Tymon, narrator „Hodowli”, decyduje się powrócić do rodzinnego miasteczka. Nie wspomina go dobrze, to miejsce smutne, niedające perspektyw, nietolerujące łamania zasad i schematów. Szczególną niechęcią Tymon darzy swoją dawną szkołę zwaną Zakładem. Jego wychowawczyni, Królowa Matka, potrafiła psychicznie łamać niepokornych uczniów. Poniekąd jedną z jej ofiar stał się Maciek, wrażliwy, inteligentny i zbuntowany chłopak, gej, który nie wpisywał się w schematy, płynął pod prąd, miał opinię ptaka-albinosa. To właśnie ze względu na niego Tymon wraca. Znał sekret Maćka, jeszcze zanim poznali go inni uczniowie. Widział, jak Maciek doznaje wykluczenia, a potem spotyka się z nienawiścią, która doprowadziła do tragedii. Po latach Tymon trafi a do chłopaka, nazwanego „antagonistą” – tego, który dręczył Maćka. „Hodowla” to przejmująca powieść o homofobii, o konfrontacji z Innym. Katarzyna Ryrych wiarygodnie ukazała problemy dojrzewania, gdy bardzo nie chce się odstawać od rówieśników, a potrzeba akceptacji otoczenia jest tak silna, że można zaprzeć się samego siebie. Jeśli zostaje się „albinosem”, jak Maciek, płaci się wysoką cenę. Bohaterowie „Hodowli” są samotni, zagubieni i uwięzieni we własnych lękach. Bardzo aktualna powieść. Choć przeznaczona dla młodzieży, poruszy też niejednego dorosłego. (Michał Paweł Urbaniak)
Tekst z nr 89 / 1-2 2021.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.
Monumentalna (ponad 800 stron), bardzo szczegółowa biografia polskiego kompozytora, „największego po Chopinie”. Gwizdalanka odchodzi w niej od hagiograficznego tonu poprzednich książek, poświęconych Szymanowskiemu. Stara się „odbrązowić” jego postać. Widać, że ma do swojego bohatera stosunek co najmniej ambiwalentny. Przedstawia go jako narcyza, egoistę, hipochondryka i megalomana z wiecznymi pretensjami do świata, który go rzekomo nie doceniał. W pięciu częściach przedstawione zostały różne aspekty życiorysu Szymanowskiego. Mamy więc rozdziały poświęcone jego relacjom z innymi ludźmi, życiu prywatnemu, twórczości, osobowości, wreszcie odbiorowi muzyki i osoby kompozytora. Jest też o homoseksualności Szymanowskiego, a więc kwestii, która dotychczas była raczej pomijana w pracach mu poświęconych (choć, jak lojalnie zauważa Gwizdalanka, pierwszy otwarcie napisał o tym w 1998 roku Jerzy Waldorff ). W rozdziale „Z orszakiem »cudnych młodzieńców«” poznajemy kilkunastu kochanków bohatera, z którymi łączyły go mniej lub bardziej trwałe więzi. Szymanowski był efebofilem, wybierał młodych ludzi z rozmaitych grup i warstw społecznych, choć, jak przypomina autorka, najbardziej jednak kochał siebie. Gwizdalanka wspomina również o homoerotycznym wymiarze „Króla Rogera”, uznawanym obecnie za czołową operę gejowską w historii tego gatunku. Przywołuje także przypisywane kompozytorowi zdanie: „Już mi się chłopczyki znudziły, a tej trzeciej płci jak nie ma, tak nie ma”. To by się Szymanowski dzisiaj zdziwił! (Bartosz Żurawiecki)
Tekst z nr 91 / 5-6 2021.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.
Oliver Sacks był genialnym neurologiem z talentem literackim. Jego książki, w których opisywał swych pacjentów z nietypowymi przypadłościami, stawały się bestsellerami – najsłynniejsze to „Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem”, „Antropolog na Marsie” czy „Przebudzenia”, na podstawie których powstał znakomity film z Robertem DeNiro i Robinem Williamsem. Sacks zmarł w 2015 r. w wieku 82 lat. Ostatnią książką, którą napisał kilka miesięcy przed śmiercią, okazała się jego własna autobiografia. Właśnie wyszła u nas. To w prostolinijny, bezpośredni sposób napisana opowieść o skomplikowanym życiu. Sacks po raz pierwszy wyjawia, że jest gejem. „Żałuję, że cię w ogóle urodziłam” – usłyszał od matki, ginekolożki, po coming oucie. Był 1951 r. Oliver miał 18 lat, a homoseksualizm w Wielkiej Brytanii był przestępstwem. Doktor nie stroni od opisów swych krótszych i dłuższych związków. Gdy skończył 40 lat, przeżył płomienny, tygodniowy romans z pewnym „przystojnym studentem”, po czym… przestał uprawiać seks na następnych 35 lat. W wieku lat 75 poznał miłość swego życia, młodszego o dwie dekady pisarza Billy’ego Hayesa. Byli razem do śmierci naukowca. Ale „Stale w ruchu” to nie tylko życie miłosne – jest o wiele bogatsza. Są tu samotne podróże przez USA, przerażający wypadek w norweskich górach, pasja do motocykli i podnoszenia ciężarów (tak!), a także fascynujące, jak zawsze u Sacksa, i bardzo empatyczne omówienia terapii jego niecodziennych pacjentów. (Mariusz Kurc)
Tekst z nr 69 / 9-10 2017.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.
