Służąca

Ah-ga-ssi (2016, Korea Pd, Japonia), reż. C. Park, wyk. M. Kim, K. Tae-ri, J. Ha, J. Jo; dystr. Gutek Film, premiera w Polsce: 4.11.2016

 

fot. mat. pras.

 

To film, który podoba się z założenia. Wystylizowany, lesbijski, erotyczny. Feministyczny, ale nie odmawia fetyszom.

Dwie młode kobiety. Jedna zatrudnia się jako służąca drugiej, a za wszystkim stoi wielopiętrowa intryga. Dwóch mężczyzn. Jeden organizuje eleganckie spotkania dla dżentelmenów, zamiary drugiego jedynie pozornie są jasne i oczywiste. Kto kogo nabiera, kto na kim się mści i za co? Kto tu pożąda, a kto tylko udaje pożądanie? Ile prawdy w masce literackiej narracji, ile kłamstwa w spojrzeniu-wyznaniu? Japońsko- koreańska wersja powieści Sary Waters to kino przemyślane i myślące, a jednocześnie tak ładne i lekkie, że robi wrażenie radośnie bezmyślnej zabwki i… kusi niczym prosta erotyczna opowieść. Gratka dla tych, co szukają wyrafinowanych gierek intertekstualnych (bo znają np. inne dzieła Parka lub zdecydują się zgłębić znaczenie ponakładanych znaków i kodów) i dla tych, co w kinie szukają upojenia zmysłów.

Takiemu zaproszeniu się nie odmawia. Coś wykwintnego tu mamy. I coś smacznego. I miękkiego jak pościel z satyny. Park oferuje nam świat, w którym chce się przebywać. Wszystko wymodelowane choć zarazem i straszne, orientalne, a jednocześnie europejskie; bajkowe, a jednocześnie seksowne, podniecająco dziwne, ale wystarczająco bezpieczne, by dać się podziwiać. Wystarczająco bezpieczne także, by z zaskoczenia zadziwić, gdy trzeba. Dramaturgia poprowadzona mistrzowsko. Tak samo zresztą jak w oryginale. Waters bezbłędnie bowiem porozkładała akcenty i zadbała o to, by trzymać w napięciu do końca. A twórcy fi mu, choć zmienili wiele szczegółów, w tym zakończenie (nawet jeśli dobrze znacie fabułę powieści, nie będziecie się nudzić!), zrobili to bez szkody dla tej wyrafinowanej, bezbłędnej konstrukcji. (Marta Konarzewska)

Jim Hutton, Tim Wapshott „Freddie Mercury i ja”

Wyd. Dolnośląskie 2016

 

 

Wspomnienia Jima Huttona, ostatniego partnera Freddiego Mercury’ego ukazały się w 1994 r. w Wielkiej Brytanii, rok później u nas. Teraz otrzymujemy drugie wydanie.

Jim był fryzjerem w londyńskim hotelu Savoy, gdy Freddie poderwał go w gejowskim klubie w 1985 r., stosując swój znany „powitalny” tekst: „Cześć, dużego masz kutasa?” Jim nie zdawał sobie sprawy, jaki zaszczyt go spotkał – nie rozpoznał rockmana. Był mu zresztą początkowo niechętny. Freddie jednak dopiął swego, a nawet więcej. Wkrótce Jim rzucił pracę i został zatrudniony przez Mercury’ego jako ogrodnik. Zaczął stanowić część jego gejowskiej rodziny, razem z asystentem, kucharzem i szoferem, ale na innych prawach, bo był „mężem”, jak Freddie lubił mówić.

Hutton, człowiek prosty, pisze bezpośrednio. Freddie był uni, ale zdecydowanie bardziej p niż a, jeśli chcecie wiedzieć (wtajemniczeni wiedzą, o co chodzi). Po tym, jak w 1987 r. dowiedział się, że ma AIDS, przestali mieć stosunki (gdy mieli, to zawsze bez prezerwatywy). Jim wspomina pracę nad ostatnimi albumami Queen, słynny koncert w Budapeszcie, nagrania z Montserrat Caballé itd. Także (wielu) innych facetów Freddiego, o których był zazdrosny.

To, co dziś robi coraz więcej piosenkarzy LGBT, czyli publiczny coming out, było dla Freddiego nie do wyobrażenia, choć gdy tylko wiedział, że media go nie ścigną, zachowywał się otwarcie – Jim krępował się, gdy ten całował go czule w restauracjach.

Pisze też o umieraniu, o powolnej, stałej utracie sił. Freddie miał 45 lat, gdy zmarł 24 listopada 1991 r., ćwierć wieku temu.

Jim Hutton zmarł na raka w wieku 60 lat 1 stycznia 2010 r., o czym polski wydawca nie wspomina. (Mariusz Kurc)

 

Tekst z nr 64/11-12 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Michał Piróg „Wszystko jest po coś”

wyd. Czerwone i Czarne 2016

 

 

Autobiografia Michała Piróga „Chcę żyć” sprzed dwóch i pół roku musiała się dobrze sprzedać (gratulacje!), bo otrzymujemy właśnie drugą pozycję książkową znanego gwiazdora TVN i tancerza. „Wszystko jest po coś” to zbiór jego poglądów i tzw. życiowe porady. Piróg wspiera się anegdotami, ulubionymi powieściami czy filmami, ale nie stroni też od własnych doświadczeń, przytacza historie bliższych i dalszych przyjaciół.

