O swym głośnym coming oucie, o reakcjach rodziny i fanów, a także o głębokich traumach z dzieciństwa, opowiada popularny trener fitness DANIEL JÓZEK QCZAJ. Rozmowa Piotra Grabarczyka
Zrobiłeś głośny coming out na początku marca. Minęły prawie trzy miesiące. Jak się czujesz?
Czuję się wolny. Czuję się tak, jak przewidywałem, że będę, gdy już będzie „po”. Zależało mi, żeby żyć w prawdzie z samym sobą. Wprawdzie nie robiłem żadnych przykrywek i nie stwarzałem iluzji heteryka, ale miałem dość niedopowiedzeń. Chciałem być wolny i teraz już jestem.
Ty sam nie stwarzałeś heteroseksualnej iluzji, ale nagminnie przyjmuje się, że wszyscy są hetero, więc nie omijały cię pytania, czy masz dziewczynę, jaki jest twój ideał kobiety i tym podobne. Było to pewnie mocno niekomfortowe.
Oj, tak! Moje działania kieruję głównie do kobiet i faktycznie takich pytań było mnóstwo, zarówno w wywiadach, jak i komentarzach na moim profilu. Czasami już naprawdę miałem ochotę powiedzieć: „Do jasnej cholery, a czemu od razu ktoś zakłada, że to musi być dziewczyna i wpycha drugiego człowieka w taki schemat?”. Ale wiedziałem, że to nie był jeszcze odpowiedni czas na to i nie dlatego, że się bałem o kontrakty, popularność czy liczbę obserwatorów. Mój coming out nie był zaplanowany, wszystko działo się dynamicznie. W pewnym momencie poczułem po prostu gotowość, żeby o sobie powiedzieć i to zrobiłem. Być może chciałem też ostudzić trochę kubłem zimnej wody ludzi, którzy pewnie domyślali się, ale jednak to wypierali, że: „Jak to, Qczaj – tą tęczową zarazą?! Nie ma takiej możliwości!”. Cieszę się, że wyrwałem niektórych z siodła i uzmysłowiłem, że to nie jest kwestia orientacji, a człowieka. Nie wiem, czy był na to lepszy czas. Uważam, że ten moment, w którym to zrobiłem, był bardzo dobry. Tak czuję.
Mówisz, że coming out nie był planowany, ale sam jego pomysł przewijał się w rozmowach ze znajomymi, współpracownikami? Jak reagowali na taką ewentualność?
Oczywiście rozmawiałem z najbliższymi przyjaciółmi i ludźmi, którzy zawodowo mnie wspierają i… wiele osób mi to odradzało. Że nie ma sensu teraz o tym mówić, że może lepiej nie robić tego przed wyborami… Powiem ci, że czym częściej słyszałem argumenty pt. „To może wpłynąć na twoją karierę”, że w Polsce lepiej być grzecznym chłopczykiem lubianym przez babcie i teściowe, tym bardziej się buntowałem, bo z natury jestem taki, że muszę robić na przekór. Kiedy lepiej pokazać odwagę, o której przecież tyle mówię ludziom, jak nie teraz?! Jak mogę o niej mówić, jeśli sam będę siedział cicho jak trusia w kącie i bał się, że ktoś mnie zwyzywa czy odfollowuje? Ostatnio zaczęło mi to jeszcze mocniej doskwierać, miałem poczucie, że się duszę, szczególnie w kontekście wydarzeń w naszym kraju czyli tych „stref wolnych od LGBT”, porównywaniu gejów do pedofilów, całej działalności Kai Godek i jej podobnych. To faktycznie mnie zmotywowało, bo pomyślałem: „Kurde, kiedyś byłem takim chłopakiem, który mieszkał w małej wsi na Podhalu i nie mógł za bardzo wojować, bo się bał, a dzisiaj mam moc i siłę swojej społeczności i ludzi, którzy stoją za mną murem. Nie mogę tego nie wykorzystać”.
Reakcja twoich fanów i obserwatorów chyba tylko upewniła cię w tym, że to była dobra decyzja?
