Celia Laskey – “Pod tęczą”

Wyd. Prószyński i S-ka 2021

 

 

Kiedy (fikcyjne) miasteczko Big Burr w stanie Texas zostaje uznane na podstawie badań za najbardziej homofobiczne w USA, grupa aktywistów z organizacji Acceptance Across America przybywa tam na 2 lata, by podnosić świadomość. Polski czytelnik może odczuć pokusę przełożenia fabuły tej powieści na np. Kraśnik, jednak albo Laskey wyolbrzymia homofobiczne działania mieszkańców, momentami wręcz groteskowe, albo w „strefach wolnych od LGBT” najbardziej homofobicznego kraju UE dzieje się lepiej niż w jego teksaskim odpowiedniku. Z drugiej strony, choć autorka wyraźnie sympatyzuje z ludźmi queer, to zarazem celnie punktuje niektóre schematyczne działania aktywistów, choćby „niesienie oświecenia”, zdradzające klasistowską, wyższościową postawę i brak chęci zrozumienia lokalsów. Ale czy sama ich rozumie? Narracja książki składa się z rozdziałów – mikrohistorii z różnymi narratorami i punktami widzenia, lokalnymi i queerowymi. Otrzymujemy w ten sposób szerszą panoramę małego miasteczka. Bez obaw jednak, narracja ta jest na tyle popowa (w dobrym sensie), że żaden czytelnik nie powinien się zgubić. Zarazem owa panorama nie pozwoliła autorce pogłębić większości portretów, więc trudno się spodziewać, że po lekturze zrozumiemy lepiej mental konserwatystów. Z jednym wyjątkiem. Książkę kończy rozdział „10 lat później” po wizycie aktywistów. Opowiedziany jest z perspektywy Gabe’a, faceta, którego syn jest czołowym szkolnym homofobem. Gabe po rozwodzie odważył się żyć w miasteczku z mężem. To jego psychologiczny portret wypada najpełniej. (Piotr Sobolczyk)

 

Tekst z nr 92/7-8 2021.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.