Mateusz Glen, czyli Ta Jedna Ciotka „robi” własną babcię i ciocię

O odkrywaniu swojej homoseksualności, o coming oucie z udziałem prywatnego detektywa, o pierwszej miłości i początkach kariery w Internecie rozmawiamy z 24-letnim MATEUSZEM GLENEM, znanym na TikToku jako TA JEDNA CIOTKA. Rozmowa Tomasza Piotrowskiego

fot. Alicja Bokina

W zabawnych, krótkich filmikach wcielasz się w postać starszej ciotki. Parodiujesz znane chyba wszystkim stereotypy „ciotek”, które obgadują sąsiadów w kościele, narzekają na pogodę czy nowinki techniczne i radzą wszystkim, jak żyć. Kiedy pojawił się pomysł na ciotkę?

Pierwszy filmik powstał w Boże Ciało zeszłego roku. Pod moim blokiem w Gdyni szła procesja i jakoś mnie tak skusiło, żeby założyć perukę i nakręcić krótki filmik o tym, jak to dość zamożna pani wybiera się na to wydarzenie tylko po to, by się tam pokazać. Klasyka. Kilka peruk miałem już z innych wcieleń, chociażby z Halloween czy imprez przebieranych. To dla mnie zawsze wielkie święta, na które przebieram się „na poważnie”, byłem już np. Britney Spears czy Meryl Streep z „Diabeł ubiera się u Prady”. Nagrany [restrict]filmik wrzuciłem na Instagram stories i ludzie zaczęli od razu pisać: „Wrzuć to na TikToka!”. Broniłem się, że nie, gdzie ja tam jakieś Tik-Toki, za stary jestem, jednak dałem się przekonać. Założyłem aplikację, mijały tygodnie, zaczęło przybywać obserwatorów i komentarzy typu „Jezu, moja matka/ ciocia/babcia dokładnie tak się zachowuje!”. To mnie nakręciło i zacząłem nagrywać regularnie, a ciotka zaczęła się profesjonalizować – lepsze światło, cięcia w filmikach, częstsze golenie brody no i odwiedziny u babci, żeby pożyczyła mi więcej bluzek i kiecek. I tu BUM – ponad 230 tysięcy obserwujących!

No właśnie, jak reagują najbliżsi? Strzelam, że twoja babcia może być inspiracją dla wielu filmików.

Babcia razem z mamą i siostrą są moimi największymi fankami! Gdy do babci przyjeżdża ciocia i zaczynają gadać, a ja akurat jestem u niej, to od razu wybucham śmiechem, bo widzę najnowszy filmik. I babcia wtedy od razu: „Co? Już to pewnie zaraz nagrasz!”, a jak nie wyślę jej jakiegoś filmiku do obejrzenia, to od razu się obraża. (śmiech)

Twoje filmiki oglądają też popularne w Polsce osoby.

ak! Obserwują mnie m.in. Magda Gessler, Tomek Ciachorowski czy Kasia Zielińska, moje filmiki polubił ostatnio Michał Szpak czy Radek Pestka. Miałem przyjemność nagrywać już z Adą Fijał, Karoliną Stylizacje, Adamem Strycharczukiem czy nawet Majką Jeżowską! Ogląda mnie coraz więcej osób, co zachęciło mnie do tego, żeby zorganizować taki mały „zlot fanów” w jednym z gdyńskich klubów, czyli Prywatkę u Ciotki. Ludzie przyjechali nawet z Warszawy czy Poznania, by pogadać, przytulić się i oczywiście potańczyć.

Na dawno już zapomnianym portalu społecznościowym MaxModels.pl znalazłem twój profil, a tam opis: „Jestem ambitnym, sympatycznym, przebojowym chłopakiem, który jeśli wyznaczy sobie jakiś cel, to do niego dąży”. Aktualne?

Gdzie ty to znalazłeś?! (śmiech) Ambitny – tak. Sympatyczny – zdecydowanie! Przebojowy chłopak – teraz to już w połowie ciotka! A z tymi celami to było różnie. Miałem marzenia, ale nie zawsze udało się je osiągnąć.

Na przykład?

Byłem w liceum plastycznym, a jednak nie zdecydowałem się iść artystyczną ścieżką. Przez jakiś czas malowałem pejzaże, co zresztą można zobaczyć na moim Instagramie, ale od kiedy wkręciłem się w ciotkę, mam na to znacznie mniej czasu. Na studia wybrałem dziennikarstwo w Warszawie. Mnóstwo ludzi pchało mnie w tym kierunku, mówiąc, że będę drugim Prokopem czy Ibiszem. Szybko dostałem się do Polsat News, jeździłem z mikrofonem, ale jednak… nie dawało mi to satysfakcji. Byłem trochę zagubiony, zrezygnowałem i w sumie… nie znalazłem nic innego, zacząłem pracę. Głównie w gastronomiach. Życie toczyło się dalej, no i nagle… jestem tutaj. Mam ciotkę i teraz ona jest moją pracą.

