Wyd. Lokator 2014
Przetłumaczona przez – zaprzyjaźnionego z „Repliką” – Krzysztofa Zabłockiego książka w USA wyszła po raz pierwszy w latach 70. XX w. I stała się, jak to się mówi, „pozycją kultową”. Dość powiedzieć, że wstęp do wydania z 1995 r. (przedrukowany także w polskiej edycji) napisał Paul Auster, który nazywa „I remember” arcydziełem, a ceniony i nad Wisłą, francuski pisarz Georges Perec stworzył, wzorując się na Brainardzie, własną księgę „Pamiętam że” (także przełożoną przez Zabłockiego i opublikowaną u nas w zeszłym roku). Prosty, a genialny pomysł Joego (który przede wszystkim był malarzem i rysownikiem) polega na tym, że każde ze zdań swojej książki zaczyna on od słowa: „pamiętam”. A pamięta: zdarzenia (te duże, historyczne i te małe, rodzinne, intymne), postacie prawdziwe i fikcyjne, przedmioty, zwyczaje, smaki, zapachy, dowcipy, sny, uczucia, poglądy itd. itp. Zgromadzona na prawie dwustu stronach wyliczanka nie tylko kreuje pejzaż wewnętrzny narratora, ale też tworzy fascynujący obraz Ameryki kolejnych powojennych dekad. Ameryki oglądanej oczami chłopca z prowincjonalnego miasteczka, który od wczesnych lat demonstrował talenty artystyczne. Brainard jest w tej książce rozbrajająco szczery i otwarty. Nie wstydzi się żadnego ze swoich wspomnień, nawet jeśli dotyczą one sfery fizjologii i seksu. Przywołuje pierwsze doświadczenia z dziewczynami i późniejsze przygody już tylko z mężczyznami. Pisze o fantazjach erotycznych. Pamięta, jak chciał być gwałcony i jak wyobrażał sobie, że z blond hippisem jeżdżą nago na koniach. Joe Brainard zmarł w 1994 r. na zapalenie płuc, będące następstwem AIDS. (Bartosz Żurawiecki)
Tekst z nr 50/7-8 2014.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.