Z LINUSEM LEWANDOWSKIM i RAFAŁEM BELKĄ, twórcami Homokomanda, o sporcie, miłości i o seksie rozmawia Mariusz Kurc
Homokomando?
Linus: Tak jest. Budujemy gejowską drużynę sportową – głównie do biegów przeszkodowych, ale też triathlonów, paintballa i innych tego typu rzeczy. Zaczęliśmy w lutym i zebraliśmy paczkę 10 osób, razem trenujemy bieganie i pokonywanie przeszkód – w parkach trampolin czy na leśnych ścieżkach zdrowia. Zapraszamy do ćwiczenia z nami!
Nazwa super. (śmiech)
L: Straszą nami w TVP, to niech przynajmniej mają kim straszyć. Homokomando nadchodzi, bójcie się! (śmiech) A mówiąc poważnie: chyba niewielu jest gejów na imprezach sportowych. Zawsze, jak sam na jakiejś jestem, odpalam Grindra i szału nie ma.
Sport jest mocno podzielony według płci. Homofobia w męskich grupach jest wyjątkowo ostra, więc skutecznie odstrasza homoseksualnych chłopaków zainteresowanych aktywnością fizyczną. Z indywidualnymi dyscyplinami jest trochę lepiej. Wśród kobiet homofobii jest znacznie mniej i w sporcie zaraz widoczność lesbijek jest większa.
Rafał: Coś w tym jest. Jak uczestniczyliśmy w biegu dla par w Parku Skaryszewskim, to była jedna drużyna gejów i dwie drużyny lesbijek. A biegi z przeszkodami to jest miks sportu indywidualnego i zespołowego, bo biegnie oczywiście każdy sam, ale standardem jest, że przeszkody pokonuje się razem – jeden drugiemu pomaga. L: Kilka biegów w życiu biegłem z namalowaną tęczą na klacie – nikt się do mnie nie zgłosił. Tylko jeden koleś krzyknął coś głupiego, pewnie homofob. Ale gdzie geje? Gdybym ja zobaczył gościa z tęczą na klacie, to bym podszedł.
Z waszego Facebooka widzę, że Homokomando działa bardzo prężnie. Praktycznie co kilka dni macie jakiś bieg. 20 czerwca, w dzień niedoszłej Parady, zorganizowaliście w stolicy I Warszawski Bieg Równości. I nie jest tak, że przyjmujecie tylko gejów, prawda?
L: Jasne, że nie – wszyscy są mile widziani. W tej chwili biegamy dwa razy w tygodniu – we wtorki i w czwartki. Dystans – 10 kilometrów. Do tego organizujemy zwykle coś dodatkowego w weekend.
R: Bieg Równości zorganizowaliśmy wespół z Volupem, czyli drużyną siatkarzy gejów. 5 kilometrów bulwarami nadwiślańskimi. Biegło nas 120 osób. Nawet agencja Reutersa o nas napisała.
L: Do tego Homokomando robi wypady za miasto – rowery po Kampinosie, kajaki na Świdrze. Naprawdę wszystkich zapraszamy.
W ostatnich latach geje, mam wrażenie, ruszyli tłumnie na siłownie. Ale wiadomo, o co tam chodzi – niekoniecznie o sam sport, przede wszystkim o atrakcyjny wygląd.
L: Nam w Homokomandzie chodzi o nawet coś więcej niż sport – o kumplowanie się, stworzenie pewnej wspólnoty bez potrzeby kombinowania, czy jeśli się wyoutuję, to zostanę zaakceptowany, czy nie. A zdjęcia z biegów też mogą podziałać tak jak zdjęcia z siłki – czyli pomóc w znalezieniu chłopaka. Ja z moimi zdjęciami – nie mam problemów ze znajdywaniem par na Tinderze.
Właśnie. Linus, poznaliśmy się, gdy zostawiłeś komentarz pod postem „Repliki” na Facebooku o związkach otwartych.
L:Wybuchła tam duża dyskusja, wielu ludzi atakowało związki otwarte – a że jest to temat, który bezpośrednio mnie dotyczy, to normalne, że się odezwałem.
Napisałeś po prostu, że jesteś w związku otwartym i że ci to odpowiada.
L: Kiedyś bardzo przejmowałem się tym, co ludzie pomyślą. Od czasu, jak się wyoutowałem, przestałem. Jestem jaki jestem i nie zamierzam się tego wstydzić. Do 26. roku życia miałem ponad 20 kilo nadwagi i nie uprawiałem żadnego seksu. Ani żadnego sportu. Sam się sobie zupełnie nie podobałem do tego stopnia, że uważałem się za osobę aseksualną.
Osoba aseksualne to taka, która nie odczuwa popędu seksualnego, albo odczuwa, tylko bardzo niewielki.
