Z MARLENĄ STALĄ, doktorką nauk humanistycznych, która właśnie w tym wywiadzie robi transpłciowy coming out i opowiada, jak to jest przechodzić tranzycję, będąc na emeryturze, rozmawia Monika „Pacyfka” Tichy

Marlena Stala – badaczka literatury, doktorka nauk humanistycznych. Tranzycję rozpoczęła w 2022 r., będąc już na emeryturze. W dzieciństwie mieszkała w małym miasteczku na Mazowszu, do liceum chodziła w Toruniu. Studiowała bohemistykę i teatrologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po studiach przeprowadziła się do Olsztyna, gdzie pracowała w szkołach podstawowych i średnich, ucząc języka polskiego. W latach 1988–2014 wykładała literaturoznawstwo na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Badaczka polsko-czeskich stosunków literackich oraz współczesnej literatury metafi zycznej i religijnej. Mieszka nadal w Olsztynie.
Bardzo ci dziękuję. Po poł roku wahania zgodziłaś, się na tę rozmowę, tym samym robisz…
Tym samym robię publiczny coming out.
Jako transpłciowa kobieta.
Tak jest.
W imieniu całej „Repliki” dziękuję, że nam zaufałaś, i gratuluję tego kroku. Jakie argumenty cię do niego przekonały?
Moje wychodzenie z szafy było wielostopniowym procesem. 2 lata temu miałam coming out na FB przed znajomymi. Potem Gosia Sieniewicz, organizatorka Olsztyńskich Dni Widoczności Osób Transpłciowych, zaprosiła mnie do panelu podczas tego wydarzenia. Początkowo czułam opór, ale Gosia budzi takie zaufanie, że dałam się namówić i w maju zeszłego roku pierwszy raz pojawiłam się przed niewielką, ale jednak publicznością, mówiąc na głos, że jestem osobą transpłciową.
Co do tego wywiadu, to miałam nadzieję, że się rozmyślisz, ale w końcu stwierdziłam, że się odważę. Skoro to nie jest to medium mainstreamowe, nie jakiś Pudelek, a do tego pismo papierowe… Hejt internetowy to coś, czego ogromnie nie lubię. A główny argument za, który do mnie trafi ł, to fakt, że taki coming out jest ważny dla tych, którzy go jeszcze mają przed sobą. Że moje wyznanie może się komuś przydać.
Z pewnością. Dobrze, Marlena, zacznijmy więc od początku…
Czyli co, kiedy się urodziłam? Kobiety się nie pyta o wiek. (śmiech) Jestem takim typem osoby, że wolę zostać w przestrzeni niedookreślenia w tej sprawie. Moje dzieciństwo upłynęło pod portretem Gomułki wiszącym w klasie – o, tyle powiem.
A tranzycję rozpoczęłaś dopiero dobrych kilka dekad poźniej, już będąc na emeryturze, w 2022 r. Co ci zajęło tyle czasu?
Miłość. Byłam w związku i to mi zajęło kilka dekad. Próba uzgodnienia czegoś, co się nie dało się uzgodnić, ponieważ moja żona nie do końca rozumiała problem, ja nie do końca potrafi łam jej to wyjaśnić, a jednocześnie bardzo żeśmy się kochały – na tyle, na ile można w tak trudnej sytuacji. Ona nie chciała mnie porzucić; czasami sobie myślałam, że dobrze by było, gdyby mnie porzuciła, ale ona nie chciała za nic w świecie, no i to tym bardziej mnie obligowało, by przy niej trwać. Najprościej to wyraziła moja psycholożka: „No to pani tak dla żony się poświęciła”.
Masz poczucie, że się poświęciłaś?
Nie mam, po prostu tak wyszło. Nasz związek trwał ponad 30 lat. Poznałyśmy się na egzaminach wstępnych na teatrologię. Pożyczyła mi długopis. Idąc na egzamin, zapomniałam wziąć tak podstawowego narzędzia i poprosiłam o pomoc siedzącą za mną dziewczynę. Poratowała mnie. Potem razem studiowałyśmy. Zerwanie tego związku było dla mnie psychicznie niemożliwe. Kiedy na początku lat 90. wyznałam żonie, że chciałabym tranzycjonować, spotkało się to z tak złym przyjęciem, że zrezygnowałam. Kilka lat później dałam jej do poczytania „Apokalipsę płci” (wydany w 1989 r. zbiór opowieści osób transpłciowych pod red. Kazimierza Imielińskiego i Stanisława Dulki, jedna z pierwszych książek poruszających temat transpłciowości w Polsce – przyp. red.) – bez efektu. Do tematu wróciłam więc dopiero kilkanaście lat później, we wczesnych latach dwutysięcznych. Byłam około pięćdziesiątki, to taki wiek, kiedy pojawia się kryzys wieku średniego; doszłam do wniosku pod tytułem „wszystko się kończy, za chwilę będziesz stara, znajdziesz się na śmietniku historii i jak w tym momencie czegoś nie zrobisz, no to już nigdy nie zrobisz”. To jest nieprawda, jak teraz widać, ale tak wtedy myślałam. Poczułam się tak okropnie źle, że zrobiło mi się wszystko jedno. Myślę sobie: „Dobra, to trudno, to ja to wszystko rozpieprzę, rozwiodę się bez względu na wszystko i tyle. Bo nie wytrzymam. Wytrzymywałam 50 lat i czuję, że więcej nie dam rady”. Wtedy miałyśmy bardzo poważną rozmowę o tym, dlaczego ja właściwie tego chcę. Mówię: „Dlatego, że jestem kobietą – i nic nie mogę na to poradzić. Bardzo mnie to męczy i tego nie przeżyję, i już”.
Zareagowała inaczej niż za pierwszym razem?
Ustaliłyśmy takie modus vivendi, żeby pogodzić interesy obu stron: że będę „weekendową” kobietą, „domową” kobietą, że będziemy funkcjonowały pół na pół, i jakoś to było. Oczywiście, ta moja kobieta zajmowała coraz więcej miejsca, żona jakoś się z tym pogodziła, nawet się trochę zaangażowała. Anna Grodzka, która jeszcze nie używała tego nazwiska, wydała w tamtym czasie – to był 2007 r. – antologię prozy „transwestytów i transseksualistów” (tak się wtedy mówiło) pod tytułem „Namaluj mi wiatr”. Moja żona napisała do tego zbioru jedno opowiadanie, więc jest współautorką jednej z pierwszych w Polsce publikacji napisanej przez osoby transpłciowe. Zracjonalizowała to sobie, defi niując mnie jako „transwestytę” i godząc się na życie z „transwestytą”. Nigdy do końca nie przyjęła do wiadomości mojej płci. Spotykałyśmy się wtedy z taką Zosią, bardzo kobieco wyglądającą znajomą poznaną na stronie Crossdressing.pl. Żona powiedziała któregoś razu: „Ty i Zośka bardzo dobrze imitujecie kobiety”. To pokazuje, w jaki sposób to postrzegała. W żargonie strony Crossdressing.pl partnerki były nazywane „perełkami”. Miały na tej stronie swoją przestrzeń, gdzie się dzieliły tym, jak sobie radzą z życiem z „transwestytami”.
To był początek mojej tranzycji społecznej, w niepełnym wymiarze, bo w poniedziałek trzeba było pójść do roboty i wysłuchiwać: „Panie doktorze to, panie doktorze tamto”
Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.