Dzikus

Sauvage (Francja, 2018), reż. C. Vidal-Naquet, wyk. F. Maritaud; dystr. Tongariro, premiera w Polsce: 31.05.2019

Ten film, mówiąc brutalnie, trzyma za mordę. Leo ma 22 lata, mieszka na ulicy, żyje z seksu z facetami. Raz trafi się starszy pan, który praktycznie chce tylko poleżeć obok Leo, a raz dwóch nakręconych ziomków, którzy pakują mu dildo wielkości takiej, że kłopot miałby nawet Andy Star. Leo nie jest aniołkiem. Gdy kolega po fachu („jestem kurwą, lubię to”), proponuje wspólne obrabowanie klienta, Leo nie waha się. Przy czym sposób na obezwładnienie gościa jest specyficzny – trójkąt i usypianie przez robienie loda, zobaczcie sami. Leo ma ten niewymuszony, magnetyczny wdzięk, przez który faceci tracą dla niego głowę. Sprzedaje usługi seksualne nie dlatego, że musi przetrwać. To jego sposób na życie. Jak dla mnie, nie ma się czym gorszyć. Ani nad czym litować – zdaje się mówić Leo, gdy oglądamy jego przejmującą rozmowę z lekarką. Pogarszające się zdrowie (nie HIV/AIDS) jest problemem, podobnie jak problemem jest „opiekun”, za którym Leo chodzi jak pies, a który co rusz częstuje go fangą w twarz. Na ile „Dzikus” oddaje realia bezdomnych sex workerów (we Francji czy gdzieś indziej), a na ile jest manipulacją nastawioną na zszokowanie widzów – grzecznych mieszczańskich gejów? Nie wiem, ale pytanie przyszło mi do głowy. Może zresztą nie jest ani jednym, ani drugim, tylko indywidualną historią Leo? To refleksje na po seansie, w trakcie nie ma czasu, akcja pędzi. Felix Maritaud w głównej roli przykuwa uwagę i daje z siebie wszystko, z full frontalem włącznie. (Piotr Klimek)

Tekst z nr 79 / 5-6 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.