O plusach bycia trans, o binderach, o coming oucie w pracy i o randkach z chłopakami z MAKSYMEM CZAJKOWSKIM, socjologiem i chłopakiem trans, rozmawia MARIUSZ KURC
Jesteś dowodem na to, że emancypacja i wychodzenie z szaf osób trans nabiera tempa. Na razie nie działasz publicznie, a i tak bez wahania zgodziłeś się na wywiad.
Pamiętam, jak ważne dla mnie było poznanie innych osób trans, możliwość porozmawiania z nimi, więc nawet cieszę się, że teraz mam szansę pomóc komuś poprzez opowiedzenie o sobie. Dawniej musiało być trudniej bez mediów społecznościowych, ja z wieloma osobami trans nawiązałem kontakt dzięki tagowaniu na Instagramie. W ten sposób zapewniłem sobie edukację, której za moich czasów w szkole nie było. To chciałbym podkreślić – o transpłciowości nie usłyszałem w szkole nic.
Mówisz „za moich czasów” tak, jakby to było dawno temu, a wyglądasz bardzo młodo.
(uśmiech) To jeszcze jeden plus bycia trans – młodo się wygląda, terapia hormonalna jest jak drugi okres dojrzewania. Mam 25 lat. Gdy byłem nastolatkiem w gimnazjum, wiedziałem tylko, że istnieje takie zjawisko, jak transpłciowość. Kojarzyło mi się z dragiem, z przebieraniem się mężczyzny za kobietę. Nic więcej, nie odnosiłem tego do siebie. Nie wiem, jak jest teraz w szkołach, chyba niewiele lepiej, choć 10 lat temu nawet Tęczowy Piątek był nie do pomyślenia, a w zeszłym roku jednak w iluś szkołach się odbył. Wprawdzie pochodzę z Warszawy, a więc z wielkiego miasta, ale z konserwatywnej, religijnej rodziny – „takie” tematy, podobnie jak w szkole, nie były w domu poruszane. Jako dziecko byłem nawet negatywnie nastawiony do homoseksualizmu, bo takie poglądy panowały w mojej rodzinie.
Czyli problemem było samo dojście do tego, że jesteś trans, nazwanie tego.
W społeczności trans trwa dyskusja o tak zwanych „true trans” – prawdziwych osobach trans. „Prawdziwe” to te, które od „zawsze” miały silne poczucie płci innej niż ich biologiczna, i te, które spełniają w stu procentach kulturowe kanony odczuwanej płci. W przypadku facetów bycie „true trans” oznacza totalne wyparcie się wszelkich „kobiecych” cech i całkowite przyjęcie wzorców męskości. I najlepiej, bym w wieku 6 lat miał już absolutną pewność, że jestem chłopakiem. W myśl takich definicji ja nie jestem „true trans”. Choć był czas – tuż po tym, jak zdałem sobie sprawę, że jestem trans – że wpadłem w takie myślenie: muszę chodzić na siłkę, interesować się samochodami itd. Jakbym chciał coś nadrobić i udowodnić. Z niechęcią myślałem o facetach trans, którzy pokazują jakieś „kobiece” cechy, np. malują paznokcie.
To chyba podobna sprawa, jak z „męskimi” i „przegiętymi” gejami. Chodzi o to samo: sprostanie ideałowi męskości.