Banalne – myślałem, czytając. Ale też przyszło mi do głowy, że oto polski celebryta, który publiczny gejowski i żydowski coming out zrobił już ładnych parę lat temu, jakimś sposobem umie te swoje „pięć minut sławy” przedłużyć, a jednocześnie zdaje się niespecjalnie iść na kompromisy z celebrycką normą, by się nikomu nie narażać. Owszem, naraża się – i to nie tylko jasną antyhomofobiczną postawą (fajnie pisze, jak doszedł do tego, że ukrywanie orientacji to jest strata czasu i atłasu). Apeluje również, ze powinniśmy zrewidować antyemigranckie nastroje (przecież sami jesteśmy narodem emigrantów), tłumaczy zaangażowanie w prawa zwierząt, w walkę z ksenofobią i antysemityzmem, w ekologię. Czyli taki dość „niepatriotyczny” pakiecik. (Piotr Klimek)

 

Tekst z nr 64/11-12 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Robert Biedroń w rozmowie z Magdaleną Łyczko – „Pod prąd”

wyd. Edipresse 2016

 

 

Autobiograficzny wywiad-rzeka z prezydentem Słupska Robertem Biedroniem w wersji light. Trudniejsze tematy (próba samobójcza po tym, jak będąc nastolatkiem zakochał się w koledze czy homofobiczny hejt) są tu obecne, ale dominuje lekki ton i optymizm. Może to zresztą klucz do bohatera, który sam mówi, że jest nieskomplikowany i prosty w obsłudze. Ma przy tym zasługę nie do przecenienia – wiedzę o LGBT wprowadza pod strzechy. Również tą książką. Daje wykładnię swych poglądów, wspomina działalność w Kampanii Przeciw Homofobii i posłowanie, ale opowiada też o partnerze Krzysztofie Śmiszku (14 lat razem), o rodzicach (i o wymuszonym coming oucie przed nimi, gdy miał 20 lat) a także o tym, co w ogóle oznacza dorastać i żyć w Polsce, będąc gejem: Wielu gejów i lesbijek, wiedząc, że są obywatelami drugiej kategorii, przyjmują pewien homofobiczny schemat myślenia – mam nie budzić skojarzeń, nie być w środowisku, być „męski”, podlegać tym rygorom, których oczekuje ode mnie uprzedzona część społeczeństwa.

Jest jeden błąd przeprowadzającej wywiad Magdaleny Łyczko, który muszę sprostować. Pierwsza polska organizacja LGBT Lambda powstała nie w 1976 r., ale w 1990 r.

Tekst uzupełnia sporo zdjęć z prywatnego archiwum. Jest też kawał o gejach. Niehomofobiczny. (Bo na homofobiczne trzeba reagować sprzeciwem, radzi Biedroń). No, więc: Facet, któremu żona właśnie urodziła dziecko, pyta lekarza na porodówce: – Panie doktorze, kiedy będziemy mogli uprawiać seks? Na co lekarz: – Za 10 minut kończę dyżur. Spotkajmy się na parkingu. (Mariusz Kurc)

 

Tekst z nr 64/11-12 2016.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Witold Gombrowicz „Kronos”

Wydawnictwo Literackie, 2013

 

 

Czterdzieści cztery lata po śmierci Witolda Gombrowicza otrzymujemy jego prywatne, biograficzne zapiski, również te dotyczące wielu partnerek i partnerów erotycznych. Co z nich wynika?

Zapowiedzi brzmiały bardzo smakowicie, okazało się, że oprócz oficjalnego „Dziennika”, od 1953 r. Gombrowicz skrupulatnie prowadził jeszcze sekretne zapiski z prozy życia. Mało tego, zapiski te miały być na tyle skandaliczne, że wdowa przez kilkadziesiąt lat nie zdecydowała się na ich publikację. Ale teraz wreszcie jest – z wielkim przytupem ukazuje się „Kronos” i możemy sprawdzić, co po lekturze zostaje z tej stworzonej naprędce legendy. A zostaje niewiele.

Gra konstelacji Największa wartość „Kronosa” jest jednocześnie jego największą wadą. To są rzeczywiście zapiski intymne, robione dla siebie. Ale tym samym są one zrozumiałe i ważne z reguły jedynie dla autora. Szczególnie uwidacznia się to w początkowych partiach, gdzie Gombrowicz rekonstruuje okres międzywojenny (od 1922 r.), a potem początki w Argentynie. To nie dziennik, ale dzienniczek, w którym pisarz notuje suche słowa, hasła czy wyrażenia uruchamiające w jego wyobraźni jakąś historię z danego roku. Nie ma opowieści, są równoważniki zdań, nazwiska, miejsca. Niemal bez emocji są rzucane tropy, które powinny zostać podjęte i rozwinięte w biografiach Gombrowicza – oby zaczęły powstawać!

