Dziś umierasz jako chłopak

Tekst: Olivia Puchniarska 

Terapię hormonalną zaczęłam w wieku 14 lat. Może byłam najmłodsza w Polsce?

 

arch. pryw.

 

Przeczytałam w „Replice” historie kilkorga nastolatków LGBT, którzy w szkole spotkali się z ostrą dyskryminacją, wręcz prześladowaniami, ze względu na swą orientację. Mam 19 lat, jestem transseksualną dziewczyną i nie mam aż tak hardkorowych doświadczeń. Pomyślałam, że mogę opowiedzieć o sobie. Może komuś to pomoże, doda siły, by być sobą. Nigdy wcześniej nie udzielałam się społecznie, żyję właściwie poza tzw. środowiskiem. To jest pierwszy raz, gdy, można powiedzieć, angażuję się.

Olśnienia nie było

Mogę się mylić, nie sprawdziłam tego, ale jest spora szansa, że jestem osobą trans, która rozpoczęła tranzycję, a dokładnie terapię hormonalną, w najmłodszym wieku w Polsce – miałam 14 lat. O tym, że gdzieś głęboko wewnątrz czuję się dziewczyną, mimo że miałam ciało chłopca i byłam wychowywana tak, jak wychowuje się chłopca, wiedziałam… po prostu od zawsze. Nie przypominam sobie żadnego szczególnego momentu olśnienia. Gdy jest się małym dzieckiem, płeć nie jest taka ważna – dzieci są w pewien sposób bezpłciowe. Potem zauważyłam, że gdy ludzie mylą się i zwracają się do mnie, jak do dziewczyny, zupełnie mi to nie przeszkadza – a inni chłopcy by się oburzyli. Tragedia nastąpiła, gdy zaczęłam dojrzewać. Z coraz większą niechęcią obserwowałam przemianę, jaką przechodzi moje ciało. Nie cierpiałam tego, że rośnie mi zarost! Wszelkie oznaki, że staję się mężczyzną, były bardzo nieprzyjemne. Gdy miałam 13 lat, nie mogłam już dłużej się ukrywać i powiedziałam mamie. Jej pierwsza reakcja była sceptyczna, odłożyłyśmy sprawę, jednak wkrótce mama zobaczyła, że to nie jest fanaberia. Za to będę jej dozgonnie wdzięczna. Wiele nastoletnich osób trans musi pokonać wątpliwości czy wręcz sprzeciw najbliższych: że jesteś za młody/a, by już wiedzieć na pewno, że jesteś w trudnym okresie dojrzewania i wtedy wszystko wydaje się inne, niż jest w rzeczywistości, że to pewnie tylko taka faza, która niebawem przejdzie, że teraz „taka moda”. Z drugiej strony znam jedną osobę trans, która zaczęła terapię hormonalną w wieku 20 lat i po pół roku przerwała. Stwierdziła, że nie chce przechodzić całej tranzycji – z mężczyzny na kobietę – bo operacje oznaczają przymusową sterylizację, a ona chce mieć własne dzieci. Nadal czuła się dziewczyną, ale nie chciała tracić swej płodności. U mnie po paru tygodniach od mojego transowego coming outu mama stwierdziła: „OK, w takim razie szukamy specjalistów – psychiatry, psychologa, seksuologa”. Tak to właśnie się zaczyna – trzeba uzyskać diagnozę i dokumenty na to, że rzeczywiście jesteś trans, by zacząć przyjmować hormony. Z psychiatrą i psychologiem poszło gładko. Gorzej z seksuologiem, który chyba potrzebował trochę edukacji: porozmawiał ze mną, a potem powiedział mojej mamie, że nie jestem żadną osobą trans, tylko „po prostu wyrosnę na pedała”. Tak dokładnie się wyraził. Nie odbiegał więc zbytnio od moich rówieśników w gimnazjum. Od nich regularnie słyszałam właśnie to wyzwisko. To było przykre, ale nie załamywało mnie. Nie jesteście w stanie mnie skrzywdzić – wyzwiecie mnie od pedałów? I co z tego? Co dalej? Szłam swoją drogą, przyjaźniłam się z kilkoma dziewczynami, a tamtych hejterów miałam w nosie.

