Bestia żądna wiedzy

Z PRZEMYSŁAWEM KLENIEWSKIM, nauczycielem języka rosyjskiego, który w styczniu objął obowiązki dyrektora Liceum Akademickiego w Gdańsku, o szkolnej homofobii, o systemie nauczania w polskiej szkole, o organizacji Nauczyciele Nowi oraz o jego własnym coming oucie rozmawia MARIUSZ KURC

 

Jesteś nauczycielem, współzałożycielem właśnie powstałej organizacji Nauczyciele Nowi. Niedawno objąłeś obowiązki dyrektora liceum w Gdańsku. I walczysz ze szkolną homofobią.

Śmierć 14-letniego Kacpra, gimnazjalisty z Gorczyna, pokazała, jak pilnie musimy wziąć się za zmiany w polskiej szkole – w skrajnych przypadkach chodzi o ludzkie życie. Bardzo to przeżyłem, wyrzucałem sobie, że nie działam dostatecznie szybko, a przecież takich Kacprów jest w Polsce dużo więcej. Problem jest oczywiście szerszy niż homofobia, choć ona sama jest dostatecznie straszna. W polskiej szkole edukacja antydyskryminacyjna nie istnieje, a powinna się zaczynać w klasach I-III. Niedawno przejrzałem podręczniki dla dzieci z tego przedziału; na setki obrazków był tam jeden z osobą na wózku inwalidzkim, jeden z osobą o skośnych oczach i jeden z osobą o trochę ciemniejszym kolorze skóry. Więcej nic. A w klasach I-III nie chodzi o jakieś specjalne działania przeciw uprzedzeniom – małe dzieci jeszcze nie mają wdrukowanych wzorców dyskryminacyjnych – wystarczy pokazać różnorodność świata i ludzi. Nie trzeba tłumaczyć, co to jest homoseksualizm, wręcz byłoby to niewskazane, to nie ten poziom.

Czyli jak to może wyglądać?

Dzieci w klasie mojej koleżanki nauczycielki zapytały: „A co pani robiła w weekend?”. „Byłam w kinie z moim przyjacielem i jego chłopakiem” – odpowiedziała. „Chłopak może mieć chłopaka?”. „Może”. Żadnej dłuższej uświadamiającej pogadanki nie było. Drugi przykład z młodszym dzieckiem, 4-latkiem, synkiem mojej przyjaciółki. Układaliśmy budowle z klocków i on zapytał, czy ja mam żonę. Odpowiedziałem, że nie i że kocham Dominika – z którym on mnie widuje – „tak, jak twój tata kocha twoją mamę” . „Acha. Możemy teraz zbudować wieżę?”. To było całe „szkolenie” o odmienności, na tym etapie więcej nie trzeba. Ale jeśli tego nie zrobimy, to potem trzeba więcej wysiłku, bo dzieci słyszą wyzwisko „pedał” od małego. Najczęściej nie wiedzą, co ono oznacza, dowiadują się później. Gdy spotykają pierwszego geja, ten „pedał” bywa jedynym skojarzeniem – stąd pogarda, wyszydzanie. Potem spirala homofobii nakręca się już sama.

Widać w tobie nauczycielskie zacięcie.

Uwielbiam swój zawód. Całą podstawówkę myślałem, że będę uczył matematyki, ale poszedłem do liceum z rosyjskim i zakochałem się w tym języku tak, że teraz uczę rosyjskiego. Ale przede wszystkim jestem dydaktykiem. Jak „działa” proces uczenia się, jak uczyć najefektywniej – kocham to! Na rusycystyce robiłem specjalizację z glottodydaktyki, nauki o tym, jak uczyć języków obcych. Na studiach pracowałem już w szkole, na każdym roku w innym typie – w gimnazjum, w liceum, w podstawówce, w ośrodku szkoleniowym, a także z dzieciakami z poprawczaka. W swej pracy wprowadzam rozwiązania proponowane dawno temu przez wielkich dydaktyków – od Konfucjusza przez Jana Amosa Komeńskiego, Marię Montessori, Jeana Piageta aż po Janusza Korczaka – i… często jestem określany jako radykał i buntownik.

Na czym ten radykalizm polega?