L: Ja nie potrafi łem sobie nawet wyobrazić, że mam z kimś seks, że komuś mógłbym się podobać. Przy tym oglądałem porno gejowskie, więc czułem, że jestem gejem – ale niechęć do własnego ciała przeważała. Nikomu o swojej homoseksualności nie mówiłem, bo też i nic nie robiłem, więc uważałem, że nie mam się z czego outować.
A teraz ile masz lat?
L: Prawie 28.
Co się stało dwa lata temu?
L: Wyprowadziłem się od rodziców, skończyły się obiadki mamusi i zacząłem uprawiać sporty – rower, bieganie. W pierwszym triathlonie, w którym wziąłem udział, część biegową właściwie przeszedłem – bo nie umiałem biegać – ale ukończyłem. Te 20 kg zrzuciłem w pół roku. Poczułem się pewniej, zaakceptowałem to, że jestem gejem. I poznałem Rafała.
(spoglądam na Rafała)
R:Opowiedzieć o moich coming outach?
Tak, poproszę.
R: Miałem jakieś 13 lat, gdy zacząłem mieć podejrzenia, że mogę być gejem i bardzo chciałem, by to była nieprawda. Nie pamiętam jakichś ostrych przejawów homofobii, ale przeświadczenie, że powinienem w przyszłości mieć żonę i dzieci, tkwiło we mnie głęboko. Następne 10 lat spędziłem, ukrywając się. W końcu stwierdziłem, że dosyć, nie mogę tak dalej żyć – chcę kochać chłopaka. Nie chcę żony i dzieci, tylko męża i dzieci.
Planujecie dzieci? Pytam, bo jesteście młodzi i w waszym wypadku adopcja nie jest taka nieprawdopodobna za ileś lat.
L: To jest trudny temat, rozmawiamy o tym.
R:Nie codziennie, ale temat wraca. Na razie jest tak, że ja bym chciał dzieci, a Linus nie.
Jak się poznaliście?
R: W parku trampolin półtora roku temu. Umówiliśmy się przez Tindera.
Zwykle pary otwierają związek po jakimś czasie, po kilku latach. Wy jesteście razem rok i już związek otwarty?
R: To nie tak. Po tym parku trampolin zakumplowaliśmy się, pobiegliśmy razem w biegu Runmageddon. Stopniowo zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu, do przyjaźni doszedł seks.
Czyli fuck buddies?
R: Właśnie.
Ale w pewnym momencie zrobiło się jednak poważnie, tak?
R: Zrobiło się poważnie, odbyliśmy rozmowę i ustaliliśmy, że… nigdy nie będziemy ze sobą w związku. ?
L: A potem Rafał poszedł do fryzjera. (obaj wybuchają śmiechem)
O co chodzi? L: Nie wiem dokładnie, zmienił fryzurę i… jakaś „chemia” zadziałała. Nie brzmi to zbyt romantycznie, ale co zrobić. Spotykałem się też wtedy jeszcze z innym chłopakiem, coś tam się z nim kręciło, ale zdałem sobie sprawę, że muszę mu powiedzieć, że nic z tego nie będzie. Naprawdę myślałem, że z Rafałem będzie przyjaźń, super mi się z nim rozmawiało i biegało, a seks był dodatkiem. Po czym – zakochałem się. Tylko napisz to w wywiadzie składniej.
Rafał, co ty zrobiłeś z włosami?
L: Znacznie skrócił po prostu, jakoś to wystarczyło. (śmiech)
R: Od roku chodzę często do fryzjera. (śmiech)
Czyli ze statusu fuck buddies staliście się parą.
R: Tak. I nigdy nasz związek nie był monogamiczny. Bo gdy byliśmy jeszcze fuck buddies, to w trakcie tego „fuck” okazało się, że (Rafał mówi patrząc w oczy Linusowi) potrzeby Linusa i moje w tym względzie są zupełnie inne. To znaczy mówiąc wprost: Linus lubi więcej i częściej. Ja ani nie jestem w stanie, ani nawet nie chcę, bo działałbym wbrew sobie, spełnić wszystkich jego fantazji.
Więc idea otwartości seksualnej była u was wcześniej niż sam związek.
R: Tak.
I była oczywista?
R: Tak. Co nie znaczy, że nie ma problemów. Są. Rozwiązanie ich jest zawsze jedno, oprócz miłości – trzeba ze sobą rozmawiać. Cały czas to porozumienie wypracowujemy, było wiele burz.
