Ewa Kasprzyk o 15 latach grania „Berka”, o reżyserach gejach i o listach miłosnych od lesbijek

O 15 latach grania „Berka”, spektaklu z centralnym wątkiem gejowskim, o reżyserach gejach i o listach miłosnych od lesbijek z EWĄ KASPRZYK rozmawia Rafał Dajbor

fot. Podsiebierska/AKPA

Siadając do rozmowy, pokazuję Ewie Kasprzyk okładkę „Repliki” (nr 16, listopad/grudzień 2008) ze zdjęciem jej i Pawła Małaszyńskiego ze spektaklu „Berek, czyli upiór w moherze”.

Pamięta pani tę okładkę?

O kurczę! Jakie to dawne czasy. To było przy okazji premiery „Berka…” w Teatrze Kwadrat. Zaraz sobie tę okładkę sfotografuję!

„Berek, czyli upiór w moherze”, bo tak brzmi pełny tytuł spektaklu (napisanego przez Marcina Szczygielskiego), żyje na scenie do dziś, choć już w innych okolicznościach.

Zaraz to wszystko po kolei wyjaśnię. Pierwszy „Berek…” miał premierę w 2008 r. w Teatrze Kwadrat. Występowałam w nim ja – jako „moherowa” Lewandowska – i Paweł Małaszyński jako gej Paweł. Graliśmy to równe 10 lat. W Polsce, za granicą, nawet na drugiej półkuli, dla Polonii. Mieliśmy obawy, jak nas przyjmie polonijna widownia, ale było bardzo fajnie. Gdy w 2018 r. odchodziłam z etatu w Teatrze Kwadrat, odbyło się nawet pożegnalne przedstawienie „Berka…”. A „Berek 2” to spektakl, który istnieje dopiero od 19 grudnia 2022 r. Gramy to w ramach Teatru Gudejko, impresaryjnie, na różnych scenach. Według innego już tekstu, z rozszerzoną obsadą. W fabule pojawia się mój 

This content is restricted to subscribers

Ewa Kasprzyk (ur. 1957) – ceniona aktorka teatralna i fi lmowa. W latach 1983-2000 związana z gdańskim Teatrem Wybrzeże, potem (2000-2018) z Teatrem Kwadrat w Warszawie. W kinie debiutowała rolą Kwiryny w dramatach Barbary Sass „Dziewczęta z Nowolipek” i „Rajska jabłoń”. Masową publiczność zdobyła rolą kłótliwej Barbary Wolańskiej z cyklu „Kogel mogel” (1988, 1989, 2019, 2022). Popularność ugruntowała rolami takimi jak Ilona w „Złotopolskich” (1998-2007), matka Magdy w „Magdzie M.” (2005-2007), Elżbieta Żak w „Na dobre i na złe” (2008-2012). Nieprzerwanie od 2012 r. gra matkę Pawła w „Przyjaciółkach”. Na scenie bywała Patty Diphusą (2004), Anną w „Berku, czyli upiorze w moherze” (2008), Violettą Villas w „Kallas” (2013) i Dalidą w „DalidAmore, czyli kochaj, całuj i płacz” (2018). Laureatka wielu nagród teatralnych, wyróżniona na festiwalach w Gdyni i Wenecji za rolę w fi lmie „Bellissima” (2000); Srebrnym Krzyżem Zasługi (1996) i nagrodą Hiacynt od społeczności LGBT (2009).

Rainbow Kitten Surprise – viralowa sensacja ze Stanów

Muzyczny kameleon? Na pewno. Rainbow Kitten Surprise to zespół wymykający się wszelkim definicjom. Eklektyczna formacja łączy w swojej twórczości elementy folku, hip-hopu i rocka. Wprawne ucho wyłapie w kawałkach RKS zarówno inspiracje takimi grupami jak Modest Mouse, King Of Leon, ale też artystami jak Frank Ocean czy Schoolboy Q. Amerykanie słyną jednak również z wyjątkowych tekstów, pisanych przez Elę Melo – narracyjnych w formie, zawierających mnóstwo emocji i życiowych doświadczeń. Zarówno Melo jak i basista Charlie Holt należą do społeczności LGBTQ+, czemu dają wyraz w swej twórczości. Pochodzący z wydanej w 2018, trzeciej płyty grupy ,,How To: Friend, Love, Firefall” singiel “Hide” był dla Melo okazją do coming outu, towarzyszył mu też niezwykle znaczący klip – video jest paradokumentem przedstawiającym życie w trasie nowoorleańskich drag queens.

