KUBA DARLING (Jakub Gajewski) – inżynier z Radomia, który buduje mosty w Londynie. Instagramer z 85 tysiącami followersów. Bohater naszego nagiego kalendarza „Afiszujemy się” (wersja różowa – z mężczyznami). Rozmowa Mariusza Kurca
Do naszego kalendarza pozowałeś zupełnie nago pod przęsłami jednego z mostów w Warszawie. Jakie masz wrażenia z tamtej sesji?
Bardzo mi się podobało. (uśmiech) Odkąd pamiętam, uwielbiam pozować – szczególnie w plenerze, również nago. W czasach licealnych paru znajomych interesowało się fotografią, ale dano mi do zrozumienia, że byłem nudny jako potencjalny model. (śmiech)
Pierwszą profesjonalną sesję miałeś…
…po pierwszym roku studiów, czyli 9 lat temu. Autorem był znajomy – student fotografii. Kilka lat później wszystko nabrało tempa, głównie dzięki Instagramowi (Kuba ma prawie 85 tys. followersów). Pojawiły się też nagie sesje.
To było jakieś przekroczenie dla ciebie?
Nie. Przed kamerą nie czuję żadnego skrępowania. Lubię nagość – czy u siebie w domu, czy np. na plaży. Niektórym się wydaje, że ludzie chodzą na plaże naturystyczne, by „podglądać” innych. Co do mnie, i myślę, że też wielu innych amatorów nudyzmu, chodzi o poczucie swobody i wolności. Moje opory wiążą się tylko z tym, co zostanie opublikowane, co zobaczy moja rodzina czy znajomi z pracy. Na szczęście, podejście do nagości i innych tematów tabu szybko się zmienia – i sam staram się do tej zmiany przyczynić. Np. raz wrzuciłem zdjęcie w harnessie i musiałem mamie wytłumaczyć, co to jest, bo zapytała. (uśmiech)
Na początku zapowiedziałeś, że do naszego kalendarza nie będzie full frontalu, nie naciskaliśmy. Ostatecznie jednak zapozowałeś full frontal.
(uśmiech) Wiedziałem, że to tylko kwestia czasu. Kalendarz był dobrą okazją, żeby się przełamać.
To twój pierwszy full frontal?
Który gdzieś się ukazuje? Tak.
Masz pięknie wyrzeźbione ciało. Jak je utrzymujesz w takiej formie?
Na siłownię chodzę 5-6 razy w tygodniu. Nigdy nie trzymałem się żadnej diety, ale mam zdrowe nawyki – sam gotuję, nie jadam fast foodów. Fish & chips – brytyjski fast food – zjadłem chyba dwa razy w życiu.
Wiesz, że zależy nam, by w kalendarzu pokazać nie tylko piękne ciała, ale też osoby, które „za” tymi ciałami się kryją.
Dla mnie to też bardzo ważne. Ciało nawet piękne jest mniej fascynujące, gdy jest anonimowe. Na moim koncie na Instagramie nie tylko wrzucam fotki i cieszę się lajkami. Angażuję się w dyskusje, rozmawiam z ludźmi, czasami wstawiam nagrania ze swoimi obserwacjami i poglądami. Dlatego też bardzo mi miło, że jestem w kalendarzu w takim świetnym towarzystwie.
Ale pozowanie do zdjęć to tylko twoje hobby. Zawodowo zajmujesz się czymś zupełnie innym. Most na twoim zdjęciu jest nieprzypadkowy. Jesteś inżynierem, budujesz w Londynie mosty.
Tak jest. W szkole lubiłem matematykę i po maturze wybór dla mnie był: inżynieria czy szkoła biznesu? Wybrałem to pierwsze, wysłałem aplikacje na kilka uczelni. Wylądowałem na inżynierii strukturalnej z architekturą na uniwersytecie w Edynburgu. Podobało mi się, że na moim kierunku potrzebny jest nie tylko kalkulator do liczenia, ale też trochę kreatywności, znajomości historii.
Studia w Edynburgu? Mówisz tak, jakby bardzo łatwo się było tam dostać.
Dla chcącego nic trudnego. (uśmiech) Ale nie jestem pewny, czy dobrze wybrałem kierunek. Ja lubię kontakt z ludźmi, a jak projektuję, to siedzę godzinami przy biurku sam. Czasem tylko trzeba pojechać na miejsce budowy. Zobaczymy, najwyżej się przekwalifikuję. Po studiach cztery lata pracowałem w biurze projektowym w Edynburgu, a teraz, od ponad roku, jestem w Londynie, choć firma ta sama, duża korporacja.
Trudno było ci się odnaleźć w nowym kraju?
Przed przyjazdem na studia nigdy nie byłem w Wielkiej Brytanii, nikogo tu nie znalem, na początku szkocki akcent był trudny do zrozumienia. Ale szybko się przystosowałem. Nowi ludzie, nowe miejsca nie stanowią dla mnie problemu.
Coming outy?
Z Polski wyjechałem, jak wspomniałem, w wieku 19 lat – zanim powiedziałem komukolwiek, że jestem gejem.