Sorry, ale krótki wstęp, ok? Polska szkoła działa według pruskiego modelu z początku XIX w., gdy tempa nabierała rewolucja przemysłowa. Kształcono wtedy po pierwsze robotników do fabryk, po drugie żołnierzy na wojnę, po trzecie urzędników do biurokratycznego aparatu. Dlatego ówczesny minister edukacji Karl Freiherr vom Stein zum Altenstein wprowadził model oparty na żelaznej dyscyplinie, „produkujący” jednakowych ludzi. Szkoła stała się fabryką robotów, które mają w podobny sposób myśleć, podobne rzeczy robić. Nawet dzwonek w szkołach bierze się z fabryk – tak sygnalizowano początek i koniec pracy. Uważano, że trzeba ludzi przyzwyczajać od małego. Kreatywność? Rozwój indywidualnych zdolności? Myślenie krytyczne? Zadawanie pytań? Zapomnij! Pruski model sprzed 200 lat przetrwał do dziś, tylko po drodze był urozmaicany różnymi innowacjami, najczęściej przez urzędników, nie dydaktyków, mamy więc hybrydę. Weźmy choćby taką innowację, jak zajęcia ruchowe podczas lekcji. Najczęściej odbywają się… w ławkach. Dzieciaki mają się gimnastykować, ale nie wolno im swobodnie stać ani chodzić. Są przykuci do ławek jak robotnicy do taśmy produkcyjnej. U mnie uczniowie w ogóle nie muszą siedzieć w ławkach.

Nie masz problemu z utrzymaniem porządku na lekcji?

Uwielbiam to pytanie! Jeden nauczyciel zapytał mnie, co zrobić, by w klasie było cicho. Odpowiedziałem, że najlepiej nie wpuszczać do niej uczniów. To są żywi, młodzi ludzie – moim zadaniem jest zainteresować ich i wykorzystać ich energię, a nie ją tłamsić. Przy czym nie napinam się: nie wszyscy muszą oszaleć na punkcie rosyjskiego. Jeśli komuś wystarczy trójka, a spełnia się w fizyce – luz. Idąc dalej, w polskiej szkole przeważa schemat, że nauczyciel podaje wiedzę, którą uczeń ma przyswoić i wyklepać. Znam sprawę uczennicy, która na temat „Jakie są korzyści z członkostwa Polski w UE?” napisała pracę z tezą, że nie ma żadnych i podała pewne argumenty. Dostała zero punktów. Nie zgadzam się z nią, ale tu się otwiera pole do dyskusji, myślenia krytycznego – a nie zero i cześć. Profesor Edyta Gruszczyk-Kolczyńska zrobiła badania, z których wynika, że większość sześciolatków ma zdolności matematyczne na podobnym poziomie. Gdy powtórzyła badanie po pół roku nauki w szkole, okazało się, że u sporej części dzieci te zdolności jakby wyparowały. O co chodzi? System przejechał się po nich jak walec. Bo trzeba jeszcze mieć zdolności przystosowania się do systemu. I teraz wracam do pytania o mój „radykalizm”. Czerpiąc na przykład z Amosa, staram się pokazać uczniom, że zdobywanie wiedzy może być przyjemne oraz użyteczne. Człowiek z natury to jest bestia żądna wiedzy! Tylko system brutalnie tę żądzę tępi. U mnie np. nie ma sprawdzianów. A w pierwszym roku mojej praktyki, gdy uczyłem w gimnazjum, moi uczniowie pojechali do Rosji na konkurs „Что? Где? Когда” („Co? Gdzie? Kiedy?”) i wygrali.

To jak sprawdzasz efekty swojej pracy?

Zamiast klasówek mam wyzwania naukowe. Na przykład znajomość rosyjskiego alfabetu sprawdzam, idąc z klasą na pobliski cmentarz żołnierzy radzieckich. Dzieciaki dostają zadanie odnalezienia określonego grobu i odczytanie napisu – jak zginął dany żołnierz itp. Biegają, cieszą się – i uczą się. Jeden powiedział: „Proszę pana, litery na tych grobach są takie same jak w podręczniku!” Był zdziwiony, że te nudy z książki mają przełożenie na życie.

Nie miałeś uczniów, którym się po prostu nie chciało, choćbyś stanął na głowie?

Tak skrajnych przypadków nie miałem, ale jeśli się pojawiają, to dlatego, że w niektórych system zabił żądzę wiedzy już na wcześniejszym etapie. Odbudować to jest trudno.

Rozumiem, że Nauczyciele Nowi mają oddolnie wpływać na zmianę systemu edukacji. Ale sam chcesz też zapobiegać szkolnej homofobii, promować różnorodność.

