Günter Schön i jego ojciec, skazany za homoseksualność więzień obozu Stutthof

We wrześniu 1939 r. w miejscowości Stutthof pod Gdańskiem, w dzisiejszym Sztutowie, Niemcy założyli obóz znany później jako Konzentrationslager Stutthof. Trafiali do niego również mężczyźni karani za homoseksualność – „sprzeczny z naturą nierząd”. O jednym z nich, a także o jego żonie i synu pisze PIOTR CHRUŚCIELSKI, twórca pierwszej polskiej wystawy o „różowych trójkątach”, którą do końca roku znów można oglądać w Muzeum Stutthof

fot. Piotr Chruścielski

„Nie raz wyobrażałem sobie siebie na jego miejscu. Orientacji nikt sobie nie wybiera, dlatego kompletnie nie rozumiem, jak z jej powodu ktoś musi przechodzić przez takie piekło”.

Ludzkie historie bywają zaskakująco podobne. Niemiec Günter Schön – autor przytoczonych słów – przekonał się o tym, kiedy kilka lat temu pojechał do Tajlandii, by powitać tam z przyjaciółmi nowy rok – 2017, w którym Niemcy zalegalizowały małżeństwa osób tej samej płci (związki partnerskie Niemcy wprowadziły w 2001 r. – przyp. red.). Pewnego wieczoru, w przypływie emocji wywołanych niedawną śmiercią mamy, opowiedział jednemu z amerykańskich kolegów o swojej rodzinie. Oczy tego drugiego nagle się zaszkliły… a tysiące kilometrów, jakie dzielą Nadrenię-Północną Westfalię i stan Utah, przestały istnieć.

Okazało się, że Niemca i Amerykanina łączy doświadczenie bycia homoseksualnym synem homoseksualnego ojca. Ojca geja żyjącego w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Dla ojca urodzonego w 1960 r. Güntera – Willy’ego – były to dawne Prusy Wschodnie i RFN, z obowiązującym przez dziesiątki lat paragrafem 175, dla ojca młodszego o 2 lata Amerykanina – najbardziej mormoński ze wszystkich stanów w USA. Obaj stracili ojców, będąc w tym samym wieku, i obaj też prawdę o nich poznali bardzo późno. Za późno: Amerykanin, kiedy tato już nie żył, Günter – kiedy Willy w następstwie choroby Alzheimera miał już znikomy kontakt z otoczeniem. „Bardzo żałuję” – pisze do mnie w mailu Günter – „że o przeszłości taty wiedziałem wtedy tak mało i że nie mogłem z nim o niej porozmawiać. Dziś już zdobyłbym się na odwagę. Myślę również, że taka rozmowa, kiedy [tato] nie czułby strachu przed czyjąś oceną, zrobiłaby dobrze i jemu”.

[restrict]O tym, że Willy’ego w czasie wojny więziono w obozach koncentracyjnych, Günter i jego bracia dowiedzieli się w latach 70., ale o szczegóły nie pytali, jakby podskórnie czując, że mogłoby to naruszyć jakieś tabu. Poza tym przeszłość mało ich wtedy obchodziła. Zresztą tato więzień opowiedział się najwyraźniej po „właściwej” stronie, to znaczy: uwięzienie go w obozie nie mogło – tak myśleli – wskazywać na to, aby miał coś wspólnego z niemieckimi zbrodniami, o których zdążyli już usłyszeć. Tyle wystarczyło; więcej wiedzieć nie potrzebowali. Sami wchodzili w dorosłość i odkrywali własną seksualność. Prawda – a w zasadzie jej część – wyszła na jaw dopiero w latach 80., kiedy choroba ojca zrodziła w matce Güntera potrzebę mówienia o coraz bardziej zapadającym się w sobie mężu. Kolejne fragmenty historii Günter skompletował już z moją pomocą.

Więzień – mąż – ojciec – gej?