L: Przykładowo poszliśmy do klubu, ja się świetnie bawiłem, Rafał średnio, bo w ogóle nie jest zbytnio klubowy. W końcu oznajmił, że idzie do domu, ja zostałem, poderwałem potem kolesia i wiadomo, co było dalej. Wróciłem do domu rano – Rafał zły. Ale przegadaliśmy to, każdy opowiedział ze swojej perspektywy sytuację. Zrozumiałem, że nie chodziło o to, że wyrwałem kolesia, tylko że nie zwracałem uwagi, że Rafał miał zły nastrój i zostawiłem go. A on nie zakomunikował tego wprost, bo uznał, że powinienem to wyczuć. Po rozmowie problem praktycznie zniknął. Ale to jest praca. Poszliśmy nawet do psycholożki, by nauczyć się lepiej rozwiązywać podobne konflikty. Rozmowa z nią bardzo dużo nam dała. To jest banał, ale powtórzę: bycie szczerym i gotowym na rozmowę to podstawa. Nie może być takiego myślenia, że skoro Rafał coś tam coś tam, to jest to jego problem, albo skoro ze mną coś jest, to muszę się ogarnąć. Nie. Skoro jesteśmy parą, to są to nasze wspólne problemy, które razem rozwiązujemy.
R: Powiedzmy też wprost, że nasz związek jest teoretycznie otwarty z obu stron, ale w praktyce tylko ze strony Linusa. Mamy inne potrzeby i temperamenty. Linus uwielbia podrywać facetów, ja nie.
Skoro jednak tyle jest burz i otwarcie tylko z jednej strony, to nie myśleliście, by związek zamknąć?
L: Wyobrażam sobie, że mógłbym zgodzić się na życie w monogamii, tylko to byłoby autentycznie wbrew samemu sobie, to nie byłby Linus, którym chciałbym być. Mam za sobą lata całkowitej abstynencji seksualnej, lata wstydu z powodu tego, kim jestem, lata pod względem spraw erotycznych stracone.
Gdy się zaakceptowałeś, poczułeś wolność, z której chcesz teraz korzystać – i będziesz sobie teraz ten stracony czas przez następnych 30 lat odbijał, tak?
L: Dłużej niż 30 lat! (śmiech)
R: Zdałem sobie sprawę, że przecież ja nie pokochałem grzecznego, ułożonego Linusa-monogamisty. Pokochałem Linusa takiego, jakim on jest – trochę wariata z dużymi potrzebami seksualnymi. Miałbym teraz żądać, by ich nie realizował? Pokochałem go takiego, powiedziałbym, w pełni świadomie. Czułbym się nieswojo, gdybym miał go teraz ograniczać, to nie byłby mój Linus.
A z drugiej strony…? L: A ja nie miałbym żadnego problemu, gdyby Rafał chciał przespać się z innym facetem, ale nie chce, co na to poradzę? (śmiech) Przecież nie będę go zmuszał.
R: Próby były, trochę zmuszał. (śmiech) Żartuję oczywiście. Najwyżej delikatnie proponował.
Pary w związkach otwartych ustalają zasady tej otwartości. Jedne otwierają związek tylko na trójkąty, inne otwierają związek czasowo – np. tylko na wakacje. Wy macie jakieś ustalone zasady?
L: Rafał musi wszystko wiedzieć. Jeśli planuję wyhaczyć kolesia, to mu mówię, a jeśli coś wyjdzie spontanicznie, to po fakcie zdaję relację. Odpowiadam też bezwzględnie za nasze wspólne bezpieczeństwo, jeśli chodzi o choroby. Bez PrEPu nie ma seksu i kropka.
R: Istnieje „regulamin”, ale wiele rzeczy ustalamy na bieżąco. Mnie relacja z Linusem rozjaśniła pewne sprawy związane z seksem. Taką mam refleksję… Jesteśmy na wakacjach w Barcelonie i tych, nazwijmy to, przygód seksualnych, jest trochę i w pewnym momencie to staje się takie… zwyczajne. Po prostu przyjemność, sposób na spędzenie wolnego czasu bez większego znaczenia. Co dziś chcemy na śniadanie? Coś na słono czy coś na słodko? Taka skala problemu. Seks jako taki jest poważną sprawą, ale jakaś jedna czy druga przygoda – niekoniecznie. Nauczyłem się, by nie przywiązywać do tego aż takiej wagi. L: Są okresy, gdy otwartość naszego związku pozostaje tylko „na papierze”, a są takie – jak właśnie na wakacjach – gdy dzieje się sporo. A mam wrażenie, że polscy geje są generalnie dość konserwatywni i robią z seksu nie wiadomo co. W Barcelonie o 4 rano w klubie nie ma kolesia, który by miał koszulkę na sobie – a u nas jest mniej luzu i swobody.
Ja bym powiedział raczej, że wielu gejów ma poglądy niezgodne z ich własnymi działaniami.
L: Parę razy mi się zdarzyło, że w klubie uderzałem do gościa, który mówił, że jest w monogamicznym związku, a po chwili, no cóż…
Wy teraz mówicie publicznie o swym otwartym związku, a wcześniej mówiliście np. przyjaciołom?
L: Gdy ten temat wypływa, to mówimy, nie ukrywamy.
