„Notorycznie witał mnie w drzwiach swojego pokoju odziany w T-shirt, rozpięty szlafrok i nic poza tym, a gdy podawałem mu rękę, oprócz uściśnięcia jej pocierał moją dłonią o swojego członka. Czasami działał w „przeciwnym kierunku” – tzn. łapał mnie za krocze, patrząc mi zalotnie w oczy i mówiąc „amen, amen”.”

Dajbor opisuje, że sytuacje te zdarzały się wielokrotnie i były częścią jego kontaktów z Orzechowskim. Duchowny i aktor regularnie próbował seksualizować ich rozmowy, narzucając się fizycznie i werbalnie.

„Miałem 23 lata, widziałem, jak nikt, zupełnie nikt z mojego otoczenia nie reaguje na tę sytuację oburzeniem. Pracowałem w teatrze, grałem w filmach i serialach, pisałem w prasie – byłem szalenie zajęty. Do tego właśnie w tym czasie (26 września 2004 r.) zmarła moja mama. Nie wyobrażałem sobie robić afery i musieć zmieniać temat pracy magisterskiej. Bo kiedy? I skąd wziąć na to siły? Jeszcze mniej uśmiechało mi się narazić na opinię smarkacza, który próbuje robić karierę na wywołaniu skandalu i oczernianiu zasłużonego kapelana Skolimowa. A byłem pewien, że tak zostanę oceniony.”

 

Zakłamana dobrotliwość – systemowa zmowa milczenia wobec ks. Kazimierza Orzechowskiego

Ks. Kazimierz Orzechowski przez lata był postrzegany jako życzliwy i ciepły ksiądz-aktor, który prowadził msze dla środowiska artystycznego i pomagał starszym aktorom w Skolimowie. Tymczasem – jak wynika z relacji Dajbora – jego relacje z młodymi mężczyznami miały zupełnie inny, niepokojący charakter.

„Witold Sadowy żegnał go pięknym artykułem. W prywatnej rozmowie, gdy mu opowiedziałem o wydarzeniach sprzed lat, stwierdził, że doskonale wie, iż Kazio na starość zupełnie stracił kontrolę nad swoją seksualnością, i powiedział, że uważa jego zachowania za oburzające. Uogólniając: wszyscy wiedzieliśmy, wszyscy milczeliśmy, wszyscy udawaliśmy, że nie widzimy… ”

W tamtych czasach nikt nie mówił o przemocy seksualnej duchownych, a molestowanie przez księdza było tematem tabu.

„Całe te jego umizgi po prostu mnie… bawiły […] To był inny czas. Wszyscy albo dziwili mi się, że po prostu nie daję Orzechowskiemu po mordzie, albo… śmiali się wraz ze mną […] Nikt nigdy nie zasugerował, by to ujawnić i „zrobić aferę.”

Dajbor podkreśla, że to mogła nie była sytuacja odosobniona.

„Sam nie czułem się przez Orzechowskiego krzywdzony – widziałem w nim wtedy przede wszystkim kogoś godnego pożałowania, człowieka, który – na własne życzenie, bo przecież do bycia księdzem, do ślubowania celibatu nikt go nie zmuszał – tłamsił swoją seksualność, a ona i tak wybuchła mu w rękach jak źle rozbrajana mina. Być może raniąc przy tym innych.”

 

„Złotopolscy” i mit dobrego księdza

Kazimierz Orzechowski był postacią znaną i szanowaną. Przez lata grał role księży w polskich produkcjach filmowych (np. „Panny z Wilka”, A.Wajdy) i telewizyjnych, m.in. w kultowym serialu „Złotopolscy”.

„Ksiądz Kazimierz Orzechowski był nie tylko kochanym przez widzów proboszczem ze Złotopolic. Był też kimś, kto zachowywał się w sposób, w jaki nikt (a już zwłaszcza ksiądz) zachowywać się nie powinien.”

„Gdy tego rodzaju historie wychodzą na światło dzienne, pojawia się często tekst: „Po co wyciągać brudy na temat zmarłego?”. Odpowiadam: w imię prawdziwego przekazu historycznego, a także mając cały czas w głowie myśl, że mogłem nie być jedyny i że inni, potraktowani podobnie, jeśli istnieli, mogli molestowanie Orzechowskiego przeżyć znacznie gorzej niż ja. To o nich myślę dziś, pisząc ten tekst.”

 

***

Telefon Zaufania dla Ofiar i Sprawców Przemocy Seksualnej: 22 828 11 12 czynny we wtorki i środy od godz. 15:00 do 18:00. Opłaty za połączenia z numerem zgodnie z cennikiem operatora. Telefon zaufania oferuje pomoc dorosłym, którzy doświadczyli przemocy seksualnej, oraz służy radą i wsparciem osobom, które pragną wyeliminować własne niepożądane myśli i zachowania.

***

Rafał Dajbor (ur. 1980) – aktor i dziennikarz. Od 2002 r. występuje w Teatrze Żydowskim w  Warszawie. Zagrał kilkadziesiąt niewielkich ról w polskich filmach i  serialach, z czego największą popularność przyniosła mu postać ekologa Tomasza „Małego” Tusiewicza w „Klanie”. Kieruje Fundacją Drugi Plan, która za cel stawia sobie ocalenie od zapomnienia mistrzów epizodu polskiego kina i telewizji. Autor książek o kultowych polskich produkcjach filmowych: „Jak u Barei, czyli kto to powiedział” (2019), „Mój mąż jest z zawodu dyrektorem, czyli Jak u Barei 2” (2022) i „40-latek. Kulisy kultowego serialu” (2024). Od 2019 r. stały współpracownik „Repliki”.