Las Herederas (Paragwaj, 2018), reż. M. Martinessi, wyk. A. Brun, M. Irun; dystr. Aurora; premiera w Polsce: 2.11.2018
Kinematografia Paragwaju nie może się poszczycić zbyt wielką liczbą tytułów. Film Marcela Martinessiego to, jak dotąd, największy sukces kina tego kraju. Zdobył trzy nagrody na festiwalu w Berlinie, będzie też reprezentował Paragwaj w nadchodzących rozgrywkach oscarowych. „Dziedziczki” przynoszą frapujący obraz społeczeństwa, które zastygło w, odziedziczonej po hiszpańskich kolonistach, strukturze feudalnej. Główne bohaterki – Chela i Chiquita – żyją w długoletnim, „dyskretnym” związku. Obie pochodzą z tzw. dobrych rodzin, wpadają jednak w poważne kłopoty pieniężne, które zmuszają je do wyprzedaży majątku. Co gorsza, Chiquita z powodu jakichś machlojek finansowych trafia do więzienia, Chela (nagrodzona w Berlinie Ana Brun) zostaje więc sama w wielkim domu, z którego sukcesywnie znikają obrazy, meble, cenne bibeloty… No, nie do końca sama. Towarzyszy jej służąca (zresztą analfabetka). Mimo biedy, służąca być musi, inaczej Chela zdeklasowałaby się karygodnie. I tak zresztą się upokarza, dorabia sobie bowiem wożeniem tu i tam swych nobliwych koleżanek. Przy okazji przeżyje też zauroczenie dużo młodszą od niej Angy. Opis tych, cokolwiek anachronicznych z europejskiego punktu widzenia, stosunków społecznych to największy atut filmu Martinessiego. Filmu nazbyt jednak monotonnego, pozbawionego energii. Świat, który pokazuje reżyser, tkwi w marazmie, a oprowadzająca nas po nim Chela zachowuje się jak bezwolna lunatyczka z głęboką depresją. Dopiero zakończenie przynosi drobną nadzieję na zmianę status quo. (Bartosz Żurawiecki)
Tekst z nr 75 / 9-10 2018.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.