To, że nie mówiłem o moim życiu prywatnym czy w szczegółach o traumie, którą przeżyłem, nie było efektem ukrywania czy kłamstwa, a brakiem gotowości. Fani zareagowali tak, jak sobie to wyobrażałem. Zobaczyłem, że to są naprawdę fajni ludzie, którzy przychodzą do mnie i każdy bierze coś innego – jedni treningi, inni motywację, a ktoś uśmiech. To jest coś niesamowitego, że byli i są ze mną nadal, ale tego akurat się nie obawiałem, że się ode mnie odwrócą. Czułem intuicyjnie, że mogę być z nimi szczery.
Nie tylko się nie odwrócili, ale ta relacja nawet się wzmocniła, bo nie ma już tej niewidzialnej ściany między wami?
Dokładnie. To był taki element mojego życia, który sprawiał, że czasami musiałem gryźć się w język, nawet w trakcie żartu czy powiedzenia o czymkolwiek, co mogło mieć związek. A ja nie lubię gryźć się w język, jeżeli chcę o czymś opowiadać, to chcę to robić szczerze. Dlatego cieszę się, że ten brakujący element się pojawił i ludzie czują, że totalnie mogę być sobą. Nie sądziłem też, że mój coming out może wpłynąć tak na czyjeś życie, bo dostałem masę świadectw i jedną niesamowitą historię. Napisałem w tym poście, że jeżeli ona komuś pomoże albo wręcz uratuje życie, to nada sens wszystkiemu, co przydarzyło mi się w życiu. Dostałem list, a w zasadzie e-mail, od mamy jednego z moich obserwatorów, 15-letniego chłopaka, który w dniu mojego coming outu opowiedział jej, że chciał popełnić samobójstwo. Pokazał jej list pożegnalny, który przygotował dla niej i jej męża. Czytając to, siedziałem i nie mogłem dojść do siebie. Pomyślałem wtedy, że przecież nawet nie wiedziałbym o istnieniu tego chłopaka, nikt nie dowiedziałby się, że w Polsce kolejny młody człowiek popełnił samobójstwo, bo nie czuł się akceptowany i po prostu bał się być sobą. A to, że mój coming out wydarzył się właśnie wtedy, dosłownie uratowało mu życie i wierzę, że tym rodzicom otworzyło oczy. To są piękne historie i będąc nastolatkiem, żyjącym w Polsce, na Podhalu, gdybym nie miał w sobie takiej siły, jaką miałem, marzyłbym, żeby ktoś taki pojawił się na mojej drodze i mnie po prostu wsparł w tamtym momencie.
Tych publicznych coming outów jest w Polsce wciąż stosunkowo niewiele, automatycznie więc stajesz się dla młodych ludzi LGBTIA może nie wzorem, ale na pewno kimś, kto daje im nadzieję, że ich orientacja nie oznacza, że nic dobrego ich w życiu nie czeka. To duża odpowiedzialność, ale rozumiem, że bierzesz ją na barki z uśmiechem na twarzy?
Zdecydowanie! Przeczytałem wiele wiadomości od chłopaków, którzy mają po kilkanaście lat i mieszkają w małych miejscowościach. Pisali, że mój coming out i moja historia dają im poczucie, że też mogą coś w swoim życiu zrobić, gonić za swoimi marzeniami, że bycie gejem wcale nie jest żadną przeszkodą w osiąganiu tych celów.
Nie da się porozmawiać o twoim coming oucie, pomijając część, w której wyznałeś, że jako dziecko byłeś gwałcony. Dlaczego czułeś, że obie te historie muszą być opowiedziane razem?