Z przyjemnością informujemy zatem, że 22 marca 2023 roku w warszawskiej Progresji wystąpi zespół Rainbow Kitten Surprise. Ostatnie bilety w cenie 99 zł dostępne są w sprzedaży na fource.pl, GoOut.pl, Eventim.pl, eBilet.pl, Going.pl, Ticketmaster.pl oraz w Empikach.

Po występach na Bonnaroo, Lollapalooza i Osheaga, RKS sprzedali dziesiątki tysięcy biletów na swoją własną trasę koncertową “Friend, Love Freefall Tour”, której zwieńczeniem był wypełniony po brzegi wieczór w Red Rocks Amphitheatre i trzy koncerty pod rząd w Athens, GA – co zostało uwiecznione na ich pierwszym oficjalnym live albumie “Live From Athens Georgia”, wydanym w 2021 roku. Grupa podbiła również serca tiktokerów – single “It’s Called: Freefall” i “Cocaine Jesus” stały się viralami zdobyły ponad 11 milionów razy w ciągu jednego tygodnia. Po kilkunastomiesięcznej przerwie grupa powróciła w kwietniu tego roku z nowym singlem, “Work Out”. Nagranie zapowiada ich nadchodzący czwarty album.

W roli supportu Rainbow Kitten Surprise zagra pochodzący z Glasgow kwintet MOY. Wnoszą oni powiew świeżości do takich stylistyk jak psychodelia, alternatywny rock, indie, grunge oraz power pop. W rodzimym kraju zdobywają już znaczące uznanie krytyków, pojawiając się na licznych playlistach, rekomendacjach i podsumowaniach.

Michelle Gurevich – ostatnie bilety na koncert w Warszawie!

Królowa muzycznej melancholii, błyskotliwej puenty i jak sama je określa “szczypiących duszę” piosenek powraca do Polski!

Kochana przez naszą publiczność Michelle Gurevich zagra w marcu w Polsce. Dostępne są ostatnie bilety na koncert 19 marca 2023 roku w Warszawie (Proxima), pozostałe 3 wydarzenia (Gdańsk, Poznań i Katowice) są już wyprzedane.

Michelle Gurevich jest urodzoną w Kanadzie, córką wybitnej baleriny i cenionego inżyniera. Artystyczno-intelektualne wychowanie artystki w jasny sposób przekłada się na jej niejednoznaczną i wyjątkową twórczość. Gurevich stylistycznie porównywana jest do dokonań Leonarda Cohena, Nico oraz legend rosyjskiej sceny z Ałłą Pugaczową na czele. Recenzenci prześcigają się z wyszukiwaniem muzycznych etykiet, nazywając muzykę Michelle “slowcore rockiem” czy “lo-fi popem”. Niezależnie od nazewnictwa, muzyka Gurevich po prostu hipnotyzuje i dociera do najgłębszych zakamarków ludzkiej wrażliwości.

Biorąc pod uwagę klimatyczność utworów, zupełnie nie dziwi fakt, że po twórczość Michelle często sięgają reżyserzy filmowi i producenci reklam telewizyjnych. Jej piosenka “Lovers Are Strangers” była tematem wiodącym filmu “Kolka Cool”, “Russian Ballerina” reklamowała popularne telefony komórkowe, a utwory “Party Girl” i “I’ll Be Your Woman” zainspirowały francuską produkcję “Party Girl”.

Supportem podczas polskich koncertów będzie Twin Sons – pod tym aliasem występuje szkocki multiinstrumentalista Robin Thomsona, który od dekady tworzy w Berlinie posępny lo-fi pop. Jego najnowsza EP “Can You Feel It?” stanowi kontynuację jego melancholijnej eksploracji wątków intymności i niepowodzeń. Od 2010 gra także w live bandzie Michelle Gurevich.

