Dezydery Kowalkowski „Bielizna i czekoladki”

Wyd. Novae Res

 

 

To scenariusz opatrzony podtytułem „Serial, którego boi się polska telewizja”. W dziewięcioodcinkowej fabule jest jak w przeboju Maryli Rodowicz – wszyscy chcą kochać. „I aktorka w norkach, i fryzjer gej” – z tym, że aktorka jest przy okazji lesbijką, jak wszystkie postaci kobiece, a fryzjer jest jednym z siedmiu homoseksualnych mężczyzn na pierwszym planie. Postaci heteroseksualnych po prostu nie ma. „Bielizna i czekoladki” nie jest jednak polskim odpowiednikiem „Queer As Folk” czy „Słowa na L”, nie oddaje też dobrze polskiej rzeczywistości. Jeśli taki serial miałby namieszać w polskiej telewizji, to jednak grzecznie, bo jego główne przesłanie jest takie jak w tytule Maryli. Postaci są dość mało reprezentacyjne, niektóre sytuacje i rozwiązania (żywot Gory Józefskiego, wędrującego po domach emigranta ukraińskiego czy dość absurdalne niekiedy perypetie fryzjera – „dziedziczki” fabryki makaronów) skręcają w stronę filmu przygodowego. W świecie, w którym jedynie narrator jest heteroseksualny (swoją drogą, jego rola jako uczestnika zdarzeń wydaje się najsłabszym elementem utworu – wypowiedzi do kamery odsyłają skojarzenia w stronę niskobudżetowych produkcji „paradokumentalnych”), być może brakuje gejowsko- lesbijskiego every(wo)mena? Jedno jest pewne: telewizja nadal boi się prostej prawdy o miłości, jeśli tylko ta przyjmuje inne imię niż heteroseksualne gry uczuciowe sztandarowych wieloodcinkowych telenowel. (PG)

 

Tekst z nr 51/9-10 2014.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.