Niedługo później zrozumiałem, że ten ideał nie tylko nie istnieje, ale w ogóle jest bez sensu. Nie ma stuprocentowo męskiego faceta, ani stuprocentowo kobiecej kobiety. Będąc mężczyzną, nie można wstydzić się kobiecości, którą też się ma w sobie. I odwrotnie. We wczesnym dzieciństwie miałem więcej kolegów niż koleżanek, lubiłem „chłopięce zabawy”, ale bawiłem się też lalkami. Potem zaczynają się tworzyć podziały – chłopcy nie chcą już bawić się z dziewczynkami i vice versa. Był taki moment, kiedy próbowałem się dostosować do koleżanek, jak wiele innych znanych mi chłopaków trans, ale czułem się w tym świecie zagubiony. Stałem się zamknięty, wycofany. Proces odkrywania, o co chodzi, był długi i powolny, żadnego jednego momentu objawienia nie doświadczyłem. Miałem wskazówki, na podstawie których zacząłem dostrzegać, że pierwiastek męski we mnie przeważa, ale niełatwo było mi je zinterpretować. Zastanawiałem się, dlaczego tak nieswojo czuję się sam ze sobą, czemu chciałbym zmienić swoje ciało tak, by ono było męskie. W czasach liceum wstydziłem się pójść na dział męski, by kupić męskie ciuchy, ale bardzo pasowały mi ubrania unisex.
Czasy liceum to też odkrywanie seksualności.
Nie podobało mi się moje ciało, nie akceptowałem go. Trudno było mi wyobrazić siebie podczas seksu, to wydawało się nieprzyjemne. Stąd wpadłem na teorię, że jestem aseksualny. A co do płci, to stwierdziłem, że być może jestem gender-queer, ktoś jakby pomiędzy płciami. Na Instagramie wiele osób trans dokumentuje proces tranzycji, zmian, jakie zachodzą w ciele pod wpływem terapii hormonalnej i kolejnych zabiegów. Zacząłem to śledzić i byłem wręcz zszokowany, jak dobre efekty można osiągnąć. Zagadywałem do ludzi, oni do mnie, dzielili się doświadczeniami.
Mówi się, że masz „passing”, gdy jesteś łatwo brany za osobę tej odczuwanej płci, tak?
Tak. Dlatego ciało, wygląd jest ważny. Wracając do mojej historii, dopiero na studiach odważyłem się pójść do lekarza, by otrzymać diagnozę, czy jestem trans czy nie.
Co studiowałeś?
Socjologię. Studia zresztą znacznie pogłębiły moją wiedzę o płci. Na zajęciach z antropologii kultury dowiedziałem się o istnieniu plemion, w których płeć kulturowa jest wprawdzie ściśle zdefiniowana, ale za to możesz ją sobie wybrać. Biologicznie jesteś mężczyzną, ale nie lubisz walczyć ani polować, za to lubisz siedzieć z kobietami i gotować – OK, możesz być „kulturową” kobietą i tak funkcjonować w społeczności. Zafascynowali mnie też hidźrowie, ludzie „trzeciej płci”, charakterystyczni dla kultury Indii.
Niedawno parlament w Niemczech przegłosował, że w tamtejszych dokumentach będzie się uznawać trzecią płeć. Rozumiem, że będąc na studiach, otrzymałeś diagnozę i rozpocząłeś tranzycję.
Z tranzycją postanowiłem poczekać, na studiach to by było zbyt stresujące. Chciałem zacząć tuż po studiach, by w pracy od początku funkcjonować jako mężczyzna. To się jednak przeciągnęło i w rezultacie, gdy zacząłem terapię hormonalną, to już od jakiegoś czasu pracowałem. Zrobiłem w pracy coming out jako facet trans.
Jak to się odbyło?
To agencja badawcza, głównie badań rynku, panuje atmosfera korporacyjna. Najpierw porozmawiałem z liderką mojego teamu, potem ona zaprosiła team na spotkanie. Muszę powiedzieć, że byłem bardzo mile zaskoczony reakcją. Nikt nie robił z tego wielkiej sprawy; raczej było to na zasadzie: „Acha, OK. To jak będziesz od teraz miał na imię?” I za moment miałem już służbowego emaila zmienionego, z męskim imieniem. Nie spotkałem się z żadnym krzywym spojrzeniem, o hejcie nie wspominając. Zdaję sobie sprawę, że pewnie nie wszędzie tak jest, pracuję w specyficznym, przyjaznym środowisku socjologów w wielkim mieście.
A rodzina?
