Z pisarką DOROTĄ KOTAS rozmawia Magda Jakubiak
Za debiutancką powieść „Pustostany” (2019) otrzymała jedne z najważniejszych nagród literackich w Polsce – Nagrodę Literacką Gdynia oraz Nagrodę Conrada. Teraz wydaje drugą powieść „Cukry”, której główną bohaterką jest lesbijka. Z Dorotą Kotas spotykam się na warszawskim Mirowie – w jej mieszkaniu, którego opisy znajdziemy w nowej książce. Wnętrza są pomalowane na różowo, dużo tu roślin, plakatów, naklejek. W przejściu przy łazience wisi strajkowa okładka Vogue’a z Anją Rubik, ale twarz modelki została zaklejona twarzą Matki Boskiej. Podczas rozmowy ciągle zaczepiają nas kot Jenta i pies Ruta, czyli „dzieci” Doroty. Siedzimy w kuchni, pijąc herbatę i jedząc ciecierzycę z chilli (ostrą tak w sam raz). A na deser – pączki, które zajmują ważne miejsce w „Pustostanach”. Pamiętasz, jak się poznałyśmy na polonistyce?
Tak! Na przerwie między zajęciami z literatury staropolskiej a ćwiczeniami z poetyki poszłyśmy na pierogi ze szpinakiem w barze mlecznym „Mleczarnia”.
To było osiem lat temu! A teraz spotykamy się – ty, pisarka z nagrodami na koncie, ja, dziennikarka jedynego magazynu LGBTQIA w Polsce – obie dziś wyoutowane, nieheteronormatywne dziewczyny. Jak się zmieniło twoje życie od tamtego czasu?
Ustabilizowało się. Wcześniej było skoncentrowane na zarabianiu pieniędzy za najniższe stawki, by jakoś przetrwać i zapłacić za najtańszy współdzielony pokój i nie musieć wracać do rodziców. Teraz myślę więcej o tekstach, śnią mi się książki albo pozwalam sobie, by cały dzień czytać. Mieszkam w kamienicy, w moim pokoju jest dosyć zimno, więc czytam w kombinezonie narciarskim i czapce uszatce, wszystko vintage z ciuchlandu.
„Cukry” to historia 26-letniej lesbijki z Garwolina, która przyjechała do Warszawy na studia. Outuje się jako osoba w spektrum autyzmu, mieszka na Mirowie ze swoją dziewczyną. Brzmi jak u ciebie. Autobiografia?
To jest na pewno książka typu non-fiction – ona jest o mnie. Pewnie jest tam też element kreacji, bo musiałam zrobić z tego tekst, to nie jest skompresowanie osoby i włożenie jej do pliku „.doc”, tylko przeróbstwo na słowa. Ale starałam się zrobić to dokładnie, że tak z grubsza wyszło o mnie. To jest perspektywa nieheteroseksualnych dziewczyn w Polsce w spektrum autyzmu, bez pracy i bez ubezpieczenia zdrowotnego. Mam papiery na to, że mam autyzm, widzę to, co piszę bardzo uczciwie, nie mam niecnych zamiarów, by produkować kłamstwo. Prosto przekładam rzeczywistość na tekst, by też samej lepiej ją rozumieć. Pierwsza książka okazała się dobra, druga może też będzie – zobaczymy.
W ostatnim rozdziale pt. „maleństwo” piszesz o swojej dziewczynie, waszej codzienności, wspólnym życiu, padają słowa: „Chcę, żeby nie zniknęła nigdy”. Dlaczego uznałaś, że ta część musi powstać?
