Florence Foster Jenkins, (Wielka Brytania, 2016), reż. S. Frears. Wyk. M. Streep, H. Grant., S. Helberg; dystr. Monolith, premiera w Polsce: 19.08.2016
Gejowski wątek w „Boskiej Florence” jest ledwie zasugerowany, więc teoretycznie film nie powinien doczekać się recenzji w „Replice”. Robimy wyjątek, bo po pierwsze postać homoseksualnego akompaniatora tytułowej Florence, Cosme McMoona, zagrana jest przez Simona Helberga z takim komediowym talentem, że czasem kradnie on sceny samej Meryl Streep. Po drugie sama Meryl Streep – jako bogata przedstawicielka nowojorskiej socjety lat 40. XX w., która śpiewać za grosz nie umie, ale bardzo chce, więc śpiewa – jest po raz kolejny boska (będzie pewnie dwudziesta nominacja do Oscara), a Hugh Grant w roli męża dotrzymuje jej kroku. Po trzecie prawdziwa historia kobiety „w pewnym wieku”, która wbrew przeciwnościom losu oraz naturze (ha!), realizowała swoje pasje, jest chyba bliska wielu tęczowym sercom. A do tego bardzo, bardzo zabawna. Po czwarte fi lm wyreżyserował z wdziękiem Stephen Frears, któremu tęczowy Oscar należy się już chyba za całokształt – ma na koncie dwa świetne gejowskie dramaty „Moja piękna pralnia” i „Nadstaw uszu” oraz takie perły jak „Niebezpieczne związki”, „Królowa”, „Pani Henderson” czy niedawna „Tajemnica Filomeny”. „Boska Florence” dołącza do jego zestawu obowiązkowego. (Mariusz Kurc)
Tekst z nr 62/7-8 2016.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.