Córki dancingu

Córki dancingu (2016, Polska), reż. A. Smoczyńska; wyk. K. Preis, M. Cielecka, K. Herman. Dystr. Kino Świat, premiera: 25.12.2015

 

mat. pras.

 

Lubicie wampiryczne klimaty i cekin? Motyw lesbian wampire killers i piegi Pana Kleksa? Milicyjne mundury i polskie piosenki? Nie przeraża was przaśność? To proszę. Film „Córki dancingu” to dojrzewająca córka polskiej kultury. Z ojcem Kleksem i matką Balladą. I z queerem w ogonie. Córka adolescentna, forma wciąż jeszcze błądząca, potrafi tak zaczarować, jak rozczarować, ale co tam, skoro idzie po camp. Film hybryda: trochę baśń, trochę horror, a trochę musical. Fabuły tu mało, raczej kanwa legendy plus piosenki „dla dorosłych”. Dwie syreny wypływają z Wisły i idą na dancing. Tam poznają przystojnego blondyna, jedna się napala i…. Albo inaczej: mała syrenka się zakochuje i pragnie z ryby się zmienić w dziewczynę. Ryzykuje wszystko, ale on… itd. Rożnie można to streszczać i oceniać, lecz nie historia jest najważniejsza i nie ocena. Nas wszak interesuje camp i tropy queer. Syreny wślizgują się w PRL, w kolejną polską o nim fantazję, dzikie i chimeryczne. I wszystko, co przaśne, robi się też hybrydalne. Seks kobiecy wypełza na zewnątrz, to co falliczne jest tym, co waginalne, to, co międzygatunkowe jest seksowne. Są dekorporacje i są tranzycje. Kobiecość abjectalno-furiacka i żrąca. Nieoczywiste ścieżki pożądań. Cielecka w Futrze (bez futra). Katarzyna Herman w seksie z syreną (i jej ogonem). I w milicyjnym mundurze. (I bez). Oczywiście potencjał subwersywny to nie to samo co subwersja, ale skoro zdarza się nam odnotować nieśmiałe lesbijskie pocałunki jako wątek queer… (Marta Konarzewska)

 

Tekst z nr 59 / 1-2 2016.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.