To był właśnie kolejny brakujący element do tej pełnej szczerości. Opowiadałem wprawdzie, że pochodzę z trudnego domu, ale wielu z nas z takich domów pochodzi, więc to nie do końca dawało wyobrażenie, przez co przeszedłem. A mówiłem, że przeszedłem, że dźwigam brzemię na swoich barkach i coś, co sprawia, że czasami wyryję w błoto i ciężko mi sobie z tym poradzić, gdy przychodzą stany lękowe czy depresyjne. Brakowało mi tego, żeby powiedzieć ludziom, dlaczego tak jest. Wiedziałem, że jeżeli tego nie powiem, to nie będę pełny, nie będę mógł prowadzić swojej misji w sposób, w jaki chcę to robić. I poczułem gotowość, żeby to zrobić. Kilka lat temu, gdy powiedziałem o tym swojej przyjaciółce, przepłakaliśmy kilka godzin i to jeszcze był taki moment, że w ogóle mówienie o tym było bolesne. Było poczucie wstydu i budowanie takiego wewnętrznego potwora, który mnie od środka niszczył. Bo czułem, że ja o nim wiem i bałem się, żeby nikt się o tym nie dowiedział, bo cały czas miałem przeświadczenie, że to była moja wina. Osadzałem to w takich warunkach, że to ja sprowokowałem tę sytuację. To było jeszcze przed solidną terapią, podczas której podjąłem pracę, żeby sobie uświadomić, że byłem 7-letnim dzieckiem i rzeczywistość, która jest teraz, totalnie pomieszała mi się z tym, co było wtedy. Zwłaszcza, że to trwało kilka lat, to nie było jednorazowe zdarzenie i dlatego wydawało mi się, że to była moja wina. I wiem – wiem, bo piszą do mnie tacy ludzie – wiele osób żyje w takim poczuciu. Odezwało się do mnie mnóstwo kobiet, dziewczyn, które jako dzieci były gwałcone albo molestowane. Mnóstwo też facetów heteroseksualnych, tych wiadomości w pewnym momencie przychodziło tak dużo, że naprawdę ciężko było na sercu. Widzieć, że tych ludzi jest tak dużo. Wiedziałem też, że wszystkim indywidualnie nie pomogę i to, co zawsze podkreślam, pomocy trzeba szukać przede wszystkim u specjalistów. Nie jestem typem, który powie: „Wyjdź na słońce, uśmiechnij się i wszystko będzie w porządku”, bo tak traumatyczne sytuacje po prostu trzeba przerobić. Inaczej nie ruszy się z miejsca.
Cały czas mówimy o odbiorze osób z zewnątrz, a zastanawia mnie też, jak publiczny coming out i wspomnienie tej traumy z dzieciństwa odebrali twoi najbliżsi? Bo to w mniejszym lub większym stopniu dotyczy również ich.
Moja najbliższa rodzina, z którą utrzymuję kontakt i jest dla mnie najważniejsza na świecie, to moja mama i dwie siostry. Wiedziałem, że muszę je do tego przygotować. Mojej mamie powiedziałem dopiero w zeszłym roku o tym, co zaszło. Pracujemy nad tym wspólnie, żeby nie miała poczucia winy i żebyśmy jakoś po tym wszystkim mogli być naprawdę szczęśliwi, a nie przeżywali tego, że można to było zauważyć i wtedy to potoczyłoby się inaczej. Wracanie do tego nie ma sensu, więc pracujemy z mamą, żeby ta sytuacja już nas nie dobijała i nie niszczyła, ale żeby nas do siebie zbliżyła. I faktycznie, w momencie kiedy powiedziałem mamie i siostrom, jesteśmy ze sobą jeszcze bliżej i czujemy wzajemne wsparcie. Moja mama zresztą bardzo mnie wspierała w tym, żeby to zrobić. Jest niesamowicie dobrym człowiekiem i nigdy nie miała takiego poczucia, że to może być jakiś wstyd. Na pewno się bała, co zresztą jej tłumaczyłem, że może się wydarzyć tak, że ludzie zaczną zadawać pytania: „A gdzie była matka?”. Słysząc je, odzywa się we mnie wściekłość i mam ochotę zapytać: „A gdzie był ojciec?!”. Bo wtedy całe życie kręciło się wokół ojca i jego choroby alkoholowej, a dzieci w takich sytuacjach mimowolnie schodzą na drugi plan. Uznaliśmy z mamą, że jeśli nasza historia ma uświadomić jakiejś kobiecie, która jest matką i myśli, że życie z kimś, kogo świat kręci się wokół jego uzależnienia, jest dla dobra dzieci, że wcale tak nie jest, to będzie naprawdę dobrze. Prosiłem mamę, żeby nie czytała komentarzy w internecie, ale wiesz, jak to mamy, i tak zrobią po swojemu. Dlatego fajne jest to, że na moich profilach pojawiło się mnóstwo komentarzy wspierających mamę, zresztą moi obserwujący ją znają z moich relacji, które robiłem, odwiedzając mamę w Stanach Zjednoczonych. I takie wsparcie ze strony kobiet, matek jest ważne, bo tylko one mogą sobie wyobrazić, jakim koszmarem jest dowiedzenie się o czymś takim po latach. I tylko one będą wiedzieć, że w takich sytuacjach matka zawsze będzie mieć poczucie winy, że mogła tego uniknąć. Ale tak jak powiedziałem, myślenie „co by było, gdyby…” nie ma tutaj absolutnie sensu.