Wydała mi się potrzebna. Kiedy pisałam „Pustostany” niezbędne wydawało mi się pisanie o ogrodzie, bazarze, pączkach, poczcie, pierogarni, starej kamienicy i o zmarłych sąsiadach. A kiedy „Cukry” – niezbędne wydawało mi się dodanie rozdziału o mojej dziewczynie, bo to jest ze mną połączone. Chciałam napisać coś lesbijskiego. Po „Pustostanach” wiele osób mówiło mi, że tam był taki niewyraźny motyw, dawałam wskazówki albo pisałam niewinne zdania – że była dziewczyna nauczyła czegoś bohaterkę albo że bohaterka mieszka w komunie L i żartuje, kiedy odbiera telefon, że tu lesbijskie taxi – ale nie było to głównym wątkiem. Teraz chciałam napisać o tym bardziej. Niemówienie o tym byłoby zbyt dużym unikiem – podobnym, jakbym przedstawiała się komuś i nie powiedziała, jak mam na imię. To jest po prostu coś znaczącego. Może lesbijstwo to nie jest główna część mnie i nie jedyna informacja o mnie, ale myślę, że istotna.
Pamiętasz moment, kiedy pierwszy raz określiłaś się lesbijką?
Chyba dopiero na studiach. Mam to strasznie rozmyte w czasie. Po prostu zaczęłam poznawać inne lesbijki. Takie prawdziwe, w życiu. Nie, że czytałam jakiegoś bloga, tylko poznawałam lesbijki, one były normalne i interesujące, i chciałam być taka jak one, to znaczy mieszkać z dziewczyną i z naszym psem, i mieć w serduszku tęczę. W tym momencie jestem w związku z dziewczyną, więc jestem lesbijką, tak to określam. Ale wcześniej zdarzało mi się określać jako osoba niehetero, bo wydawało mi się to pojemne i bezpieczne. Odkąd jestem w związku z P., nazywanie tego jasno wydaje mi się uczciwe.
To był jakiś proces?
Miałam etap myślenia, że może jestem biseksualna. Jednak wydaje mi się, że we wszystkich chłopcach, z którymi się spotykałam, szukałam czegoś z lesbijki. Nie miałam wcześniej równie poważnego związku, ale miałam czasami długotrwałe romanse, których nie określiłabym teraz jako „związek” i „bycie razem”. Zauważyłam, że jest taki typ chłopców, którzy spotykają się z lesbijkami – artystyczni, delikatni, trochę dziewczęcy chłopcy, którzy interesują się sztuką i z nimi jakoś nie trzeba podtrzymywać tych wszystkich konstruktów i nie próbują cię oczarować swoją męską siłą. Faktycznie są po prostu ciekawymi osobami, sprawiającymi, że nie czujesz, że mają nad tobą jakąś przewagę i cały czas starają się z niej skorzystać. To tacy chłopcy, którzy pozwalają ci trochę zapomnieć o swojej płci. Na chwilę. A potem i tak żałujesz, że nie mają cipki, i jest ci smutno.
Jakie masz doświadczenia coming outów?
Trudno mi wyodrębnić taki moment, bo nikt mnie nie zapytał, czy jestem lesbijką. Nie było tak, że mogłabym powiedzieć „Tak, jestem!”. To było rozłożone w czasie, całe lata wewnętrznego coming outu – przed samą sobą od etapu: „Hm, chyba coś jest na rzeczy, jeśli nie mam chłopaka, a mam 19 lat i w ogóle mnie to nie interesuje, a dziewczyny wydają mi się fajniejsze, ale nie, na pewno nie jestem lesbijką” do: „Tak, ta kategoria jest moja, to jest o mnie”. Długo nie wiedziałam, że lesbijki istnieją, bo w Garwolinie chyba ich nie było. Wydawało mi się, że to coś tak egzotycznego, że jest może pięć takich osób na świecie i wszystkie mieszkają w Warszawie, pokazują się w telewizji, noszą dziwne ubrania i kolczyk w nosie oraz vansy i wszystkie inne czołowe atrybuty lesbijskości. Wydawało mi się, że ja nie mam prawa tak o sobie myśleć i że mnie to w ogóle nie dotyczy, nie mieszczę się w tym kulturowym stereotypie. Ale kiedy już stwierdziłam, że „Hm, no jednak tak, to jestem ja”, to nie miałam nigdy pomysłu, żeby to ukrywać i nie musiałam tego robić, moja sytuacja tego nie wymagała. Wydaje mi się, że ludziom trzeba pokazywać lesbijki i pokazywać im, że one są super [śmiech], a przynajmniej ja tak uważam. Chciałabym, żeby lesbijek było więcej, żeby były widzialne. Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby światem rządziły lesbijki. Wierzę w to, że wtedy ten świat byłby lepszy.