Nie muszę być kobieca w każdym calu

Ten dzień pamiętam dobrze: 12 stycznia 2014 r. Mama poszła do apteki zrealizować recepty na terapię hormonalną. Wróciła z dwoma siatkami leków, postawiła je na stole, spojrzała na mnie i powiedziała: „No, to dziś umierasz jako chłopak”. Czarny humor, wiem, niektórzy mogą tak pomyśleć, ale ja czułam się przeszczęśliwa. PO prostu przeszczęśliwa. Dwa tygodnie później pojechałam na kolonie i tam po raz pierwszy poczułam ból w piersiach – to znaczyło, że zaczynają rosnąć. Bolało, ale cieszyłam się. W szkole i tak uchodziłam za freaka – dłuższe włosy, przebite uszy – więc specjalnie nawet nie zauważyli zmian. Dopiero na sam koniec gimnazjum powiedziałam jednej osobie: mojej wychowawczyni. Do liceum za to od razu weszłam z podniesioną głową. Najpierw pedagog, zaraz potem dyrekcja – powiedziałam, że mam dokumenty, jestem trans, jestem w trakcie terapii hormonalnej. Proszę, by zwracać się do mnie żeńskim imieniem: Olivia. Dyrekcja przekazała to nauczycielom. Wszyscy zachowali się w porządku. Bywały pomyłki, bo na liście figurowałam pod męskim imieniem, ale bez przesady – pomyłki to nie zbrodnia, zwłaszcza, że nie wynikały ze złośliwości czy uprzedzeń. Ludziom w klasie sama zakomunikowałam i… zero problemu. Chyba zobaczyli we mnie pewność siebie. W gimnazjum nie odważyłam się na noszenie sukienek, a w liceum już tak. Nie było głupich komentarzy. Zresztą, spodnie, a nawet garnitur też nosiłam. Teoretycznie powinnam w tym roku robić maturę, ale niestety inaczej się wszystko potoczyło. Wpadłam w głęboką depresję. „Zawód miłosny” – to brzmi banalnie, nie znajduję dobrego określenia, a jednocześnie to tak osobiste, że nie chcę się rozwodzić. W każdym razie musiałam przerwać naukę. Od kilku miesięcy czuję, że staję na nogi. Mama daje mi czas. Staram się realizować artystycznie: robię różne kolaże, śpiewam, próbowałam nawet tu u siebie, w Katowicach, występować z dwoma zespołami, ale nie wyszło. Nie wiem, może jestem konfliktowa, nie dogadaliśmy się. A reakcje na występy były w porządku. Ludzie trochę dziwili się, że dziewczyna ma taki niski „męski” głos. Wiem, że wiele dziewczyn trans moduluje głos, by brzmiał na wyższy. Ja tego nie robię. Jest, jaki jest i już. Zresztą, jak rozmawiałam z kilkoma dziewczynami trans, to zauważyłam, że one mają dużo większe ode mnie parcie na wszelkie atrybuty kobiecości. Szpilki czy różowe sukienki po prostu nie są w moim stylu, nie będę ich nosić. Nie chcę się cały czas pilnować, czy to, co robię i jak się zachowuję, jest „kobiece” czy nie jest. Raczej nie chcę iść dalej z moją tranzycją i poddawać się operacjom. Zobaczymy, w każdym razie najważniejsze jest dla mnie, że funkcjonuję jako dziewczyna i tak jestem odbierana – nawet jak wyskoczę do kiosku w T-shircie i bez makijażu. Co dalej? W czarnym scenariuszu – zagłębię się w mój własny świat i stanę się dziwakiem. W optymistycznym – wrócę do szkoły, a potem odniosę artystyczny sukces i będę miała grupę fanów. Imponuje mi np. Genesis P-Orridge, śledzę jej karierę. To osoba, która nie chce być ani kobietą, ani mężczyzną – jest trzeciej płci, albo pomiędzy płciami. Chciałabym też poznać kogoś, mieć u boku kochającą osobę. Mężczyznę lub kobietę – jestem biseksualna. Chcę podkreślić, że otrzymuję ogromne wsparcie od mamy, a także od brata. Z tatą mam słaby kontakt, nie mieszka z nami od lat. Mam jeszcze ojczyma – trzymamy się trochę na dystans, ale przynajmniej nie walczymy. Młodym osobom LGBT chciałabym powiedzieć, że wiem, iż może być im ciężko, ale też, by wiedzieli, że ludzie zauważają przede wszystkim strach. Wyczuwają, że się boisz, jesteś niepewna – i atakują słabszych, bo to łatwiejsze. Pewność siebie, otwartość to jest twoja zbroja, która może uchronić przed hejtem. Chciałabym na koniec pozdrowić mamę i brata, a także Toto, moją przyjaciółkę z Częstochowy, oraz Szymona. Szymon, wierzę w ciebie!

Tekst z nr 71 / 1-2 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.