Edi

Gdy miałem sześć lat, kochałem lalki Barbie i „Dotyk” Edyty Górniak. Nie spodziewałem się, że 20 lat później stanę oko w oko z autorką mojego niegdysiejszego przeboju. O spotkaniu z EDYTĄ GÓRNIAK, o jej konsekwentnym wspieraniu społeczności LGBT oraz o jej fanach gejach pisze PIOTR GRABARCZYK

 

foto: Jacek Grąbczewski

 

Jest 1995 rok, przed chwilą świętowałem szóste urodziny, na które dostałem kolejną do kolekcji lalkę Barbie, a w zaciszu pokoju zasłuchuję się w piosence usłyszanej u siostry mojej mamy. Tak wpadła mi w ucho, że poprosiłem o nagranie jej na obu stronach kasety, aby nic nie mąciło upajania się dźwiękami i pięknym głosem… Edyty Górniak. Tą piosenką był osławiony „Dotyk”, a ja nie wiedziałem jeszcze, co szykuje mi życie. Choć przyznacie, że dobór zabawek i upodobania muzyczne były z perspektywy czasu dość znaczącą wskazówką. Nie spodziewałem się na pewno, że blisko 20 lat później stanę oko w oko z autorką mojego niegdysiejszego przeboju. Pierwszy wywiad z Edytą przeprowadziłem blisko 5 lat temu, ale niewiele z niego pamiętam. Chyba tylko tyle, że nie mogłem napatrzeć się na jej piękne brązowe oczy, które do tej pory znałem z teledysków i zdjęć.

Królowa polskich gejów

Od tamtej pory rozmawiałem z Edytą wielokrotnie, ale za każdym razem towarzyszyło mi jakieś podekscytowanie i delikatny stres, bo to wymagająca i przenikliwa rozmówczyni. Tym razem mieliśmy się spotkać, żeby zastanowić się wspólnie, dlaczego jest królową polskich gejów. W jej gablotce z nagrodami zapewne brakuje tęczowej szarfy z tym tytułem, ale kiedy z Mariuszem, redaktorem naczelnym „Repliki”, zastanawialiśmy się, kto mógłby go obecnie dzierżyć, to zbyt wielkich wątpliwości nie było – geje kochają Edytę Górniak i to ze wzajemnością.

 Z Edytą spotkaliśmy się na chwilę, pomiędzy próbami muzycznymi przed jej pierwszym występem na żywo z premierowym utworem „Dom dobrych drzew”, a kolejnymi nagraniami, wywiadami i działaniami promocyjnymi marki kosmetycznej, której jest twarzą. Odkąd mieszka w słonecznym Los Angeles, tak wygląda teraz każda jej wizyta w Polsce – każdy chce złapać ją, choćby na krótką chwilę, porozmawiać, przeprowadzić wywiad, zaproponować kolejny projekt. Sama propozycja wywiadu i wystąpienia na naszej okładce nie nastręczała diwie zbyt wielu wątpliwości. Co innego pytanie o to, jak to się stało, że ona i jej muzyka są takim magnesem dla gejów i tęczowej społeczności w ogóle. Dlaczego ją tak kochamy? No nie wiem właśnie, bo geje kochają raczej koronki, a ja jestem dziewczyną w rozciągniętej bluzie od dresu (śmiech) – mówi mi, kokieteryjnie poprawiając włosy. Wydaje mi się, że geje odnaleźli w mojej muzyce i wyrazie artystycznym jakiś rodzaj piękna, z którym chcą się utożsamiać. To jest dla mnie niezwykłe – dodaje po chwili namysłu nasza „dziewczyna w bluzie”. Choć pochodzi z małej miejscowości, otwarte serce ma od zawsze, a liczne podróże tylko umocniły jej ciekawość świata i tego, jak ludzie mogą się pięknie różnić.

Nie potrafi wskazać momentu, w którym zdała sobie sprawę, że jest bardziej otwarta i tolerancyjna niż inni, nie jest to dla niej przecież kwestią decyzji czy jakiegoś odgórnego postanowienia. Chyba zawsze miałam w sobie miękkie podejście do ludzi i do różnic. Dorastając, wręcz polubiłam różnice, bo zrozumiałam, jak mocno rozwija nas chęć zrozumienia drugiego człowieka. Podziały, które powstały w świadomości ogólnospołecznej różnią się od moich. Ja dzielę ludzi wyłącznie na świadomych lub nieświadomych. Jeśli ludzie poszerzają swoją świadomość, kieruje nimi miłość do wszystkiego, co robią. Brak świadomości powoduje zazdrość, złe intencje, a nawet wywołuje w ludziach agresję – tłumaczy.