Jak cię ten świat traktuje?
Żyjemy w smutnym państwie radykalnej władzy, uważającej mnie za zarazę i za pedofilkę, która gwałci dzieci oraz jest pomiotem szatana i plagą, która niszczy Polskę. Raz na OLX-ie chciałam kupić od jednej pani kanapę, już się z nią umówiłam i napisałam, że z moją dziewczyną podjedziemy wieczorem. Wtedy pani przestała się do mnie odzywać, później napisała, że już nieaktualne. Uznała, że jesteśmy złymi osobami i nie zasługujemy na jej starą kanapę w promocyjnej cenie. Ale nie miałam sytuacji, w których ktoś by mnie pobił, chociaż rzeczywiście towarzyszy mi uczucie strachu i mam obawy, że to się kiedyś stanie, że w tym kraju to nieuniknione, można łatwo oberwać za zbyt krótkie lub zbyt długie włosy albo spódniczki. Kiedy wracam wieczorem do domu i widzę grupę kolesi zajmujących cały chodnik, raczej omijam ich większym łukiem. Czasami starsze panie sugerują mi, że wyglądam jak facet i że wyglądam dziwnie albo zwracają się do mnie w rodzaju męskim, ale jest mi to dosyć obojętne. Wtedy ja też zaczynam się zwracać do nich w rodzaju męskim, przyjmuję taką konwencję.
Przejmujesz się takimi sytuacjami?
Nie bardzo mocno, bo mam wybór i mogę wybierać inne miejsca albo inne osoby. Wiem, że nie jestem skazana na te, które mają irracjonalne uprzedzenia i lubią robić wrogów z przypadkowych osób. Jest to dla mnie znośne, dopóki mogę robić dobór osób, które myślą i życzą mi dobrze, a nie mają pomysłów, że lesbijkom nie sprzedajemy, bo nie.
W tym kontekście przypomniała mi się postać babci-homofobki z „Cukrów”, która wysyła do bohaterki smsy…
… z piekła. Moja babcia pisała mi, że Bóg zniszczy Sodomę i Gomorę – to było po Marszu Równości w Białymstoku – „i ukaże twoich grzesznych znajomych i strąci ich do piekła, a szatan się z tego cieszy”.
Czyli w książce zawarłaś jej prawdziwe wiadomości?
Tak. To są dokładne cytaty. Bo już trochę miałam dość tych smsów i nie miałam innego pomysłu, jak sobie z tym poradzić, a pisanie było prostym i dobrym pomysłem. Mogłam zablokować jej numer – i zrobiłam to, ale i tak zostawały we mnie niesmak, obrzydzenie i poczucie, że spotkała mnie agresja, wydarzyło się coś złego i że to było nie na miejscu. Na początku wchodziłam w rozmowę i odpisywałam babci: „Ale ja jestem lesbijką, czyli co, zniszczy mnie Bóg czy szatan?”, ona wysyłała w odpowiedzi cytaty z „Listu do św. Pawła” o tym, że Bóg może jeszcze mnie uleczyć i mogę zostać nawet jego świętą. Odbieram to jako skrajne nieporozumienie i niczym nieuzasadnioną agresję. Moja rodzina nie może bezkarnie grozić mi, że Bóg mnie zniszczy, a później iść do kościoła i gorliwie się modlić oraz przekazywać znak pokoju koleżankom w ławce, które równie pilnie klęczą, a po mszy wysyłać do mnie w smsach groźby. Po prostu nie można tak robić. Pomyślałam, że dobrze będzie wziąć to sobie na warsztat i mieć z tego doświadczenia coś, przynajmniej tekst. Trochę też chciałam ich ukarać. Pokazać im, że to nie jest OK, że tak robią i że muszą się ze mną liczyć, a to, co mi mówią, może się znaleźć w tekście, więc nie mogą mi w nieskończoność robić krzywdy pod pozorami rozsyłania dobrej nowiny.
Jak teraz wygląda twoja relacja z rodziną?