Willy urodził się w 1916 r. Wioska, z której pochodził, należy dziś do Federacji Rosyjskiej; jej nazwa to Oljochowo. Przez krótki czas był członkiem NSDAP. Ponieważ wchodził w relacje seksualne z mężczyznami, co ówczesne prawo, przez nazistów dodatkowo zaostrzone, kryminalizowało, trafił do ciężkiego więzienia w Rynie na Mazurach. Jako że nie był to pierwszy wyrok za „zbrodnie przeciwko obyczajności” na jego koncie – łącznie karano go trzy razy; brak dokumentów nie pozwala na ustalenie charakteru tych przestępstw – policja kryminalna sięgnęła po dodatkowy środek „zabezpieczający”: wiosną 1944 r., niedługo po tym, jak Willy odsiedział wyrok, objęła go tzw. aresztem prewencyjnym i wysłała do obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Na karcie ewidencyjnej kategorię, jaką przydzielono Willy’emu, oznaczono za pomocą czerwonego – mającego imitować róż – trójkąta, tzw. winkla, w który został wpisany znak symbolizujący paragraf 175. Innymi słowy: Willy’ego sklasyfikowano jako więźnia-homoseksualistę.

W tym i w kolejnych kacetach: Neuengamme pod Hamburgiem, Porta Westfalica- -Barkhausen i Wöbbelin, Willy spędził kilkanaście miesięcy. W sumie w niewoli przebywał kilka lat. W latach 60. zamieszkał – razem z żoną i trzema synami – w mieście Remscheid w Niemczech Zachodnich. Przez całe życie pracował jako robotnik. Zmarł w 1996 r., 2 lata po tym, jak przepis karny, który rzucił cień na jego losy, został całkowicie usunięty z niemieckiego kodeksu.

Historią Willy’ego zainteresowałem się w 2015 r. Wówczas zacząłem nawiązywać kontakty z krewnymi Niemców i Austriaków więzionych w Stutthofi e. Spośród rodzin więźniów z tzw. grup zmarginalizowanych w próbę rekonstrukcji życiorysów osadzonych zaangażowali się m.in. Günter i osiemdziesięciodziewięcioletnia wdowa po Willym – Therese. Dzięki nim mogłem poznać jego historię – zaglądając do ich życia przez drzwi, które mi otworzyli; pośrednio także przez drzwi, które Willy czasami uchylał żonie; a także przez drzwi, które zamykał, również przed samym sobą. Wcześniej znałem go jedynie przez pryzmat wyszukanej w zasobach archiwalnych Muzeum Stutthof karty ewidencyjnej – jednego z nielicznych zachowanych świadectw dokumentujących pobyt Willy’ego w systemie obozów koncentracyjnych.

Od Güntera dowiedziałem się, jakim był ojcem: surowym, powściągliwym, nieokazującym uczuć i emocji – ale dbającym o potrzeby swoich synów. Kiedyś w trakcie świąt Günter i jego brat bliźniak zapragnęli zdalnie sterowanych samochodów. Dla rodziców był to niemały wydatek. „Niemniej w Wigilię, tuż przed zamknięciem sklepu, tato raz jeszcze poszedł do miasta i te autka kupił. Myśl, że nie mógł spełnić naszej prośby, nie dawałaby mu spokoju”. Potrzeby dzieci były priorytetem. Może dlatego – to już moja interpretacja – że nie miał dobrych relacji z własnym ojcem. (Czyżby nie tolerował on homoseksualności syna?). Starszy brat Güntera pewnie zwróciłby uwagę na inny aspekt osobowości Willy’ego: bywało, że powielał on metody wychowawcze własnego ojca, stosując w domu przemoc fizyczną. Günter chce pamiętać przede wszystkim to, co było dobre: niedzielne spacery, czas spędzany na działce pod miastem.

Od Therese wiem, jakim był mężem: zamkniętym w sobie, stroniącym od fizycznej bliskości – poruszające było to, jak opowiadała, że kiedy próbowała przytulić Willy’ego, on się przed tym bronił. Momentami agresywnym, ale na swój sposób ją kochającym i dającym jej poczucie szczęścia. Wprawdzie docierały do niej plotki na temat „skłonności” Willy’ego, ale nie miały one dla niej znaczenia albo wypierała je ze świadomości, o ile pozostawał jej wierny. Na jej prośbę – cytując jej słowa – Willy „przestawił się”. Po latach miał jej wyznać, że gdyby nie ona, to „skończyłby w rynsztoku”. Wspólnie stworzyli dom, którego ponoć pragnął, a którego ze względu na swoją – dziś byśmy powiedzieli: nieheteronormatywną – naturę mieć się nie spodziewał. „Sprowadziłam go niejako na dobrą drogę. Tak to zrozumiałam” – powiedziała mi Therese podczas naszej rozmowy telefonicznej w 2016 r., kilka miesięcy przed swoją śmiercią. Można się zastanawiać, jak mocno obraz Willy’ego w jej wspomnieniach wygładził czas, ale ewidentnie bardzo kochała męża. Kiedy opieka nad nim była już ponad jej siły – i zaistniała konieczność umieszczenia go w ośrodku specjalistycznym – Therese codziennie go odwiedzała, a w jego 80. urodziny ostatni raz zabrała go do domu. Willy żył już wtedy we własnej głowie. (Jakie obrazy z przeszłości odtwarzał, kiedy nie był już w stanie zapamiętać teraźniejszości?). Zmarł kilka tygodni później. W przeddzień jego śmierci minęły równe 52 lata od dnia, w którym trafił on do Stutthofu.