Gorzej. Rodzinny coming out chyba trochę wyparłem z pamięci, bo szczegółów nie pamiętam. Poczekałem na diagnozę, by mieć dowód, ale i tak było podważanie wiarygodności moich słów i samej diagnozy. Może lekarz się pomylił, może zrobił to dla pieniędzy. Moja rodzina nie akceptuje, że jestem trans, zwracają się do mnie wciąż żeńskim imieniem. Jednak nie czuję dramatu. Daję im jeszcze czas na oswojenie się. Poza tym, nie jest tak, że zostałem wydziedziczony czy coś podobnego. Jestem całkowicie akceptowany w pracy, moi przyjaciele wzorowo zdali też „egzamin”, przez przypadkowych ludzi na ulicy czy w sklepie jestem brany za mężczyznę. Nie mogę narzekać. Natomiast przede mną procedura sądowa, nie mam jeszcze zmienionego imienia w dokumentach. Będę musiał pozwać rodziców. Wiedzą, że to nas czeka.
Trzeba pozwać własnych rodziców za to, że wpisali błędną płeć w twoim akcie urodzenia. (Anna Grodzka jako posłanka chciała tę dziwną procedurę zmienić i uprościć, PO przeciągała prace nad projektem ustawy, w końcu trafiła ona na biurko prezydenta już nie Komorowskiego, tylko Dudy – i prezydent Duda ją skutecznie zawetował – przyp. „Replika”)
I tu też pomagają znajomości z innymi osobami trans. Ludzie dzielą się wzorami pozwów, jeśli nie chcesz wykosztowywać się dodatkowo na prawnika. Podobnie z binderami. Wiesz, co to jest binder?
Takie coś, co zakłada chłopak trans przed mastektomią, by piersi były mniej widoczne?
Dokładnie. No, więc dość popularne jest, że chłopaki po mastektomii sprzedają bindery po niższych cenach lub oddają za darmo. „Mam binder na zbyciu” – piszą w sieci jakby też trochę z satysfakcją, bo to oznacza, że jest się już po. Przez Instagram poznałem chłopaka trans z Wrocławia, który nie tylko polecił mi świetnego lekarza prowadzącego, ale po ludzku zaopiekował się mną, gdy przyjechałem do Wrocławia na mastektomię. Wytłumaczył mi, na czym to polega, był ze mną, dzięki niemu mniej się bałem. W ogóle jest dużo solidarności w społeczności trans, ja przynajmniej jej zaznałem.
Znów zapytam o seksualność. Już po tranzycji. Czy jest jakaś zmiana?
Dzięki tranzycji zacząłem akceptować swoje ciało i w ogóle nabrałem pewności siebie. Wcześniej na innych mężczyzn patrzyłem z zazdrością, bo też chciałem tak wyglądać i mieć takie ciało jak oni. Nie mógłbym też zaakceptować funkcjonowania jako kobieta w związku. Dopiero gdy mój wygląd się zmienił, byłem w stanie otworzyć się na relacje i zaakceptowałem to, że jestem gejem.
Bycie gejem też pewnie nie mieści się w definicji „true trans”.
Zgadza się. „Prawdziwy” facet obowiązkowo powinien być hetero (śmiech). I powiem ci, że przez krótki czas, tuż po tranzycji, gdy jeszcze miałem fazę na „true trans”, próbowałem wmówić sobie, że kręcą mnie kobiety. Na szczęście mi przeszło.
Jak umawiasz się na randkę z chłopakiem, to mówisz od razu, że jesteś trans? Jest potrzeba takiego coming outu?
Tylko w przypadku, gdy się sobie spodobamy – inaczej po co? Jeśli chłopak mi nie odpowiada, albo ja jemu, to informacja, że jestem trans, nic nie zmieni. Natomiast jeśli jest fajnie i umawiamy się ponownie, to mówię. Nigdy nie spotkałem się z negatywną reakcją. Co najwyżej z brakiem dostatecznej wiedzy, wtedy wyjaśniam. Zdarzają się reakcje typu: „O, z transem jeszcze nie próbowałem”. Zdaję sobie sprawę, że dla kogoś mogę być „egzotyczną” osobą, albo wręcz erotycznym fetyszem, a ktoś inny może mi po prostu dać kosza. Nie postrzegam tego jako transfobii, nie obrażam się.