Każdy rok Gombrowicz kończy krótkim podsumowaniem w czterech dziedzinach – zdrowotnej, pisarskiej, finansowej i erotycznej. Erotyka jest tu zresztą chyba najsilniej, czasem wręcz obsesyjnie, reprezentowana. Z buchalteryjną starannością autor wylicza kobiety, z którymi uprawiał seks: Wyjeżdżam do Zaborowa (?), gdzie Pankiewiczówna i służąca, i ta urzędniczka w zbożu zapisał o 1936 roku, a w innym miejscu dodaje: Histeryczna kurwa z Hali. Jeśli chodzi o mężczyzn, jest zdecydowanie bardziej powściągliwy i tajemniczy. Pierwsze próby pe to 1934 rok, ale z kim podjęte? Nie wiadomo. Potem pojawiają się kolejne męskie imiona, ale nie sposób stwierdzić, które z nich oznaczają kochanków, a które jedynie znajomych. Na tym tle zdecydowanie wyróżnia się służący Franek obecny w zapiskach od 1935 r. do wybuchu wojny, jedyny stały kochanek w Polsce. Sam Gombrowicz napisał o 1937 r., że oddawał się w sposób umiarkowany Frankowi, a rok 1939 podsumował: Jakaś gra konstelacji? Jadźka-Franek. Można domniemywać, że to dwie istotne osoby w polskim okresie życia Gombrowicza. Niezmiernie znaczące jest, że obie pozostają anonimowe.

Bar ze spermą

Ten sam sposób pisania Gombrowicz stosuje w okresie argentyńskim, najmniej zbadanym w jego życiu. Każdy sam musi rozsądzić, co oznaczają takie zapisy, jak „Młody Czech ze sklepu” (1939) czy „Esperma bar” (1941, „esperma” to po hiszpańsku „sperma”). Nie brakuje tu także kolejnych wyliczanek podbojów seksualnych: Włochata baletnica, 3 putitas, Charlie, „Nari”, „El Basuero” [śmieciarz], Chico/a z Avenida Costanera, Hector. Pijak. Puta w hotelu.

Gombrowicz wielokrotnie też chodzi na pikiety (miejsca homoseksualnego podrywu) w Buenos Aires. Gdy je odkrywa, jest zresztą zauroczony. Najbardziej tajemnicze są zapiski o „komisariacie” oznaczające problemy z policją. Znów nie jest jasne, czego dotyczą, a obfite przypisy okazują się czasem mało pomocne, skoro brakuje podstawowych informacji na temat ówczesnej sytuacji homoseksualistów w Argentynie. Męsko-męski seks został tam zalegalizowany już w 1887 r., nie wiadomo więc na przykład, jakie „przygody seksualne” zaowocowały zatargami Gombrowicza z prawem. Czy chodziło o, rzeczywiście nielegalne, prostytuowanie się, o czym od lat plotkuje się w związku z argentyńskim okresem jego życia?

Na brak partnerów w każdym razie nie mógł narzekać. Ba! Sam się sobie dziwił, gdy w 1963 roku, w wieku 59 lat, miał w Berlinie czterech kochanków na raz. Gdy natomiast poznał Ritę – przyszłą żonę, w podsumowaniu (1964) roku napisał: Miłość z kobietą po 20 latach co najmniej. „Kronos” nie pozostawia wątpliwości, co do biseksualizmu pisarza, przede wszystkim jednak otwiera nowe pola badawcze. Ale jako lektura sama w sobie może być interesujący jedynie dla gombrowiczologów. (Krzysztof Tomasik)

 

Tekst z nr 43/5-6 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Klatka wariatek

Fierstein, „Klatka wariatek”, reż. G. Chrapkiewicz, wyk. M. Dejmek, K. Skrzynecka, J. Bończyk, W. Kalarus, K. Kula; Teatr Komedia, Warszawa; premiera: 2.03.2013

 

foto: Olaf Tryzna

 

Komedia pomyłek. Georges i Albin, para gejów w średnim wieku, prowadzą nocny klub, tytułową Klatkę Wariatek, w której ten drugi, jako Zaza, jest główną gwiazdą. Panowie razem wychowali Jeana-Michela, syna Georgesa, owoc jednorazowej przygody z kobietą. Teraz Jean Michel ma 24 lata i właśnie się żeni. Wybranką młodzieńca jest córka ultrakonserwatywnego senatora, który chce wraz z żoną złożyć wizytę zapoznawczą rodzicom przyszłego zięcia, nie wiedząc, że to „dewianci”.

Farsa „Klatka wariatek” powstała we Francji w 1973 r. Tekst był przerabiany na potrzeby filmu (powstała adaptacja francuska i amerykańska z Robinem Williamsem i Nathanem Lane’m) oraz na musical przez Harveya Fiersteina – to właśnie tę wersję wystawia Teatr Komedia. Największym muzycznym hitem „Klatki…” jest „I am what I am”, z którego w latach 80. Gloria Gaynor i Shirley Bassey zrobiły jeden z hymnów LGBT.

Proste przesłanie akceptacji lekko trąci myszką, przynajmniej we Francji, gdzie właśnie legalizuje się małżeństwa homoseksualne, ale u nas idealnie wpisuje się w debatę o związkach partnerskich, co twórcy podkreślają: prawicowy senator jest jakby żywcem wyjęty z polskiego Sejmu. Szkoda jednak, że Teatr Komedia najwyraźniej wstydzi się własnego dzieła – w materiałach promocyjnych wątek gejowski (główny przecież wątek spektaklu) jest pominięty.