Ostatnie bilety na warszawski koncert Michelle Gurevich 19 marca w Proximie dostępne są na fource.pl, GoOut.pl, eBilet.pl, Eventim.pl, Going.pl, Ticketmaster.pl oraz stacjonarnie w Empikach.

Majka Jeżowska – sojuszniczką osób LGBT

„Rodzice nie są przygotowani na dziecko LGBT+? To niech się, kurczę, przygotują! Są rodzicami, ich obowiązkiem jest zrozumieć swoje dziecko i kochać je, niezależnie od tego, kim jest!” – napomina MAJKA JEŻOWSKA. Rozmowa Mateusza Witczaka

fot. Kasia Paskuda

Andrzej Piaseczny długo nie potrafił o swojej miłości mówić, a co dopiero śpiewać. Wasza współpraca przy singlu Miłość go ośmieliła?

Andrzej obchodził jubileusz – 50. urodziny, chwila, w której podsumowujemy życie, ale i patrzymy w przyszłość. On już nie musi udawać kogoś, kim nie jest. Owszem, długo dojrzewał do coming outu, ale każdy ma swoje tempo, a to był dobry moment.

środowisku podniosły się głosy, że spóźniony.

Nikomu nic do tego! Sama wiele lat słyszałam pytania: „Kiedy coś nagrasz dla dorosłych?”, „Czy nie jest ci ciężko śpiewać tylko dla dzieci?”. A ja, żeby iść w nową stronę, potrzebowałam dużej zmiany w życiu.

Kiedy Andrzej napisał tekst do tej piosenki, wysłał mi wiadomość: „Majka, będziesz ze mnie dumna, jedna zwrotka jest gejowska, a druga lesbijska”… Ale sama piosenka nie jest kontrowersyjna. Andrzej śpiewa w niej po prostu o miłości, o prawie do niej, o możliwości wyboru, kogo kochamy. Miłość dla każdego człowieka jest jak powietrze, nie powinno się jej bać i kryć przed światem.

Mimo to wiele stacji zdecydowało się nie grać waszego singla.

This content is restricted to subscribers

Shandy & Eva – duet na scenie i w życiu

Z SHANDY & EVĄ, parą na scenie muzycznej i w życiu, o homofobii, rasizmie i reakcjach fanów „Ojca Mateusza”, w której główną rolę gra ojciec Ewy Artur Żmijewski, rozmawia Małgorzata Tarnowska

fot. Zuzanna Szamocka

Duet Shandy & Eva tworzą wokalistka i gitarzystka Ewa Żmijewska (najstarsza córka aktora Artura Żmijewskiego) oraz wokalistka i perkusistka Shandrelica Casper, pochodząca z wyspy Curaçao na Karaibach. Na koncie mają album „Give It a Try” i single, m.in. piosenkę „Tacy sami”, w której sprzeciwiają się nienawiści i dyskryminacji we współczesnym świecie. Ich muzyka oscyluje wokół akustycznego popu, country i jazzu.

Pochodzicie z dwóch rożnych części świata: z Polski i z Karaibów, a do Polski wróciłyście na początku pandemii już jako para. Jak się poznałyście?

Ewa Żmijewska: Rozpoczęłyśmy studia muzyczne w tym samym miejscu i czasie – w koledżu muzycznym w Los Angeles w 2014 r. Miałyśmy bardzo małą grupę wokalną na tym samym roku – same dziewczyny – więc szybko się zaprzyjaźniłyśmy. Po paru miesiącach zaczęłyśmy tworzyć muzykę i stwierdziłyśmy, że to jest to – że fajnie jest razem śpiewać i że nasze dwa głosy, mimo że są bardzo różne, to brzmią jak jeden głos. Najpierw pojawiła się przyjaźń, potem współpraca zawodowa, a już od 7 lat trwa uczucie.

