Dalida (2017, Francja), reż. L. Azuelos, wyk. S. Alviti; dystr. Best Film, premiera w Polsce: 31.03.2017
3 maja minie 30 lat od jej śmierci, ale Dalida nie została zapomniana. Pamięta o niej również francuska (i nie tylko) kultura gejowska, dla której piosenkarka pozostaje jedną z największych ikon. Jej filmowa biografia ląduje więc w dziale recenzji „Repliki” mimo tego, że teoretycznie nie zawiera wątków LGBT (poza krótką sceną, gdzie widać, że na organizowanych przez Dalidę domówkach na Montmartrze bywały pary gejowskie).
Dalida była divą tragiczną i film świetnie to pokazuje. To melodramatyczna, pełna przepychu mieszanka jej nieszczęśliwych miłości przeplatanych największymi hitami, wpisującymi się zresztą w życie piosenkarki. Śledzimy Dalidę od dzieciństwa w Egipcie, przez trzy dekady wielkiej kariery aż po kartkę ze słowami „Życie stało się dla mnie nie do zniesienia. Wybaczcie mi”, którą napisała tuż przed połknięciem śmiertelnej dawki leków. Miała 54 lata.
Oglądamy losy pięciu jej związków z mężczyznami (poza jednym są tak piękni, że trudno od nich oczy oderwać), z których aż trzech również popełniło samobójstwa. Wszystko to w takt, znanych również w Polsce, perełek, jak „Paroles, paroles”, „Gigi D’Amoroso”, „Laissez moi danser”, „Je suis malade” czy „Il venait d’avoir 18 ans”, którą śpiewała dla młodszego kochanka.
Jest też „Pour ne pas vivre seule”, w którym Dalida śpiewa – w 1972 roku! – o chłopcach, którzy wychodzą za mąż za chłopców i dziewczętach, które żenią się z dziewczętami.
Dla wielbicieli/ek div to film nie do przeoczenia. (MK)
Tekst z nr 66/3-4 2017.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.