 

foto: Jacek Grąbczewski

 

Gerbery w tęczy

Można jednak wskazać momenty, w których Edyta – już jako artystka o ugruntowanej pozycji i nieprawdopodobnej popularności – solidaryzowała się ze społecznością LGBT w Polsce i to w czasach, gdy ciężko byłoby to nazwać modą. W 2005 r., gdy Lech Kaczyński jako prezydent Warszawy po raz drugi zakazał Parady Równości, a na konwencjach wyborczych Prawa i Sprawiedliwości śpiewały Justyna Steczkowska i Edyta Geppert, Górniak znalazła się w opozycyjnej grupie artystów, którzy organizację Parady głośno wspierali. Mieszkałam w Londynie przez 8 lat i nie rozumiem tej nietolerancji wobec was w Polsce – mówiła wtedy gwiazda. Taka deklaracja przed 13 laty była nie tylko odważna – była też niesamowitym gestem politycznym. Pytam ją o to teraz. Nie mogłam wtedy pojawić się na Paradzie, bo odbywała się w tym samym terminie, co festiwal w Opolu, ale nie miałam wątpliwości, że muszę okazać swoje wsparcie choćby w ten sposób. Nie rozpatrywałam tego jako gestu politycznego, to był odruch serca. A słowa wypowiedziane wtedy wciąż podtrzymuję – zapewnia wojowniczym tonem, który w sprawach związanych z prawami LGBT towarzyszy jej od dawna. Po skandalicznej debacie sejmowej przy okazji głosowania nad wprowadzeniem związków partnerskich w styczniu 2013 r., podczas której padły nie-słynne słowa Krystyny Pawłowicz o jałowości relacji jednopłciowych, Edyta również nie milczała. Nie mogę znieść tej agresji, arogancji i głupoty. Co gorsza niewiedzy! Drodzy Politycy, gdzie prawo do wolności myśli, sumienia i wyznania zapisane w Konstytucji Praw Człowieka?! Powinny być nienaruszalne! – grzmiała w sieci. Było mi wtedy wstyd za polityków i przykro na myśl o tych, których wtedy obrazili – wspomina teraz ze smutkiem.

Takich publicznych gestów solidarności było więcej – tęczowe skrzydła na koncercie i pozdrawianie gejów ze sceny, chwalenie się zdjęciami z Parady Równości w Singapurze czy podkreślanie w wywiadach więzi łączącej ją z homoseksualną częścią publiczności. Były też takie momenty, które pamiętamy do dziś. Jesienią 2013 r., gdy w trakcie Marszu Niepodległości jego uczestnicy podpalili tęczę na Placu Zbawiciela w Warszawie, okoliczni mieszkańcy po ugaszeniu pożaru niemal od razu na własną rękę próbowali ją symbolicznie odbudować, wtykając w pokrytą sadzą konstrukcję kolorowe kwiaty. Wśród nich Edyta Górniak – w dresie, bez towarzystwa kamer i aparatów, dekorująca tęczę i ubolewająca nad bestialskim gestem narodowców. Włożyłam dziś kilka pomarańczowych gerber do warszawskiej tęczy, bo tęczy bez kolorów nie do twarzy. Ludzi dobrej woli jest więcej. Wiem to. Bądźmy dobrzy i mądrzy – pisała później na Facebooku, zachęcając fanów do podobnego wsparcia.

Zeswatała niejedną parę

A tych specjalnie zachęcać nie trzeba, bo Edyta może pochwalić się jednymi z najwierniejszych fanów w kraju. Dużą ich część stanowią geje, dla których tak otwarta i wrażliwa idolka była kimś więcej niż tylko autorką ulubionych przebojów. Kontakty Edyty z fanami ciężko jakoś zgrabnie opisać, bo wychodzą one daleko poza tradycyjne relacje na linii idol-fan. Ale spróbuję – podobna wrażliwość, nadawanie na tych samych falach i wspólne przeżywanie pięknych, ale i smutnych chwil. Do tych zdecydowanie najpiękniejszych należy historia Szymona, którą zechciał się nią z nami podzielić: Edi jako jedna z pierwszych osób dowiedziała się o mojej „odmienności”. Miałem wtedy 16 lat. Opowiadałem jej o braku akceptacji w domu i wśród rodziny, o tym, jak trudno jest udawać przed najbliższymi kogoś, kim nie jestem. Bardzo wcześnie musiałem zacząć dorosłe życie, bez wsparcia najbliższych i to był dla mnie naprawdę trudny czas. Edyta była i jest dla mnie drugą Mamą. „Ukrywanie siebie jest trudne” – zawsze mi to powtarzała. Uczyłem się tego bardzo długo, chociaż nie było łatwo. Pięć lat temu Edi poznała mojego wybranka, kilka miesięcy później w jej obecności odbyły się nasze uroczyste zaręczyny. Wiem, że bardzo nas wspiera i kibicuje. Jest dla nas inspiracją, uczy pokory, szacunku partnerskiego, daje nam wskazówki, powtarza, że „miłość jest bezbronna i mamy jej bronić”. Dziękuję jej bardzo za to, że jest tak blisko – zapewnia mnie w rozmowie Szymon. Takich głosów wśród najzagorzalszych fanów Górniak jest więcej.

