33 lata, wiek chrystusowy. Dla jednych dwie cyfry bez znaczenia. Dla innych czas refleksji i podsumowań. Jacek Dehnel wybrał tę drugą opcję. Postanowił podzielić się przemyśleniami na temat przemijania, wielkości i banalności życia, miłości, rodziny, ale także remontu warszawskiej kamienicy, architektury, kuchni, spotkań z czytelnikami, podróży etc. Książka miała sporo złych recenzji, bo oto młody pisarz, któremu jeszcze daleko do Dąbrowskiej czy Iwaszkiewicza, opublikował dziennik – formę zarezerwowaną przecież dla największych i najbardziej zasłużonych pisarzy. Pójdę więc pod prąd i napiszę, że nie mogłem oderwać się od tych zapisków ubranych w nieco snobistyczną szatę.
Dehnel jest dobrze zakotwiczony w Warszawie, a nawet w „warszawce”. Europejczyk i esteta. Przedstawia obraz życia pary inteligentnych gejów – siebie i swego partnera Piotra – w wielkim mieście. Pisze o tym wprost, śmiało patrząc ludziom w oczy, czasami pretensjonalnie, innym razem z delikatną ironią. Z jednej strony mamy dylematy dotyczące wyboru lamp i koloru tynku w kamienicy na Powiślu, z drugiej rozważania na temat bibliofilskich zdobyczy i smaku wykwintnych dań. Autor nie traktuje jednak tych opowieści śmiertelnie poważnie. Do tekstu zakrada się pewna melancholia, smutne przekonanie, że ten czas miłości i wolności nie jest nam dany raz na zawsze. Dehnel podskórnie wyczuwa to zagrożenie, choć stara się zaklinać rzeczywistość. Z książki napisanej przed „dobrą zmianą” przebija wiara w tolerancję i stabilność liberalnej demokracji. (Maciej Kucharski)
Tekst z nr 61 / 5-6 2016.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.