Z lekarzem JAKUBEM WYSZYŃSKIM ze Smart Life Clinic w Warszawie, autorem rubryki o zdrowiu seksualnym osób LGBT na lamach „Repliki”, rozmawia Mariusz Kurc

Pomyślałem o naszych osobach czytelniczych – zobaczą twoje duże zdjęcie obok, przeczytają na górze, z kim jest wywiad – i założę się, że wiele z nich pomyśli: „To jest lekarz? Serio? Ten sexy twink?”.
Mam już 30 lat, więc chyba byłbym najstarszym twinkiem w mieście.
Ale wyglądasz dużo młodziej.
Miło to słyszeć. Uważam, że bycie, jak to określiłeś, sexy 30-letnim twinkiem pozującym do zdjęć i kompetentnym lekarzem, mogą iść w parze.
Oczywiście, i jesteś na to dowodem. Chodzi o to, jaki wizerunek lekarza mamy w głowach.
Wychodzi na to, że przełamuję stereotyp.
Jak najbardziej. Do twojej pasji modelingowej jeszcze chciałbym wrocić, a tymczasem porozmawiajmy o zdrowiu seksualnym polskich mężczyzn niehetero, OK?
Proszę bardzo.
Zakładam, że to właśnie oni stanowią większość twoich pacjentów w Smart Life Clinic doktor Joanny Kubickiej – czyli tam, gdzie przyjmujesz od 3,5 roku. Słusznie?
Tak, jeżeli chodzi o testowanie, moi pacjenci to przede wszystkim geje i mężczyźni bi- czy panseksualni. Zdarzają się też osoby niebinarne. Kobiety to, powiedziałbym, jakieś 20% osób, które przychodzą na testy. Dlaczego tylko tyle? Ponieważ kobiety mają swoich ginekologów. Jeśli zjawiają się u nas, to np. dlatego, że mają nowego chłopaka, wznawiają życie seksualne i chcą się przetestować na konkretne STIs. Zajmujemy się także szczepieniami i na szczepienia (np. przeciwko HPV) przychodzi znacznie więcej kobiet. Wracając do testów, w gabinecie nie spotykam kobiet, które mówiłyby, że mają wielu partnerów i dlatego raz na kilka miesięcy się testują – stygma jest zbyt duża i nieporównanie większa niż u facetów. Społeczeństwo uważa, niestety, że jeżeli kobieta ma wielu partnerów, to, delikatnie mówiąc, powinna pójść na psychoterapię, natomiast jeżeli facet ma wiele partnerek czy nawet partnerów, to jest cool. Chyba nie muszę dodawać, że sam mam na ten temat inne zdanie, czemu dałem wyraz na mojej karcie w nagim kalendarzu „Repliki”.
„Przygodny, jednorazowy seks jest OK – pod warunkiem, że szanujesz swojego partnera i siebie oraz że szanujesz zdrowie swojego partnera i swoje”.
Właśnie. Kontynuując, większość infekcji przenoszonych drogą płciową długo nie daje żadnych objawów, dlatego większość osób się regularnie nie testuje. A jednocześnie (mówię z perspektywy kliniki w Warszawie, która jest praktycznie „wyspą” w Polsce): w stolicy świadomość zdrowia seksualnego u mężczyzn mających seks z mężczyznami jest większa. Coraz więcej ludzi w tej grupie robi regularne testy na HIV, ale jeśli chodzi o chlamydię i rzeżączkę, to wykonujemy w dalszym ciągu raczej pracę u podstaw. Ludzie wychodzą z założenia, że jeśli nie mają objawów, to po co się badać – więc edukuję: ty możesz nie mieć objawów, ale możesz zakazić inną osobę, która objawy może mieć. A poza tym można nie mieć objawów, do momentu aż… się ma objawy i wtedy leczenie niestety jest trudniejsze.
Gdy przychodzi do ciebie facet, to kwestia jego orientacji seksualnej wcześniej czy poźniej wychodzi w rozmowie?
Kiedyś pytało się o orientację, dziś już nie, bo leczenie przecież jest takie samo, niemniej – tak, ten temat zazwyczaj się pojawia. Pacjenci raczej tego przede mną nie ukrywają. Pytam, z jakiego powodu się zgłosili, i padają odpowiedzi typu: „Byłem na seks imprezie i się mocno zabawiłem” – a była to męska „grupówka”. Albo: „Mam nowego partnera i chciałbym się przebadać na początek związku”. Dla mnie jako ich lekarza zawsze lepiej mieć „tło” i wiedzieć więcej nie tylko o orientacji, ale i generalnie o ich stylu życia. Porządny wywiad lekarski to podstawa.
Zdarzyło ci się, że ktoś udawał albo uporczywie pomijał wątek swojej nieheteroseksualności, ale jednak w toku rozmow „łamał się”?
Dość często. Bo ludzie mają w głowach – tu wracamy do początku rozmowy – pewien wizerunek lekarza i nieraz niemal „odruchowo” decydują, że nie powiedzą, że są homo czy bi albo że mają wielu partnerów – w obawie, że zostaną przeze mnie negatywnie ocenieni. Gdy jednak orientują się, że w moim gabinecie są tęczowe elementy, a w kącie z winyla leci muzyka Madonny, otwierają się.
Ale muszę przyznać, że jest to duże wyzwanie, żeby zachować balans – to znaczy, by z jednej strony być profesjonalnym – ale nie profesjonalnym do bólu, tak, że pacjent jest aż przytłoczony i boi się odezwać, a z drugiej, by pokazać, że też jestem facetem tęczowym. Z tym, że tęczą też nie mogę przytłoczyć. Tęczy ma być tyle, by pacjenci poczuli się bezpiecznie. A czasem przychodzą też do nas heterycy.
Jak często?
Mniej więcej jeden dziennie, czyli kropla w morzu. Wielu naszych pacjentów zna się nawzajem, nieraz siadają obok siebie w poczekalni, dowcipkują – a w kącie tkwi taki outsider i się stresuje, bo umówmy się, nie codziennie pielęgniarka wkłada ci patyczek do penisa, a tak właśnie odbywa się testowanie na chlamydię i rzeżączkę.
(cisza)
Będąc ekspertem w Parlamentarnym Zespole ds. Zapobiegania Zakażeniom HIV i Zwalczania AIDS, ciągle powtarzam, że do obecnego „darmowego” pakietu, który zawiera testy na HIV, kiłę i WZW, należy dodać chlamydię i rzeżączkę, bo inaczej tworzy się trochę fałszywe poczucie bezpieczeństwa u pacjenta. A rzeżączka czy chlamydia to najczęstsze STIs – tego jest mnóstwo! – tylko u mężczyzn są mniej groźne, często zupełnie bezobjawowe. Mogą się uaktywnić, gdy mamy osłabioną odporność. Zdarza się, że delikwent się przeziębi i nagle w tym przeziębieniu dostaje wycieku z penisa.
Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.