Tekst: Krzysztof Tomasik
Od kiedy jej nazwisko przestało się kojarzyć z nudną wieszczką, a zaczęło być utożsamienie z kobiecym homoseksualizmem, Maria Konopnicka stała się nie tylko bohaterką tekstów i książek, ale także memów i skeczu kabaretowego. Teraz powstał spektakl teatralny; następny powinien być film lub serial telewizyjny
W styczniu 1987 r. popularny tygodnik „Przekrój” informował w dziale krajowym: „W Krakowie (na Osiedlu Podwawelskim) odsłonięto pomnik Marii Konopnickiej według projektu Antoniego Hajdackiego. Inicjatorem wzniesienia monumentu było Towarzystwo jej imienia. W uroczystościach wzięła udział prawnuczka pisarki Joanna Modrzejewska”. W sumie takich pomników powstało kilka, poza tym ponad 300 szkół, domów dziecka i bibliotek jej imienia. Zmarła w 1910 r. poetka zdobytej za życia pozycji nie straciła w II RP, jeszcze lepiej wiodło się jej twórczości w PRL-u. Jako piewczyni ludu i pracy prostego człowieka znajdowała się w lekturach szkolnych, wydawano ją w milionowych nakładach. Jednocześnie bardzo konsekwentnie z życiorysu Konopnickiej wymazywano postać Marii Dulębianki. Z młodszą o 19 lat malarką i działaczką feministyczną poetka związała się po rozstaniu z mężem i spędziła ponad dwie dekady. Razem podróżowały, żyły, bywały na rodzinnych uroczystościach. Wspólnie zamieszkały także w dworku w Żarnowcu, który Konopnicka otrzymała w 1903 r. jako dar od polskiego społeczeństwa z okazji 25-lecia twórczości. Gdy Konopnicka zmarła, jej córki nie pozwoliły, by Dulębianka nadal mieszkała w Żarnowcu. Po śmierci malarkę, zgodnie z wolą partnerki, pochowano w grobie poetki na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie. Z czasem to połączenie dwóch kobiet zaczęło „razić”, więc w 1927 roku ciało Dulębianki przeniesiono na Cmentarz Orląt.
Jak mąż i żona
Wiedza o związku Konopnickiej i Dulębianki nie przedostawała się na forum publiczne, ale na obrzeżach istniała od zawsze. O uwzględnienie roli malarki w życiu poetki domagała się tuż po śmierci Dulębianki ich wspólna znajoma, Paulina Kuczalska-Reinschmit, czołowa polska feministka walcząca o prawa kobiet. W 1919 r. pisała w nekrologu „Rzecznika etyki i równości obywatelskiej”: „Poznanie z Konopnicką wywarło na Dulębiankę wpływ zasadniczy, ponieważ zawiązała się między niemi jedna z tych wielkich przyjaźni, które stają się życia ostoją, jego osłodą, dźwignią wzajemnego doskonalenia się, bodźcem do pracy obywatelskiej i nawet dodatnim czynnikiem dla rozwoju społecznego”. Kuczalska przypomniała także, że Dulębianka znacząco pomagała partnerce w jej pracy literackiej: „literatura polska zawdzięcza pieczołowitości Dulębianki i ożywczej podniecie, jaką niosła przyjaciółce jej sugestywnie wytężona wola, iż Konopnicka mogła, pomimo ciężkiej i długoletniej choroby, wykończyć swe najcelniejsze dzieło Pan Balcer w Brazylii. Bez przesady więc uznać można tę epopeję ludową pióra kobiety za pomnik przyjaźni Dulębianki z Konopnicką”. Sama Kuczalska-Reinschmit wraz z partnerką Józefą Bojanowską, została po latach zestawiona przez Romanę Pachucką, działaczkę emancypacyjną, razem dwoma innymi kobiecymi związkami: Konopnicką i Dulębianką właśnie oraz Heleną Weychert i Marią Rodziewiczówną. Pachucka przyznawała, że „w każdej z tych dwójek jedna zewnętrznie zmężczyźniała się”, po czym przechodziła do opisu ich wyglądu zewnętrznego: „Maria Dulębianka nosiła krótkie włosy, które swobodnie okalały jej wysokie czoło i spadały na tył głowy, «ćwikier» czyli binokle ściskały jej nos i osłaniały oczy krótkowidza. Wysmukła i szczupła ubierała się również w kostiumy kroju angielskiego, ożywiała ten strój jasna kamizelka z kołnierzykiem i krawatem, często czarnym, związanym w kokardę pod szyję. Nosiła obuwie na niskim obcasie, ruchy i chód miała energiczne, kanciaste, upodobnione do męskich. Z natury br. dobra, łagodna i miękka, zewnętrznie chciała typem zbliżyć się do mężczyzny”. Łatwo zgadnąć, dlaczego ten fragment nie znalazł się w „Pamiętnikach” Pachuckiej, wydanych już po jej śmierci, w 1958 r. Dopiero ponad pół wieku później został opublikowany przez Agatę Zawiszewską, redaktorkę zbioru pism Kuczalskiej-Reinschmit.