Ale w wieku 19 lat wiedziałeś, że jesteś gejem, prawda?
(Kuba przecząco kiwa głową)
Nie no, żartujesz.
Jak wielu gejów, wmawiałem sobie, że jestem biseksualny. Czułem pociąg do mężczyzn już chyba w wieku 12 lat. Pamiętam, ze zbierałem wkładki reklamowe z męską bielizną. (śmiech) W liceum zakochałem się w dziewczynie – kiedy później zaakceptowałem, że jestem gejem i się przed nią wyoutowalem, powiedziała: „Patrz, a mogliśmy przez trzy lata razem obczajać chłopaków!”.
W Edynburgu zacząłem jakby nowe życie i jestem dowodem na to, jak Pride jest ważny – jak ważna jest reprezentacja, widoczność ludzi LGBT. Gdybym, dorastając w tym moim Radomiu, zobaczył, tak jak zobaczyłem w Edynburgu, że inni ludzie LGBT po prostu są wokół nas, wszędzie, to z pewnością zaakceptowałbym siebie wcześniej. Kiwasz głową, też to wiesz – i w ogóle wszyscy to wiemy, jak już przez to przejdziemy – ale wciąż trzeba to tłumaczyć młodym, którzy przeżywają katusze, gdy odkrywają swą nieheteroseksualność. Jeśli moje zdjęcie z kalendarza komuś się spodoba, to super, ale młodym ludziom LGBT patrzącym na nie, a pochodzącym z takich miast jak Radom, chciałbym powiedzieć też coś więcej – wiem, co czujecie, byłem na waszym miejscu, a teraz chcę dodać wam odwagi, żebyście mogli być sobą. Ja mojej rodzinie wciąż muszę tłumaczyć, że Pride to nie tylko faceci w skórach na Paradzie w Berlinie. Więcej, pamiętam, że sam kiedyś powtarzałem – po moim tacie, byłym ministrancie – te głupoty w stylu: „Po co te Parady?”, „Po co się obnosić?”. Nie wstydzę się, że tak myślałem, taka była moja droga – to pokazuje, jak jesteśmy indoktrynowani.
Cały proces samoakceptacji po przylocie do Edynburga zajął mi mniej więcej rok.
Ekspresowe tempo, biorąc pod uwagę, że wcześniej byłeś w totalnej szafie.
Znalazłem portal randkowy match.com i ustawiłem się na pierwszą randkę – z chłopakiem z Paryża.
Paryż? Masz rozmach.
Jak się później dowiedziałem, match.com jest raczej dla ludzi hetero, więc perspektywy miałem tam dość ograniczone. (śmiech) Spotkałem się z nim pod katedrą Notre-Dame i po 2 minutach rozmowy wiedziałem, że to nie to. Look, it’s not gonna work – powiedziałem, rozeszliśmy się – i spędziłem cudowny tydzień, zwiedzając Paryż. Kilka dni po powrocie pojechałem na tydzień do Londynu i tam już sobie ustawiłem kilka randek. Jedna z nich wypaliła – to był mój pierwszy raz. Potem wszystko poszło jeszcze szybciej. Przez jakiś czas jeździłem na wiele Parad w jednym roku. Poczułem, jakie to jest niesamowite uczucie, pójść na Paradę i wykrzyczeć całemu światu: „Here I am! This is me!”. Mam wrażenie, że ludzie hetero nie zrozumieją, co to dla nas znaczy.
Trzy lata po pierwszej randce byłem już zamężny.
O, cholera.
Na trzecim roku studiów pojechałem na dwa semestry do Singapuru. Niemal zaraz po przylocie umówiłem się z jednym chłopakiem – i to był Paul, w którym się zakochałem.
Singapurczyk?
Singapurczyk.
Singapur to bardzo bogaty i bardzo konserwatywny kraj, prawda? Seks gejowski jest nielegalny.
Zgadza się. Nikt realnie nie siedzi w więzieniu za seks gejowski, to w sumie martwy przepis. Co nie zmienia faktu, że w XXI wieku nie powinno być miejsca na takie przepisy. Co do konserwatyzmu, masz rację. Zadziwiające, że w Singapurze pokojowo współistnieją ludzie różnego pochodzenia etnicznego i różnych religii (buddyści, muzułmanie i chrześcijanie – ci ostatni są najgłośniejsi), ale obyczajowo, dominuje „tradycjonalizm”.
Skoro mówisz „zamężny”, zgaduję, że ściągnąłeś Paula do Wielkiej Brytanii. Tak. Jeśli pierwsze randki miałeś w wieku 20 lat, ślub brałeś 3 lata później, czyli w wieku 23 lat, a teraz masz 29 – to ten ślub był w 2014. Czyli to nie było jeszcze małżeństwo, tylko związek partnerski. Bo związki są w Wielkiej Brytanii od 2004, a małżeństwa jednopłciowe – od stycznia 2015.