Dzisiaj celem jest rozwój ciotki?

Tak jest. Chciałbym robić ciotkę tak długo, jak będzie mi to dawać radość, ale być może za rok wszyscy już o niej zapomną? Nigdy nie wiadomo. Ciotce pomagają pory roku, rok liturgiczny, różne święta, ale wkrótce minie ten roczny cykl. Co dalej? Chociaż czuję, że są już moi fani, którzy czekają na kolejną serię Wszystkich Świętych czy Bożego Narodzenia. Kontentu i spraw do skomentowania nie brakuje, żyjemy w końcu w kraju, gdzie absurdów jest dosyć. Bardzo mnie cieszy, że pojawiają się coraz poważniejsze rzeczy, o których bardzo chcę mówić, a nie pozostawać tylko przy żartach i żarcikach. Do współpracy zapraszają mnie dziś już takie fundacje jak Młode Głowy z inicjatywy Martyny Wojciechowskiej czy SexEd Anji Rubik. Nagraliśmy również edukujący filmik o osobach niewidomych z VIPteam. To jest dla mnie bardzo ważne.

Wiem, że te pierwsze filmiki powstawały, gdy pracowałeś jako kelner w popularnej trójmiejskiej pierogarni. Dziś dalej tam pracujesz?

Nawet tam, gdy pytałem gości, co podać, po głosie rozpoznawali ciotkę! (śmiech) Musiałem jednak z tej pracy zrezygnować. Dużo ludzi nie ma pojęcia, jak wiele jest przygotowań i pracy nad filmikami. Ja sam nie zdawałem sobie z tego sprawy, a kiedy zaczęły się pierwsze poważne współprace marketingowe z firmami, te wszystkie umowy, nagrywania, faktury, papiery… Potrzebowałem więcej czasu. W pierogarni zawsze byłem na sto procent i co tu kryć, byłem ulubieńcem gości. W pewnym momencie zauważyłem, że przytłacza mnie ilość obowiązków. Od stycznia rzuciłem się na głęboką wodę i postanowiłem zawodowo być „chłopem przebranym za babę”. (śmiech)

Wcześniej grałeś w „Dlaczego ja?”, byłeś wśród finalistów castingu do „Twoja twarz brzmi znajomo”, uwielbiasz oglądać „RuPaul’s Drag Race”, chciałeś być w „Top Model”. Czy ta ciotka nie jest kwintesencją całości?

Od dzieciaka uwielbiałem być na scenie. Grałem w spektaklach szkolnych, byłem przewodniczącym samorządu szkolnego, radnym w Młodzieżowej Radzie Miasta Częstochowa, ministrantem i faktycznie próbowałem sił w „Top Model” i „TTBZ”. To od zawsze mnie kręciło, uwielbiałem być w świetle reflektorów i chyba masz rację – ciotka łączy w sobie to wszystko. Rzeczywiście jestem też fanem RuPaula i jeszcze jakiś czas temu myślałem, że drag nie jest dla mnie. Po pierwszym sezonach kojarzyło mi się to z idealnym odzwierciedleniem wizerunku kobiety, ale wraz z rozwojem show zobaczyłem, że każdy może mieć na to swój pomysł i w dragu mieści się bardzo wiele. Moim sposobem jest ciotka, chociaż, jeśli oglądałeś moje filmiki, to wiesz już pewnie, że próbuję sięgać po inne postacie – Violetta Villas, Elżbieta Jaworowicz czy Księżna Diana. Cały czas próbuję, uczę się, wychodzę z domu i nagrywam z innymi twórcami, Gdy parę lat temu byłem w Warszawie na dragowych występach, pomyślałem: „Kurde, ja też mam kostium Britney Spears! Też chciałbym wskoczyć teraz na scenę jako ona!”. I parę razy wystąpiłem jako stewardessa Britney, by wykonać lipsync do „Toxic” w jednym z gdyńskich klubów.

W ciotkowych filmikach trudno jednak doszukać się tematyki stricte LGBT+.

Masz rację. Do tej pory nie znalazłem pomysłu, jak ugryźć ten temat z perspektywy ciotki. Wiesz, ona jest dość konserwatywna, a ja na pewno nie chcę powielać stereotypów. Miałem jednak to szczęście, że fundacja SexEd zaprosiła mnie do nagrania filmiku, jak powinny wyglądać inkluzywne życzenia na Boże Narodzenie, tam już więc nieco ten temat poruszyłem. Jak jednak mówiłem, ciotce pomaga kalendarz, zaczyna się Miesiąc Dumy, może ciotka pójdzie na Paradę Równości?