Scenografia jest, jak na dragqueenowy klub, trochę za mało kiczowata, a stroje „dziewczyn” – trochę za mało odjechane (vide „Priscilla, królowa pustyni”). Niemniej, te niedociągnięcia rekompensują towarzyszący boskiej Zazie tancerze. Czy to w obcisłych, męskich garniturach, czy z cekinami na falbanach sukien i w szpilkach – wyglądają supersexy. I bosko tańczą. (Mariusz Kurc)

 

Tekst z nr 42/3-4 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

„Homoseksualność staropolska” Piotr Oczko, Tomasz Nastulczyk

Collegium Columbinum, 2012

 

 

Ponad 500 stron, ale to tylko „przyczynek”, jak piszą autorzy, do opracowania o funkcjonowaniu osób homoseksualnych w Polsce od XV do XVIII wieku (mniej więcej). Do przejrzenia pod kątem LGBT pozostaje ponoć mnóstwo materiałów historycznych. Ale już sam „przyczynek” ma wielką wartość poznawczą. Znajdziemy tu takie perełki, jak historię szlachcica Mikołaja Turkowieckiego, który w 1608 r. zakochał się w swym parobku Stanisławie Skrzypczyku. Sam dziwiąc się temu uczuciu, oskarżył o… czary kobietę, która parobka mu do pracy zarekomendowała. Albo Marcin Gołek, piekarz z Sieradza, który w 1633 r. współżył ze swym czeladnikiem, Wojciechem ze Sromotki. Obu nieszczęśników spalono. Bo gdzieby (….) chłop z chłopem sprawę przeciw przyrodzeniu miał, takowi mają na gardle być skarani a według obyczaja ogniem mają być spaleni, bez wszelakiego zmiłowania i łaski.

Już wtedy panowało u nas przeświadczenie, że homoseksualizm jest „nie stąd”: grzech sodomski opisywano jako mężczyzny z mężczyzną obrzydliwe bawienie się, jakowej obrzydliwości we Włoszech i we Francyjej i u mnichów niemało (jak widać, nadreprezentację gejów wśród kleru też już zauważano). Kobietom poświęcano o wiele mniej uwagi, ale Piotr Oczko i Tomasz Nastulczyk cierpliwie wyławiają rożne fragmenty, przeczytamy więc o Elżbiecie Petroselinownie czy o „wszetecznicach” urządzających pijaństwa w męskich strojach.

Wbrew tytułowi autorzy poświęcają sporo miejsca sytuacji osób homoseksualnych w Europie Zachodniej, nad którą studia trwają od lat. Istnieją dobre kompendia wiedzy, nie trzeba sięgać do tekstów źródłowych. Wiadomo na przykład, że w Londynie połowy XVII wieku więcej było „oberż dla sodomczyków” niż klubów gejowskich w Londynie połowy XX wieku… U nas – terra prawie całkowicie incognita. Wątpliwości budzą natomiast ataki na Pawła Fijałkowskiego i innych historyków, którym autorzy zarzucają nadinterpretowanie źródeł i bezpodstawne sugerowanie czyjejś homoseksualności. Nawet jeśli, to czyż nie rozsądniej byłoby poświęcić więcej energii na zjawisko odwrotne, występujące dużo częściej, czyli pomijanie homoseksualności w historycznych analizach?

Niemniej, pierwszą i drugą część opracowania, opatrzoną komentarzami i spostrzeżeniami, czyta się niemal jak powieść. Trzecia – licząca ok. 250 stron – to antologia tekstów źródłowych – dla koneserów. (Mariusz Kurc)

 

Tekst z nr 41/1-2 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Tove Jansson

Któż nie zna Muminków?

 

fot. mat. pras.

 

Tekst: Agnieszka Weseli

Okazję do napisania tego artykułu dała biografia Tove Jansson „Mama Muminków” pióra Boel Westin, która w końcu zeszłego roku ukazała się u nas nakładem wydawnictwa Marginesy. Choć nie chciałabym zaczynać od słów: „Każda/y z nas zna Muminki”, to niełatwo zacząć inaczej. Przynajmniej wśród znanych mi osób muminkowy cykl pełni rolę ukochanych lektur z dzieciństwa i życiowego punktu odniesienia. „Która postać z ≪Muminków≫ jest twoją ulubioną? A która część?” Po odpowiedziach na te pytania próbujemy się rozpoznać. Dlaczego można tak robić z „Muminkami”, a o wiele trudniej z innymi, nawet doskonałym książkami dla dzieci?

Ponieważ Tove Jansson nie pisała tylko „dla dzieci” ani tylko o Muminkach. Biorąc książkę Boel Westin w ręce, już wiedziałam, że zostałam wprowadzona w błąd przez polski tytuł – oryginalny brzmi: „Tove Jansson. Słowo, obraz, życie”, przez polską okładkę i okruszki, jakie wydawca rzucał na zachętę. Nie jestem pewna, czy Tove Jansson byłaby zadowolona, że sprowadzono ją do roli muminkowej Mamy, przedstawiono jako samotną w otoczeniu trolli, a jej życie streszczono (na okładce) następująco: Wymarzyła sobie cudowny świat, do niego weszła i w nim się spełniła.

