Ėduard Louis “Koniec z Eddym”

Wyd. Pauza 2019

 

 

To jest petarda! 175 stron, które łapią za mordę od pierwszej i trzymają mocno do ostatniej. Autobiograficzna opowieść o tym, jak wyglądało dzieciństwo i dorastanie młodego geja na robotniczej prowincji. Dzieje się nie w jakichś zamierzchłych czasach, tylko w latach 90. i następnej dekadzie, nie gdzieś w „trzecim” świecie, tylko na francuskiej północy Eddy wysłuchiwał niekończących się wyzwisk – i nieprawda, że można do nich przywyknąć, bolały za każdym razem. W szkole był regularnie bity i opluwany. Stawał się „wspólnikiem” przemocy – specjalnie chodził do odludnego zakątka szkolnego korytarza, gdzie było łatwiej go znaleźć oprawcom, ale przynajmniej mniej osób widziało jego upokorzenia. Nie lepiej było w domu – z czwórką rodzeństwa, z wiecznie harującą, nieczułą mamą i z okrutnym, grubiańskim ojcem, najpierw pracującym w fabryce, a później spędzającym całe dnie na oglądaniu telewizji. Eddy „chodził jak baba”, „mówił jak baba”, „gestykulował jak baba”. Własne odruchy traktował jak wroga, który wciąż go zdradza, wciąż outuje przed światem. Na dodatek nie interesował się piłką nożną, nie dręczył zwierząt, nie upijał się do nieprzytomności. Uwewnętrznił homofobię tak głęboko, że sam innych też wyzywał od pedałów. A inicjację seksualną przeżył w wieku 10 lat z własnym kuzynem w okolicznościach takich, że musicie przeczytać to sami. Nowy koszmar zaczął się w gimnazjum, gdy nadchodzi czas, że – według małomiasteczkowej mentalności – chłopak powinien mieć dziewczynę. Eddy zmuszał się więc i udawał zainteresowanie dziewczynami. „Koniec z Eddym”, debiut Eduarda Louisa („Historia przemocy”) to powieść wstrząsająca w treści, ale też mistrzowsko skonstruowana i przemyślana. Język prostego „sprawozdania” bez żadnych literackich upiększeń aż boli. (Mariusz Kurc)

 

Tekst z nr 82/11-12 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.