R: Ale jednego kumpla musiałeś wywalić ze znajomych na Facebooku po komentarzu na „Replice”, pamiętasz? Bo była gównoburza, że związek otwarty to nie związek.
L: Tak, rzeczywiście. Natomiast inny hetero kumpel, po tym jak się przed nim wyoutowałem, też mi się z czegoś zwierzył – powiedział, że jego dziewczyna ma seks z innymi facetami i on nie ma z tym problemu. Wiem, że publicznie by tego nie powiedział, bo presja na monogamię w związkach hetero jest chyba jeszcze większa.
Tam się w ogóle sprawa komplikuje, bo to robi się kwestia „męskości”. „Prawdziwy mężczyzna” nie pozwala „swej” kobiecie na seks z innymi. A my, geje, już z „definicji” nie jesteśmy „prawdziwymi mężczyznami”.
L: Tak, patriarchat…
W patriarchacie monogamia jest opcją domyślną, wiele osób, również z naszej społeczności, twierdzi, że związek otwarty to nie związek.
L: Tymczasem my się w ostatnie święta zaręczyliśmy i wysłaliśmy zaręczynową fotkę do was, pojawiła się na fanpage’u „Repliki”.
Serio? Muszę odnaleźć! Który któremu się oświadczył?
L: Zgadnij.
Linus Rafałowi.
R: Zgadza się.
I?
R: Oczywiście, że przyjąłem.
L: Najchętniej ślub byśmy wzięli w Barcelonie.
R: Nie, najchętniej ślub byśmy wzięli w Polsce. To jest straszne, że wciąż jesteśmy dyskryminowani i wciąż w myśl prawa jesteśmy dla siebie obcymi osobami, nie możemy się wspólnie rozliczać z podatków, nie dziedziczymy po sobie z automatu. L: Mówisz, jakbyśmy dawali wywiad do „Gazety Wyborczej”. Czytelnicy „Repliki” to wiedzą.
R: OK, OK. Jeszcze coś innego chcę powiedzieć. Ja już przed poznaniem Linusa byłem wyoutowany, rodzina i przyjaciele wiedzieli – ale życie w związku to jest nowa sytuacja. Żyjemy i mieszkamy razem – to sprawia, że jesteśmy gejami trochę jakby bardziej publicznie. Gdy w sklepie podczas zakupów dyskutujemy, czy wziąć sok pomarańczowy czy jabłkowy, to widać, że jesteśmy parą. Gdy idziemy ulicą, trzymamy się za ręce. Kiedyś czekaliśmy na Ubera, trzymając się za ręce – jeden samochód aż zwolnił, by nas lepiej dojrzeć, gdy przejeżdżał obok nas, usłyszeliśmy: „Ty, pa, geje!”. A latem, w te straszne upały, po Parku Skaryszewskim spacerowaliśmy za rękę i bez koszulek i aż byliśmy zaskoczeni – mnóstwo babć albo mam z dziećmi reagowało uśmiechem na nasz widok. Gdy się żegnamy na przystanku autobusowym, bo jeden wsiada, drugi nie – to dajemy sobie buziaka. Przed deweloperem, przy sprawach mieszkaniowych, nie udajemy, że jesteśmy braćmi czy kuzynami, którzy chcą mieszkać razem.
L: Robiłem Rafałowi imprezę urodzinową – niespodziankę, zadzwoniłem do restauracji, przedstawiłem się i powiedziałem, że impreza jest dla mojego chłopaka Rafała. Okazało się, że zapisali sobie mnie jako „panią Lewandowską”. No, bo chłopaka może mieć tylko dziewczyna – nawet jeśli mówi męskim głosem. (śmiech)
R: Od świąt mówimy wszystkim, że jesteśmy dla siebie narzeczonymi.
L: Ludzie muszą widzieć, że istniejemy, w ten sposób zmieniamy ich sposób myślenia.
Linus, ty też działasz społecznie i politycznie, prawda?
L: Tak, nie mogę usiedzieć spokojnie, gdy dzieje się coś, na co mogę mieć wpływ. Byłem jednym z organizatorów akcji StopACTA2 – i dzięki naszym protestom udało się opóźnić, a finalnie złagodzić zapisy europejskiej dyrektywy o prawach autorskich. Natomiast z tematów bardziej tęczowych – organizowałem protest „Tęcza nie obraża” w czasie policyjnej nagonki na Ewę Podleśną za „tęczową Maryję”. W ostatnich wyborach samorządowych byłem także pełnomocnikiem finansowym Komitetu Wyborczego Jana Śpiewaka – Wygra Warszawa.
Nie zapytałem was, co robicie zawodowo.
L: Ja jestem programistą, zakładam właśnie startup.
R: A ja analitykiem finansowym.
Tekst z nr 86/7-8 2020.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.