Spełniona

Wszystko wskazuje na to, że rzeczywiście czuła się spełniona, ale na pewno nie dzięki Muminkom, które stały się ostatecznie nielubianym obowiązkiem, jak dzieci, które zbyt długo nie dorastają. Były wciąż przy niej, ponieważ osiągnęły międzynarodowy sukces i stały się rozpoznawanym międzynarodowo znakiem handlowym, i coś trzeba było zrobić z tą sławą i tymi marketingowymi okazjami. A Tove Jansson wcale nie chciała robić właśnie tego: chciała pracować, tworzyć i znajdować dla siebie wciąż nowe środki wyrazu.

Urodziła się w 1913 r. jako córka cenionego rzeźbiarza i pracowitej eksskautki-graficzki-ilustratorki, w rodzinie należącej do mniejszości szwedzkiej w Finlandii. W atmosferze lekceważenia dla konwencji i jednocześnie wytężonej pracy, w ciągłym przepływie twórczej energii, wśród sztuki traktowanej jako życiowy priorytet wrodzone talenty Tove rozwinęły się doskonale. Zadebiutowała jako nastolatka rysunkami i komiksami w pismach. Malowała: pierwszą indywidualną wystawę miała w 1943 r. Tworząc, nie myśli się o innych! Człowiek stara się wyrazić siebie samego (…) doprowadzić do syntezy, wyjaśnić, uwolnić – taka właśnie była motywacja jej ciągłej pracy, nieustannego samodoskonalenia i podejmowania kolejnych wyzwań. Rzeźba. Grafika użytkowa. Karykatury polityczne. Freski. Dramaty i libretta operowe. Powieści. Nowele. Malarstwo abstrakcyjne. Tworzyła i mieszkała na wieży w Helsinkach, na samotnej szkierze i podróżowała po świecie, wciąż głodna inspiracji. „Muminki” są tylko częścią tej długiej historii rozwoju, którą zamknęła dopiero śmierć Tove w 2001 r.

Tootiki to Tuulikki

A co z drugim tematem, który podczas promocji książki podkreślał wydawca, czyli z homoseksualizmem Tove? O jej życiu seksualnym niewiele się dowiemy. Nie poznamy jej również jako osoby zabiegającej o społeczne równouprawnienie swoich związków z kobietami (w Finlandii aż do 1971 r. stosunki homoseksualne były prawnie zakazane; potem nastąpiła emancypacja, związki partnerskie zalegalizowano w 2002 r.).

Przekonamy się za to, że naprawdę obok pracy najważniejsza była dla niej miłość (te dwa priorytety i życiowe cele wymieniła na swym pierwszym ekslibrisie). Wybierała osoby, z którymi będzie się mogła rozwijać: czy to mężczyzn (byli tacy w jej życiu), czy kobiety (nie było tylko jednej). Najdłuższa i najbardziej twórcza miłość łączyła ją, od 1955 r. aż do końca, z Tuulikki Pietila, bardzo znaną fińską graficzką (1917-2009). Tootiki to jej portret. Tak się składa, że jedna z moich ulubionych postaci z „Muminków”.

 

Tekst z nr 41/1-2 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Jak oni się ślizgają!

W żadnej dyscyplinie sportu nie ma tylu wyoutowanych gejów, co w łyżwiarstwie figurowym na lodzie

 

fot. mat. pras.
Johnny Weir

 

Tekst: Mariusz Chabasiński

W tekście o najważniejszych wyoutowanych sportowcach („Tęczowi zawodnicy”, „Replika”, nr 37) Marcin Malinow celowo pominął łyżwiarzy fi gurowych – jest ich tylu, że, jak stwierdził, powinniśmy poświęcić im osobny artykuł. Sezon na łyżwy w pełni, więc spełniamy obietnicę Marcina.

Szybszy niż wentylator

Zacząć wypada od Ronalda „Ronniego” Robertsona (1937-2000). Jego piruety były zawrotne – mówiono, że Ronnie jest szybszy niż wentylator. Dwukrotnie zdobył tytuł wicemistrza świata, a w 1956 r. również medal olimpijski. W tamtych czasach publiczny coming out nie przychodził mu do głowy, a potem, gdy zakończył karierę, sława minęła i nie było już dobrej okazji. Robertson osiadł na amerykańskiej prowincji i wraz ze swym partnerem prowadził mały hotel. O jego homoseksualności dowiedzieliśmy się z autobiografii hollywoodzkiego amanta Taba Huntera wydanej w 2006 r. („Tab Hunter Confi – dential: The Making of a Movie Star”). Przystojny aktor, dziś 83-letni, wyznał w niej, że jest gejem i że w latach 50. był w związku z Ronaldem Robertsonem (oraz znanym z „Psychozy” aktorem Anthony’m Perkinsem).

Z innym aktorem, Brytyjczykiem Alanem Batesem, był natomiast związany John Curry (1949-1994) – zdobywca złotego medalu olimpijskiego w 1976 r. w Innsbrucku, a także Sportowa Osobowość Roku 1976 w plebiscycie BBC. Curry’ego uważa się za prekursora, wraz z Tollerem Cranstonem (patrz niżej), nowego stylu męskiej jazdy figurowej łączącej balet z tańcem nowoczesnym. Curry został wyoutowany przez niemiecki tabloid „Bild-Zeitung” tuż przed igrzyskami olimpijskimi w 1976 r. W 1987 r. wykryto u niego obecność wirusa HIV, a pięć lat później padła diagnoza: AIDS. Alan Bates napisał w swych pamiętnikach, że łyżwiarz zmarł na jego rękach. Miał 44 lata.