Shandrelica Casper: Przeprowadziłam się na studia muzyczne do Los Angeles z Curaçao, chociaż początkowo zamierzałam aplikować do Bostonu. Cieszę się, że tak wyszło, bo dzięki temu poznałam Ewę. Zresztą jako osoba pochodząca z gorącego klimatu pewnie i tak nie przetrwałabym zimy w Bostonie. (śmiech)

Jak jako kobiety nieheteronormatywne odebrałyście Los Angeles?

EŻ: To jedno z największych skupisk osób LGBT+ na świecie. Ale też nie jest do końca takie, jak je sobie wyobrażamy. Po obejrzeniu „Th e L Word” spodziewamy się tam zastać te same kawiarnie, tylko przyjaznych ludzi i idyllę. A tak nie jest. Zaskoczyła mnie choćby nietolerancja na tle rasowym. Miałam utopijną wizję Los Angeles jako miejsca, gdzie każdy, bez względu na kolor skóry, może być sobą. Nie jest tak zawsze i nie wszędzie. Oczywiście nie sposób porównywać Los Angeles i polskich miast, ale mimo wszystko – nie jest tam idealnie. My miałyśmy szczęście żyć w bańce. Kiedy zaczęłam się spotykać z Shandy, wszyscy w szkole wiedzieli. Jestem osobą biseksualną, która długo była w związku z chłopakiem. Z dziewczynami zaczęłam się spotykać przed wyjazdem do Los Angeles. SC: Wszyscy wiedzieli, że do siebie pasujemy pod każdym względem, jeszcze zanim same sobie to uświadomiłyśmy. Ludzie powtarzali: „Powinnyście być parą!”, a ja odpowiadałam: „Co? Ja bym z nią nie wytrzymała!”. (śmiech) Powiedzmy, że identyfi kuję się jako osoba queerowa skłaniająca się ku kobietom, chociaż nie wierzę w etykietowanie seksualności, która, jak wiemy, jest płynna.

Wspomniałyście o zetknięciu z amerykańskim rasizmem.

This content is restricted to subscribers

Utwór Window Of Hope (ostatnia, najnowsza produkcja): 

 

Utwór Tacy Sami:

 

IG: @shandy_and_eva

FB: @shandyandevamusic

Olga Górska i jej debiutancka lesbijska powieść

Z OLGĄ GÓRSKĄ, autorką debiutanckiej lesbijskiej powieści „Nie wszyscy pójdziemy do raju”, rozmawia Małgorzata Tarnowska

fot. Emilia Oksentowicz kolektyw

Skąd się wzięła u ciebie potrzeba napisania Nie wszyscy pójdziemy do raju: powieści z centralnym wątkiem lesbijskim, osadzonej na początku lat 90. w małomiasteczkowej Polsce?

Przyczyna była bardzo prosta: kiedy dorastałam, nie miałam takich takich książek, nie miałam punktu odniesienia w kulturze ani w popkulturze, a bardzo ich potrzebowałam. Jako dziewczynka, dorastająca dziewczyna, a potem młoda kobieta sama z braku reprezentacji dopowiadałam sobie pewne sensy w kulturze, których nie było – np. lesbijski podtekst w fi lmie „Th elma i Louise”. Nie chciałam, żeby ktokolwiek więcej był na to skazany. Dlatego chciałam napisać powieść, której bohaterka będzie wprost nazwana lesbijką i nikt nie będzie musiał się domyślać, czy ona przypadkiem kocha tę czy inną kobietę, czy nie. Bardzo zależało mi też na odwracaniu tropów. W literaturze i fi lmie to zazwyczaj mężczyźni mają przygody: wsiadają do samochodu albo gdzieś idą i spotykają ich różne rzeczy. Ja wsadziłam moje bohaterki do samochodu, który nie chce jechać, więc jest to przygoda w dużym cudzysłowie, polegająca na tym, że nic im się nie przydarza. (śmiech) Tylko siedzą w rowie i gadają. Chciałam dać coś takiego dziewczynkom i dziewczynom, bo karmiłyśmy się w trakcie naszej edukacji tylko i wyłącznie męskimi narracjami. Tylko i wyłącznie mężczyźni przeżywali coming-of-age i przygody. Coś tu jest nie tak. My też przeżywamy przygody i wszystkie burze dorastania.

