David Sedaris – „Calypso”

wyd. Filtry, 2020

Jeszcze jedna amerykańska „obyczajówka” z ważnym wątkiem gejowskim. I kolejna po „Marnym” opowieść, której bohaterem jest pisarz. Tym razem całość ma charakter jawnie autobiograficzny. Popularny w Stanach (głównie w kręgach nowojorskich) autor i satyryk występuje tu pod własnym nazwiskiem. Pisze o swoim długoletnim związku z malarzem, Hugh Hamrikiem, o swoich rodzicach i licznym potomstwie. Matka zmarła jakiś czas temu, jedna z sióstr popełniła samobójstwo – to tyle, jeśli chodzi o, przedstawione już na początku, dramatyczne „zwroty akcji”. David i Hugh mieszkają sobie w West Sussex, angielskim hrabstwie położonym nad Kanałem La Manche. Sedaris słynie tam z tego, że chodzi nocami na długie spacery, podczas których skrzętnie zbiera śmieci pozostawione przez mieszkańców i turystów. I tak nawija o tym i owym na 300 stronicach książki. Napisane jest to zręcznie, czyta się łatwo, w jedno popołudnie. Ale wartości literackich nie dostrzegam, to materiał, który nadawałby się co najwyżej na blog albo dziennik, ciekawy głównie dla biografów autora. Znajdziemy w książce kilka celnych uwag na temat współczesnej Ameryki, niezbyt jednak wiele i w dodatku nieprzesadnie dowcipnych jak na cenionego satyryka. A poza tym – rodzinka, kryzys wieku średniego, wspomnienia wesołe i niewesołe… Każdy z nas mógłby coś takiego napisać o swoim życiu, nie każdy jednak dostałby za to honoraria, stypendia i recenzję w „Replice”. (Bartosz Żurawiecki)

Tekst z nr 87 / 9-10 2020.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.