Tańcząc z AIDS

Curry nie był jedynym wyoutowanym łyżwiarzem, którego pochłonęła epidemia AIDS. Robert „Rob” McCall (1958-1991), brązowy medalista olimpijski, wraz z partnerką Tracy Wilson, z 1988 r. oraz siedmiokrotny mistrz Kanady, odszedł w wieku 33 lat. Brian James Pockar, też Kanadyjczyk, trzykrotny mistrz Kanady – w wieku 34 lat, w roku 1992 (kilka lat później wyoutował go w swej autobiografii „Landing It: My Life on and off the Ice” inny łyżwiarz – Scott Hamilton).

Słowak Ondrej Nepela, jedyny wśród wyoutowanych łyżwiarzy przedstawiciel Europy Środkowo-Wschodniej, zmarł na AIDS w wieku 38 lat, w 1989 r. Nepel ma na swym koncie wiele medali i tytułów: przede wszystkim złoty medal olimpijski (1973), a poza tym trzykrotne mistrzostwo świata i pięciokrotne mistrzostwo Europy. Podczas igrzysk olimpijskich w 1973 r. Ondrej zakochał się w swoim rywalu – Tollerze Cranstonie (patrz niżej). I to z wzajemnością: Cranston narzekał później w pamiętnikach, iż tak się zaangażował w romans z Ondrejem, że w efekcie przegrał z nim walkę o złoty medal.

Val Joe „Rudy” Galindo (ur. 1969) zrobił coming out w 1996 r., tuż przed zdobyciem mistrzostwa w USA, co uczyniło go pierwszym wyoutowanym łyżwiarzem w tym kraju. 4 lata później zrobił kolejny coming out – tym razem „HIVowy”. AIDS zabrało mu brata i trenera. Val nadal czynny zawodowo, pracuje jako trener.

 Birodzynek

Czas napisać parę słów o wspomnianym dwukrotnie Tollerze Cranstonie (ur. 1949). To jedyny otwarty biseksualista wśród czempionów łyżwiarskich; brązowy medalista na olimpiadzie w 1976 (przegrał z Nepelą), dwukrotny brązowy medalista mistrzostw świata oraz siedmiokrotny mistrz Kanady. Opublikował dwie autobiograficzne książki, w których pisze o swych związkach zarówno z kobietami, jak i mężczyznami, zapewniając jednocześnie, że z natury jest singlem i nie przepada za silnymi emocjonalnymi więzami. Mieszka dziś w Meksyku, zajmuje się malarstwem (łyżwiarstwo dominuje wśród tematów jego obrazów).

Matthew Hall (ur. 1970) był pierwszym łyżwiarzem, który wyoutował się w czasie trwania kariery (w 1992 r.). W 1994 r. wziął udział w Gay Games, czyli igrzyskach homoseksualnych sportowców. Jest medalistą z Mistrzostw Kanady z 1989 r. Swoją drogą, Kanada to istne „zagłębie” wyoutowanych łyżwiarzy… Brianowi Orserowi (ur. 1961) coming out przyszedł nie bez trudu. Ten dziewięciokrotny (!) mistrz Kanady w 1998 r. przegrał proces o ujawnienie sporu o alimenty, który toczył ze swym partnerem. Jego obawy, że jawna homoseksualność zaszkodzi karierze, okazały się bezpodstawne – Orsera wsparli zarówno inni łyżwiarze, jak i kanadyjska opinia publiczna. Wspomnijmy jeszcze Davida Wilsona (ur. 1966), Kanadyjczyka (oczywiście), którego karierę przerwała kontuzja kolana. David mieszka w Montrealu ze swym partnerem, Jeanem Pierrem Boulais i spełnia się jako choreograf.

Och, Johnny!

Na koniec – prawdziwy gwiazdor. 29-letni Amerykanin norweskiego pochodzenia Johnny Weir zaczął trenować dopiero w wieku 12 lat, ale szybko osiągnął znaczące sukcesy: mistrzostwo świata juniorów w 2001 r., trzykrotnie mistrzostwo USA (2004-2006) i wreszcie brązowy medal na Mistrzostwach Świata w 2008 r. Johnny słynie z efektownego, baletowego stylu i szalenie oryginalnych, ekstrawaganckich kostiumów. A poza tym – to celebryta. Jest częstym gościem plotkarskich portali, w wolnych chwilach śpiewa (wydał nawet singiel), pracuje jako model na wybiegu, występuje w telewizyjnym kanale LGBT „Logo” i „udziela się” na salonach.

Jego homoseksualna orientacja pozostawała jakiś czas tajemnicą poliszynela. Pytany o nią, mówił: Mogę spać, z kimkolwiek zechcę i nie ma to wpływu na to, co robię na lodowisku (co właściwie nie pozostawiało wątpliwości, prawda?). W wydanej dwa lata temu książce „Welcome to my world” zrobił jednak coming out, chcąc – jak tłumaczył – wesprzeć młodych gejów/lesbijki. Przerażają mnie statystyki dotyczące samobójstw wśród homoseksualnej młodzieży – wyjaśnił. Chciałem pokazać, że będąc gejem, można się realizować i być szczęśliwym. Weir wspiera również organizację The Trevor Project, której głównym celem jest zapobieganie samobójstwom wśród homoseksualnej młodzieży. W 2011 r. Johnny poślubił swego faceta Viktora Voronova (obaj uwielbiają kulturę rosyjską, czytają i piszą w tym języku) i zaczął używać podwójnego nazwiska.