To, że tych tematów dotychczas nie było, nieco mnie zaskoczyło, bo nie ukrywasz swojej orientacji. Twoją bardzo szczerą historię można przeczytać w książce „Cała siła, jaką czerpię na życie”, zbiorze pamiętników osób LGBT+ wydanym w 2022 r.

Gdy zobaczyłem plakat o poszukiwaniu tych pamiętników, była pandemia, gastronomia zamknięta, usiadłem więc na tyłku i zacząłem pisać. Czy było to jakoś wyjątkowo szczere?

Było! Nie bałeś się szczegółowo opisać rozwoju swojej seksualności, którą zacząłeś zauważać w wieku 8 lat.

Mój ojciec był wojskowym w jednostce w Helu. Gdy przeszedł na emeryturę, przeprowadziliśmy się do dziadków do Częstochowy. Tam przychodził do mnie kolega, też ośmiolatek, zaczął mi pokazywać gry i filmy porno w internecie. Zaczęliśmy tamtych ludzi naśladować, przyjmowaliśmy ich role, odgrywaliśmy scenki. Dotykaliśmy się, porównywaliśmy ciała, ale nigdy nie doszło do pocałunków czy intymnego zbliżenia. Wujek Google nie wymyślił wtedy jeszcze trybu „incognito”, więc starannie po wszystkim usuwaliśmy historię. (śmiech) Potem zacząłem sam oglądać te filmiki i jakoś automatycznie zacząłem wpisywać hasła typu „goły chłopak”, „seks chłopaków” itd. Chłopcy bardziej mi się podobali. Tak odkryłem masturbację, do dziś pamiętam pierwszy orgazm, a jakiś czas później pierwszy orgazm z wytryskiem, którego najzwyczajniej w świecie się wystraszyłem. (śmiech) Jednocześnie dziadkowie wkręcili mnie w kościół, pamiętaj, że mieszkałem w „świętym mieście”. Uwielbiałem te wszystkie litanie, różańce, drogi krzyżowe, roraty. Jednak ta wkrętka spowodowała też, że po każdej takiej masturbacji odczuwałem wielki wstyd i modliłem się do Boga, żeby mi przebaczył.

A jednocześnie z „przygodami” w gronie ministrantów wiążą się twoje kolejne odkrycia seksualne.

Gdy wyszła książka „Cała siła…”, dałem jej zajawkę na Instagramie, napisałem m.in. o tym, że to właśnie w niej możecie przeczytać o tym, jak masturbowałem się z moimi kolegami z liturgicznej służby ołtarza. Po tym poście napisała do mnie jedna osoba, radząc, bym to usunął, że jednak zdobywam popularność, że nie wypada. Zastanowiłem się – no błagam, tak było. Mam jaja, by się do tego przyznać, jestem świadomy, co się działo i miałem wtedy takie potrzeby. Nikt mnie nie uczył potrzeb i panowania nad seksualnością. Byliśmy niczego nieświadomymi dziećmi, czy jako ministrant czy nie, tu sprawy kościelne nie mają znaczenia. Byliśmy młodymi chłopakami, którzy odkrywali swoją seksualność. Nie mam poczucia winy, nie zrobiłem nic złego, więc dlaczego miałbym to ukrywać? Co roku jeździłem na ogólnopolskie „zjazdy ministrantów” do Twardogóry. Mieszkaliśmy w jednej szkole, spaliśmy w śpiworach na podłodze. Mieliśmy może z 11-12 lat i z jednym z kolegów z mojej parafii poszliśmy w nocy do toalety, a tam wspólnie się masturbowaliśmy. Czemu? Nie wiem. Mieliśmy taką potrzebę, a ja już wtedy wiedziałem, że chciałbym to powtórzyć. Kilka lat później, gdy byliśmy już w liceum, spotkałem się z nim kilka razy. Okazało się, że jest z dziewczyną z mojej klasy. Wpadł raz do mnie na wino i pizzę, upiliśmy się i wylądowaliśmy razem w łóżku.

Czyli na początku byli sami ministranci?