Gdy na FB ogłosiłem z koleżanką powołanie NN, to następnego dnia miałem ponad stu chętnych nauczycieli. Myślałem, że będziemy lokalną, trójmiejską organizacją, a wychodzi nam ogólnopolska. Pierwsze spotkania w ramach projektu już za nami. Nauczyciele dopytują o warsztaty antydyskryminacyjne, bo sami nie wiedzą, jak reagować na homofobię, rasizm. Jest w Polsce mnóstwo świetnych nauczycieli. Prawda, są też tacy, którym ten dość totalitarny model pasuje. I tacy, którzy przyszli do szkoły dlatego, że nie załapali się w korpo – zresztą jeśli nauczyciele nie zaczną więcej zarabiać, to przełomowe zmiany nie nastąpią. Najbardziej chyba poruszyła mnie nauczycielka koło 50-tki, która napisała, że uczy według pruskiego modelu, bo nie wie, jak można inaczej – a chciałaby, chętnie by się nauczyła. Wiosną, przy współpracy z m.in. psychologiem i pedagogiem będę organizował w Trójmieście warsztaty antydyskryminacyjne dla nauczycieli; dotyczące również reagowania na homofobię.

Przemek, a twoje własne doświadczenia ze szkolną homofobią?

Wyzwiskiem „pedał”, jak już mówiłem, mógł oberwać każdy. Słyszałem je nagminnie. Gdy chcesz dowalić komuś najbardziej, to używasz właśnie tego słowa. Nieprzypadkowo. Chłopak ma zakochać się w dziewczynie, ożenić się z nią i mieć dzieci – innego wzorca nie znałem. W gimnazjum miałem dziewczynę a jednocześnie zwracałem uwagę na przystojnych chłopaków i nawet nie czułem, że coś tu nie gra. Stygmat „pedała” był zbyt silny. Potem założyłem profil na Tinderze i zaznaczyłem, że szukam zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Gdy pojawiał mi się „match” z kobietą, odrzucałem go, a gdy z mężczyzną – akceptowałem. Tak mi to „samo” wychodziło. Gdzieś na przełomie liceum i studiów zacząłem umawiać się z facetami. Na studiach jedna osoba „przejrzała” mnie. Rozmawialiśmy w gronie znajomych i wypowiedziałem słowo „heterycy”. „O!” – podchwyciła jedna z koleżanek – „Znam jedną grupę, która używa określenia „heteryk”. Zamarłem. Czekałem na salwę śmiechu, ale nie nastąpiła. To był ważny dla mnie moment: ktoś odkrył, że jestem gejem i ja to przeżyłem. Niedługo później zakochałem się i siedzenie w szafie zaczęło coraz bardziej doskwierać. To pilnowanie się, by np. „misiek” czy „kochanie” mówić do niego tylko w domu, nigdy gdzieś na zewnątrz… Któregoś dnia mój chłopak przyszedł po mnie na uczelnię. Moja grupa wyszła z sali i przedstawiłem im go. Powiedziałem tylko imię, ale w taki sposób, że zorientowali się, kim jest dla mnie. Powiedzieli „cześć”, „no, hej”, „miło cię poznać”. Po prostu. Kilka dni potem kolega zaprosił na imprezę: „I weź swojego chłopaka, jak chcesz” – rzucił. Byłem w pozytywnym szoku. Przestałem orientację tuszować. Jakiś czas temu imprezowałem u znajomych moich znajomych. Prawie nikogo nie znałem, towarzystwo sebiksów, ale spoko. Rozmawialiśmy, a ja wciąż dostawałem smsy od pewnego faceta, który próbował mnie poderwać. Jeden z sebiksów w końcu zapytał: „Kto ci ciągle te smsy tak wysyła?”. Ja na to: „Jeden koleś chce się ze mną umówić”. Od słowa do słowa – i wyoutowałem się. Chwila konsternacji, po czym jeden mówi: „Ale Przemek, ty nie możesz być gejem!”. „Dlaczego?”. „Bo nam się z tobą fajnie gada”. Gadaliśmy jeszcze długo, kroczek po kroczku pozbywali się uprzedzeń, to było piękne. Pierwszy raz w życiu mieli przed sobą kogoś, o kim wiedzieli, że jest gejem. Spotykam się wciąż z dyskryminacją, ale teraz, gdy czuję się dobrze z tym, kim jestem, ona mniej boli, a bardziej wkurza.

Na przykład?

Idę z moim chłopakiem, mija nas starsza pani i mówi: „Tak myślałam, że pedały!”

Szliście za rękę?