 

Tekst z nr 41/1-2 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Ruch LGBT w USA

Kalendarium najważniejszych wydarzeń

 

Harry Hay

Tekst: Tomasz Basiuk

 

Na początku XX w. w Nowym Jorku i innych metropoliach Stanów Zjednoczonych istniały nieformalne „instytucje”, głownie bary, o których „wiedziało się”, że są miejscem spotkań osób homoseksualnych, osób „in the life”, czyli ze „środowiska”. Termin „coming out” nie oznaczał wówczas ujawnienia homoseksualności, tylko pierwszy seksualny kontakt – „pierwszy raz” – z osobą tej samej płci.

W 1924 r. w Chicago powstała Society for Human Rights, pierwsza, krótkotrwała organizacja domagająca się uznania praw osób homoseksualnych.

Przełomem okazała się druga wojna światowa. Armia amerykańska po raz pierwszy pytała wówczas rekrutów o orientację seksualną – rzesze młodych mężczyzn dowiedziały się dzięki temu, że w ogóle istnieje opcja bycia homoseksualistą.

W 1948 r. ukazał się raport o seksualności mężczyzn Alfreda Kinseya, oparty na badaniach ankietowych. Wynika z niego, że seksualne relacje między mężczyznami są dość częste (aż 37% przyznało, że miało takie doświadczenia). Kinsey wprowadził siedmiostopniową skalę oznaczania orientacji (od całkowicie hetero do całkowicie homo). W 1953 r. ukazał się raport poświęcony seksualności kobiet.

1950 r. powstała Mattachine Society, organizacja założona przez Harry’ego Haya, wydająca czasopismo „One”. Stała się zalążkiem ruchu homofilnego, jak nazywano wtedy gejowski aktywizm. W 1955 r. powstała podobna organizacja lesbijska – Daughters of Bilitis, która wydawała pismo „The Ladder”. W tym czasie specjalna komisja Kongresu, powstała z inicjatywy Josepha McCarthy’ego, zajęła się tropieniem komunistów i homoseksualistów w amerykańskiej służbie dyplomatycznej i w Hollywood.

W latach 60-tych, w okresie wojny w Wietnamie i rewolucji seksualnej, ruch homofilny krytykowano za zbytni konformizm. Aż nadszedł czerwiec 1969 r., kiedy to w Nowym Jorku wybuchły dwudniowe zamieszki wywołane przez klientów baru Stonewall, uczęszczanego przez homoseksualistów i transwestytów. Gdy policja w ramach rutynowych represji środowiska próbowała dokonać zatrzymań, goście Stonewall stawili czynny opor. Wkrótce ruch na rzecz praw osób homoseksualnych zradykalizował się. Powstały nowe organizacje, takie jak Gay Liberation Front, które odniosły znaczący sukces: w 1973 r. Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne wykreśliło homoseksualizm z listy chorób. W tym samym roku powstało PFLAG, stowarzyszenie rodziców i przyjaciół lesbijek i gejów (patrz: strony 24 i 25). Słowo „gej” nabrało pozytywnego i upolitycznionego znaczenia (wcześniej to kampowe określenie oznaczało zniewieściałego, homoseksualnego mężczyznę, tak jak polskie słowo „ciota”).

W latach 70-tych w wielkich miastach jak grzyby po deszczu wyrastały kluby gejowskie, a nawet dzielnice, do których geje się sprowadzali: Castro w San Francisco i Greenwich Village w Nowym Jorku. W 1978 r. Harvey Milk jako pierwszy ujawniony gej polityk został wybrany do rady miejskiej San Francisco. Jeszcze w tym samym roku zginął, zastrzelony przez zamachowca. W 1984 r. dokument Roba Epsteina „Czasy Harveya Milka” został pierwszym filmem o tematyce gejowskiej nagrodzonym Oscarem (patrz: „Replika”, nr 36).

W 1981 r. padła pierwsza diagnoza AIDS, początkowo nazywane GRID lub gejowskim rakiem”, ponieważ dotykało wtedy głownie gejów (oraz narkomanów posługujących się używanymi igłami). Etiologia AIDS pozostała nieznana do 1983 r., gdy wykryto wirus HIV. Pacjenci często umierali w ciągu kilku miesięcy. Pierwszy sposób leczenia – terapia antyretrowirusowa – pojawił się w 1987 r. Przełom w traktowaniu choroby nastąpił w 1985 r., gdy Rock Hudson, wielki gwiazdor i amant kina, przyjaciel Ronalda i Nancy Reaganów, ujawnił, ze cierpi na AIDS. Było to równoznaczne z homoseksualnym coming outem. Kilka miesięcy później Hudson zmarł.

Prezydent Reagan, Republikanin, po raz pierwszy publicznie wypowiedział słowo „AIDS” w 1987 r. podczas ceremonii otwarcia konferencji medycznej, by zaproponować obowiązkowe testy na HIV. Spotkał się z ostrą krytyką. Również w 1987 r. nowojorski działacz gejowski i dramaturg Larry Kramer założył radykalną organizację ACT UP, która atakowała bezczynność władz w walce z epidemią. W 1993 r. powstała Filadelfia” – pierwszy hollywoodzki fi lm o epidemii AIDS (10 lat później na mały ekran przeniesiono słynną epopeję AIDS Tony’ego Kushnera Anioły w Ameryce”).