Nie, wiesz, dla mnie LSO była po prostu stowarzyszeniem chłopców, tak jak dla innych drużyna sportowa. Inne piękne doznania pomógł mi odkryć inny kolega ze szkoły. Pojechaliśmy na klasową wycieczkę w góry. Miałem z nim wspólny pokój i już pierwszej nocy zaczęliśmy rozmawiać o dziewczynach, o piersiach, o nauczycielce od angielskiego. Temat zszedł na nasze penisy, na pytania typu, czy masz już włoski, czy miałeś orgazm. Szybko od mówienia przeszliśmy do oglądania i masturbacji. Bardzo chciałem spróbować seksu oralnego i on się zgodził. Strasznie mi się spodobało. Spotykaliśmy się kolejnych kilka lat na wspólne zabawy, a pewnego razu doszło też do seksu analnego. Pierwszy raz był bardzo bolesny, ale potem on podkradł żel intymny od rodziców i było już znacznie lepiej. Nie zawsze miałem wolną chatę, więc wychodziliśmy do pobliskiego lasu, bawiliśmy się w bunkrze, w jakimś opuszczonym pustostanie. Nikt z nas nie przyznał, że jest gejem czy bi, nie chcieliśmy się ze sobą całować, cały czas mówiliśmy, że to tylko dla zabawy, a lecimy na laski. No i oczywiście próbowałem z dziewczynami, marzyłem o tym, żeby było tak romantycznie jak w filmach. Całowałem się z dziewczynami przy wszystkich wokół, żeby każdy widział, że nie jestem taki „gejowaty”. Upiłem się też z jedną z koleżanek i wylądowaliśmy w łóżku. Cóż, jeszcze bardziej mnie to przekonało, że wolę mężczyzn. Nigdy nie wszedłem z żadną dziewczyną w związek, nie zakochałem się. Było jak z żelkami. Widzisz w sklepie, nakręcasz się, kupujesz, smakujesz – no i niby dobre, ale jednak liczyłeś na inny smak.

Z chłopakami było inaczej? Pamiętasz swoją pierwszą miłość?

Miałem naście lat. Skończyłem podstawówkę, poszedłem do gimnazjum, gdzie poznałem nowego kolegę. Spotykaliśmy się, chodziliśmy na rowery, gadaliśmy o wszystkim, był dla mnie jak brat. Czasem włączaliśmy porno i masturbowaliśmy się razem. Na początku siadaliśmy obok siebie, między nas stawialiśmy poduszkę, żeby nie było widać, ale ja i tak kątem oka zerkałem. (śmiech) Potem doszedł dotyk, porównywanie penisów, wzajemna masturbacja. Był dla mnie przyjacielem, później wszedł w związek z dziewczyną. Bardzo im kibicowałem, ale zacząłem też być zazdrosny, na moje szczęście ta dziewczyna później wyjechała, rozstali się, a ja byłem dla niego wsparciem. Minęło kilka miesięcy, zaczął kręcić z kolejną dziewczyną, a ja byłem jeszcze bardziej zazdrosny. Wręcz chciałem mu poderwać tę nową laskę, by on z nią nie był. Toksyczne to było. W dniu jego urodzin upiliśmy się, usiadłem mu na kolanach, to było dla nas totalnie normalne, bo między nami zawsze była bliskość, oglądając film, przytulaliśmy się, kładliśmy się na siebie – ale potem zaczęliśmy się całować, no i doszło do seksu. Na drugi dzień on nie chciał do tego wracać. Po kilku miesiącach zdałem sobie sprawę, że się w nim zakochałem, to była miłość, to nie był zwykły seks. Ale nasze drogi się rozeszły, poszliśmy do innych szkół ponadgimnazjalnych, zrobił się z niego nieco inny typ. A ja mimo, że mogłem kręcić z innymi, to dalej walczyłem o niego jak lew, i to zdesperowany. Chore akcje. Nie odpisywał mi kilka godzin, to szedłem pod jego dom, siadałem pod furtką i czekałem, aż przyjdzie. Nie wiem, co się wtedy we mnie działo.

Masz z nim jakiś kontakt?

Nie.

Jak wyglądał twój coming out przed mamą?

Gruba historia! Idealna na odcinek w „Dlaczego ja?”. To było pod koniec roku szkolnego w drugiej klasie gimnazjum, pojechaliśmy z klasą na warsztaty do innej szkoły. W mojej grupie był chłopak, który od razu wpadł mi w oko i chyba ja jemu również. Cały czas na siebie zerkaliśmy. Po warsztatach podszedłem do niego, zapytałem o namiary na Facebooku. Zaczęliśmy do siebie pisać, kochał Lady Gagę, serial „Glee”, rysował. Mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów. Wtedy już myślałem o sobie jako o osobie biseksualnej, on też, na FB nazywaliśmy się w rozmowach „mężami”. Wakacje trwały, sielanka – a on nagle przerwał kontakt, pisząc, że musi zniknąć z FB, bo mama coś podejrzewa i nie może ze mną rozmawiać. Przez tydzień żadnego kontaktu, nic. Nagle słyszę dzwonek do furtki, patrzę przez okno, stoi jakaś kobieta i pyta, czy jest mama w domu. Myślałem, że to jakaś jej koleżanka. Mama wróciła po 30 minutach cała czerwona na twarzy, zdenerwowana. Serce już mi waliło. Okazało się, że była to mama tego chłopaka, która przyszła razem z prywatnym detektywem. On go prześwietlił od góry do dołu, wszystkie konwersacje. Ta kobieta przyszła z plikiem screenów i powiedziała mamie, że jestem gejem. Totalny obłęd. Ten detektyw chodził za nami, chyba miał nasze zdjęcia z kawiarni, ze spacerów. Moja mama była cholernie wkurwiona. Ale nie przez to, czego się dowiedziała, tylko w jaki sposób, że od obcej osoby. Mimo to powiedziała, że jest jej obojętne, czy przyprowadzę do domu dziewczynę, czy chłopaka. Kilka lat później ten chłopak przeprosił mnie za całą tą akcję, chociaż oczywiście to nie była jego wina. Kilka miesięcy temu na FB nagle zobaczyłem gdzieś tę jego matkę, od razu mnie ciarki przeszły.