A skąd! Raz, że nie odważylibyśmy się, a dwa – to nie jest wygodne. Próbowaliśmy na wycieczce w Szwecji – po pięciu minutach powiedziałem: „Misiek, mogę cię puścić? Niewygodnie mi”. A ta pani musiała jakoś zobaczyć, że jest między nami zażyłość. Ostatnio miałem dużo bardziej przykry incydent. Zwróciłem uwagę taksówkarzowi, że źle zaparkował samochód. Puścił mi wiąchę: „Geju pierdolony, zajebię cię, chodź tu, chodź tu!” Nie brał się do rękoczynów, był mocny w gębie. Gdy zadzwoniłem na policję, odjechał. Złożyłem skargę, bo to, co wykrzykiwał, to były groźby karalne. Sprawa jest w toku.

Twoja otwartość jest wyjątkiem w polskiej szkole. Jawni nauczyciele LGBT to jest rzadkośćświadczy o skali homofobii.

Nauczycieli gejów znam nawet sporo, ale panuje ogromny strach. Są niewyoutowani nawet przede mną.

To skąd w ogóle wiesz, że są gejami?

Spotykam ich na różnych konferencjach, a potem widzę ich profile na gejowskich portalach randkowych. Jednego zagadnąłem: „Widziałem cię na Grindrze”. „Nie, to kumpel wziął moje zdjęcie i założył profil”. Tak, jasne… Zwłaszcza, że heteryk najpierw zapytałby, co to Grindr… Inny opowiadał, że jeździ na weekendy do dziewczyny, a ja widziałem, jak hula w HAHu. Trochę to ukrywanie się mogę usprawiedliwić. Sam pamiętam, jak będąc w liceum, palnąłem pewnej nauczycielce, że jeden z naszych nauczycieli ma chyba chłopaka. „Serio? Nie wiedziałam, że to pedał” – odpowiedziała, nawet nie zdając sobie sprawy, jak niestosowne to było. Znam szkołę, w której nauczycielka nadal mówi o „leczeniu” homoseksualizmu elektrowstrząsami. Przekłada się to na sytuację uczniów LGBT. Jeśli się już znajdzie w klasie ktoś, kto zrobi coming out, to często jego wychowawca nie wie nawet, jak zareagować. Homofobiczne docinki uznaje się za normę. Tym bardziej cieszę się z wyroku sądu w sprawie Jakuba Lendziona – szkoła nic nie zrobiła, by uchronić ucznia przed homofobią i sąd uznał winę szkoły, nakazał przeprosiny.

Kochasz język rosyjski, ale jeśli chodzi o sytuację LGBT, to w Rosji nie dzieje się dobrze. Czytałem, że po wprowadzeniu zakazu tzw. propagandy homoseksualnej liczba ataków homofobicznych wzrosła.

Byłem i w tej Rosji najbliższej, w Kaliningradzie, i tej trochę dalszej, w Petersburgu czy Moskwie, i w tej dalekiej, w Irkucku czy nad Bajkałem. W pewnym milionowym mieście poznałem geja, który powiedział, że zna jeszcze trzech gejów. I to tylko wirtualnie. Prawie wszyscy się kryją. Ja znam dziesiątki gejów w samym Trójmieście… W Rosji popularna jest gejowska aplikacja randkowa Hornet. Są grupy agresywnych homofobów, którzy umawiają się na „randkę”, a gdy przychodzisz, biją. A Czeczenia i obozy koncentracyjne dla gejów? Koszmar.

Nie kończmy tak pesymistycznie. Powiedz coś o swoim facecie. Też jest nauczycielem?

Nie. Studiuje zarządzanie i prawo międzynarodowe. Jego pasje to lotnictwo i moda. Słucham ciągle o typach samolotów, o rodzajach perfum, ich składzie, o projektantach. On za to słucha o dydaktyce i o Nauczycielach Nowych.

Kilka dni po autoryzacji wywiadu dyrektor Kleniewski poprosił jeszcze o dopisek: Może to sprowadzi na mnie lawinę pracy, ale… Poznałem już w Polsce dziesiątki nauczycieli, którzy są LGBT-friendly. Potrafi ą pomoc młodej osobie LGBT, która ma problem ze szkolną homofobią. Jeśli ktoś zgłosi się do mnie na FB, to być może akurat w jego/jej mieście będę w stanie wskazać takiego fajnego nauczyciela. Piszcie do mnie również na e-mail – kontakt na stronie: www.kleniewski.pl

Tekst z nr 71 / 1-2 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.