Aby zakupić kalendarz „Dumne z natury” na rok 2024, KLIKNIJ TUTAJ.
Queerowo-lesbijski kalendarz „Dumne z natury” jest odpowiedzią na brak reprezentacji nieheteronormatywnych kobiet* (gwiazdka oznacza osoby identyfikujące się z doświadczeniem kobiecości bez względu na płeć przypisaną przy urodzeniu) w polskiej przestrzeni publicznej. Na 12 kartach kalendarza nago pozują – same lub z partnerkami – lesbijki, osoby biseksualne, queerowe i transpłciowe, w tym redaktorki „Repliki”. Autorkami zdjęć są Anna Kamińska i Emilia Oksentowicz.
Zdjęcia w kalendarzu oczywiście bez znaku wodnego.
styczeń Ada Hyzopska transpłciowa modelka, uczestniczka 11. edycji „Top Model” (2022) Foto: Anna Kamińskaluty Izabela Zabielska wokalistka, autorka tekstów i tiktokerka Foto: Anna Kamińskamarzec Ania Matras prawniczka i aktywistka, założycielka Lesbikonu. Kongresu Kobiet* Queer Foto: Emilia Oksentowiczkwiecień Patrycja Sikora (z lewej), pisarka i poetka, oraz Małgorzata Tarnowska, redaktorka „Repliki” i badaczka literatury Foto: Emilia Oksentowiczmaj Ania Radosińska redaktorka „Repliki” Foto: Anna Kamińskaczerwiec Sylvia Baudelaire transpłciowa raperka i autorka tekstów Foto: Emilia Oksentowiczlipiec Michalina Chudzińska redaktorka „Repliki” i historyczka sztuki Foto: Anna Kamińskasierpień Anna Maria Łozińska (z lewej), redaktorka „Repliki”, i Natalia Winiarska – inżynierka biomedyczna Foto: Anna Kamińskawrzesień Greta Burzyńska aktorka znana m.in. z „Na Wspólnej” Foto: Anna Kamińskapaździernik Aleksandra „Kola” Kluczyk sexworkerka, edukatorka i aktywistka, autorka książki „Niech żyją ku*wy” (2023) Foto: Emilia Oksentowiczlistopad Agnieszka Małgowska (na dole) i Monika Rak(Damski Tandem Twórczy) – duet artaktywistyczny działający na rzecz widoczności lesbijek* Foto: Emilia Oksentowiczgrudzień Lulu Zubczyńska (z lewej) i Aga Ozon – artystki, twórczynie kanału Tęczowy Lifestyle Foto: Emilia Oksentowicz
Aby zakupić kalendarz „Dumne z natury” na rok 2024, KLIKNIJ TUTAJ.
Aby zakupić kalendarz „Naga duma” na rok 2024, KLIKNIJ TUTAJ.
W kalendarzu „Naga Duma” nago pozują geje, w tym jeden transpłciowy oraz mężczyźni pansseksualni. Autorami pięknych, bezpruderyjnych zdjęć są Anken Berge, Krystian Lipiec i Marek Zimakiewicz.
W kalendarzu wzięło udział więcej mężczyzn niż jest miesięcy w roku – stąd dwa kalendarzowe miesiące są „podwójne”, a oprócz tego na karcie bonusowej znajdują się jeszcze trzy dodatkowe zdjęcia.
styczeń Wojciech Grudziński tancerz i choreograf („RODOS”, „Dance Mom”) fot. Marek Zimakiewiczluty Maciej Zawadzki wokalista i aktor foto: Anken Berge marzec Dominik Piekarski student organizacji produkcji filmowej, pracownik w branży nieruchomości foto: Anken Bergekwiecień Jacek Sikorski (z lewej), operator i montażysta, a także prezes tęczowego klubu sportowego Volup orazMarek Przyborowski, bankowiec fot. Marek Zimakiewiczmaj Polka Dot (Robert Kocur) drag queen, a także pracownik organizacji LGBT w Londynie fot. Marek Zimakiewiczczerwiec Rafał Paulina analityk w firmie ubezpieczeniowej, aktywista LGBT fot. Anken Berge czerwiec Rafał Dembe pracownik międzynarodowych instytucji finansowych, aktywista LGBT fot. Krystian Lipieclipiec Daniel Uzdowski model i copywriter fot. Krystian Lipiec sierpień Piotr Pytlak pracownik firmy konsultingowej fot. Anken Berge sierpień Marcin Synowiecki sexworker, twórca cyfrowy fot. Anken Berge wrzesień Konrad Braciak sufler, jedyny w kalendarzu mężczyzna transpłciowy fot. Marek Zimakiewicz październik Piotr Józef Grabowski artysta, kompozytor, model fot. Krystian Lipiec listopad Himera drag queen, a także konsultant ds. sprzedaży fot. Anken Berge grudzień Grzegorz Janiczak (na dole) i Patryk Florek prowadzą rodzinną firmę ogrodniczą. Grzegorz jest aktywistą wielu organizacji działających na rzecz praw człowieka oraz praw zwierząt. W 2023 r. z ramienia Lewicy kandydował do Sejmu fot. Anken Berge
Aby zakupić kalendarz „Naga duma” na rok 2024, KLIKNIJ TUTAJ.