W książce wspominasz też o próbie samobójczej, która miała związek z przynależnością do Kościoła.

To było jakoś w gimnazjum. Nie chciałem być z kobietami, nie chciałem całego życia spędzić z kimś, kto mi seksualnie zupełnie nie odpowiada. Stwierdziłem więc, że skoro będąc z chłopakiem przez całe życie, trafię do piekła, to jaki to ma sens? Wizja ciągłego grzechu za życia. Wziąłem cążki i chciałem pod prysznicem coś sobie nimi zrobić. Nie udało się, bo to było strasznie tępe. Na szczęście.

Twoja mama wiedziała?

Nie. Dowiedziała się dopiero z książki. Byłem totalnym optymistą, tryskałem energią i mama nie miała o niczym pojęcia. Płakała, gdy o tym przeczytała.

A co z ojcem?

Ojciec wojskowy, mama opiekunka dziecięca. Różnica charakterów ogromna. Miał inne poglądy, podejście do życia, był rasistą, uwielbiał żarty o pedałach. Nie mam z nim kontaktu od kilku lat i jest mi z tym cholernie dobrze. Mama na szczęście też się już od niego uwolniła.

Z tego, co wiem, dziś nie jesteś singlem.

Nie widziałem jakoś tego związku, byłem strasznie pogubiony, ale Dawid rozkochał mnie w sobie na zabój! Mam wrażenie, że wszystko jest po coś, że przez te prawie 25 lat życia wyboistych wędrówek w końcu trafiłem na idealną osobę. To pierwszy facet, z którym zamieszkałem, 1,5 roku jesteśmy razem.

Chyba wspiera ciotkę?

Oj bardzo! Ogląda filmy pierwszy, komentuje, doradza. Nie poznałem jeszcze jego mamy osobiście, ale wiem, że ona też ogląda moje filmiki i zaczęła mi wypominać, że nie wysyłam ich jej na bieżąco! Tworzymy więc już prawdziwą, niewielką, ale kochającą się i wspierającą rodzinkę.[/restrict]

Premiera debiutanckiego albumu Mony Lizak już 20 maja! + Mamy dla Was niespodziankę

Już 20 maja odbędzie się premiera debiutanckiej płyty Mony Lizak! Album ,,Maski” jest drugim w Polsce krążkiem wydanym przez drag queen. Raperka pracowała nad nim przez ostatnie półtora roku przy współpracy z wytwórnią Unisex Records. To wyśmienita selekcja solidnie przygotowanych protest songów, tanecznych bangerów, a także satyrycznych pamfletów i intymnych ballad.

,,Ten album to swoista podróż przez życie osoby będącej częścią społeczności LGBTQIA+, z którą każdy może się utożsamić” – komentuje autorka.

Krążek składa się z 17 numerów i zawiera aż 7 kolaboracji ze znanymi gwiazdami sceny queerowej. Na płycie znalazły się takie numery jak hymniczne ,,Maski”, prowokująca ,,Bozia”, ironiczne ,,RTV albo AGD”, czy taneczne ,,Bum Bum”. Album będzie dostępny zarówno na wszystkich platformach streamingowych, jak również w limitowanej wersji fizycznej. Patronem medialnym albumu jesteśmy my – Magazyn Replika – jedyne czasopismo LGBTQIA w Polsce.

Mona Lizak to drag queen z trzyletnim stażem, a poza tym znakomita tekściara, kontrowersyjna piosenkarka, bezkompromisowa raperka, jak sama o sobie mówi – pajęcza matka. W queerowym świecie znana jest z bycia ,,Babą z Brodą”. Związana z wieloma klubami w całej Polsce, a także z Radiem LUZ i krakowskim Teatrem Barakah. Swoje piosenki i covery zawsze wykonuje na żywo, bo jak twierdzi: ,,lipsync jest BORING”.