Nie utrzymujemy kontaktu, nadmiernie się różnimy. Oni mają misję ewangelizacyjną, by mnie nawrócić. Trudno. Już nie cierpię z tego powodu. To znaczy – oczywiście trochę cierpię, że nie mam zbyt udanych rodziców, którzy stoją po mojej stronie i nie szczują mnie kościołem, ale jestem pogodzona z tym faktem, że już tego nie dostanę. Moi rodzice mają inne priorytety i ja się w nich nie mieszczę, bo jest Bóg – numer 1 i cytaty z Boga przylepione magnesami na lodówkę. Ich wybór, nie chcę konkurować z całym Watykanem.
Jak katolickie wychowanie na ciebie wpłynęło?
W dzieciństwie należałam do ruchu Światło- Życie, chodziłam do kościoła i uczyłam się o tym, jaką mam być kobietą i żoną, więc czuję duży wstręt do Kościoła. Dobrze znam Kościół, całą tę hierarchię i strukturę, byłam w nim wystarczająco długo i wiem, że w dużej mierze to ten Kościół odebrał mi rodzinę, bo zabrał im sumienie i sprawił, że oni tak naprawdę wolą być teraz apostołami niż moją rodziną, moją babcią albo matką. To nie jest tak, że mogę wymazać Kościół z życia albo udawać, że on nie istnieje. Ale mogę przerobić te wszystkie złe rzeczy, skleić to w jakiś kolaż albo książkę. Podchodzę do tego tak, że jednak to po coś jest i musi do czegoś służyć. Że to jest materiał do pracy.
Zastanawiasz się czasem nad wyjazdem z Polski?
Nie, nie dam się wypędzić. Ale ja trochę jestem w takim oderwaniu… Nie mam pracy, utrzymuję się z nagród przyznawanych w konkursach literackich, pisania dorywczo felietonów o działce albo tekstów na zamówienie o tym, jak zniszczyć patriarchat. Czasami sprzedaję na OLX rzeczy, które znajduję na śmietniku albo zabieram jedzenie z Hali Mirowskiej po godzinach albo apki TGTG, chodzę w ubraniach z lumpeksów albo z wymianek ciuchów i minimalizuję wydatki życiowe do naprawdę symbolicznych i śmiesznych sum. Świat obowiązków, ścisłych reguł itd. jest mi trochę obcy. Mam swoją dziuplę, własny świat pełen lesbijek i mieszkanie pomalowane prawie w całości na różowo. Mieszkam w tym swoim wycinku świata. Kiedy mam okazję, mówię, co mi się nie podoba albo wychodzę na protesty. Nie jestem pewna, czy mogę sprawić, że coś się zmieni i myślę, że to jest proces, które będzie trwał jeszcze przez lata, nie wiem, czy doczekam świata, w którym osobom LGBT+ będzie przyjemnie i miło. Być może jedyną rzeczą, jaką mogę zrobić, jest po prostu przyznanie, że tak, jest chujowo, ale no nie wiem, możesz do mnie przyjść i zjeść curry z cieciorką, i nie będę nikogo wypędzać za pofarbowane włosy albo ogoloną głowę, moja osobista „religia” tak łatwo nie skreśla ludzi.
Co teraz przed tobą?
Pracuję nad książką dla dzieci o babciach lesbijkach, która chyba ukaże się w czerwcu w wydawnictwie Natuli. Robię też we współpracy z Anną Krztoń komiks o nastoletnich doświadczeniach seksualnych dziewczyn z naszego pokolenia. Dziewczyny z kolektywu Teraz Poliż zaprosiły mnie do projektu dramaturgicznego o seniorkach lesbijkach. Będę też mieć felietony o działkowaniu w „Wysokich Obcasach”. Zostałam też zaproszona do rady nowopowstałej Fundacji Dziewczyny w Spektrum, która wspiera dziewczyny i osoby LGBT+ w spektrum autyzmu. No i „Cukry” – 14 kwietnia premiera, potem spotkania autorskie, rozmowy, wiosna, patriarchat może lekko stopi się od tego słońca.
Tekst z nr 90/3-4 2021.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.