Proszę, jak ty dobrze liczysz. Tak, zawarliśmy związek partnerski 23 grudnia 2014 – dzień przed Wigilią. Byliśmy obaj bardzo zakochani – ja po raz pierwszy w życiu.
Od jakiegoś czasu ujawniasz też żyłkę aktywistyczną.
Nie może być inaczej. Świat byłby lepszy, gdyby pewne tematy nie były tabu i ja chcę dokładać swoją cegiełkę do tego, by te tabu obalać. Nie chodzi mi tylko o homoseksualność czy o nagość. Również o sprawy związane ze zdrowiem psychicznym, o fetysze seksualne albo chociażby poronienia i wiele innych spraw kobiecych.
W sferach tabu zaczynamy bezwiednie operować eufemizmami. Przykład? Na gejowskich aplikacjach randkowych w Wielkiej Brytanii pojawia się w rozmowach pytanie: „R U clean?” – chodzi o to, czy nie masz żadnych chorób przenoszonych drogą płciową. Tylko że to jest bardzo stygmatyzujące, bo oznacza, że ci, którzy mają jakieś choroby, nie są „clean”, są „brudni”, a dalsze konotacje wiodą do grzechu, nieczystości – czyli moralnego zła. I wiele osób zadaje takie pytanie bezwiednie, nie zdając sobie sprawy ze stereotypów i naznaczeń, które to słowo za sobą pociąga. Sam takie pytanie zadawałem dopóki mi ktoś nie wytłumaczył, co za tym stoi.
Podobnych przykładów jest mnóstwo. U nas wciąż często mówi się i pisze o „skłonnościach” homoseksualnych, zamiast o orientacji. Słyszał ktoś o „skłonnościach heteroseksualnych”?
I nie tylko Polska ma problem z używaniem tego sformułowania. Staram się robić więcej nie tylko jako tak zwany armchair activist w mediach społecznościowych. W Wielkiej Brytanii popularne jest zbieranie funduszy na organizacje charytatywne przez dokonanie jakiegoś, że tak powiem, „wyczynu”. Ja na przykład przeszedłem 120 km przez Patagonię w Argentynie i Chile – uzbierałem kilkaset funtów na organizację Stonewall UK. Promowałem też projekt znajomego w Niemczech, który stworzył „Europejską flagę równości”. Dochód ze sprzedaży tych flag poszedł na walkę o prawa LGBT w Europie Wschodniej. Na przykład na Marsz Równości w Poznaniu.
Jesteś w ogóle zapalonym podróżnikiem, co też widać na twoim Instagramie.
Na podróże idą praktycznie całe moje oszczędności. (śmiech) Zwiedziłem ponad 40 krajów.
Trzy najbliższe cele?
Mongolia, Boliwia i… Grecja, w której o dziwo nigdy nie byłem.
Kuba, a jak wyoutowałeś się rodzicom?
Mama już coś podejrzewała. Przyjechałem w odwiedziny i powiedziałem, że zaprosiłem znajomych z Singapuru i że razem wybieramy się na narty do Zakopanego. „Znajomych? Ile osób?”. „Jedną”. „Chłopak czy dziewczyna?”, „Chłopak”. „Ten Paul?” (o którym już dużo opowiadałem). „Tak”. W tym momencie mama zaczęła pochlipywać i w sumie na tym rozmowa się skończyła. Kilka tygodni później siedziałem z Paulem u mojej siostry w Krakowie, było tuż przed świętami i mama zadzwoniła zapytać, czy przyjadę na święta. „Jestem tu z Paulem” – powiedziałem. W ten sposób mama zrozumiała, że musi zaprosić też Paula, bo sam nie przyjadę. I zaprosiła. Ale nie było idealnie – poszliśmy na kolację, ale tata specjalnie wtedy wyszedł z domu – i do tej pory Paula nie poznał. Przez jakiś czas nie odzywałem się do taty, teraz trochę zaczynam, coś tłumaczę, ale idzie opornie.
A jeszcze dodam, że mam brata, który też jest gejem.
O! Starszy czy młodszy?
Trzy lata starszy.
Jak się wyoutowaliście przed sobą?
(chwila ciszy) Właściwie to nie pamiętam dokładnie.
Co?
Zaraz… O moim bracie chodziły plotki już w liceum. O mnie zresztą też. Więc nasze wyoutowanie przed sobą nie było jakimś wielkim wydarzeniem. Nie przypomnę sobie szczegółów, to już było dobrych kilka lat temu.
Czyli to musiało nie mieć wielkiego znaczenia dla ciebie. Założę się, że wasza mama oba coming outy pamięta.
Pewnie pamięta, jakby to było wczoraj.
To na koniec jeszcze zapytam, skąd twój nick w mediach społecznościowych – Kuba Darling?
Jako student pracowałem w kawiarni, gdzie dwie kucharki zawsze zwracały się do mnie „Kuba, darling…”, tak po matczynemu. „Kuba, darling, can you chop some onions?”, „Kuba, darling, can you pass the pan?”, „Kuba, darling…”, „Kuba, darling…”. I tak zostało.
Tekst z nr 88/11-12 2020.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.