 

A oto i kolejność wszystkich utworów na ,,Maskach”

Zachęceni? Fenomenalnie, mamy dla Was niespodziankę w postaci fragmentów utworów z ,,Masek”. Zatem już teraz możecie zapoznać się z brzmieniem każdego z nich, a jeżeli macie ochotę na więcej, to już w środę 10 maja w Warszawie odbędzie się przedpremierowy odsłuch albumu, na który sama artystka, jak i my serdecznie zapraszamy! O równej 20:00 wpadajcie na Bracką 20! Z kolei mieszkańcy Krakowa będą mile widziani dzień przed oficjalną premierą krążka, 19 maja w Klubie ZOO, gdzie będzie miało miejsce wydarzenie o tym samym charakterze!

Alyssa Edwards – światowej sławy drag queen specjalnie dla „Repliki”

DRAG QUEEN ALYSSA EDWARDS (Justin Dwayne Lee Johnson), która międzynarodowy sukces zawdzięcza piątemu sezonowi talent show „RuPaul’s Drag Race”, opowiada Jakubowi Wojtaszczykowi o początkach na dragowej scenie, o miłości do tańca, a także o tym, skąd czerpie odwagę. Zdradza też, co zaprezentuje podczas nadchodzącego europejskiego tournée „Becoming Alyssa, The Life Story of a Traveling Queen”. 20 maja Alyssa wystąpi w Warszawie w klubie Progresja

Co prawda z programu RuPaula nie przywiozła korony, ale otrzymała klucz, którym otworzyła drzwi do sukcesu. Krótko po show zaczęła występować w internetowym serialu ,,Alyssa’s Secret”, by następnie jeszcze lepiej dać się poznać jako utalentowana choreografka w netfl ixowym dokumencie „Dancing Queen”. To właśnie we własnym studiu tańca Beyond Belief Dance Company Alyssa odnajduje szczęście. Ładuje też baterie, które pozwalają jej realizować kolejne projekty. W 2016 r. ponownie skradła serca publiczności w drugiej edycji „RuPaul’s Drag Race: All Stars”, w której zajęła czwarte miejsce. Po wyprzedanym i entuzjastycznie przyjętym przez krytyków występie w Vaudeville Th eatre na londyńskim West Endzie wyruszyła w trasę po Stanach Zjednoczonych. Tym razem, jak mówi, „z otwartymi ramionami” wita Europę. Jej „Becoming Alyssa, The Life Story of a Traveling Queen” po drugiej stronie oceanu zdobyło pełne zachwytu recenzje i wypełniło po brzegi sale klubów i teatrów. Rozmawiam z Alyssą w połowie marca.

W show „Becoming Alyssa, The Life Story of a Traveling Queen” opowiadasz o swojej niezwykłej karierze drag queen, tancerza i performera. Cofnijmy się zatem do początku. Jak queerowemu dziecku dorastało się w małym miasteczku w Teksasie?

W energetycznym spektaklu dzielę się nie tylko historią narodzin Alyssy Edwards, ale też życia młodego geja w niewielkim Mesquite w Teksasie. Opowiadam, jak to się stało, że mały Justin z baseballowego boiska dostał się do szkoły tańca, by wiele lat później uczestniczyć w swojej pierwszej paradzie równości. A ta droga wcale nie była taka oczywista! Wiem, że trudno w to uwierzyć, bo dziś jestem wygadaną panią, ale byłem bardzo nieśmiałym dzieciakiem. Pochodzę z typowej rodziny z Południa. Mam siedmioro rodzeństwa. Jednak [restrict]przez długi czas mieszkałem z babcią. To z jej domu wybiegałem na lekcje tańca. W niedzielę chodziłem do kościoła baptystów. Czułem, że to bezpieczna przestrzeń. Ludzie byli uśmiechnięci, a ja lubiłem spędzać z nimi czas. Byłem bardzo szczęśliwym chłopakiem. Dopiero w okresie dojrzewania, a to zaczęło się stosunkowo późno, bo w wieku 16 lat, poczułem, że odstaję od większości.

Co ci przeszkadzało?

Nie wiedziałem, co jest ze mną nie tak. Próżno było szukać reprezentacji. Nie tylko w prawdziwym życiu, ale też w telewizji. Teraz z perspektywy widzę, że wiele osób z Kościoła nie było tak otwartych, jak mi się wydawało. Mojemu ojcu też trudno było mnie zrozumieć. Był bardzo konserwatywnym rodzicem. Dla niego kolor niebieski był dla chłopców, a różowy dla dziewczynek. Tymczasem ja, początkujący tancerz, kochałem pastele. Chciałem ubierać się w tęczę! Myślę jednak, że nie byłem dziwnym dzieckiem, tylko sobą. Born this way, jak śpiewała Lady Gaga. Czułem ograniczenia i miewałem naprawdę złe dni. Najszczęśliwszy byłem na lekcjach tańca, na które chodziłem dwa razy w tygodniu. Wreszcie, w wieku 18 lat, postanowiłem, że chcę żyć moim prawdziwym życiem. Bez udawania. Powiedziałem sobie: „Justin, oni dopiero cię zaakceptują, kiedy ty zaakceptujesz samego siebie”. Podjąłem decyzję o wyprowadzce. Pamiętam moment, kiedy dotarłem na skraj podjazdu, odwróciłem się i spojrzałem na dom rodziców. Poczułem ogromną siłę, o którą się nie podejrzewałem. Obiecałem sobie, że nigdy tam wrócę. Dotrzymałem tego słowa.