Z GRZEGORZEM PIĄTKIEM, krytykiem i historykiem architektury, autorem nagradzanych książek „Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944-1949” (2020) oraz nominowanej w tym roku do Nagrody Nike „Gdynia obiecana. Miasto, modernizm, modernizacja 1920-1939”, rozmawia Mariusz Kurc
fot. Marek Zimakiewicz
Przygotowując się do naszej rozmowy, sprawdzałem, czy w którymś z wywiadów lub na swoich mediach społecznościowych miałeś swój publiczny coming out. Niczego takiego nie znalazłem.
Nie było czegoś takiego, nie potrzebowałem żadnego „szczerego wywiadu dla »Vivy!«” ani oświadczenia na Instagramie. Po prostu w pewnym momencie, już wiele lat temu, przestałem uważać na to, co postuję, czy gryźć się w język i swobodnie używam takich pojęć jak np. „mój chłopak”. Gdyby wszystkie publiczne osoby LGBT, które wciąż gryzą się w język, przestały, to by w zupełności wystarczyło.
Właśnie. Większość się gryzie.
Od wydania „Najlepszego miasta świata” w 2020 r. mogę chyba myśleć o sobie jako o osobie publicznej. Dostałem tzw. walidację zewnętrzną. Książka świetnie się sprzedała, otrzymałem za nią nagrody. Poczułem się naprawdę doceniony. I powiem ci, że będąc w takiej pozycji, to już naprawdę nie ma się co opierdalać. Nie chcę nikogo stawiać pod ścianą, ale serio, niewyoutowani znani ludzie LGBT, co tak naprawdę wam grozi? Boicie się, że fani się odwrócą? Większość pewnie zostanie i doceni tę szczerość. Nasze społeczeństwo jest mentalnie dużo dalej w rozwoju niż politycy. Stracicie kontrakt influencerski na coś tam? To jest chyba najgorsze, co może się zdarzyć. Więc naprawdę nie ma się czego bać – a życie jest za krótkie, by zadawać się z ludźmi, którzy was nie szanują takimi, jakimi jesteście. Albo co gorsza się do nich wdzięczyć.
Z tego, co mówisz, rozumiem, że funkcjonowanie publicznie jako architekt, pisarz, ale też właśnie jako wyoutowany gej nie było wynikiem jakieś trudnej decyzji podjętej po namyśle, tylko oczywistością.
Kiedyś nie było takie oczywiste. Proces dochodzenia do tego „wyoutowanego geja” był długi i stopniowy. Trochę czasu mi zajęło, by nauczyć właśnie nie gryźć się w język. Kiedy miałem dwadzieścia parę lat, chodziłem do pracy i wtedy na przykład, kiedy rozmawiało się o wakacjach, to starałem się używać jakichś bliżej niesprecyzowanych form „my”, podczas gdy byłem z chłopakiem. Co mi takiego groziło? Do pewnego momentu w życiu znajomi dzielili się na wtajemniczonych i niewtajemniczonych.
Zerwanie z tym niesamowicie dużo mi dało. To człowieka uskrzydla i wyzwala, a przy okazji pomaga innym. Każdy jest przecież jakoś rozpoznawalny – w miejscu pracy, w okolicy, w jakimś środowisku. Jeśli odważy się nie ukrywać, to pomaga tym osobom LGBT w jego otoczeniu, które wciąż się kryją. Ta odwaga, ta otwartość pączkują, rozmnażają się. Będąc otwartym w kwestii mojej homoseksualności, pokazuję innym, że jest to możliwe.
Jestem w uprzywilejowanej pozycji: urodziłem się i mieszkam w Warszawie, jestem niebiedny i jestem na tyle znany, że mam jakieś forum publiczne, jest grono ludzi, którzy będą słuchać, jeśli coś powiem. W takiej sytuacji, nawet powiedziałbym, że niesiedzenie w szafi e jest moją powinnością.
Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.
