Barbara Elmanowska – o swojej lesbijskiej powieści „Woliera”, o sporcie, scenach erotycznych i morzu

Rozmowa Małgorzaty Büthner-Zawadzkiej

fot. Kamila Paradowska

Jesteś autorką, której proza, według Ingi Iwasiów, „ma powolny rytm łagodnego morza”, a jednocześnie instruktorką strzelectwa sportowego, bojowego i praktycznego-dynamicznego.

Ha, ha, ha! To chyba przez moje ADHD. Szybko się nudzę i tyle aktywności się w moim życiu pojawia. Od dzieciństwa miałam sportowe potrzeby. W wieku siedmiu lat zaczęłam trenować akrobatykę, a w szkole średniej strzelectwo. Wtedy nie myślałam o pisaniu, pojawiło się dopiero na studiach. Podobają mi się autorzy amerykańscy, tacy jak Ken Kesey, którzy byli na uniwersytecie na stypendiach sportowych. W Polsce pisarz raczej nie ćwiczy, ha, ha.

W 2024 r. wydałaś powieść „Woliera”. Zbiera dobre recenzje, w Nagrodzie Gombrowicza przeszła do kolejnego etapu.

Akurat kiedy się dowiedziałam, siedziałam w kajaku. Dobiłam do brzegu i widzę, że Inga wysłała link do nagrody i napisała: „fajnie!”. No fajnie, wspaniała wiadomość, ale jakby to na zewnątrz mnie było. Gdy płynę, nawet fakt, że napisałam książkę, wydaje się trochę nierealny.

Czy jako literaturoznawczyni myślisz o „Wolierze” jako o prozie lesbijskiej?

Tak, myślałam nawet o książce, w której w ogóle nie byłoby nic o hetero, totalnie lesbijskiej. Ale to się jednak nie udało. Myślę też o niej jako o prozie psychologiczno-obyczajowej. Kobieta, której rozpada się kolejny związek, ma potrzebę psychoterapeutycznego spojrzenia wstecz, sprawdzenia schematów, według których działa.

A dla ciebie pisanie było terapią?

Wtedy też się rozstawałam z partnerką. Ale pisanie miało czysto konstrukcyjny charakter. Może to jest terapeutyczny skutek, że zapomina się o sobie, miło jest zanurzyć się w świecie fi kcji. Gdy kończyłam „Wolierę”, już byłam w innym nastroju i musiałam grzebać w sobie, żeby poczuć na nowo emocje powieści i je zapisać

Dla mnie to powieść o odnajdywaniu siebie. Bohaterka Anka na początku odnajduje dziewczynkę Anię, która się zgubiła jakiejś rodzinie. Co dla ciebie oznacza „odnaleźć siebie”?

Zajrzeć głęboko w siebie i sprawdzić, co mną kieruje w życiu. Co jest naprawdę moje? Czasem myślę: czy pisanie jest moje, skąd się wzięło i czy rzeczywiście go potrzebuję? Anka też się zastanawia, jak została fotografką, jak ją wychowano, jak niesie pamięć o rodzicach. To jest weryfi kacja pragnień, potrzeb. Odrzucenie wszystkiego, co nie jest moje i złożenie klocków na nowo – trochę to nietzscheańskie. Po rozstaniu z Kaśką Anka przyjeżdża do Dąbkowic, hermetycznej miejscowości nad morzem i tam dokonuje rozkładu siebie na części pierwsze, żeby zrozumieć każdy z elementów i na nowo je poskładać

Czym jest tytułowa woliera? Złotą klatką?

Związkiem, który nas zamyka, chociaż daje dużo dobrego. Ale różnie o niej myślę, na przykład, że nasza tożsamość jest wolierą. Rodzimy się z określoną wrażliwością, ja jestem melancholiczką i uwielbiam analizować. Temperament jest wolierą, podobnie wychowanie. I umysł – gąbka, która nieświadomie nasiąka schematami.

A heteromatrix?

O! Zawsze są nowe interpretacje! Tak, heteromatrix i również patriarchat. Relacja Anki z Wandą przez to się też nie udaje, że Wanda jest w niego uwikłana.

To jest związek 16-latki z kobietą koło trzydziestki. A na ten temat są obecnie spory, część orzeka – grooming! – i od razu potępia, część uważa, że jeśli osoba jest powyżej wieku zgody, nie należy się wtrącać. Czy w relacji młodej Anki z Wandą jest coś niebezpiecznego?

Przyznam się, że przy pisaniu nie myślałam o tym, ale zetknęłam się z opiniami, że jest w tej relacji nadużycie. Kiedy poznajemy Ankę, ma 30 lat i jest wciąż uwikłana w pamięć o Wandzie. Myślałam, jak to uwiarygodnić, że dorosła kobieta tak długo jest zafiksowana na jednym związku, wciąż do niego wraca i porównuje. Uznałam, że związek musi być z wczesnej młodości, żeby zostawił mocny ślad. Chciałam, żeby to były pierwsze doświadczenia Anki, też erotyczne. No i chciałam trójkąta, który – mam nadzieję – jest nowy literacko, nie znam książki, w której córka odbija kobietę ojcu. Nie planowałam przedstawić relacji, w której dochodzi do nadużycia, dla mnie w książce tego nie ma. Ale niektóre osoby po przeczytaniu były złe na Wandę, bo skrzywdziła Ankę, a tak nie powinno się robić. Oczywiście, nie powinno, ale to się zdarza nawet, gdy mamy 20 lat, tak naprawdę wciąż nie jesteśmy gotowi na trudne związki. Powiem też może coś niepopularnego: sama różnica wieku moim zdaniem nie wystarczy, by dokonało się nadużycie. Ale tu jest jakaś transgresja i na pewno „Woliera” niepokoi. Myślę, że bardziej za sprawą miłosnego trójkąta, który burzy wszelkie normy. Wiek tylko to podbija. Powieść czytały trzy psychoterapeutki i żadna nie widziała nadużycia z tytułu różnicy wieku.

Cały wywiad do przeczytania w 115. numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.