Publiczny coming out jest w zasadzie już tym ostatnim, a co z poprzednimi? Tymi, które robiłeś jako młody chłopak wśród znajomych? Były równie stresujące?
Zupełnie nie. W Warszawie wylądowałem jako 17-latek i dostałem pracę u Janusza Józefowicza w Buffo, a jednak środowisko teatralno-taneczne jest bardzo otwarte. Tam nie było nawet takich rozmów, kto miał wiedzieć, ten wiedział, inni się domyślali, ale nikt nie robił z tego większej sprawy. Najgorzej było w mojej wsi i w domu. To były niefajne doświadczenia. Mojej mamy nie było już wtedy w Polsce i moja babcia zadzwoniła do niej i powiedziała, że jej syn jest pedofilem, bo się pomyliła. „A, nie – pedałem”, poprawiła się szybko. To nie był wymarzony coming out, zwłaszcza, że mama nie widziała mnie wtedy 5 lat, więc dowiedzieć się o swoim dziecku w taki sposób od teściowej… Nie wspominamy tego dobrze. Później moja mama bardzo dużo czytała, szukała wiedzy na ten temat, co też warto podkreślać. Pisze do mnie wiele matek, które mają tęczowe dzieci i one nie wiedzą, jak się zachować, więc warto im podpowiedzieć, nakierować je, bo rodzice się zwyczajnie boją. Tak jak moja mama, która się bała, że ludzie nie będą mnie tolerować, że ktoś zrobi mi krzywdę. Oprócz strachu jest też jakieś niezrozumienie, bo skoro kiedyś miałem dziewczynę, to czemu nie mógłbym mieć jej z powrotem? (śmiech) Po latach wspominamy to z uśmiechem. Natomiast moja druga babcia, czego nigdy jej nie zapomnę, mimo tego, że była bardzo wierzącą katoliczką, góralką, to w ostatnich latach swojego życia bardzo mnie wspierała i negatywnie reagowała na to, jak odnosi się do tego mój ojciec, bo to on jej przekazał tę wiadomość. Myślę, że to zależy po prostu od człowieka, a nie od np. miejsca zamieszkania. Podhale jest bardzo konserwatywne, a mieszka tam tylu wspaniałych ludzi, od których otrzymuję mnóstwo ciepła, że to nie jest kwestia żadnej zaściankowości. Jak ktoś jest dobrym człowiekiem, to nim będzie.
Coming out to tylko wisienka na torcie, który od trzech lat konsekwentnie pichcisz. Siadasz sobie czasami w fotelu i myślisz: „Kurde, jestem dumny z tego, co udało mi się zrobić”?
Nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa! (śmiech) Jeszcze dużo przede mną, ale faktycznie, zdarza mi się mieć takie refleksje i bardzo je lubię. Przypominają mi o tym, do czego doszedłem i nie chcę mówić, że miałem trudniej niż ktoś, ale jednak jeśli wynosisz z domu pewne wartości i wychodzisz z niego z pewnym kapitałem, to na pewno masz trochę łatwiej. Tak mi się wydaje, ja tego nie miałem. A jeśli ja z dna emocjonalnego musiałem się najpierw pozbierać i jeszcze w tym wszystkim funkcjonować, ogarniać swoje życie, to naprawdę jestem z siebie dumny. Ostatnio nawet podczas tej kwarantanny mam więcej czasu, by posiedzieć i podumać. I to są takie małe momenty – gdy np. patrzę na swoje mieszkanie i przypominam sobie, jak tutaj przyjechałem, mając te 17 lat z małą torbą, to się naprawdę cieszę.
Ale podkreślasz, że to nie jest twoje ostatnie słowo, więc gdybyś mógł zdradzić, co planujesz? Wiem, że teraz jest dziwny czas, by o to pytać, bo pandemia wszystkim pewnie mocno pokrzyżowała plany.
No właśnie, plany były piękne, dotyczyły m.in. projektów telewizyjnych, ale teraz wszystko jest w zawieszeniu i czekamy na zielone światło, żeby móc zacząć coś robić. Nie mogę za bardzo o nich mówić, więc tylko czekam aż to się wszystko skończy i będzie można działać.
A jak widzisz swoją przyszłość w show- -biznesie? Działasz głównie w internecie, ale branża rozrywkowa już się o ciebie upomina. Masz na nią jakiś plan czy płyniesz po prostu z falą?
Robię tak, jak robiłem dotychczas w życiu, czyli jak coś nagle przychodzi, to staram się tę szansę wykorzystać. Przyszła w pewnym momencie bardzo fajna propozycja teatralna, którą niestety koronawirus wstrzymał, a ja zawsze marzyłem o tym, żeby w teatrze występować. Marzenia filmowe też się spełniły, bo pojawiły się filmy i wszystko jakoś tak nagle przychodzi, a ja po prostu robię swoje. Wierzę, że dzieje się tak dlatego, że ciężko pracuję i z chęci dawania ludziom jakiejś radości. Kilka lat temu pamiętam, jak trenerzy personalni śmiali się ze mnie, że wrzucam śmieszne treningi do internetu, a dzisiaj dzięki temu jestem w stanie poradzić sobie nawet w tak trudnej sytuacji, jaka jest teraz, gdy siłownie są zamknięte. Mam swoją platformę qczajfitness.pl z treningami on-line czy plany dietetyczne on-line. Dlatego zawsze powtarzam ludziom, żeby wierzyli w swoją intuicję i nie zwracali uwagi na tych, którzy mówią, że to śmieszne czy żenujące. Jeżeli robisz coś nowego czy innego, to takie komentarze będą pojawiać się zawsze. Ja zawsze szedłem za głosem serca i chciałem podać ludziom ten fitness i dbanie o własne ciało w inny sposób, bo ten klasyczny już przerobiłem wcześniej. Startowałem w zawodach w kulturystyce klasycznej i to był mój cel, żeby stanąć na podium i to się udało. Miałem jeszcze w podświadomości, że zrobię to jako gej wśród tych 60 heteryków napakowanych testosteronem. (śmiech) To już miałem, więc chciałem przekazać ludziom, żeby kochać swoje ciało, mieć frajdę i nie podchodzić do tego śmiertelnie poważnie.
To nie jest wytrych, żeby cię podpytać, czy kogoś masz, ale jeśli chodzi o przyszłość, to co z tą prywatną? Jest tam związek, rodzina?
Teraz wprowadziła się do mnie… kotka. Od miesiąca sobie z nią żyję, jest to dla mnie nowa sytuacja, bo do tej pory nie mieszkałem tak na stałe z żadnym ze swoich partnerów. (śmiech) Jestem indywidualistą, lubię pracować i żyć sam, więc muszę ten temat jeszcze przerobić ze sobą, żeby ktoś nie miał poczucia, że jest tylko dodatkiem do mojego życia. A co do statusu związku, to na Facebooku bym zaznaczył „To skomplikowane”. (śmiech)
Tekst z nr 85 / 5-6 2020.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.