Panna Dulęba w Żarnowcu
W oficjalnej biografii Konopnickiej dbano, by nazwisko Dulębianki nie pojawiało się zbyt często, ale w samym Żarnowcu, gdzie spędziły siedem lat, malarka została dobrze zapamiętana. Najlepiej świadczyć mogą o tym wspomnienia Leszka Solińskiego, wieloletniego partnera Mirona Białoszewskiego, który urodził się i wychował w Żarnowcu, a dużą część dzieciństwa spędził na rozmowach z Zofią Marcinkiewiczową, córką Konopnickiej, która jako jedyna z sześciorga rodzeństwa przeżyła II wojnę światową. Opowiadała mu dużo o matce, Dulębiance, a także siostrach: pięknej Laurze zwanej Lorką, która została aktorką i wyklętej z rodziny kleptomance Helenie. Młody gej nawiązał świetny kontakt ze starą kobietą. Po latach wspominał, że Marcinkiewiczowa z czasem zaczęła coraz bardziej upodabniać się do Konopnickiej: „Zosia była tak podobna do mamy, że po śmierci Dulęba dokańczała jej portrety, patrząc na Zosię. Coraz bardziej upodabniała się Zosia do mamy. I wyglądem, i głosem, i przebywaniem w Żarnowcu. I współżyciem z żarnowieckimi ludźmi. Tak, że zatarła się niektórym ludziom jakakolwiek różnica. Brali w końcu córkę Zofię za mamę Konopnicką”. Soliński nie miał wątpliwości, że obie córki Konopnickiej tak naprawdę nie akceptowały partnerki matki: „między panną Dulęba (nie odmieniały jej nazwiska nigdy przez przypadki) a Zosiami i Lorkami nie było, prawdę mówiąc, nigdy za wielkiej miłości. Chyba z zazdrości. Miała być stanowcza rozmowa między nimi. Chodziło o wciąganie matki w feminizm. Dziwne, bo przecież i Zofia zajmowała się polityką i sprawami społecznymi. […] Zofię i Laurę raziła u panny Dulęba jej nonszalancja i odrobina skandalu, jaka musiała takiej to postaci, w takim czasie, w takim kraju towarzyszyć. Kandydowała na posłankę do Sejmu Galicyjskiego. Miała mowy długie i radykalne. Opuszczała fotel, jeśli się z czym nie zgadzała. Wygrażała parasolką. Ponadto malowała. Wcale dobrze. Wcale ciekawie. Wysoko oceniona przez starego Witkiewicza za studia portretowe”. We wspomnieniach Solińskiego są też zapisane anegdotyczne zdarzenia z życia żarnowieckiej społeczności z udziałem Konopnickiej i Dulębianki: „Jak Adamikowa owdowiała, zamieszkała u niej jedna młoda poetka-malarka. Żarnowiec wtedy stał się modny. Pisała miłosne poematy i malowała pejzaże. Poszła do Konopnickiej. Nie zastała jej, więc zostawiła kartkę wizytową. Konopnicka zjawiła się na schodach Adamikowej. Trzymała się poręczy, podgarniając suknię. Panna poetka-malarka umyła głowę i akurat suszyła w kuchni włosy. Więc spotkanie w kuchni się odbyło. – Ho, ho, wygląda pani jak Goplana – powiedziała pani Konopnicka. Ale na wiersze nic nie powiedziała. Doradziła malować. Przyszła więc panna Dulęba. Akurat panna malarka-poetka malowała czerwoną krowę «Różanę» z pastuszkiem. Panna Dulęba skrzywiła się. Doradziła jej pisać”.
