Julia Durzyńska – profesorka, pisarka, transpłciowa kobieta

Z JULIĄ DURZYŃSKĄ, biolożką molekularną, profesorką Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, autorką powieści „Gdy słońce wypieka sny”, transpłciową kobietą, rozmawia Bartosz Żurawiecki

fot. Oskar Perek

Podczas lektury twojej debiutanckiej powieści uderzyła mnie jedna rzecz. Świadectwa polskich osób transpłciowych przeważnie są utrzymane w tonie martyrologicznym. Opowiadają o cierpieniach, zmaganiach, odrzuceniu, o niekończącej się walce, żeby być sobą. Tymczasem twoja książka jest opowieścią o sukcesie. I to o sukcesie na rożnych polach. Twoja bohaterka Noemi z powodzeniem przeszła tranzycję, robi imponującą karierę zawodową i naukową, a i w sferze erotycznej nie może narzekać. Z jednej strony dawny kochanek, teraz przyjaciel homoseksualny Stephane, z drugiej romans z heteroseksualnym i żonatym Nicolasem. Od początku zamierzyłaś, że będzie to książka pozbawiona cierpiętnictwa?

Tak. To się udało dlatego, że pisałam tę książkę z perspektywy osoby dojrzałej, która ma życie już poukładane. Najwcześniej powstała część środkowa, najbardziej dramatyczna, ta opisująca przeżycia nastoletniej Noemi w czasie wakacji na Pojezierzu Drawskim w latach 90. Napisałam ją autoterapeutycznie, gdy miałam 20+, żeby wydobyć na powierzchnię to, kim jestem i czego potrzebuję. Potem odłożyłam tę prozę do szufl ady, bo też zdawałam sobie sprawę, że nie jest dobrze napisana. I tak sobie leżała i leżała, przez prawie 20 lat. Aż przyszła pandemia, miałam wreszcie więcej czasu, więc wróciłam do pisania. Przeredagowałam opowieść drawską i postanowiłam dodać do niej rozdziały z dorosłą bohaterką, która, tak jak ja, jest już po drugiej stronie lustra. Przeszła tranzycję dawno temu, dobrze funkcjonuje w świecie, ma pracę, przyjaciół, czasem kochanków. Owszem, mogłam dołożyć kolejne sto stron, skoncentrować się na przebiegu tranzycji. Było jednak odwrotnie – na początku postanowiłam, że ten temat w ogóle się nie pojawi. Ale potem pomyślałam, że to ludzi jednak interesuje, więc dopisałam to i owo w dialogach, żeby i o znojach tranzycji było; gdzieś tylko na dalekim planie, to nie mogło stanowić rdzenia opowieści. Ona miała być afirmatywna, z naciskiem na pozytywne aspekty, a nie na traumę. Dość martyrologii!

Przez ponad sto pierwszych stron nawet nie wiemy, że Noemi jest transpłciowa. Wydaje się, że to opowieść o życiu i romansach najzupełniej normatywnej, heteroseksualnej kobiety.

Dzięki temu czytelnik skupia się nie na „problemie”, a na bohaterce.

I tym ciekawszy jest kontrast z tą częścią retrospektywną, w której Noemi dopiero szuka swojej tożsamości, zaczyna ją kształtować. Wielu osobom ten fragment przypomina modne dzisiaj książki spod znaku young adult, u mnie natomiast przywołał wspomnienie polskich książek młodzieżowych popularnych w czasach PRL-u. Chociażby Krystyny Siesickiej. Czytałem je, małolatem będąc. Oczywiście, nie było w nich żadnych postaci queerowych, z braku laku więc utożsamiałem się z bohaterkami, a nie bohaterami. W tej części twojej książki najbardziej zafrapował mnie wątek kamuflażu, który uskutecznia Noemi. Nikt z jej nowych znajomych przez długi czas nie domyśla się, że jest transpłciowa. Określasz swoją powieść mianem autofikcji, nie ukrywasz, że wiele rzeczy jest tam zaczerpniętych z twojego życia. Czy więc i ten wątek w jakiś sposób odzwierciedla twoje osobiste doświadczenia?

W wieku 15–16 lat miałam bardzo dziewczyńską prezencję i mogłam, w środowisku, które mnie nie znało, uchodzić za „zwykłą dziewczynę”. Brakowało mi jednak tej determinacji, którą przejawia moja bohaterka. Mnie się np. zdarzyło nie pójść na wakacyjną randkę jako dziewczyna, bo bałam się, że zostanę „zdemaskowana”. Ten fragment jest więc fantazją, próbą wyobrażenia sobie, co by było, gdybym poszła na całość, nie zastanawiając się nad konsekwencjami.

A co z Paryżem, w którym rozgrywa się współczesny wątek erotyczny? Celowo wybrałaś to miasto, tak stereotypowo kojarzące się z miłością i seksem?

Mieszkałam przez rok w Paryżu na Erasmusie, więc łatwo mi się o tym mieście pisało. Użyłam go jako tła mojej opowieści z pełną premedytacją, świadoma wszystkich mitów, którymi obrósł. Ja sama byłam w Paryżu skupiona głównie na studiowaniu, miałam jakiś jeden romansik. Zresztą nie polubiłam tego miasta, męczyło mnie. Wracałam z poczuciem ulgi do Poznania, który ma ludzką skalę, nie jest przytłaczający. Tym niemniej w powieści znaczenia i skojarzenia związane z Paryżem budują dodatkowy kontekst. Dostajesz kliszę, którą dobrze znasz, tyle że w mojej książce bohaterka romansu jest inna niż zazwyczaj.

Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.