Wyd. Marginesy 2022
Maria Dulębianka była porządną malarką i jedną z ważniejszych polskich działaczek feministycznych początku XX wieku. Jednak mam nieodparte wrażenie, że to nie osiągnięcia na tych polach sprawiły, że ponad 100 lat po jej śmierci otrzymujemy solidną, 500-stronicową biografię. Dulębianka przez ponad 20 lat była partnerką „narodowej wieszczki” Marii Konopnickiej. Związek ten był przez historyków literatury w najlepszym razie umniejszany, w najgorszym – zupełnie ignorowany. Jednak coraz prężniej działający polski ruch LGBT+ upomniał się o prawdę o bardzo przecież niekonwencjonalnym życiu Konopnickiej, a tym samym rzucił nowe światło na zapomnianą Dulębiankę. W takim kontekście praca Karoliny Dzimiry-Zarzyckiej jest pod pewnymi względami dość paradoksalna. Autorka uporczywie i konsekwentnie nazywa obie Marie przyjaciółkami, mimo że z opisu ich relacji, który sama przedstawia, wynika jasno, że były dla siebie życiowymi partnerkami – razem mieszkały itp., zaskakuje też sam tytuł – samotnica? Na określenie kobiety znanej dziś w pierwszym rzędzie z tego, że była połówką związku? Chylę czoła przed drobiazgowym researchem, jaki przeprowadziła Dzimira-Zarzycka. Jednak w gęstwinie faktów i fakcików brakuje syntezy, komentarza, sproblematyzowania, oddechu. I nie mam na myśli tylko kwestii LGBT, ale również choćby bardzo oryginalnego trybu życia pary bohaterek. Konopnicka i Dulębianka przez ponad 10 lat nieustannie podróżowały po Europie. Zatrzymywały się w kolejnych miastach Niemiec, Włoch, Francji czy Austro-Węgier, by już po kilku miesiącach ruszyć dalej. Autorka z koronkową dokładnością relacjonuje wszystkie „przystanki” swoich heroin, ale próżno u niej szukać refleksji nad tym, dlaczego w ogóle żyły w tak nietypowy sposób. (Mariusz Kurc)
Tekst z nr 98/7-8 2022.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.