Zagrał w drugiej części przygód Jamesa Bonda, partnerował Helen Mirren, Hugh Grantowi czy Patrickowi Swayze. Dwunastego marca mija setna rocznica urodzin VLADKA SHEYBALA, Polaka, który zrobił światową karierę jako ceniony aktor drugiego planu, ale pozostaje artystą mało znanym, także dla społeczności LGBTQ+, do której należał. Tekst: Rafał Dajbor

Dwunastego marca 2023 r. mija setna rocznica urodzin Władysława „Vladka” Sheybala – aktora i reżysera, który w 1957 r. wyjechał z Polski na zawsze i który zrobił światową karierę jako ceniony aktor drugiego planu. Choć występował u boku takich gwiazd jak Helen Mirren, Hugh Grant, Patrick Swayze (w „Czerwonym świcie” z 1984 r.) czy Michael Caine i zagrał w przebojach – np. w serialu „Szogun” (1980) i drugim filmie o Jamesie Bondzie, „Pozdrowienia z Moskwy” (1962), pozostaje dziś artystą mało znanym. Także dla społeczności LGBTQ+, do której należał.
Wracać czy nie wracać?
Urodził się w Zgierzu, dzieciństwo spędził w Krzemieńcu (dziś: Ukraina). Był synem Stanisława Sheybala (1891-1976), fotografika i malarza, bratem Kazimierza (1920-2003), reżysera dokumentalisty. Aktorstwa uczył się w czasie II wojny światowej, na scenie debiutował w Łodzi, epizodyczną rolą Muzykanta w „Weselu” Wyspiańskiego (1945). Jednak kolejna rola – Dorant w „Igraszkach trafu i miłości” (1945) – była już główną. Od tej pory aż do wyjazdu z Polski Sheybal grywał znaczące role u reżyserów tej miary co Bronisław Dąbrowski, Maryna Broniewska, Aleksander Bardini czy Irena Babel. W 1954 r. ukończył studia reżyserskie i zaczął regularną współpracę z raczkującą wówczas telewizją. Zagrał jedną z głównych ról, muzyka Michała, w „Kanale” (1956) Andrzeja Wajdy. W życiu osobistym był w związku z wybitną aktorką Ireną Eichlerówną, starszą od niego o 14 lat. Do końca życia wyrażał się o niej z nabożną czcią i można odnieść wrażenie, że bardziej niż kobietą z krwi i kości była dla niego uwielbianą diwą gejowską; w nieco afektowanych wspomnieniach tak ją opisywał: „Była dużą kobietą, a przy tym cudownie zbudowaną. Miała strzeliste, długie nogi, cudownie ułożoną szyję i piersi. Cała ta linia była u niej przepiękna. Z tej szyi wyłaniała się nieprawdopodobna twarz: kości policzkowe, skośne zielone oczy i to cudowne czoło, które było jak półkula”.
W 1957 r. znalazł się na emigracji w Anglii. Twierdził, że otrzymawszy stypendium z Ministerstwa Kultury, zdecydował się pozostać na Zachodzie, bo komunizm paraliżował jego aktywność twórczą. Tak mówił później, bo na początku nie był pewien, czy wybrał dobrą drogę. Monika Żeromska, która zetknęła się z nim na obczyźnie, wspominała w pamiętnikach, że wciąż zadręczał wszystkich pytaniem: wracać, czy nie wracać? Z czasem, rozpoznany w Oksfordzie, gdzie w studenckiej stołówce smażył naleśniki, jako aktor z „Kanału”, rozpoczął współpracę z oksfordzkim teatrem studenckim. Zaczął nawiązywać kontakty i znajomości i tak rozpoczął się drugi, zachodni etap jego kariery. Miał trochę szczęścia – choć perfekcyjnie opanował angielski, mówił z silnym wschodnioeuropejskim akcentem, a trwała przecież zimna wojna i kino brytyjskie wręcz pożądało aktora, który mógłby wiarygodnie wcielać się w szpiegów zza żelaznej kurtyny czy radzieckich wojskowych.