Reż. Grzegorz Mrówczyński. Wyst. M. Puchalski, W. Siedlecki, P. Zawadzki, W. Kalinowski, I. Grzonka, A. Szczytko, G. Mrówczyński, M. Sabiniewicz, P. Wypart, A. Podolak, W. Krupa. Teatr Telewizji, premiera: 4 V 1989
Tomasik w teatrze
„Normalne serce” – plakat (1987)
„Normalne serce” unieśmiertelniło Kramera. To na poły autobiograficzna opowieść o miłości w czasach zarazy, napisana w 1984 r. w reakcji na liczne śmierci przyjaciół na chorobę nazywaną wówczas „gejowskim rakiem”. Premiera odbyła się 21 kwietnia 1985 r. w nowojorskim Public Theatre, jak pisała tłumaczka Małgorzata Semil, sztuka zbulwersowała i homoseksualistów, i władze miejskie, i administrację państwową, i prasę, i społeczeństwo jako całość. Z pasją i furią zarzuciła bowiem wszystkim, że swoim postępowaniem dopuścili do rozprzestrzeniania się choroby i do śmierci tysięcy osób. Mimo to (a może właśnie dlatego?) przedstawienie cieszyło się ogromnym powodzeniem. Niemal od razu pojawił się pomysł filmowej adaptacji, jeszcze w 1985 r. prawa kupiła Barbra Streisand, która jednak nie przeniosła sztuki na ekran. Dopiero niemal trzydzieści lat później prestiżową produkcję przejęła stacja HBO, reżyserię powierzono Ryanowi Murphy’emu, a w obsadzie znalazły się takie gwiazdy jak Mark Ruffalo, Julia Roberts, Matt Bomer, Jim Parsons, Alfred Molina czy Jonathan Groff . Był to swego rodzaju hołd dla schorowanego, dobiegającego osiemdziesiątki autora, świeżo upieczonego męża (po ślubie z architektem Davidem Websterem z którym był od 1991 r.). „Odruch serca” (pod takim tytułem pokazywany w Polsce) zdobył Emmy dla najlepszego filmu TV, był też nominowany do trzech Złotych Globów, ostatecznie nagrodę otrzymał Matt Bomer w kategorii drugiego planu.
„Normalne serce” dość szybko dotarło do Polski. Zaczęło się w 1986 r. od publikacji sztuki w październikowym numerze „Dialogu” w tłumaczeniu Małgorzaty Semil. Rok później (18.09.1987) w Teatrze Polskim w Poznaniu odbyła się premiera spektaklu w reżyserii Grzegorza Mrówczyńskiego, wówczas dyrektora poznańskiej sceny. W rolach głównych wystąpili: Mariusz Puchalski (Ned Weeks), Wojciech Siedlecki (Mickey Marcus) i Piotr Zawadzki (Craig Donner). Lekarkę Emmę Brookner zagrała Irena Grzonka.
Spektakl przyjęto z zainteresowaniem, choć bez entuzjazmu, w „Przekroju” oceniano: utwór Kramera, choć potrzebny, odważnie i rzetelnie zarysowujący dramat ludzi dotkniętych śmiertelną chorobą, jest znacznie ciekawszy jako typ interwencyjnej publicystki scenicznej. O wiele mniej frapuje jako dramat. Nie wstrząsa, mimo że wciąż mówi się w nim o śmierci. Budzi co najwyżej zainteresowanie podjętym problemem. W harcerskim czasopiśmie „Na przełaj” spektakl recenzował Włodzimierz Antos, późniejszy działacz LGBT, mający najwięcej zastrzeżeń do… publiczności: Reagowała śmiechem w najmniej oczekiwanych momentach. Świadczy to o tym, że ludzie u nas nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji. Tłumaczenie sobie «mnie to nie dotyczy» jest złe i może prowadzić do katastrofy.
Świadomość wagi tematu sprawiła zapewne, że TVP zdecydowała się zrobić z przedstawienia Teatr Telewizji. Wyemitowany 4 maja 1989 r. w programie II o 21:45, przeszedł właściwie niezauważony. To był politycznie gorący czas, dokładnie miesiąc później odbyły się wybory, które zmieniły ustrój kraju. Jedna z nielicznych recenzji ukazała się w „Ekranie”, znów krytyczna: Zobaczyliśmy coś w rodzaju komedii erotycznej. Zabrakło w niej rozpaczy, zabrakło napięcia, została seksualna anegdota, ale jakoś letnia i mało wzruszająca. Przede wszystkim dlatego, że wyraźnie kiepsko czuli się w swych rolach aktorzy. Pojawił się też zarzut o używanie słowa „gej”, wówczas nieznanego w Polsce: W przekładzie sztuka Larry Kramera dotyczy przeważnie tak zwanych gayów. Słowo «gay» nie funkcjonuje jednak w języku polskim, nie ma skojarzeń uczuciowych ani społecznych, nie budzi emocji. Trochę inaczej wygląda sytuacja, gdy mowa o pedałach. Zastanówmy się więc raczej nad tym, ile w Polsce jest warte życie pedała? We wrześniu 2017 r. nowe tłumaczenie „Normalnego serca” zaproponował Mike Urbaniak. Wówczas w jego reżyserii, znów na scenie Teatru Polskiego w Poznaniu, przy okazji Pride Week, odbyło się czytanie sztuki. Role gejów zagrali aktorzy-geje: Tomasz Nosiński, Robert Wasiewicz, Piotr Trojan, Paweł Tomaszewski, Konrad Cichoń i Piotr B. Dąbrowski. Emmą Brookner była Joanna Drozda. To jak dotąd ostatnia polska inscenizacja sztuki Kramera.
Tekst z nr 86/7-8 2020.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.