Słowo na „L”
Jak się łatwo domyślić, świadectwa podobne do zacytowanych powyżej, nie były przedmiotem analizy w żadnej z licznych książek poświęconych Konopnickiej, które ukazywały się przez kilkadziesiąt lat. Najpopularniejsza z nich to „Konopnicka, jakiej nie znamy” Marii Szypowskiej. Wydana w 1963 r. mogła się wydawać prekursorska, autorka próbowała delikatnie odmitologizować wieszczkę, sprostowała jej datę urodzenia (1842) i jako pierwsza napisała o skandalach wywoływanych przez córkę Helenę (kradzieże, romanse, nieślubne dziecko). Na reakcję nie trzeba było długo czekać, książka spotkała się wówczas z atakiem Towarzystwa im. Marii Konopnickiej, które protestowało przeciwko Szypowskiej jako „szarpiącej święte imię poetki”. Problem w tym, że mijały lata i „Konopnicka, jakiej nie znamy” ukazywała się wciąż w niezmienionej formie, bez podjęcia wątku związku poetki z Dulębianką. Po raz ostatni książka wyszła w 2014 r., sędziwa autorka (rocznik 1929) zmarła trzy lata później. Bodaj jako pierwsza w kontekście lesbijskim umieściła Konopnicką Sławomira Walczewska. W wydanej w 1999 r. pracy „Damy, rycerze i feministki” o polskim dyskursie emancypacyjnym, pisała: „Również na temat związku Marii Konopnickiej z Marią Dulębianką, malarką i działaczką na rzecz praw politycznych kobiet, można jedynie snuć domysły. Konopnicka wraz z dziećmi odeszła od swego męża, który traktował ją brutalnie, i zamieszkała w Warszawie, gdzie początkowo z trudem utrzymywała siebie i szóstkę dzieci lekcjami i pisaniem. Przyjaźń i wspólne zamieszkanie z kobietą właśnie, a nie kolejnym mężczyzną, musiało mieć dla niej wartość, o której jednak trudno znaleźć informacje w jej bogatej twórczości”. Te kilka zdań u Walczewskiej stało się dla mnie bodźcem do dalszego badania biografii pisarki i ostatecznie zaowocowało „Homobiografiami”. Ze wszystkich opisanych tam bohaterów/ek właśnie Konopnicka wzbudziła największe emocje. W obronie jej czci wystąpili nie tylko prawicowi publicyści, częstą reakcją okazało się wyśmianie, choćby w taki sposób, jak ówczesny felietonista tygodnika „Wprost” Krzysztof Skiba: Krzysztof Tomasik w książce „Homobiografie” ujawnił, że autorka patriotycznej „Roty” i „Naszej szkapy”, matka ośmiorga dzieci, Maria Konopnicka nie była tak nudna, jak się powszechnie sądzi. Dzięki Tomasikowi wiemy już, że poetka, która powiewa na sztandarach prasy ciężkoprawicowej to olewająca męża wyuzdana lesbijka zabawiająca się w łóżku z postrzeloną feministką.
Ikona LGBT
Kolejna fala zainteresowania Konopnicką nastąpiła po Marszu Niepodległości w 2011 r., na którym między zadymami i starciami z policją śpiewano „Rotę”. Wkrótce w internecie ogromną popularność zdobył mem z portretem poetki i napisem: Narodowcu! Czy wiesz, że śpiewając „Rotę” rozpowszechniasz twórczość Marii Konopnickiej, która żyła przez lata w związku z Marią Dulębianką i jest ikoną polskiego ruchu LGBT? Jawna kpina zawarta w tej odezwie nie mogła pozostać bez odpowiedzi, to właśnie wówczas Artur Zawisza, były już poseł Ligi Polskich Rodzin, stworzył określenie „kłamstwo konopnickie”: „Teza o rzekomym lesbizmie Marii Konopnickiej to kłamstwo propagandy feministycznej. Kłamstwo Konopnickie mogłoby być tak samo karalne jak kłamstwo oświęcimskie”. W ostatnich latach Konopnicka faktycznie stała się ikoną społeczności LGBT. Tak się składa, że pasuje do tej roli jak mało kto. Nie ulega wątpliwości, że tworzyła związek z drugą kobietą, a jednocześnie jest powszechnie rozpoznawalna, w szkole wciąż omawiane są jej utwory. Nic dziwnego, że kiedy (nieistniejący już) lesbijski kabaret Barbie Girls dodał do repertuaru skecz historyczny, jego bohaterką była właśnie Konopnicka, która wygłaszała „pierwotną” wersję „Roty”, będącą utworem na cześć ukochanej: Nie rzucę Heni! Wszak to cud, drażniący i szalony, co w grocie nocy toczy miód – siostrzany kwiat Safony. W międzyczasie podyplomowe gender studies w Instytucie Badań Literackich PAN nazwano imieniem Marii Konopnickiej i Marii Dulębianki, a Grzegorz Gauden zaproponował, by obie panie stały się patronkami ustawy o związkach partnerskich. Ten motyw pojawia się także w spektaklu „O mężnym Pietrku i sierotce Marysi” Jolanty Janiczak w reżyserii Wiktora Rubina, który od października 2018 r. można oglądać na deskach Teatru Polskiego w Poznaniu (patrz: wywiad na stronach 4-7). Postacie Konopnickiej i Dulębianki posłużyły twórcom do stworzenia pierwszego polskiego przedstawienia lesbijskiego. Był już ku temu czas najwyższy, 7 marca minie równe sto lat od śmierci Marii Dulębianki.
Tekst z nr 77 / 1-2 2019.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.