Pozdrowienia z Moskwy
Filmem, który otworzył Sheybalowi okno na międzynarodowe kino, były „Pozdrowienia z Moskwy”, czyli drugi „Bond”. Zagrał tam genialnego szachistę Kronsteena, który układa plan wykradzenia dla zbrodniczej organizacji dekodera Lector, a przy okazji – zabicia Bonda, lecz gdy ów plan nie wypala, ginie kopnięty wysuwanym z buta nożem nasączonym trucizną. Była to w gruncie rzeczy niewielka rola, ale Sheybal zagrał ją świetnie. Jego twarz – z charakterystycznymi, wystającymi kośćmi policzkowymi i ogromnymi oczami – wryła się w pamięć nie tylko widzów, ale i producentów. Od tej pory aż do śmierci 16 października 1992 r. Sheybal nie notował „chudych” aktorskich lat. Kręcił film za serialem, czasem występował w teatrze, miał nawet czas i możliwości, by za darmo udzielać się w teatrze polonijnym. Na przełomie lat 60. i 70. należał do grona ulubionych aktorów wybitnego reżysera Kena Russella (zagrał w jego pięciu filmach, w tym w „Zakochanych kobietach” z 1969 r. – to tam znajduje się scena nagich zapasów Olivera Reeda i Alana Batesa, uznawana za pierwsze tak otwarte pokazanie męskiej nagości).
W kilku zachodnich rolach Sheybala można dostrzec rysy nieheteronormatywne. Najbarwniejszą z nich jest chyba ta z filmu „Hamlet” (1976) Celestino Coronado, który pozostawił po sobie legendę „gejowskiego Hamleta” (pisałem o tym w moim tekście w „Replice” nr 98, lipiec/ sierpień 2022). W swoim czasie był to film dość znany, reżyser dedykował swe dzieło Pierowi Paolo Pasoliniemu, a większość wykonawców ról męskich występowała na ekranie albo nago, albo w mocnym negliżu, albo w kobiecych strojach. W podwójnych rolach – Hamleta oraz jego ojca – wystąpili bracia Anthony i David Meyerowie (najbardziej znani jako bracia zabójcy Miszka i Griszka z „Ośmiorniczki” z Rogerem Moore’em w roli Jamesa Bonda); także w dwóch rolach – Ofelii oraz Gertrudy – pojawiła się będąca wówczas u progu wielkiej, trwającej do dziś kariery wspomniana już Helen Mirren. Sheybal grał trzy role – wcielił się w Lucianusa, Pierwszego Aktora oraz Aktora Grającego Królową. W tej ostatniej roli nosił zieloną perukę, sztuczny biust i coś w rodzaju sukni z przezroczystej tkaniny, w jednym z ujęć zaś` odwracał się tyłem do kamery, zadzierał ową suknię i kręcił nagimi pośladkami.
Znacząca była także współpraca Sheybala z homoseksualnym Lindsayem Kempem, aktorem, reżyserem, mimem i choreografem. Sheybal zagrał u niego w „Salome” Oscara Wilde’a rolę Heroda, podczas gdy żeńską rolę tytułową grał sam Lindsay Kemp. Premiera odbyła się w 1977 r. w Round House Theatre w Londynie. Jednak gdy grupa Kempa ruszyła w międzynarodowe tournée, Sheybal oddał rolę. Bał się zniknąć z pola widzenia producentów filmowych. Bo to film, a nie teatr pozwalał mu na godziwe zarobki i kupno własnego domu w londyńskiej dzielnicy Farm Lane. W listach do rodziny i przyjaciół (zwłaszcza Kazimierza Janusa, o którym pisałem we wspomnianym tekście i Tadeusza Łomnickiego) nigdy nie wspominał wprost o swoim życiu osobistym, choć niektóre opisy pozwalają domyślać się pewnych spraw związanych z nieheteronormatywnością. Na przykład opowieść o tym, jak to podczas wspólnej podróży łódką (na pokład statku, na którym kręcone były zdjęcia do „Szoguna”) z Richardem Chamberlainem (gejem, który wyoutował się wiele lat później) bawili się w wypychanie się nawzajem z owej łódki do wody, co miało być zabawą uśmierzającą dokuczliwy upał. W „Szogunie” Sheybal zagrał postać portugalskiego kapitana Ferreiry.
W życiu prywatnym Sheybal nie związał się już na stałe z nikim. Miałem okazję przed wieloma laty rozmawiać z przyjacielem Sheybala, nieżyjącym już dziennikarzem polonijnym Lesławem Bobką. Po wypiciu wspólnie kilku kolejek w barze w warszawskim Grand Hotelu przyznał, że przez jakiś czas był kochankiem Vladka.
Stryjeczna wnuczka wspomina
Na szczęście mówiąc o nieheteronormatywności Sheybala, nie muszę opierać się wyłącznie na wyszeptanej na ucho, po wódce, informacji. Na rozmowę zgodziła się jego stryjeczna wnuczka, Aleksandra Sheybal, dawniej wieloletnia radna m.st. Warszawy: „Gdy byłam dzieckiem, a potem nastolatką, temat orientacji seksualnej wujka Władka w ogóle nie istniał, przynajmniej w moim pokoleniu. Starsi między sobą na ten temat rozmawiali, podejrzewając, a być może nawet mając pewność, że Władek jest albo biseksualny, albo że wręcz jest gejem. O tym jednak, że ten temat się pojawiał, dowiedziałam się już jako dorosła osoba” – opowiada dziś.