Londyn, rok 1980. Młodziutka Elise Morceau wychodzi na randkę z facetem, a kończy na spotkaniu z przypadkowo poznaną kobietą – spotkaniu, które okaże się początkiem miłości. Kobieta to Constance Holden, trzydziestokilkuletnia pisarka z jedną bestsellerową powieścią na koncie, a drugą – w przygotowaniu. Niedługo później, już jako para, obie wyjadą do Hollywood, główną rolę w adaptacji książki Constance ma zagrać wielka gwiazda Barbara Lowden… Londyn, rok 2017. Młodziutka Rose nigdy nie znała swojej mamy Elise Morceau i nie jest w stanie już dłużej żyć w domysłach. Jej tata daje dziewczynie wskazówkę: musi odszukać Constance Holden, niegdyś słynną pisarkę, dziś kostyczną damę po 70-tce, która od dekad niczego nie opublikowała i żyje w samotności. Dziewczyna rozpoczyna śledztwo, nie stroniąc od podstępów… Czwarta powieść Jessie Burton (wszystkie wcześniejsze są dostępne w Polsce) toczy się, jak widać powyżej, na dwóch planach czasowych – po tych nitkach wydarzeń dochodzimy do sedna, czyli do tego, co stało się z uczuciem Constance i Elise. Styl Burton jest niekiedy wręcz ostentacyjnie staroświecki, cała fabuła rozpisana na ponad 500 stron, idealna na zimowe wieczory. Tyle, że w złotym okresie „wielkich powieści” poruszanie tematów takich jak feminizm czy miłość między dwoma kobietami nie było opcją – świetnie więc, że „nadrabiamy”. Wyczekuję filmu na podstawie „Wyznania” – w roli współczesnej Constance genialna byłaby Helen Mirren. (Piotr Klimek)
Tekst z nr 88/11-12 2020.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.
Z drag queen CIOTKĄ OFKĄ, czyli z DAWIDEM SURMĄ, rozmawia Mariusz Kurc
Foto: arch. pryw.
Twoje pierwsze zetknięcie się z dragiem?
Miałem 19 lat, a więc to było 5 lat temu. Mój przyjaciel, Brytyjczyk, który interesuje się dragiem, zaproponował, byśmy zobaczyli razem „RuPaul’s Drag Race”.
Wtedy obejrzałeś ten program po raz pierwszy?
Tak. I nie miałem nic wspólnego ze środowiskiem dragowym czy okołoqueerowym.
Ale wiedziałeś, że w ogóle drag queens istnieją?
Jasne, chociaż to było jakby obok mnie. Niemniej obejrzenie kilku odcinków „All Stars 2” z Katyą i z Alaską, dwiema moimi ulubionymi dragsami do dziś, sprawiło, że ziarno pasji zostało zasiane. Niebawem zauroczyłem się też Trixie Matel, ale szczególnie Jinx Monsoon, ja też jestem przede wszystkim teatralną i komediową „stroną” dragu. Więc ziarno zaczęło kiełkować i 2 lata po tym pierwszym seansie „RPDR” rozkwitło, gdy zdałem sobie sprawę, że nie chcę tylko oglądać innych, chcę sam być drag queen.
A gdy miałeś te 19 lat, to akurat kończyłeś szkołę średnią i…
Moim pierwszym wyborem studiów była Akademia Teatralna. Przeszedłem egzaminy i na ostatnim etapie rekrutacji zrezygnowałem. Jakoś się wystraszyłem, a rodzice namawiali mnie, bym studiował coś bardziej praktycznego. Koniec końców poszedłem za głosem rozsądku, a nie serca i wylądowałem na orientalistyce. W sumie to też był trochę głos serca, bo orient to moja druga pasja po aktorstwie. A poza tym mój ówczesny chłopak studiował arabistykę, ja poszedłem na filologię turecką, więc tak trochę jakbyśmy się dopełniali. Niemniej finalnie nie wyszło, bo 2 lata temu, po 6 latach związku się rozstaliśmy.
Ty tymczasem od początku w swój drag wplatasz motywy orientalne.
Tak jest. Najbardziej fascynują mnie Indie i Turcja. W obu tych krajach podejście do płciowości jest bardzo różne i dalekie od naszego, europejskiego. W Imperium Osmańskim homoseksualność już w połowie XIX w. nie była karana, w odróżnieniu od wielu krajów Europy. W Turcji lat 70. i 80. XX w. nastąpił taki rozkwit kultury drag, że niektóre drag queens były tak popularne, że prowadziły programy telewizyjne. Nawet dziś, przy konserwatywnych rządach Erdoğana drag turecki, w Stambule, ma się lepiej niż polski. W Indiach radosna cielesność i płciowość była na porządku dziennym w kulturze, sztuce, a nawet w architekturze – dopiero XIX-wieczny brytyjski kolonializm zaczął to zmieniać.
Brytyjczycy eksportowali homofobię do swoich kolonii. Indie zniosły pozostałą po nich karalność homoseksualizmu dopiero w 2018 r. A co do płciowości, czytałem o hidźrach, osobach, które w kulturze Indii stanowią jakby trzecią płeć.