Maks, w sferze publicznej, jeśli jakieś osoby trans są widoczne, są to częściej kobiety trans, niż mężczyźni trans. Gdy przygotowywaliśmy w „Replice” artykuł o osobach trans zasiadających w parlamentach, to były to same kobiety. Z mężczyzn przychodzi mi do głowy Chaz Bono, transpłciowy syn piosenkarki Cher.
Tak… Ale jeśli poszukasz głębiej, to znajdziesz gwiazdy w społeczności mężczyzn trans. Np. Benjamin Melzer, który był na okładce niemieckiego wydania „Men’s Health”, Aydian Dowling, aktywista na rzecz osób trans, który zdobył tytuł „Ultimate Guy” w amerykańskim „Men’s Health”, wystąpił również w popularnym programie „The Ellen DeGeneres Show”. Warto też wspomnieć o innych: reżyser i aktor Jake Graf, Shane Ortega, amerykański żołnierz, będący otwarcie trans, aktywista Buck Angel, były niemiecki lekkoatleta Balian Buschbaum.
Co byś powiedział młodym osobom trans, tylko kilka lat młodszym od ciebie, ale jeszcze przed tranzycją?
Po pierwsze, nie wstydźcie się siebie. Po drugie, ufajcie sobie. Po trzecie, bądźcie uparci i wytrwali. A po czwarte – będzie lepiej niż sobie wyobrażacie. Ja miałem sporo czarnych myśli, tranzycja wydawała się koszmarem nie do przejścia. Wiele osób trans, szczególnie ci, którzy zaczynają tranzycję, postrzega bycie trans jako wielkie życiowe nieszczęście, które tranzycja, ta męka, dopiero „naprawi”. Ja już od jakiegoś czasu patrzę inaczej. Przejście przez tranzycję, a wcześniej funkcjonowanie jako dziewczyna, kobieta uczyniło moje doświadczenie życiowe specyficznym. Dało mi unikalną perspektywę. Nie tylko się tego nie wstydzę – jestem z tego dumny i nawet postrzegam to jako coś dobrego. Coś, co mnie wzmocniło i rozwinęło. Są osoby trans, które jakby chcą zapomnieć o przeszłości, o czasie sprzed tranzycji. Dla mnie to trochę niezrozumiałe.
Bo przed tranzycją to też byłeś ty?
Tak jest. Gdybym urodził się mężczyzną, byłbym zupełnie inną osobą, niż teraz jestem. Nie tylko przez moją przeszłość. Np. jestem dziś facetem bardzo wyczulonym na seksizm. Wiem, jak to jest, doświadczyłem tego.
Podasz przykład?
Większości mężczyzn trudno wyjaśnić, że np. komplementy dotyczące ubioru czy wyglądu kobiety nie zawsze są pożądane, a często są wręcz niestosowne. Im się wydaje, że sprawiają przyjemność tymi komplementami. Albo takie niby flirtowanie w pracy, na żarty.
Nie byli nigdy po drugiej stronie. Wyobrażenie sobie prostej analogii mogłoby wystarczyć. Np. taka scena: starsza, niezbyt atrakcyjna kobieta na wysokim stanowisku co rusz prawi komplementy młodemu przystojnemu facetowi, którego niedawno zatrudniła. Sprawia mu to przyjemność?
Właśnie. Tyle że takie sytuacje praktycznie nie mają miejsca, kobiety tak się nie zachowują. Dlatego mężczyznom, którzy nie byli w podobnej sytuacji, trudniej jest zrozumieć. Ja rozumiem dobrze – i solidaryzuję się z koleżankami.
Tekst z nr 77 / 1-2 2019.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.