Nie sądzę, by Donald Trump wpłynął na drag. Może próbować go zakazać, ale nie da się walczyć ani ze sztuką, ani z ludzką naturą – mówi drag queen ALASKA THUNDERFUCK, finalistka piątego „RuPaul’s Drag Race” i zwyciężczyni drugiego sezonu „RPDR: All Stars”. 20 czerwca Alaska wystąpi w Poznaniu na Malta Festival. Rozmowa Mateusza Witczaka

„Nie wierz, kiedy dragsy ci mówią, że robią drag, żeby aktywizować. To jest bzdura. Większość, jeśli nie wszystkie z nich, występuje z powodu własnej próżności, bo mają parcie na szkło” – mówiła w zbiorze reportaży „Cudowne przegięcie” Jakuba Wojtaszczyka świętej pamięci Kim Lee, najsłynniejsza drag queen w Polsce.
Już ją lubię!
Uważasz, że miała rację?
Szczerze mówiąc: tak. Sama zaczęłam zabawę z dragiem nie dlatego, że jest on nośnikiem zmiany społecznej, a dwudziestoletnia ja chciała naprawiać świat albo dawać ludziom inspirację. Zaczęłam, bo drag mi się spodobał, był punkową rebelią, pozbawioną ograniczeń formą artystycznego wyrazu, mogłam w jej obrębie robić wszystko, co chciałam.
Wcześniej studiowałam aktorstwo, ale szło mi opornie. W dodatku ciągle zastanawiałam się: na co mi to wszystko? Byłam chuda, kobieca, nosiłam dziwne fryzury i miałam kolczyki na twarzy – takie osoby jak ja nie otrzymywały wówczas wielu ról. Kiedy odkryłam drag, wszystko nabrało sensu. Moje przegięcie nie było już ciężarem, nagle poczułam, że mam kontrolę nad tym, kim jestem. Na pewno jednak było w tym trochę próżności.
Czy trafiając do popkultury, drag nie utracił swojej wywrotowości? A może, będąc częścią głównego nurtu, staje się innego rodzaju zagrożeniem?
Owszem, drag wszedł do mainstreamu, a dzięki RuPaulowi z pewnością śledzi go więcej par oczu. Nie sądzę jednak, by jego popularność była czymś złym. Drag wciąż jest niebezpieczny, a dzięki temu ekscytujący; spójrz zresztą, jak gorącym tematem stał się w amerykańskiej polityce.
Na Off -Broadwayu zadebiutował kilka miesięcy temu twój „Drag: Th e Musical”, a jednym z jego bohaterów jest Brendan, w którym konserwatywne wychowanie walczy z potrzebą dragowej ekspresji. Trochę inaczej czyta się tę postać w kontekście kolejnej prezydentury Trumpa, próbującego zakazać królowym występów przed dziećmi i młodzieżą.
Zupełnie inaczej! Tymczasem, kiedy osiem lat temu zaczęliśmy pisać Brendana, kompletnie nie wiedzieliśmy, że w momencie premiery musicalu „ekspozycja” dzieci na drag stanie się tematem zapalnym amerykańskiej polityki. Pragnęliśmy po prostu opisać doświadczenie bycia młodą, pogubioną osobą, która nagle znajduje swoje miejsce w świecie. Moim zdaniem nasz spektakl rezonuje z młodzieżą, ponieważ ta nadal czuje się niezrozumiana – i to nie tylko przez społeczeństwo, ale nawet własnych rodziców. Jak Brendan, odnajduje ona w dragu bezpieczną, akceptującą przestrzeń do wyrażania siebie.
Trump oburzał się niedawno na dragowe występy w Kennedy Center i zapowiadał na swoim portalu „Truth Social”, że w jednej z najważniejszych instytucji kulturalnych USA: „NIE BĘDZIE DRAG SHOWS ANI ŻADNEJ INNEJ ANTYAMERYKAŃ- SKIEJ PROPAGANDY!” (pisownia oryginalna). Czy rozpętana przez Republikanów nagonka wpływa na atmosferę podczas dragowych występów w USA?
Zaczęłam robić drag za administracji George’a W. Busha i Propozycji 8 (przyjętej w referendum ustawy stanowej, w myśl której stan Kalifornia zakazał małżeństw jednopłciowych, później oczywiście obalonej – przyp. red.). Fakt, że jesteśmy atakowani przez polityków, nie stanowi dla queerowej społeczności niczego nowego. Szczerze mówiąc, byliśmy przygotowani na Trumpa, bo zawsze jesteśmy gotowi do walki.
Natomiast nie sądzę, by Trump wpłynął na drag. Może próbować go zakazać, ale nie da się walczyć ani ze sztuką, ani z ludzką naturą – to niepowstrzymane siły.
Jak sądzisz, czy jako społeczność jesteśmy zbyt podzieleni? W czasach ACT-UP walczyliśmy_łyśmy przeciwko uniwersalnemu wrogowi – AIDS. Dziś, gdy karierę robią republikańscy geje, a część feministek walczy z kobietami trans, trudno o podobnie jednoczącą ideę.
Mamy wspólnego wroga – polityków prawicy – i wiedzę, jak z nim walczyć. Co ważne: nie jesteśmy już w tej walce sami, w ostatnich latach zyskaliśmy_łyśmy masę osób sojuszniczych spoza naszej społeczności.
Drag zaczynałaś za Busha, a twoja nowa płyta „Red 4 Filth” wraca muzycznie do czasów jego prezydentury – czuć na niej wpływy Britney Spears, Christiny Aguilery i Toni Braxton. Nostalgia za latami 00. udziela się na „Mayhem” samej Lady Gadze. Czego współczesny pop mógłby się nauczyć z tamtego okresu?
Ciągnęło mnie do niego, bo właśnie wtedy poczułam miłość do muzyki: dostałam mój pierwszy odtwarzacz płyt CD, kupowałam pierwsze albumy i słuchałam ich w kółko, aż stały się częścią mnie.
Cały wywiad do przeczytania w 115. numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.