Otóż to. Na fali studiów i ogólnego zainteresowania orientem 3 lata temu, czyli rok przed pandemią, zostałem pilotem wycieczek, dzięki którym miałem kasę, by wykupić sobie lekcje burleski, lekcje tańca na szpilkach. Uczyłem się też oczywiście malować, a także szyć, bo chciałem sam próbować projektować stroje.
Momencik. Najpierw chciałbym zapytać, w jakich krajach byłeś pilotem wycieczek.
I moje pilotowanie się skończyło. Na to miejsce wskoczył drag
Do którego podszedłeś bardzo profesjonalnie.
Stwierdziłem, że albo idę va banque, albo wcale. Wiesz, ja od zawsze czułem, że mam ten element „femme”, to jest część mnie, której teraz, od 2 lat, pozwalam się ujawnić i odsłonić. Wcześniej tej części nie potrafiłem uzewnętrznić w bezpieczny sposób.
Miałeś tak, że gdy byłeś nastolatkiem, to zwracano ci uwagę, że masz „zbyt kobiece” ruchy czy gesty? Nie zliczę, ile razy. I pilnowałeś, by mieć koniecznie „męskie” ruchy?
Pilnowałem. A w pewnym momencie odpuściłem i przestałem pilnować. Oczywiście tej kobiecej części mnie wcześniej się wstydziłem, a nawet trochę się jej bałem – ona znajdowała ujście w różnych teatralnych występach, do których lgnąłem. A teraz jestem z tej mojej kobiecości dumny.
Parę razy w życiu miałem okazję wystąpić jako drag queen. Pamiętam, że najważniejszy był dla mnie moment zakładania peruki – wtedy nagle stawałem się w mojej wyobraźni innym człowiekiem – piękną, seksowną kobietą.
Gdy zakładasz dragowy strój, to w pewnym momencie następuje przejście jak przez portal do tego drugiego „ja”, co rzeczywiście jest fascynujące. Ale akurat ze strojami sobie nie poradziłem, to znaczy: nie nauczyłem się szyć. Jestem na to chyba zbyt niecierpliwy. Na szczęście mam przyjaciółkę krawcową. Pierwsze dwie kreacje zaprojektowaliśmy razem, a ona je uszyła.
Kiedy zadebiutowała Ciotka Ofka?
4 lipca 2020 r. w warszawskim Beauty Bistro podczas wieczoru początkujących drag queens. To był bardzo udany występ. Miałem performance inspirowany burleską, ściągałem gorset, by zostać w samym body. A następnie lip sync do utworu słoweńskiego komika Klemena Slakonji pod tytułem „Ruf mich, Angela”.
„Zadzwoń do mnie, Angela”? Skąd wytrzasnąłeś taką piosenkę?
Czasem włączam randomowe kawałki na Spotify. To jest wspaniały, rytmiczny utwór komediowy z potencjałem teatralnym – pasował mi jak ulał.
Co wtedy, gdy debiutowałeś, wiedziałeś o polskim świecie dragu?
Niewiele. Drag king Max Reagan Thatcher wprowadzał mnie w ten świat, to on pokazał mi profile ludzi, które absolutnie muszę obserwować.
Jak wymyśliłeś styl Ciotki?
To było proste: od zawsze uwielbiałem kicz, intensywne, pstrokate kolory. A do tego oczywiście motywy orientalne.
A skąd wziąłeś swoje imię – Ciotka Ofka?
„Ciotka” to mój hołd dla wszystkich wspaniałych kobiet w moim życiu – dla mamy, dla babć, dla cioć „prawdziwych” i dla cioć „przyszywanych”, bo przecież koleżanki mamy to też były ciocie dla mnie. Natomiast Ofka to zdrobnienie od Eufemia, czyli od tradycyjnego imienia księżniczek śląskich – z moich okolic, bo pochodzę ze Śląska Cieszyńskiego, spod Bielska-Białej. A wisienka na torcie: jeden z moich ulubionych autorów Andrzej Sapkowski w swojej trylogii husyckiej stworzył postać Eufemii, o której pisze właśnie „Ofka”.
Więc jaka jest Ciotka Ofka?
To jest taka ciotka, która na weselu już o 16 siedzi nawalona w kącie, a jak do niej podejdziesz, to z chęcią ci powróży. Ubrana jest ekstrawagancko, w jakieś pióra i gryzące się kolory, a jednocześnie jest przeintelektualizowana. Poza tym zwyczajnie ciepła. Napije się herbatki z bimbrem i opowie ci historyjki z dupy wzięte. Jedna z moich ciotek, wraz z babcią, za dzieciaka uwielbiała spędzać czas ze mną i moją siostrą, po prostu przebierając się za różne postacie. Wyciągały kufer różnych ubrań, przebieraliśmy się wszyscy i odgrywaliśmy różne role, jednocześnie robiąc zdjęcia polaroidem, uwieczniając wszystkie nasze „historie aktorskie”, które dzisiaj możemy wspominać przy herbacie.