Twoja powieść jest po części autobiografi czna, a przynajmniej można odnieść takie wrażenie: z narratorką łączą was data urodzenia (1988 r.), miejsce dorastania (Radom), lesbijskość. W jakiej mierze reszta to kreacja literacka?

Zawsze powtarzam, że moje życie nie jest na tyle interesujące, żeby opisywać je w książce, i będę się tego trzymała. Oczywiście, tak jak bohaterka urodziłam się w sierpniu, jestem lesbijką i dorastałam w Radomiu. Ale samo miasto w mojej powieści pełni funkcję dekoracji. Są w niej ślady autobiografi czne, ale jest to fi kcja literacka w takim sensie, że doświadczenia, spotkania i emocje mojej bohaterki są wykreowane i wymyślone. Przebieg mojego życia i przebieg mojego własnego odkrywania swojej tożsamości i nazywania samej siebie były może nie równie dramatyczne, ale równie złożone.

Stricte autobiografi czny jest za to fragment twojego pamiętnika, ktory co przypadkiem odkryłam  ukazał się pod samym imieniem Olga w wydanej w zeszłym roku antologii pamiętnikow osob LGBT+ Cała siła, jaką czerpię na życie.

This content is restricted to subscribers

Powieść „Nie wszyscy pójdziemy do raju” ukazała się nakładem Wydawnictwa Drzazgi  

Bogna Kowalczyk i jej film o Lulli, najstarszej polskiej drag queen

Z BOGNĄ KOWALCZYK, reżyserką dokumentu „Boylesque” o Lulli La Polaca, najstarszej polskiej drag queen, rozmawia Adam Kruk

fot. Emilia Oksentowicz/.kolektyw

Twój pełnometrażowy debiut Boylesque, będący portretem Andrzeja Szwana, znanego in drag jako Lulla La Polaca, miał niedawno premierę na prestiżowym festiwalu w Toronto, skąd wyjechałaś z nagrodą dla najbardziej obiecującej młodej reżyserki. Jak było w Kanadzie?

To było bardzo ciekawe doznanie, duży stres, ale super, że film „czyta się” za granicą. Bałam się, jak zostanie przyjęty, bo jednak jest mocno osadzony w polskim kontekście. Wprawdzie testowaliśmy go na publice anglojęzycznej i kilka osób sprawdzało, co jest zrozumiałe, a co nie, ale i tak przetłumaczenie wszystkich żartów i niuansów słownych było wyzwaniem. Myślę jednak, że jest w „Boylesque” coś takiego, co otwiera serca pod każdą szerokością geograficzną. Po seansach w Toronto, ale też na Krakowskim Festiwalu Filmowym, na Post Pxrn w Warszawie czy podczas Młodzi i Film w Koszalinie ludzie mocno się otwierali, rozmowy bardziej niż filmu dotyczyły ich samych. Często bardzo intymnych spraw.

Przed nakręceniem Boylesque byłaś fanką dragu?

Pewnie, w środowisku queerowym obracam się od lat, z dragiem byłam oswojona, to dla mnie naturalne otoczenie i bezpieczne terytorium. Jako osoba biseksualna jestem zwolenniczką tworzenia przestrzeni inkluzywnej dla wszystkich, a nie zamykania się wyłącznie we własnych bańkach. Scena drag zawsze dawała mi wolność, której potrzebowałam, i dostarczała inspiracji. Cenię ją przede wszystkim jako zjawisko, wokół którego gromadzi się wspólnota, bez względu na to, czy oglądamy drag w wydaniu profesjonalnym, czy amatorskim, niezależnie od tego kto, co i jak performuje. Dla mnie najbardziej istotny jest jego wymiar jednoczący, choć mieści się w nim oczywiście cała masa wątków dotyczących mody, ról społecznych, humoru. W filmie natomiast chciałam opowiedzieć bardziej o człowieku niż o kulturze drag. Szukałam bohatera do intymnego portretu w przestrzeni męskich performerów kwestionujących role społeczne, wchodzących z nimi w dialog.

Prowadziłaś wśrod drag queens casting?

This content is restricted to subscribers