Nie sposób dzisiaj stwierdzić, czy Willy był homoseksualistą, czy biseksualistą, nie mówiąc już o tym, jak sam siebie postrzegał – w czasach, kiedy nazwanie swojej „inności” było trudniejsze aniżeli dzisiaj, w kraju, w którym prawo zrównywało homoseksualistów z kryminalistami. Wychowany na wsi, zapewne miał problem z akceptacją siebie. A biorąc pod uwagę jego słowa o „rynsztoku”, nigdy nie pogodził się z tym, kim naprawdę był.

Co myślał, kiedy dowiedział się, że i jego syn jest gejem? „Kiedy w wieku 16 lat” – wspomina Günter – „przez głupią historię zostałem »wyoutowany «, spodziewałem się, że ojciec będzie zły, bardzo się obawiałem, jak zareaguje”. Ale – ku zaskoczeniu Güntera – Willy nie powiedział ani słowa. Sprawa została przemilczana, a Günter może się tylko domyślać, jakie emocje wywołał w ojcu jego coming out.

Nie jest również możliwe zrekonstruowanie wydarzeń, które zaprowadziły Willy’ego do Stutthofu i Neuengamme. Dokumenty mogące przynieść odpowiedzi na moje pytania nie przetrwały wojny.

Jaką rolę w jego życiu odegrał właściciel mleczarni, w której terminował? Musiał być kimś więcej niż pracodawcą, jeśli zabierał Willy’ego do Królewca, a na zakończenie praktyk sprezentował mu kieszonkowy zegarek – odebrany mu później w obozie. Kiedy w latach 70. Międzynarodowa Służba Poszukiwań (ITS Bad Arolsen) zwróciła go Willy’emu, Günter, jak sam wspomina, jedyny raz w życiu zobaczył, jak tato płacze. Z kolei kiedy po wojnie matka Willy’ego przekazała mu kartkę z nowym adresem mleczarza – ten najwyraźniej chciał kontakt odnowić – Willy z miejsca kartki się pozbył. Czy obwiniał go o swoje „nienaturalne skłonności”, przez które wylądował za kratkami i drutami obozu koncentracyjnego, gdzie – jak zauważa jego syn – „brutalnymi metodami wybito mu je z głowy”? Straumatyzowany doświadczeniami minionych lat, bojąc się ponownej stygmatyzacji, skrył się związku z kobietą. Chcąc dostosować się do rzeczywistości, musiał zostawić przeszłość za sobą.