Podczas występów Ciotka lipsyncuje i daje performanse burleskowe. Stand-up też?
Głównie na Instagramie mam dużo rzeczy mówionych i pisanych, ale na żywo też już zaczynam i oczywiście przemycam informacje o Azji czy Afryce. Na niedawnym evencie burleskowo-dragowym z Harpy Queen – na Sabacie, zajęłam się konferansjerką. Jednocześnie planujemy kolejne edycje Sabatu: następna odbędzie się w połowie września w Warszawie.
Nagle przerzuciłaś się na żeńskie końcówki. Bo teraz mówisz jako Ciotka, tak? A jako Dawid masz męskie końcówki.
Tak, choć właściwie definiuję się jako osoba niebinarna, a dokładnie genderfluid. Czasem używam męskich zaimków przy Dawidzie, a żeńskich przy Ciotce, a czasem na przemian.
Po debiucie propozycje następnych występów po prostu zaczęły nadchodzić?
Niektóre tak, a innym trzeba było pomóc. Wysyłałem więc i czasem nadal to robię swoją ofertę występu do klubów, załączam portfolio. Zadomowiłam się w Pogłosie i w innych lokalach. Teraz występuję mniej więcej raz na tydzień i coraz częściej pojawiają mi się bookingi spoza Warszawy.
Na jeden występ składa się…
Zwykle trzy wyjścia na scenę, każde po kilka minut.
Dawid, dziś te głosy na szczęście już rzadziej słychać, ale wciąż część osób z naszej społeczności uważa, że dragsy, czyli „przebierańcy”, robią nam, społeczności LGBT, „złą opinię”.
Mam to gdzieś. To nie jest konstruktywna, merytoryczna krytyka, więc jednym uchem ją wpuszczam, drugim wypuszczam. Drag jest nieodłączną częścią kultury LGBT i powinniśmy być z tego dumni. Ja zresztą traktuję moje występy jako nie tylko wypowiedź artystyczną, ale też aktywistyczną. Homofoby chcą nas zgnoić, zawstydzić i uciszyć, wpędzić z powrotem do szaf, a ja mówię: „Nie! Ja tu jestem, istnieję i nie ukrywam się”. I taka jest moja ekspresja – czasem bardziej męska, czasem bardziej kobieca.
Jaki miałeś okres dojrzewania, odkrywania swojej seksualności?
Stosunkowo łatwy. Stosunkowo – jak na Polskę. Mamie wyoutowałem się, będąc w trzeciej klasie gimnazjum, 3 lata młodszej siostrze niedługo przed mamą.
Skoro ty miałeś 14 lat, to siostra 11. Wiedziała, co to znaczy „gej”?
Wiedziała i nie zrobiło to na niej specjalnego wrażenia, że ma brata geja. Powiedziała „OK” i tyle. Mamie, leżąc na kanapie pewnego wieczoru, powiedziałem mniej więcej: „Wiesz, mamo, sytuacja u mnie wygląda tak, że mnie dziewczyny w ogóle nie kręcą, za to chłopaki – tak”. Mama przyjęła to spokojnie, ale widziałem, że potem jeszcze jakiś czas trawiła to po cichu. Tacie powiedziałem dopiero rok później i urządził mi piekło. Wolę o tym nie mówić ze szczegółami – negatywne wspomnienia. Ale w końcu przeprocesował to i jeszcze w czasach liceum zdarzało się, że mój chłopak bez problemu do mnie przychodził na noc. Więc absolutnie coming outu przed tatą ani przed nikim innym nie żałuję – mam teraz święty spokój, cała rodzina wie, w ogóle wszyscy wiedzą. O tym, że jestem drag queen, również. Żaden wujek czy kuzyn nie zapyta, kiedy przyprowadzę do domu dziewczynę. (śmiech)
Wspominałeś o chłopaku i o sześcioletnim związku.
To był wówczas złoty strzał – chłopak z mojego liceum, 2 lata starszy. Cała szkoła o nas też wiedziała. On mnie zabrał na swoją studniówkę, ja zabrałem jego na moją. Zero problemu. Na wszystkich oficjalnych zdjęciach jesteśmy razem. Samego poloneza nie tańczyliśmy w parze, natomiast znaleźliśmy sposób, by się w niego obaj zaangażować. Jego ówczesna przyjaciółka z klasy – lesbijka – chcąc również iść ze swoją dziewczyną, tańczyła ze mną poloneza w drugiej parze, a on tańczył z jej dziewczyną w pierwszej. Tym samym dwie pary gej/les otwierały poloneza jego studniówki. Zdaję sobie sprawę, że standardowo osobie LGBT w naszym kraju raczej jest trudniej, więc chyba miałem szczęście.
Albo „zrobiłeś” sobie to szczęście swoją otwartością. Jak ktoś się czai i wstydzi, to trochę jakby zaprasza ludzi do ataku, bo pokazuje słabość. A jak ktoś pokazuje zdecydowanie i pewność siebie, to ludzie czują respekt.