W 1986 r. w sprawie Bowers przeciw Hardwickowi Sąd Najwyższy odmówił uznania homoseksualistów za klasę osób objętych konstytucyjną ochroną prywatności. Utrzymane w mocy zostały stanowe i lokalne przepisy zakazujące stosunków homoseksualnych, często pod karą więzienia. To poważna porażka amerykańskiego ruchu LGBT (Sąd Najwyższy zmienił zdanie dopiero w 2003 r. – patrz dalej).

W 1987 r. Barney Frank dokonał coming outu jako pierwszy członek Kongresu (był parlamentarzystą w latach 1981-2013, w 2012 r. został pierwszym czynnym członkiem Kongresu, który poślubił partnera tej samej płci).

W latach 90-tych prezydentura Billa Clintona, kandydata Demokratów, przyniosła – z perspektywy LGBT – rozczarowanie. Clinton zniósł co prawda zakaz służby zawodowej służby wojskowej wobec lesbijek i gejów, ale wprowadził zasadę Don’t Ask, Don’t Tell” („Nie pytaj, nie mów”), zgodnie z którą wojskowym nie wolno było ujawnić homoseksualnej orientacji, zaś armia nie miała prawa o nią pytać. Liczba zwolnień z powodu ujawnionej orientacji szybko rosła, sięgając tysięcy. (Zasada „DADT” została zniesiona przez Baracka Obamę w 2011 r. pod presją Sądu Najwyższego – patrz: „Replika”, nr 37).

W 1996 r. Clinton podpisał Defense of Marriage Act (Ustawę o ochronie małżeństwa), która zabrania rządowi federalnemu uznawania małżeństw osób tej samej płci (np. w celach podatkowych). Samo prawo do udzielania małżeństw przysługuje jednak władzom stanowym, nie federalnym. Szereg stanów przegłosowało więc własne wersje DOMA. Ustawy te są reakcją na decyzję sądu stanowego na Hawajach, który w 1993 r. uznał miejscowy zakaz udzielania ślubów osobom tej samej płci za niezgodny ze stanową konstytucją (zmienioną w referendum w 1998 r.). Politycznymi priorytetami amerykańskiego ruchu LGBT stały się: dekryminalizacja aktów homoseksualnych na całym terytorium USA, prawo do zawodowej służby wojskowej dla ujawnionych lesbijek i gejów oraz małżeństwa osób tej samej płci.

W 1998 r. medialnym echem odbił się coming out aktorki i gospodyni talk show – Ellen DeGeneres. W tym samym roku głośne stało się zabójstwo 21-letniego Matthew Sheparda, motywowane homofobią. 11 lat później, w 2009 r., przyjęto ustawę o przeciwdziałaniu przestępstwom motywowanym nienawiścią, nazwano ją imieniem Matthew Sheparda i Jamesa Byrda, Jr., Afro-Amerykanina zamordowanego przez białych suprematystów. Ustawa wprowadza podwyższone kary za przestępstwa motywowane nienawiścią, m.in. na tle rasowym i homofobicznym (patrz: „Replika”, nr 39)

W 2003 r., w sprawie Lawrence przeciw stanowi Texas, Sąd Najwyższy zmienił własny wyrok z 1986 r., uznając osoby homoseksualne za objęte ochroną prywatności, co oznaczało, że istniejące w niektórych stanach przepisy zakazujące kontaktów homoseksualnych stały się niekonstytucyjne. Nastąpiła tym samym powszechna dekryminalizacja stosunków homoseksualnych odbywanych w miejscach prywatnych, np. w domu.

W 2004 r., decyzją sądu stanowego, Massachusetts jako pierwszy wprowadza małżeństwa osób tej samej płci. Dziś obowiązują także w Nowym Jorku, Connecticut, Iowa, Maine, Maryland, New Hampshire, Vermont i Washington, oraz w District of Columbia (tj. w okręgu stołecznym). Rhode Island uznaje małżeństwa zawarte w innych stanach.

W 2005 r. przebojem kin i kulturowym fenomenem stał się film Anga Lee Tajemnica Brokeback Mountain”, oparty na opowiadaniu Annie Proulx o homoseksualnym związku dwóch kowbojów.

W 2010 r. Annise Parker, otwarta lesbijka, została wybrana burmistrzynią Houston (Teksas), czwartego co do wielkości miasta USA.

W maju 2012 r. Barack Obama jako pierwszy urzędujący prezydent USA wyraził poparcie dla małżeństw homoseksualnych.

W listopadzie 2012 r. Tammy Baldwin została pierwszą otwarcie homoseksualną osobą w Senacie USA, a trzy stany (Maine, Maryland i Washington) przegłosowały wprowadzenie małżeństw par tej samej płci w referendach (wcześniej podobne referenda, np. w Kalifornii, wprowadzały ich zakaz).

W czerwcu 2013 r. Sąd Najwyższy ma wydać wyrok w sprawie konstytucyjności federalnego zakazu małżeństw homoseksualnych. Jeśli będzie korzystny dla par jednopłciowych, może stać się krokiem milowym na drodze do legalizacji małżeństw homoseksualnych na całym terytorium USA.

 

Tekst z nr 41/1-2 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.