Dominika Buczak – „Dziewczyny z Placu”

wyd. Wielka Litera, 2020

Rok temu ukazał się „Plac Konstytucji”, a teraz otrzymujemy kontynuację – „Dziewczyny z placu”. To bardzo warszawskie powieści, akcja niemal w całości dzieje się właśnie w okolicach tytułowego Placu Konstytucji oraz ulicy Marszałkowskiej, tutaj mieszkają właściwie wszyscy znaczący bohaterowie i bohaterki. Plany czasowe są dwa, współczesny zaczyna się w 2011 r., a historyczny na początku lat 50., wraz z powstawaniem MDM- -u, w czym bierze udział Mania, dziewczyna z awansu społecznego, pochodząca z małego miasteczka i emancypująca się w stolicy. W „Dziewczynach z placu” jest już panią w średnim wieku, ciężar narracji w dużym stopniu przechodzi na kolejne pokolenie – syna, synową oraz wnuka, młodego kibola, uczestnika Marszów Niepodległości i homofoba, który większość poglądów zweryfikuje zarówno dzięki współczesnym kontaktom, jak i odkryciu rodzinnych tajemnic. Powieści można czytać razem lub osobno, można widzieć w nich wciągające sagi obyczajowe, ale także dostrzec ambicję przepisania historii Polski ostatnich siedemdziesięciu lat, dodania opowieści o wykluczonych: kobietach, gejach, osobach transpłciowych. Bo ważne wydarzenie polityczne ma też swoją prywatną stronę, np. oglądanie słynnych „Dziadów”, od których zaczął się marzec ’68, mogło być pierwszym przeżyciem homoerotycznym: „Kim on był, skoro widział tę tęczę, ilekroć Włodek potajemnie smyrał go po rękach? Znał to słowo, ale bał się przywołać je choćby w myślach. I kim był jego przyjaciel Włodek? A może mu się to tylko wszystko wydawało?”. (Krzysztof Tomasik)

Tekst z nr 87 / 9-10 2020.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.