Trudna decyzja?

Tak, tym bardziej że mojemu ojcu niełatwo było to zrozumieć. Naprawdę starał się wychować mnie na prawdziwego amerykańskiego chłopaka. Dzięki pracy nad „Becoming Alyssa” miałem możliwość spojrzenia na moje życie z dystansu. Zdziwiłem się, jak często natrafiałem na zwroty akcji, które definiowały moje kolejne kroki. Dostrzegam w tym piękno bycia tu i teraz oraz robienia tego, co się kocha. Warto sobie o tym przypominać.

Czytałem, że to twoja babcia wyoutowała cię przed innymi z rodziny, to prawda?

Tak, zgadza się, ale nic więcej nie mogę zdradzić, ponieważ opowieść o coming oucie jest jednym z najpiękniejszych momentów show! Powiem tylko, że moja babcia najbardziej wpłynęła na to, jakim dziś jestem człowiekiem. Wiele jej zawdzięczam… Reszty dowiesz się w maju. (śmiech)

W takim razie porozmawiajmy o tym, kiedy zauroczył cię świat dragu. Pamiętasz?

Miałem 19 lat. Po raz pierwszy poszedłem wtedy do gejowskiego baru, który przypominał teatr kabaretowy. Stałem pośrodku jednocześnie zdezorientowany i zaintrygowany. Na scenę wyszła ogromna postać. Musiała mieć chyba z 2,5 metra! Nosiła zabójczy makijaż i wielgachną perukę. Była kolorowa i głośna. Elektryzująca! Podczas występu artystki powietrze wręcz wibrowało. Byłem jak zahipnotyzowany, ale nie tyle samym show, ile władzą, którą postać miała nad publicznością. Wtedy do klubu poszedłem z moim jedynym przyjacielem gejem, poznanym w szkole tańca. Zapytałem go: „Kto to jest?!”. A on: „No, jak to kto? Drag queen”. Nie miałem pojęcia, czym jest to zjawisko. Zresztą mało mnie to wtedy interesowało. Trwałem w urzeczeniu. Byłem też pewnie w szoku, bo od małego wiedziałem, że chcę być choreografem. Nie interesował mnie świat przesłuchań, nie myślałem o występach na scenie. Jak wspomniałem, byłem bardzo nieśmiały. Nie miałem pojęcia, że niebawem sam założę kostium, perukę i nałożę makijaż, że wyjdę przed ludzi i będę tym absolutnie zachwycony. Taką moc ma drag! Dzięki niemu uzyskałem głos. Drag pozwolił też odkryć cel mojego życia, czyli Alyssę Edwards.

Kiedy ją stworzyłeś?

Jeszcze kilkukrotnie wróciłem do miejsca, w którym oglądałem pamiętny występ. Pewnego dnia na drzwiach wisiał plakat zapraszający na dragową scenę otwartą. To był ten moment! Zebrałem się na odwagę i zdecydowałem wystąpić, zrobić show. Nadeszła czwartkowa noc, której nigdy nie zapomnę. Nie miałem peruki, kostiumu ani porządnego makeupu. Założyłem trykot taneczny ze szkoły. Perukę pożyczyłem. Makijaż załatwiłem od siostry. Podeszła do mnie dziewczyna odpowiedzialna za konferansjerkę i zapytała o moje imię. Odpowiedziałem: „Justin”. Ona: „To wiem, ale jakie masz dragowe imię?”. Zbladłem, bo cały czas nad nim pracowałem. Ona ciągnęła dalej: „Masz dwie sekundy. Zaraz zaczynamy”. Wtedy już się nie wahałem, powiedziałem: „Szanowna pani, na imię mi Alyssa”. Usłyszałem: „Mogłeś wybrać każde imię świata, a postawiłeś akurat na to?”. Całe dzieciństwo oglądaliśmy z rodzeństwem sitcom „Who’s the Boss” z Alyssą Milano. Marzyłem, że gdybym był dziewczynką, byłbym jak ta aktorka. Wiedziałem już, że moje dragowe imię jest świetne!

A Edwards?