 

Edyta Górniak na zaręczynach Szymona (z lewej) i Darka. Arch. pryw.

 

Gdyby Edyta nie była Edytą, tylko Edwardem, to na pewno byłaby gejem, bo ona ma w sobie najlepsze cechy idealnego geja! Nic dziwnego, że o jej spotkaniach z fanami po każdym jej publicznym wystąpieniu krążą legendy. Co tam się dzieje! Możesz jej powiedzieć o wszystkim i liczyć na efekty lepsze niż u dyplomowanego psychoterapeuty. Nie raz, nie dwa byłem świadkiem, jak geje wypłakiwali jej się w ramię, bo np. właśnie zakończyli swój związek. Edyta nie dość, że płakała podczas takich wyznań nie mniej niż te biedne zranione dusze, to jeszcze za każdym razem wdawała się żywo w rozmowę i poświęcała maksimum swojego czasu, aż ktoś nie powiedział, że mu lepiej. Magia, prawda? Najwierniejsi fani Edyty mogą też liczyć na inne niespodzianki z jej strony. Nie będę pokazywał palcami, ale ona zeswatała niejedną parę! – zdradza nam Bartosz Pańczyk, na co dzień dziennikarz i, jak doskonale widzimy, wielki fan Edi.

Edyta na wspomnienie tych historii uśmiecha się, dobrze wiedząc, że takich, które nie zostały jeszcze opowiedziane, jest jeszcze więcej. Prawdziwą pieczęcią relacji diwy ze środowiskami gejowskimi był unikatowy w skali jej kariery koncert, który w 2015 r. zagrała w warszawskim klubie Glam, gdzie pojawiła się z burzą tęczowych loków i w dżinsowo-cekinowej stylizacji, prezentując rozgrzanej do czerwoności publiczności taneczny set swoich największych przebojów. Występ Edyty był dla nas ogromnym zaszczytem. Dzięki niemu spełniłem nie tylko marzenie wielu fanów, ale po cichu też moje własne. To bardzo ciepła, uprzejma osoba i mam nadzieję, że kiedyś powróci w nasze skromne progi – wspomina w rozmowie z „Repliką” Marcin Szczepkowski, właściciel Glamu. To ostatnie wcale nie musi brzmieć jak pobożne życzenie, bo występ ten w pamięci diwy również zapisał się tęczowymi zgłoskami. To był jeden z tych koncertów, które na pewno zapamiętam. Bardzo rzadko występuję tak blisko publiczności, jak dzieje się to właśnie w klubach. To dość niezwykłe doznanie dla mnie w porównaniu do gal sylwestrowych czy festiwali. Atmosfera była wtedy tak niezwykła i tak inna od moich wcześniejszych doświadczeń, że myślałam nawet, czy nie wyprodukować trasy klubowej, aby wesprzeć swoją obecnością, miłością i muzyką całą społeczność gejowską w Polsce – zapewnia mnie Edyta i znów widzę w tych brązowych oczach błysk. Utwierdzam ją w przekonaniu, że pomysł był doskonały i być może warto do niego kiedyś wrócić.

Nie jesteście sami

Teraz jednak artystka całą swoją uwagę i czas poświęca synowi. Allan mieszka z mamą w Los Angeles i choć ma niespełna 14 lat, jest prężnie rozwijającym się muzykiem – w sieci zadebiutował niedawno jego pierwszy singiel. Kalifornijski klimat i obcowanie z artystami z pewnością pomagają Edycie w wychowaniu otwartego na świat i ludzi młodego mężczyzny. Wychowuję Allana przede wszystkim w duchu prawdy i pokory wobec dobra. Tolerancja wobec różnorodności ludzi jest w naszym domu czymś naturalnym i cieszę się, że mimo wyzwań i trudności, które postawiono na naszej życiowej ścieżce, udaje mi się w nim to pielęgnować – zapewnia mnie. Edyta opowiadająca o synu to chyba jedyny moment, w którym mimo całej tej aury niezwykłości, którą wokół siebie roztacza, widzę w niej kobietę i prawdziwą, taką typową mamę, zatroskaną o losy swojej latorośli. Nie wszyscy jednak mogą liczyć na tak kochających, wspierających i tolerancyjnych rodziców, a tragiczne historie, jak choćby niedawne samobójstwo 14-letnie Kacpra, pokazują, że przed nami wciąż długa droga. Co Edyta powiedziałaby tym wszystkim, którzy czują się inni i nie mogą znaleźć obok siebie nikogo, kto by ich zrozumiał? Spotkacie jeszcze na swojej drodze ludzi, którzy otoczą was dobrem i miłością. Nie jesteśmy sami – mówi poruszona. I ja jej wierzę, bo takiej troski w głosie nie można zagrać, udawać. Pozostaje nam tylko podziękować. Edyta, dzięki, że jesteś i wprowadzasz trochę koloru w tej naszej szarej rzeczywistości. Do zobaczenia!

 

Tekst z nr 72/3-4 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.