Przeszłość nie dawała jednak o sobie zapomnieć, a rzeczywistość bywała trudna. Stąd alkohol i okazjonalne wybuchy agresji wobec najbliższych mu osób. Stąd milczenie – w które Willy popadał na długie tygodnie. Czasem otwierał się przed żoną i opowiadał jej o tym, co przeszedł w obozie. Kiedyś Günter był świadkiem, jak ojciec rozmawiał w domu z kolegą z pracy o przeżyciach wojennych. Kolega, mocno już podpity, opowiadał o swojej służbie na froncie, a „tata powiedział, że on po ciężkim nalocie w Hamburgu musiał zbierać trupy, co było bardzo ciężkim [doświadczeniem]. Kontekstu jednak nie wyjawił”. Ukryć prawdę pomógł Willy’emu alkohol. A nawet jeśli padły jakieś pytania, swoje aresztowanie wytłumaczył zapewne – zmyśloną – bójką z nazistowskimi bojówkarzami. Tak bowiem uzasadnił swój pobyt w obozie, kiedy w latach 70. starał się o rentę. O odszkodowanie – z tytułu krzywd doznanych w czasie wojny – Willy się nie ubiegał. Jako były członek NSDAP oraz więzień z paragrafu 175 (który nadal obowiązywał) nie miał na nie szans. Republika Federalna Niemiec, dokonując rozrachunku z przeszłością, jednoznacznie określiła, komu odszkodowanie się należy. Zbudowała oficjalną narrację, wykreślając na wiele lat ze zbiorowej pamięci więźniów z różowym trójkątem. Kontekst mógł znać współwięzień z Neuengamme, z którym Willy miał utrzymywać kontakty jeszcze po wojnie. I on należał do przemilczanych ofi ar narodowego socjalizmu. Był więźniem-kryminalistą, krajanem Willy’ego z Prus Wschodnich. Doświadczenia tzw. zielonych trójkątów stają się częścią społecznej pamięci dopiero w ostatnim czasie.

Odzyskiwanie pamięci

Kiedy nawiązałem kontakt z Günterem, było tylko kwestią czasu, kiedy odwiedzi on Muzeum Stutthof. Przyjechał do Polski w 2017 r. Pokazałem mu teren byłego obozu; wspólnie odwiedziliśmy archiwum, w którym przechowywana jest karta ewidencyjna jego ojca. Jak łatwo się domyślić, wizyta w miejscu, którego przeszło 70 lat wcześniej doświadczył Willy, wywołała u Güntera duże poruszenie. Ale i ciekawość. Jak mówi, podróż śladami taty – przeze mnie zainicjonowana – pozwoliła mu się do niego zbliżyć jak nigdy wcześniej. Biografia Willy’ego jest pełna luk, a przynależność byłego więźnia do partii nazistowskiej nie pozwala postrzegać jej w sposób jednowymiarowy. Niemniej Willy był ofi arą systemu, do którego sam przez krótki okres należał. Systemu, który takich jak on zamykał w więzieniach i obozach koncentracyjnych. To m.in. o jego losach opowiada wystawa „Przemilczana kategoria. Więźniowie z różowym trójkątem w KL Stutthof”, której celem jest przybliżenie pomijanego przez wiele lat w polskiej historiografi i wątku więźniów homoseksualnych. Na wystawie czytamy, że niemiecki parlament uchylił w 2002 r. wyroki z paragrafu 175 za lata 1935-1945 (okres rządów narodowych socjalistów, kiedy obowiązywała zaostrzona przez nich wersja paragrafu), w symboliczny sposób rehabilitując ich ofiary. W styczniu przyszłego roku Bundestag uczyni kolejny krok: w Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu po raz pierwszy upamiętni także prześladowane przez Trzecią Rzeszę osoby nieheteronormatywne. Tego dnia Günter wróci do zdarzeń z przeszłości: do tych, które sam zapamiętał i do tych, które zostały mu opowiedziane. I to one złożą się na pamięć o Willym.[/restrict]

 

Piotr Chruścielski (ur. 1984 r.) – germanista i historyk, pracownik naukowy Muzeum Stutthof w Sztutowie. Bada m.in. losy więźniów z tzw. grup zmarginalizowanych. Finalizuje doktorat na Uniwersytecie Gdańskim nt. niemieckich i austriackich więźniów obozu koncentracyjnego Stutthof. Laureat Pomorskiej Nagrody Muzealnej za lata 2015 i 2018, w tym za wystawę „Przemilczana kategoria. Więźniowe z różowym trójkątem w KL Stutthof ” (2018).

Wystawa „Przemilczana kategoria. Więźniowie z różowym trójkątem w KL Stutthof” – przygotowana przez Muzeum Stutthof w Sztutowie – to pierwsza w Polsce monografi czna wystawa poświęcona mężczyznom skategoryzowanym w obozie koncentracyjnym Stutthof jako więźniowie homoseksualiści. Jej autorem jest Piotr Chruścielski; koncepcję grafi czną opracowała Magdalena Jedlicka; zdjęcia stylizowane wykonała Natalia Zwolińska. Po raz pierwszy ekspozycję prezentowano w latach 2018-2019. Można ją znów oglądać – do końca 2022 r.