Wywodzi się ze spuścizny dragowego domu Edwards. Moją matką jest Laken Edwards, ikona z Teksasu. Od zawsze we mnie wierzyła. Raz od niej usłyszałem, że będę kiedyś bardzo znany, bo mam w sobie magię. Byłem szczęściarzem, że Laken wzięła mnie pod swoje skrzydła i zaoferowała przyjęcie nazwiska. To wielka sprawa. Stałem się częścią tej dragowej dynastii. Moja matka postawiła warunek, abym kontynuował dziedzictwo domu Edwards. Dlatego sama zostałam drag matką. Wiem, że rodzina jest ze mnie bardzo dumna.

Czy na początku twojej kariery drag był celebrowany przez społeczność LGBTQ+?

Tak, ale nie w taki sposób, jak jest dzisiaj. Wychodziłyśmy na scenę „po godzinach”. Show zaczynał się o 23:00, jako dodatek do imprezy czy jej przerywnik. Drag nie pojawiał się telewizji, nie dostawałyśmy propozycji reklam i sygnowania palet do makijażu. Nikt nie kręcił serialu dokumentalnego skupionego wokół naszego życia. Mało tego, rzadko byliśmy w centrum parad i marszów równości.

Wszystko zmienił „RuPaul’s Drag Race”.

Wprowadził do mainstreamu to, co do tej pory robiliśmy w piwnicach klubów i na scenach maleńkich teatrów. Dzięki telewizji pojawiamy się w dragu w salonach „zwykłych” śmiertelników. Ludzie oglądają „Drag Race” na przerwach w pracy i szkole. Podróżni w oczekiwaniu na samolot na ekranach swoich telefonów śledzą lipsyncowe bitwy w programie. Gdy to widzę, za każdym razem chichoczę, a moje serce rośnie! Wiem, że gdzieś na świecie jest mały Justin, który – jak ja kiedyś – czuje się zdezorientowany, bo nie przystaje do innych. Teraz ma okazję zobaczyć kogoś takiego jak Alyssa Edwards i znaleźć reprezentację. Ta świadomość sprawia mi wiele radości.

W 2012 r. pojawiłeś się w piątym sezonie programu RuPaula. To była trudna decyzja?

Bardzo, bo nikt z moich najbliższych nie wiedział o istnieniu Alyssy. Co więcej, już wtedy prowadziłem szkołę tańca w Teksasie. Bałem się, że kiedy ludzie się dowiedzą o dragu, będą na mnie krzywo patrzeć i w konsekwencji mój biznes upadnie. Nie wydaje mi się, żeby ten strach był bezpodstawny. Niechęć do dragu widzimy też w dzisiejszych czasach. Amerykańscy politycy wprowadzają uchwały antydragowe, ograniczające możliwość występowania. Takie reakcje zawsze spędzały mi sen z powiek. W tamtym czasie Alyssa była jak Batman. W nocy wkładałem kostium, wychodziłem na scenę i zabawiałem widownię. Za dnia byłem Justinem, choreografem. Kiedy więc ogłoszono obsadę piątego sezonu „RuPaul’s Drag Race”, całe Mesquite się o mnie dowiedziało. Na szczęście dostałem bardzo dużo wsparcia. Mieszkańcy nie tylko mnie zaakceptowali, ale i wraz ze mną świętowali mój sukces! Przychodzili pogratulować, przybić piątkę. Sprawili, że czułem się wyjątkowo. Pamiętam, gdy pewnego wieczoru, po próbie, dostałem maila od ojca jednej z moich uczennic. Napisał, że jest dumny, iż jego córka ma możliwość studiowania pod okiem kogoś tak utalentowanego jak ja. Bardzo wiele to dla mnie znaczyło. Takie reakcje sprawiły, że dziś się nie boję i zabieram głos w ważnych dla mnie kwestiach.

Jak po programie zmieniła się twoja kariera?

Do tego momentu zdążyłam zgarnąć korony m.in. Miss Teksasu, Miss Continental i Miss Gay America. Myślałam, że dokonałam już wszystkiego. Tymczasem „RuPaul’s Drag Race” otworzył przede mną całkiem nowy świat. Świat, który kocha drag. Alyssa Edwards wzniosła się na zupełnie nowe wyżyny! Niebawem lecę do Europy. Nigdy nie sądziłam, że taka trasa jest w zasięgu mojej ręki. Dlatego jestem tak dumny, że po drodze się nie poddałem, tylko stoczyłem walkę, by być tym, kim jestem dzisiaj. Do końca życia będę wdzięczny za czas spędzony w show RuPaula.

Czego możemy spodziewać się po twoim show?

Wystrzałowych kostiumów, niespożytej energii, numerów tanecznych, opowieści wziętych z życia, dużo śmiechu i… tongue pops, „strzelania z języka”. Wszystko to, co kojarzy ci się z Alyssą Edwards zaklęte w jednym spektaklu. Nie mogę doczekać się, gdy z otwartymi ramionami przywitam Europę![/restrict]