Aleksandra Sheybal wspomina swoje jedyne spotkanie z Vladkiem: „Poznałam go w Paryżu, w 1989 r. Miałam wówczas 16 lat. Moja mama jest nauczycielką języka francuskiego, więc na wakacje często jeździła do Francji. Zabrała mnie wówczas ze sobą na całe 3 miesiące – od końca czerwca aż do połowy września. Władek miał dom w Londynie, ale w Paryżu miał również własne mieszkanie. Mama zadzwoniła do niego, informując, że jesteśmy. Miał jeszcze jakieś obowiązki w Londynie, więc nie spotkaliśmy się od razu, tylko kilka dni później w kawiarni przy St. Michel Boulevard, czyli w samym centrum miasta. Przyjechał do Paryża specjalnie, aby się z nami spotkać. Nie pamiętam, co oni jedli i pili, ale ja dostałam lody. Potem rozmawiali z moją mamą chyba z 1,5 godziny. Byłam wtedy nastolatką i nie ze wszystkiego, co dotyczy seksualności, zdawałam sobie w pełni sprawę. Dopiero teraz mogę nieco inaczej analizować tamto spotkanie i Władka. Na pewno mnie zaskoczył. Był bardzo drobny, eteryczny. Na spotkanie przyszedł w białej marynarce i w butach drewniakach. Też, o ile pamiętam, białych. Rozmawiając – kobiecym zwyczajem – założył nogę na nogę i bujał sobie tym chodakiem, zawieszonym na palcach stóp. Stanowiło to kontrast z bardzo męską twarzą – wujek Władek nosił wąsik, miał dźwięczny, męski głos. W tym bujaniu chodaka na stopie, w sposobie gestykulacji, ruchach rąk i dłoni, w tym, jak modulował głos – było coś naprawdę kobiecego. To dla mnie było trochę dziwne, nowe, niespotykane, ale zrzuciłam to wówczas na karb bycia aktorem – uznałam, że to jakiś kolejny element kreacji artystycznej. Zaskoczyła mnie również bardzo pozytywnie jego polszczyzna – idealnie poprawna, bez żadnego akcentu po tylu latach na obczyźnie. Pomyślałam, że zapamiętał język jak jedną ze swoich ról. Miałam przy tym wrażenie, że jestem dla niego niewidzialna, »przezroczysta«. Przywitał się, kupił mi te lody, po czym przestał w ogóle zwracać na mnie uwagę. Mówił wyłącznie do mojej mamy, do mnie się nie zwracał, o nic nie pytał. A przecież znał mnie z rozmów, z listów, ze zdjęć od dnia moich narodzin. Wtedy myślałam, że jestem dla niego po prostu gówniarą. A dziś myślę, że być może były inne przyczyny i nie wykluczam, iż związane również z jego orientacją seksualną. Ale to są daleko posunięte domysły”.
Aleksandra Sheybal przedstawia także interesującą hipotezę na temat dość przedwczesnej śmierci Vladka: Oficjalną przyczyną śmierci wujka Władka było pęknięcie aorty brzusznej. Miał 69 lat – nawet jak na tamte lata nie jakoś bardzo dużo. Co prawda skarżył się na angina pectoris, ale od bólu związanego z chorobą niedokrwienną serca do śmierci daleka droga. To był początek lat 90. ubiegłego wieku, czas, gdy AIDS zbierał żniwo w środowiskach artystycznych, ale i gejowskich. Stąd podejrzenie, iż faktyczną przyczyną śmierci był proces chorobowy innego pochodzenia niż zwykła wieńcówka. Nie wiemy tego jednak i pozostaje to jedynie w sferze domniemań. Dodam, że takie podejrzenie nie wywołało w naszej rodzinie »świętego oburzenia « i nie położyło się cieniem na wizerunku Władka. Rodzina Sheybalów, od pokoleń artystyczna, zawsze była otwarta i tolerancyjna. Nie mówiąc już o tym, że wujek Władek, czyli Vladek Sheybal, to nasza rodzinna wizytówka. Ostatecznie nie każdy może się pochwalić wujkiem, który grał w »Bondzie«”.
Vladek Sheybal zmarł 16 października 1992 r. Został pochowany na londyńskim cmentarzu Putney Vale Cemetery.
Tekst z nr 101/1-2 2023.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.