Coś w tym jest. W sumie mam bardzo małe doświadczenie bycia w szafie. Ukrywałem się tylko przez krótki czas i to było nie do wytrzymania. W obecnej pracy już na rozmowie rekrutacyjnej powiedziałem nie tylko, że jestem gejem, ale też że występuję jako drag queen.
Gdzie teraz pracujesz?
W biurze nieruchomości, pomagam w sprzedaży oraz kupnie nieruchomości. Mam świetnych współpracowników, zero dyskryminacji, wielkie wsparcie, a wręcz i zainteresowanie moim dragiem – naprawdę dobrze trafiłem.
Znow: może to nie tak, że dobrze trafiłeś, tylko swoją otwartością sprawiłeś, że to miejsce jest dla ciebie tak przyjazne.
Z sercem na dłoniach! A ja się wręcz obnoszę. (śmiech)
Zdajesz sobie sprawę, że z taką postawą stanowisz mniejszość w naszej mniejszości LGBT, prawda?
Zdaję. Jako drag queen lipsyncująca w języku arabskim czy hindi jestem w jeszcze mniejszej niszy. (śmiech)
Gdy PiS doszedł do władzy w 2015 r., miałeś 17 lat. Pamiętasz rządy PO? Praktycznie nie. Dziś śledzę wydarzenia polityczne, wtedy to mnie nie obchodziło.
Jak przyjmowałeś nagonkę na nas, która została rozpętana szczególnie w 2019 r. i w 2020 r.?
Był element przerażenia, przyznaję. Na przykładzie Turcji obserwuję, jak kraj może się cofać w rozwoju i rzucać z powrotem w łapy religii. U nas jest to samo, choć tak naprawdę to jeszcze bardziej dodaje mi energii, by pokazywać, że ja też tu jestem i też tu jestem u siebie. Tak jak pokazują to queery w Turcji, bez kompromisów.
Tekst z nr 98/7-8 2022.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.
Z ROBERTEM KOCUREM, który w londyńskich klubach występuje jako drag queen POLKA DOT, wykonując polskie piosenki, rozmawia Jakub Wojtaszczyk
fot. drag queen Polish RemoveHer
Pamiętasz swój pierwszy występ dragowy?
Jak dziś! Było to w 2018 r., 5 lat po mojej przeprowadzce do Londynu. Na początku chodziłem po klubach i pubach w Soho, gdzie odkrywałem gejowski i queerowy świat. Natknąłem się na drag show. Wcześniej takie występy widziałem tylko w „RuPaul’s Drag Race”. Fascynowało mnie to. Jednak dopiero widząc występy na żywo, zrozumiałem, że jako osoba queerowa możesz coś tworzyć i być z tego dumnym. Po opuszczeniu klubu nie musisz wracać do swojego „normalnego” życia, tylko możesz być queerem 24 godziny na dobę. W Polsce zdarzyło mi się brać udział w przedstawieniach Teatru Muzycznego w Gliwicach, więc gdy widziałem postaci na londyńskiej scenie, od razu zaiskrzyło. Brakowało mi występów. Jednak docierałem się z tym pomysłem przez dobrych kilka miesięcy. Ciągle czułem, że nie jestem gotowy. W końcu kolega „zmusił” mnie do zapisania się na open mic w jednym z lokalnych klubów. Inny znajomy nauczył mnie make-upu, stworzyłem mashup piosenek Britney i Beyoncé. Główkowałem przy wymyślaniu imienia. Chciałem, by podkreślało moją tożsamość i jednocześnie było pomysłowe. W końcu uznałem, że jestem Polakiem za dnia, a Polką w nocy. Polka Dot to po angielsku kropki na materiale, groszki. Świetnie pasowało! Wyszedłem na scenę. Po występie dostałem owacje na stojąco, ludzie podchodzili pogadać, zrobić zdjęcia. Byłem zachwycony! Jednocześnie przypomniały mi się występy w Gliwicach, podczas których myślałem, że nie jestem dostatecznie dobry. Na londyńskim debiucie hamowałem myśli: „Nie jesteś wart tych oklasków”. Wychodziła ze mnie polska mentalność.
Osoba aktorska i drag persona niekoniecznie operują w tych samym rejestrach.
To prawda, ale drag wydał mi się fajną alternatywą. Mógłbym występować na scenie, kreować nową postać, byłbym swoim kostiumologiem, choreografem, makijażystą. W gliwickim teatrze, jeszcze w czasach licealnych, wszystko było bardzo normatywne. W Londynie obiecałem sobie, że gdy ktoś mnie zapyta, czy jestem gejem, nie będę się ukrywał. Emigracja miała być moim świeżym startem. Drag pasował do niego idealnie.
Jak żyło ci się w Polsce?
Zawsze byłem osobą kolorową, lubiłem ubierać się inaczej niż rówieśnicy, nosiłem przysłowiowe rurki, miałem długie włosy. Wyzywano mnie od „bab”, ale nie pamiętam, abym słyszał: „Ty
Aby zapewnić sprawne funkcjonowanie tego portalu oraz marketing, umieszczamy na komputerze użytkownika (bądź innym urządzeniu) małe pliki – tzw. cookies („ciasteczka”).